Smak grzanego wina ◎ Niedziela 25 grudnia 2039.

Wczesnym popołudniem Orla naciska dzwonek drzwi w domu Hanka i przestępuje z nogi na nogę, nie mogąc znieść różnicy temperatury między wnętrzem samochodu a grudniowym powietrzem. Drzwi otwiera jej Connor, a dziewczyna od razu uśmiecha się szeroko. Od czasu ich nocnej rozmowy w Grand Circus Park, wszystko między nimi wróciło do normy i choć nigdy nie wrócili do rozmów o uczuciach, oboje cieszyli się z kolejnych spotkań w ciepłych kawiarniach.

– Wesołych świąt? – mówi niepewnie Banks, a android spogląda pytająco na czerwoną czapkę mikołaja, którą ma na głowie dziewczyna. – Jest Boże Narodzenie Connor, w Boże Narodzenie trzeba być razem.

– Kto to do kurwy nędzy? – wola Hank ze środka. – Wpuszczacie zimno do środka.

– Już wchodzę! – odpowiada Orla i uśmiecha się znów do bruneta stojącego w drzwiach. – Pomóż mi zabrać rzeczy z auta.

Łapie go za rękę i ciągnie do pożyczonego od Shailene samochodu, a po chwili wpycha mu małą choinkę w doniczce, torbę na ramię, a w drugą rękę brytfannę z kawałkami ciast. Sama zabiera pojemniki z jedzeniem ułożone w kartonie i wracają do środka. Hank siedzi w szlafroku na sofie przed telewizorem, a Sumo od razu biegnie do Banks, merdając ogonem.

– Wesołych świąt, uznałam, że zjemy świąteczny obiad – mówi pogodnie kobieta, stawiając karton na stole w kuchni. – Czy tego chcesz, czy nie Hank. Więc bądź tak miły, weź prysznic i się ubierz, a my z Connorem zajmiemy się wszystkim.

– Dobrze, dobrze – mruczy pod nosem Anderson, a dziewczyna jest szczerze zaskoczona, że ten nie ma żadnych obiekcji. Jak tylko mężczyzna znika u siebie w sypialni, Orla od razu obraca się do Connora.

Brunet stoi pomiędzy salonem a kuchnią, dalej trzymając w dłoniach ubraną choinkę i ewidentnie sprawia wrażenie zagubionego. Banks uśmiecha się do niego szeroko, podoba jej się w tej zwykłej polówce i jeansach bardziej niż w jego codziennych koszulkach, które nosi do pracy. Dziewczyna podchodzi do niego i rozgląda się po salonie i wskazuje mu miejsce obok komputera, gdzie może postawić drzewko.

– W bocznej kieszeni torby są jeszcze jedne lampki, rozwieś je gdzieś na regale – instruuje go i wraca do jedzenia.

Banks nie jest zbyt zachwycona stanem piekarnika w mieszkaniu Andersona, ale ostatecznie wrzuca do niego naczynie z ziemniakami i indykiem, a później bierze obrus i idzie do stołu.

– Nie Sumo, nic nie dostaniesz – mówi, celując w psa palcem, wiedząc, że wielka bestia i tak nie opuści jej nawet na chwilę, gdy wyczuła jedzenie.

– Jak mogę ci pomóc? – pyta Connor, stając obok dziewczyny nakrywającej do stołu.

– Ułóż talerze i nie obchodzi, że nie jesz. Nakryj też dla siebie – mówi Orla i zaczyna przeszukiwać szafki w poszukiwaniu misek, na które będzie mogła przełożyć przywiezione jedzenie.

Każdy talerzyk i patera, którą wyjmuje, wymaga dokładnego mycia, co jasno daje jej do zrozumienia, że ostatnie lata Hank żywił się tylko gotowymi potrawami. Nie, żeby go jakoś za to winiła - zanim w jej życiu pojawiła się Shailene, ona robiła dokładnie to samo, bo co by nie mówić, Jake nigdy nie miał pojęcia o ludzkim jedzeniu. Kątem oka Orla obserwuje, jak Connor radzi sobie z wykonywaniem jej poleceń i nie może przestać się uśmiechać za każdym razem, gdy na niego spojrzy. Ma poczucie, jakby powietrze iskrzyło między nimi, choć nie mówili ani słowa na tematy inne niż niż rozlokowanie talerzy.

– Muzyka – mówi Orla, spoglądając na zestaw grający w salonie. – Składanka świątecznych przebojów, ale klasyka, a nie nic nowego.

Connor uśmiecha się, słysząc melodyjny męski głos płynący po chwili z głośników, a Orla uśmiecha się szeroko, tanecznym krokiem wracając do bulgoczącego na kuchence sosu. Jest ubrana w bardzo luźne spodnie i krótki sweter, który odsłania fragment jej pleców, jak tylko sięga po coś na wyższe półki.

– Co tak ładnie pachnie? – pyta android, podchodząc do niej bliżej.

– Nie wiem, o co konkretnie pytasz. Dla mnie wszystko pachnie obłędnie. – Connor chwilę analizuje, co przyciągnęło jego uwagę i wskazuje na największy garnek. – Och, to grzane wino. Widać, że mieszkasz z pijakiem. – Dziewczyna śmieje się, uchylając szafkę pod zlewem, gdzie stoją dwie puste butelki, których zawartość jako pierwszą zaczęła przyprawiać. – Chcesz spróbować?

– Wiesz, że...

– Lubisz sok ananasowy, lody waniliowe i nie znosisz masła orzechowego. Więc co, jak co, ale mogę już trochę powiedzieć o twoim smaku – mówi Banks i nalewa chochlą wino do kubeczka i mu wręcza. – Tylko uważaj, bo jest cholernie gorące.

Android upija mały łyk, a ona opiera się o szafkę, obserwując jego reakcję i od razu po jego oczach może stwierdzić, że całe wino zostanie raczej dla niej. Dziewczyna wzrusza ramionami, zabierając mu kubek i odstawia go na bok, by wyjąć potrawyz piekarnika.

Systematycznie ustawiają wszystko na stole, a na końcu Orla zapala świeczki i uśmiecha się, stając kilka kroków od okrągłego stołu.

– To wygląda bardzo ładnie – mówi Connor. – Nie do końca rozumiem, czym dzisiejszy dzień różni się od innych, zwłaszcza że nie zauważyłem, żebyście z Hankiem należeli do społeczności osób wierzących...

– Nie chodzi o religię, bardziej o tradycję. – Orla patrzy na kolorowe światełka choinki w dużym pokoju i sypiący śnieg za oknem. – Chodzi o rodzinę, Connor.

Android przygląda jej się, mrużąc lekko oczy, a czerwona dioda na jego skroni miga intensywniej niż lampki w drugim pokoju. Zanim jednak zdąży poprosić dziewczynę o doprecyzowanie kwestii ich relacji, w korytarzu pojawia się Hank. Connor zna go od dawna, ale chyba nigdy nie widział, by do tej pory porucznik przyłożył się aż tak do doprowadzenia się do porządku. Anderson przystaje w wejściu do kuchni, patrząc na zastawiony stół i dopiero po chwili przenosi wzrok na Banks, która uśmiecha się do niego niepewnie, ściskając w dłoni kubek z grzanym winem.

– Sama to wszystko przygotowałaś? – pyta, idąc w stronę krzesła. Orla przez chwilę ma ochotę go okłamać, mając ogromną nadzieję, że może tą niewinną bajeczką zyskałaby w jego oczach jakąś ojcowską aprobatę. Jednak zna Hanka o wiele za długo i wie, że w jego wypadku szczerość zawsze jest najlepszą opcją.

– Nie żartuj, Shailene gotowała. Ja byłam tylko jej elfem pomocnikiem – odpowiada dziewczyna i też podchodzi do krzesła po lewej stronie od Hanka. – Przygotowywała kolację dla swojej dawnej właścicielki i... poprosiłam ją, by zrobiła więcej dla nas.

– Podziękuj jej, wydaje się miłą dziewczyną.

– Jest. Jest najlepsza na świecie – mówi Banks i skinieniem głowy daje im znać, by usiedli. – Jako, że żadne z nas nie będzie się modlić, a przegapiliśmy święto dziękczynienia, więc po prostu posiedźmy minutę w ciszy i pomyślmy o czymś dobrym, zanim zaczniemy jeść.

Orla rozkłada ręce w kierunku obu mężczyzn, poganiając ich wzrokiem, by złapali ją za dłonie. Zarówno ona, jak i Hank po raz pierwszy od bardzo wielu lat mają poczucie, że są z rodziną. Że w jakimś stopniu naprawdę tworzą tę dziwną, międzyrasową i bardzo dysfunkcyjną podstawową komórkę społeczną. A jest to uczucie, o którego przyjemnym istnieniu chcieli zapomnieć od bardzo dawna. Nie mówią sobie ani słowa, ale Banks wie doskonale, co chcą sobie przekazać wzajemnie, gdy Hank zaciska palce na jej dłoni odrobinę mocniej, a ona odpowiada tym samym.

Connor nie do końca ma pojęcie, jak powinien odnaleźć się w tej sytuacji; nie wie, co ma robić i ma wrażenie, że jego umysł zalewa cała lawina bezużytecznych informacji. Przynajmniej dopóki Orla nie przesuwa delikatnie kciukiem, po wierzchu jego dłoni. Wtedy od razu rozumie, co jest tą dobrą rzeczą, o której powinien myśleć.

A dokładniej widzi ją przed sobą, spoglądając na czarnowłosą dziewczynę i siwego mężczyznę, którzy mimo tego, że na siebie nie patrzą, mają w oczach niemal identyczną melancholię.

– Czy wystarczy już tych sentymentów? – pyta Hank, puszczając dłonie Connora i Banks. – To jedzenie pachnie za dobrze.

– Tak, zdecydowanie wystarczy sentymentów, jak na jeden wieczór – odpowiada od razu dziewczyna i podaje mu miskę z pieczonymi ziemniakami. – Chcesz grzane wino?

– Nie do kolacji.

Orla i Connor wymieniają zaskoczone spojrzenie, a dziewczyna nagle czuje się odrobinę winna, że właśnie kończy pierwszy duży kubek wina. Mimo to nie mówią absolutnie nic i tylko uśmiechają się lekko. Na początku cała trójka czuje się dość skrępowana i dopiero po kilkudziesięciu minutach udaje im się znaleźć wspólny temat do rozmowy, który dość szybko rozluźnia atmosferę. Banks co jakiś czas namawia Connora, na próbowanie kawałków świątecznego jedzenia i stara się nie widzieć, jak regularnie spadają one na podłogę, by zajął się nimi Sumo. Dopiero kiedy Orla wpycha w siebie drugi kawałek ciasta, decydują, że przegrali nierówną walkę z jedzeniem, którego dziewczyna przywiozła o wiele za dużo, jak na dwie osoby.

– Więc, co teraz? Każesz nam śpiewać kolędy, czy oglądać jakieś durne świąteczne filmy? – pyta Hank, a ona wzrusza ramionami, zbierając z Connorem talerze ze stołu.

– Myślałam o obejrzeniu Szklanej Pułapki, ale jak nie chcesz... – Śmieje się dziewczyna, a Anderson od razu wstaje od stołu. Orla wyjmuje butelkę whisky z szafki i nalewa trochę do szklanki, wręczając ją Hankowi.

– Dzięki młoda.

– Nie ma sprawy, polecam się na przyszłość – odpowiada pogodnie dziewczyna. – Connor, zostaw już te talerze i chodźmy usiąść, jutro się tym zajmiemy.

Jak tylko mężczyźni znikną w salonie, Orla wyciąga z torby dwa pakunki i idzie do salonu, wręczając im je z szerokim uśmiechem.

– Dopiero przywiozłam choinkę, więc nie będę ich pod nią kładła – mówi Banks i siada na sofie obok androida.

– Co to? – pyta Connor, a dziewczyna nie przestaje się uśmiechać.

– Prezent świąteczny – odpowiada oczywistym głosem. – W święta ludzie zazwyczaj dają sobie prezenty.

– Dzieciom daje się prezenty – wtrąca Anderson.

– Nie wiedziałem o tym. Dlaczego nie wspomniałeś o tym w zeszłym roku Hank? – Connor, obraca w dłoniach pakunek w kolorowym papierze, wyraźnie zakłopotany. – Nie mam nic dla ciebie Orla.

– Nie szkodzi. Ja już dostałam swój prezent w tym roku – mówi dziewczyna. Connor nie ma bladego pojęcia, co takiego Orla może mieć na myśli, ale nadal ma poczucie pewnej nierówności. Spogląda na Hanka, który wzrusza ramionami, nie dodając mu tym, w żaden sposób otuchy. Porucznik pierwszy otwiera swój prezent.

– Koszula? – pyta, wyjmując materiał w morskim kolorze w drobne różowe flamingi. – Jest kurwa paskudna, Banks.

– Wiem, długo takiej szukałam – odpowiada z dumną dziewczyna. – Jest kurwa paskudna, a w przeciwieństwie do innych twoich paskudnych koszul, jest przynajmniej nowa.

Hank przewraca oczami, widząc, jak Orla szczerzy się do niego głupio, wyraźnie z siebie zadowolona, zanim obróci się w stronę młodszego z mężczyzn. Connor dość niepewnie otwiera pakunek, starając się nie zniszczyć papieru, jakby już sam w sobie był on prezentem. W końcu wyjmuje spod niego tekturowe pudełko z elegancko zapakowanym czarnym, wąskim krawatem w drobne, wyhaftowane ananasy.

– Wiem, jest głupi, ale podobały ci się moje skarpetki... może nie będziesz go nosił do pracy, ale jak go zobaczyłam, od razu pomyślałam o tobie... – zaczyna mówić chaotycznie Banks, nie mając bladego pojęcia, co sądzić po wyrazie twarzy mężczyzny obok siebie.

– Jest...

– Beznadziejny, wiem.

– Nie, nie. Jest cudowny, po prostu nie wiem, jak mam się zachować, żebyś wiedziała, że naprawdę mi się podoba. Nigdy wcześniej nie dostałem prezentu – odpowiada Connor, a czerwone światło jego diody idealnie oddaje jego zagubienie. Prawdopodobnie, gdyby wciąż odczuwał niestabilność programu, to poszybowałaby ona teraz w górę, jak szalona.

– Po prostu powiedz: dziękuję – mruczy Hank, sięgając po pilota i szukając chwilę filmu, o którym wcześniej wspomniała Banks.

– Dziękuję. – Connor spogląda na dziewczynę, która siedziała na sofie obrócona w jego stronę i bierze ją na chwilę za rękę. – Dolać ci wina?

– Tak, tak proszę – odpowiada od razu Orla, wręczając mu kubek i sięga po koc, przerzucony przez oparcie kanapy.

– Też dziękuję – mówi Hank. – I nie mam na myśli tej paskudnej koszuli.

– Wiesz, jak kurewsko cię kocham, ty stary pierdzielu? – pyta Banks, zagryzając usta, bo czuję, że jest bliska płaczu.

– A ty wiesz, że ty i ten młokos jesteście dla mnie...

– Tak, Hank – przytakuje dziewczyna i wyciąga rękę, by zacisnąć na chwilę palce na jego przedramieniu.

Gdy Connor wraca do pokoju, widzi, że Orla pośpiesznie przeciera policzki i naprawdę ma ochotę bardzo poważnie porozmawiać z porucznikiem, że ten nawet dzisiaj nie powstrzymał się od powiedzenia jej czegoś przykrego. Jednak dziewczyna uśmiecha się do niego całkiem pogodnie, gdy siada z powrotem na sofie obok niej. Przez cały film android nie może zrozumieć do końca, co tak bawi Orlę i Hanka, którzy przerzucali się cytatami, jeszcze zanim wypowiedzieli je bohaterowie. Nie rozumiał też kompletnie, dlaczego główny bohater żyje tak długo, skoro jest tylko człowiekiem i dlaczego właśnie ten film zdecydowali się obejrzeć w Święta. Zdaniem Connora to, co dzieje się na ekranie, jest odrobinę zbyt mało realistyczne i za bardzo brutalne, by wpasowywać się w klimat dzisiejszego dnia, jednak obserwowanie rozbawiania bliskich mu osób daje mu większą satysfakcję, niż ta, którą mógłby faktycznie czerpać z filmu.

– Może w coś zagramy? W karty albo scrabble? – pyta Orla, dolewając sobie więcej wina i spoglądając na Hanka. – Co? Kiedyś ogrywałeś mnie regularnie w brydża...

– Grałaś kiedyś w coś z androidem? Nie mamy kurwa najmniejszych szans z nim – parska Hank, podnosząc się z fotela. – Ja spadam spać, starość nie radość.

– Daj spokój, jest dopiero przed północą! – Śmieje się dziewczyna, spoglądając na zegarek.

– Jak zostanę, to dokończę tę flaszkę, a rano będę miał kaca. Zakładam, że zostaniesz, tak?

– Tak, chyba tak. Jak Connor nie ma nic przeciwko? – pyta Banks, uśmiechając się do androida.

– Nie, tak jak ostatnio możesz spać w moim pokoju.

– Właśnie, więc rano wolę cię znosić bez dodatkowego kaca – mówi Hank i znika w swojej sypialni, a Orla bierze pilota i chwilę przerzuca kolejne kanały. Jeśli ma być szczera sama ze sobą, to mimo stosunkowo wczesnej pory też czuje się już lekko pijana.

– Chcesz coś jeszcze obejrzeć? – pyta Banks, chwilę przeglądając wszystkie przesłodzone świąteczne romanse, które z powodu jakiegoś dziwnego masochizmu ogląda razem z Shailene.

– Nie, myślę, że nie. – Orla przytakuje mu lekko, wyłącza telewizor i podchodzi do odtwarzacza.

– Gdybym miała Hanka ocenić po jego guście muzycznym, uznałabym, że jest poważnie zaburzony. Ma tylko jazz i metal, ze skrajności w skrajność – mruczy pod nosem dziewczyna, przeglądając płyty, a ostatecznie szuka czegoś online.

Connor nie umie w żaden sposób opisać tego, jak się teraz czuje, patrząc na nią. Orla wiruje w rytm głosu jakiejś piosenkarki, nucąc słowa utworu i cały czas trzymając kubek z winem w dłoni. W żadnym stopniu nie można powiedzieć, że Banks jest urodzoną tancerką, bo więcej jest w tym wygłupów niż prawdziwych umiejętności, ale on nie umie oderwać od niej wzroku. Jest urzeczony jej przesadnie teatralnymi gestami, które w jakiejś mierze na pewno wynikają z alkoholu krążącego w jej żyłach, ale przede wszystkim są chyba przejawem tego, jak swobodnie się przy nim czuje.

And there's a dazzling haze, a mysterious way about you, dear. Have I known you twenty seconds or twenty years? – śpiewa Orla za wokalistką, obracając się w jego stronę. Connor uśmiecha się, widząc jej minę i kompletnie nie wie, jak inaczej zareagować. – And ah, take me out, and take me home. You're my, my, my, my lover.

Przy ostatnich słowach dziewczyna kompletnie wypada z rytmu, ale nadrabia za to zdecydowanie pewną siebie miną. Banks odstawia kubek na stolik, który odsuwa w stronę fotela, by ewidentnie mieć więcej miejsca do tańca i wyciąga rękę w stronę Connora.

– Zatańcz ze mną.

– Obawiam się, że nie mam zawartego tańca w moim programie – odpowiada niepewnie brunet, a ona parska śmiechem.

– To zupełnie tak, jak i ja.

Connor uśmiecha się krzywo i bierze ją za rękę, a ona od razu przyciąga go do siebie. Dziewczyna ściska jego dłoń, a drugą układa na swojej talii, wirując z nim lekko w rytm piosenki, nie przestając się uśmiechać. Przy każdym jej ruchu jego palce przesuwają się lekko po odkrytym fragmencie jej pleców, a on tak samo, jak za pierwszym razem u niej w kuchni, kompletnie nie wie, co zrobić z tą nagłą bliskością. Jakby samo muśnięcie dłonią jej skóry, powodowało u niego poważne błędy systemu.

Dlatego stara się iść za radą Hanka i po prostu zaufać sobie.

Orla wysuwa się z jego ramion i wykonuje dość koślawy obrót pod jego ramieniem, zanim on nie przyciągnie jej znów do siebie. Dziewczyna wie, że nie powinna być w szoku, że android tak szybko łapie, o co chodzi, ale i tak jest zaskoczona, gdy następnym razem, obraca ją już sam. Banks pierwszy raz w życiu żałuje tego, że jest tak niska, gdy musi wspiąć się na czubki palców, by zarzucić mu dłonie na ramiona. Wie, że piosenka się zaraz skończy, ale ostatnie, na co ma ochotę, to przestać teraz tańczyć i zepsuć ten idealnie spontaniczny moment. Jednak Connor w końcu ją puszcza, a ona kryje delikatne rozczarowanie pod wymuszonym uśmiechem i wskakuję na sofę. Siada, okrywając się kocem i kolejny raz powtarza sobie w głowie, że nie może go kochać, bo to prowadzi ją donikąd i potencjalnie może tylko wszystko zepsuć. Connor po prostu jest inny, a może nie on jest inny, a ona i ich punkty wspólnego zainteresowania nie będą nigdy zazębiać się w tych samych miejscach.

– Mogę cię o coś spytać Orla?

– Sądziłam, że ustaliliśmy już, że możesz pytać bez ostrzeżenia – odpowiada Banks i rozgląda się za swoim kubkiem.

– Mówiłaś wcześniej, że dostałaś już prezent. Co miałaś na myśli? – pyta Connor, nie odrywając od niej wzroku. Dziewczyna nie ma pojęcia, co odpowiedzieć, przekonana, że wszystkie przychodzące jej do głowy możliwości, są po prostu fatalne. – Czy chodziło o twoje pojednanie z Hankiem?

– Nie, nie do końca. To znaczy też, to jest właśnie ta dobra rzecz, o której myślałam przed obiadem, o nim i o... tobie – odpowiada nerwowo, skubiąc fragment koca. – Miałam na myśli ciebie. Po prostu ciebie, Connor.

Android zamiera, próbując znów uporządkować w głowie potencjalne konsekwencje wypowiedzianych przez nią słów, ale im dłużej nie reaguje, tym bardziej widzi, jak zdenerwowana jest Orla. Dlatego kładzie rękę na jej dłoniach, próbując powstrzymać ją, przed definitywnym rozprawieniem się z lamówką wokół koca. Banks podnosi na niego spojrzenie swoich brązowych oczu, w których Connor widzi dokładnie to, co dostrzegał już od dawna, jednak do tej pory nie umiał tego określić. W końcu jego pierwotny program nie zawierał komend, które pomogłyby mu się odnaleźć w sytuacji całkowitego i kompletnego zakochania się w kimś, kto ewidentnie czuje to samo.

Mężczyzna nie ma pojęcia, jak ma się zachować, by jej nie wypłoszyć, by dać jej do zrozumienia, o czym myśli od bardzo dawna, jednocześnie nie mówiąc ani słowa. Słowa, które zazwyczaj wychodzą z jego ust, są dużo bardziej zimne i pragmatycznie niż by tego sobie życzył, dlatego teraz po prostu przenosi dłoń na jej policzek. Banks w przeciwieństwie do niego nie myśli za wiele i absolutnie, jak zawsze jego zdaniem, wie dokładnie co zrobić.

Kobieta nachyla się w jego stronę, robiąc to bardzo powoli, jakby dając mu tym samym czas na wycofanie się, gdy zbliża się do jego ust. Connor jednak przesuwa dłoń na jej kark i wiedziony nieznanym mu do tej pory instynktem całuję ją delikatnie. Na jej gorących wargach czuję posmak wina, cynamonu i goździków, których połączenie zdecydowanie nie podeszło mu, gdy go nim poczęstowała. Teraz jednak nie jest sobie w stanie wyobrazić niczego porównywalnie dobrego, jak przyprawy, którymi smakują jej usta.

Bum! Wcześniej były drobne kroczki, a dzisiaj to chyba jakiś sprint!

Ten i kolejny rozdział pisałam w święta, więc klimat udzielił mi się bardzo mocno. Szkoda, że rozdziały lądują tu w marcu xD tak bywa.

Jako że dziś są urodziny Bryana, a ten rozdział ma swoją bezpośrednia kontynuacje to postaram się go wrzucić jeszcze dziś.
Taki prezent... świąteczny? 😂

PS. @GabrielleSylvestris to są te tańce, o których pisałam u ciebie ❤️😏

K.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top