Po północy ◎ Sobota 31 grudnia 2039.
Pomimo tego, że z głośników płyną same nowe przeboje niewiele osób tańczy na parkiecie dużej sali w Jerychu. Od kilku dni wszyscy mieszkańcy ośrodka rozwieszali serpentyny i dmuchali balony, jednocześnie mając poczucie, że tak być nie powinno. Nie teraz; nie tak szybko po ostatnich wydarzeniach. Mimo to nikt nie odwołał zorganizowanego przyjęcia i teraz wszyscy doskonale udają, że dobrze się bawią. Orla pomaga sobie przezwyciężyć drętwą atmosferę alkoholem, który ze sobą przyniosła, mając świadomość, że jest jedną z niewielu osób, które oddychają na tej sali.
Ona i Connor siedzą przy stoliku z Harrisonem i Shailene, która znika na długie momenty, jak tylko ktoś postanawia ją zagadać. Connor czuje się sfrustrowany brakiem postępów w śledztwie, a Orla stara się nie poruszać tego tematu, nie tylko dlatego, że nie jest to dobry czas i miejsce, ale też, bo sama nie chce czuć tej okropnej złości na świat.
Nim jednak zdążą przemyśleć, czy nie lepiej byłoby teraz po prostu wyjść i jechać do domu, żeby obejrzeć kolejne kilka części Gwiezdnych Wojen, na scenę wchodzi North. Jej rudawe włosy są rozpuszczone i opadają lekkimi falami na ramiona, a czerwona obcisła sukienka doskonale podkreśla każdy detal jej niebywałej urody. Orla zupełnie nieświadomie od razu poprawia koronkę swojej czarnej kreacji.
– Uznaliśmy z Markusem, że porozmawiamy z wami teraz, nie będziemy czekać do północy, bo jesteśmy zbyt podekscytowani. Pewnie część z was zastanawia się, czemu jestem na scenie sama, ale mój ukochany przemawia tyle na co dzień, że dziś zostawił ten zaszczyt mnie – mówi North, a Banks kładzie dłoń na kolanie Connora, jakby obawiając się najgorszego. – Zanim jednak powiem o rzeczach dobrych, muszę wspomnieć o Eve i Leonie, o których tragicznej śmierci dowiedzieliśmy się kilka dni temu. Na razie nie wiemy kto i dlaczego postanowił ich zabić, ale wiemy, że najlepsi członkowie policji w Detroit pracują nad sprawą. – Kobieta uśmiecha się do Connora, a dłoń Orli od razu zaciska się na jego nodze. Nie z zazdrości, raczej z niepokoju przed tym, co może powiedzieć zaraz North. – Zbrodnia, z jaką się znów zetknęliśmy, jest okropna i łamie nas ona wewnątrz, ale jak się okazało, nie zginęli oni na próżno. Kolejny atak na naszą społeczność spotkał się z ogromnym współczuciem nie tylko opinii publicznej, ale nawet naszych politycznych oponentów. Dlatego, jako pierwsza przekazuję wam informację, że jutro prezydent Waren podpisze ostatni akt równości wobec naszej rasy.
Na sali wybucha wrzawa, osoby rzucają się sobie w ramiona, a Markus dołącza do swojej ukochanej na podeście i uśmiecha się szeroko.
– Tak jest! Od jutra prawnie będziemy mogli nosić nazwiska, adoptować dzieci, dziedziczyć po naszych bliskich, a także wchodzić w związki małżeńskie – mówi Markus i spogląda na North wzrokiem pełnym miłości. – Dlatego, już dziś chcielibyśmy zaprosić was na nasz ślub czwartego lutego.
Connor czuje się zobowiązany, by iść pogratulować swoim przyjaciołom, nawet jeśli nie należał do największych entuzjastów North. Mimo to Markus jest jego najlepszym przyjacielem po Hanku i dlatego podnosi się z krzesła, a Orla od razu uśmiecha się do niego nerwowo.
– Poczekam, idź do nich – mówi, nalewając sobie kolejnego drinka i obraca się w stronę Harrisona. – Zrobiło się tu trochę zbyt politycznie, jak na mój gust – tłumaczy, widząc spojrzenie niebieskich oczu chłopca.
– Wolałbym chyba zostać u ciebie w domu – odpowiada i rozgląda się po sali. – O co chodzi z tą równością? Myślałem, że po rewolucji z zeszłego roku jesteśmy równi.
– Wobec prawa karnego owszem, od samego początku. Zbrodnie przeciwko androidom karane są tak samo, jak zbrodnie przeciwko ludziom, ale później trwały debaty o zrównanie was w innych kwestiach. Zwłaszcza małżeństwa. Ludzie traktują je jak towar luksusowy niemalże... wiesz, że małżeństwa jednopłciowe wprowadzono niecałe dwadzieścia pięć lat temu? – pyta Banks i upija duży łyk swojego drinka. – Jednak teraz już wszystko jest podpisane, świat zrobił krok do przodu.
– Czyli mogę sobie wybrać też nazwisko?
– Nie wiem, wydaje mi się, że w twoim wypadku nadal będzie obowiązywało przede wszystkim rozpoznanie po numerze seryjnym. Jednak to nic złego, ja mam numer ubezpieczenia, po którym ewentualnie będą mnie szukać wszystkie służby... – Zanim Orla zdąży przemyśleć, co jeszcze i jak najprościej mu wytłumaczyć przy stole pojawia się Shailene i łapie przyjaciółkę za rękę.
– Chodź, zatańczymy – oświadcza blondynka, ale Orla od razu zabiera dłoń. – Dlaczego? Przecież uwielbiasz tańczyć, chociaż kompletnie nie potrafisz.
– Nie jestem w nastroju, przepraszam – odpowiada od razu Banks, a Lene wzrusza tylko ramionami i znika wśród swoich znajomych. – Idę na papierosa, jak wróci Connor, to wie gdzie mnie szukać.
Harrison odprowadza ją wzrokiem i rozgląda się po sali; ma wrażenie, że zarówno Connor, jak i Orla tak samo mocno nie chcą tu dziś być. Tylko ku jego zaskoczeniu oboje udają, że nie mają innego wyjścia, dlatego on jako pierwszy postanawia za nich, że pora już stąd iść i próbuje wypatrzeć detektywa na sali.
W pierwszej chwili, gdy Harrison poznał Connora, wciąż jeszcze czuł się zdezorientowany i oszołomiony zamieszaniem, które zostało spowodowane jego odnalezieniem. Teraz nadal nie czuje się przy nim tak pewnie, jak przy Banks, ale wie, że jeśli ona lubi Connora, to musi być w nim coś więcej.
– Orla powiedziała, że wiesz gdzie jej szukać – mówi Harry, stając obok Connora i zupełnie nie przejmując się tym, że toczy on dyskusję z Markusem. A właściwie dyskusja toczy się obok niego, bo brunet jedynie stoi i przytakuje na rozmowę prowadzoną przez swoich przyjaciół. – A ja chyba pójdę do siebie, mam komiks do skończenia – dodaje chłopak, gdy udaje mu się już skupić na sobie uwagę.
– Dobrze, powiem jej o tym, jak tylko ją znajdę.
– Nie musisz, myślę, że ona już wie – odpowiada Harrison i ucieka w swoją stronę.
Connor przeprasza swoich rozmówców i idzie w stronę stolika, przy którym siedzieli z Orlą, a kiedy zauważa brak jej płaszcza i torebki, od razu wie, że już wyszła.
Przez przeszklone drzwi wejściowe do ośrodka widzi, jak Banks rozmawia z jakąś kobietą. Connor nie musi nawet jej skanować, by bez problemu rozpoznać jeden z modeli Traci. Dziewczyna o azjatyckich rysach śmieje się z czegoś, co powiedziała Orla i kładzie jej dłoń na przedramieniu, zaczynając coś odpowiadać. Connor umie już to uczucie rozpoznać bez najmniejszego problemu, doskonale potrafi rozróżnić zazdrość od wszystkich innych emocji, które od roku pojawiają się w jego umyśle. Nie podoba mu się, że dziewczyna w obcisłej białej sukience w ogóle rozmawia z Banks, a to, że przy każdym wybuchu śmiechu muska jej rękę, jest dla niego naprawdę frustrujące. Gdyby był człowiekiem, pewnie przed wyjściem na zewnątrz wziąłby głęboki wdech, ale niestety nie może sobie pozwolić na ten luksus i wychodzi tak samo poddenerwowany, jak przed chwilą.
– Gillian to właśnie Connor, Connor poznaj Gillian – przedstawia ich szybko Orla, dalej uśmiechając się szeroko i obracając w dłoni niezapalonego papierosa. – Zagadałam ją o ogień, a skoro go nie miała, to po prostu dotrzymała mi towarzystwa, gdy czekałam, aż mnie, aż mnie znajdziesz.
– I znalazł – wtrąca druga z kobiet i rusza w stronę wejścia. – Nawet nie wiesz, jakie masz szczęście, detektywie – mówi, puszczając do niego oko i znika w środku. Orla chowa papierosa z powrotem do paczki i przygląda się Connorowi, którego led błyska intensywnie na żółto.
– No już, nie szukaj informacji na jej temat, była po prostu miła. – Śmieje się Banks i do niego podchodzi. – Mam propozycję, kochanie, ucieknijmy stąd do domu i spędźmy Sylwestra z Hankiem przed telewizorem, co? Mam dość polityki, jak na jedną imprezę.
– Ja też – odpowiada po chwili Connor, a Orla wsuwa mu rękę pod ramię, gdy idą do najbliższej taksówki. – Chyba nie lubię imprez.
– Naprawdę? Dzięki Bogu. Ja tak samo, żałuję, że tego nie ustaliliśmy przed wyjściem – mówi z ulgą w głosie Banks, gdy siadają w samochodzie i od razu splata ich dłonie. – Nie potrafię się sztucznie uśmiechać i udawać, że wszystko jest super. Tylko zmarnowaliśmy wieczór, mogliśmy spędzić go w łóżku.
Brunet tylko przytakuje jej lekko, a Orla po raz kolejny uśmiecha się, kręcąc głową. Wie doskonale, że Connor nie zareaguje w żaden sposób na jej dwuznaczne uwagi i właściwie nawet jej się to cholernie podoba. Nie zmienia też w żaden sposób faktu, że dalej je rzuca od czasu do czasu. Tylko teraz jego milczenie jest dla niej zastanawiające, wie, że przejmuje się prowadzoną przez nich sprawą, ale w tej chwili musi chodzić o coś zupełnie innego. I dopiero po chwili rozumie o co. Ściska jego dłoń w swojej ręce trzy razy, zanim jego brązowe oczy spojrzą w jej stronę.
– Nie możesz być zazdrosny o każdego mężczyznę, czy kobietę, która się pojawi obok mnie. W większości wypadków się całkowicie mylisz i zwykłą uprzejmość traktujesz z góry, jakby ktoś chciał mnie od razu ukraść. Jak dziś. Kobiety nawet nie są w moim spektrum zainteresowań...
– Nie podoba mi się nietrwałość ludzkich relacji, dlatego reaguję w ten sposób.
– To dość logiczne... jedyną osobą, z którą rozmawiasz o związkach, to rozwodnik alkoholik. Nie wszystkie związki się tak kończą, choć chyba nie jestem dobrą osobą, by to oceniać, nigdy w żadnym prawdziwym związku nie byłam. To dla mnie też dość nowy teren, Connor.
– Wizja, że poznasz kogoś innego, kogoś bardziej... ludzkiego jest czymś, co sprawia mi ogromny dyskomfort – mówi brunet, przenosząc wzrok na widok za oknem, a Orla wzdycha cicho i kładzie mu dłoń na policzku, zmuszając go, by znów na nią spojrzał.
– Hej, jeśli czegoś jestem pewna w sprawach związku, to tego, że nie możesz drugiej osoby odciąć od innych, nawet jeśli się boisz. Dlatego, że chyba polega to na tym, by nadal mieć wybór i dalej wybierać niezmiennie i nieustannie jedną osobę, Connor – odpowiada Orla i uśmiecha się do niego. – A ja jestem całkowicie pewna, że już wybrałam – dodaje, zanim pocałuje go delikatnie, a on od razu ją obejmuje.
Taksówka zatrzymuje się pod domem na Michigan Drive, a Banks od razu biegnie do drzwi, gdyż dopiero teraz dociera do niej, jak jest cholernie zimno. Sumo wita ich entuzjastycznie, jak tylko wejdą do środka, a Hank posyła im pytające spojrzenie z kanapy, na której siedzi ubrany w szlafrok.
– Odkryliśmy, że oboje nie lubimy przyjęć – informuje go Connor. – Wyjdę z Sumo. Orla jak chcesz się przebrać, to wiesz gdzie znaleźć moje rzeczy.
– Jasne, dziękuję – odpowiada dziewczyna i opada na sofę koło porucznika. Bez pytania unosi jego ramię i się nim obejmuje, przytulając się do niego. – Masz jeszcze tą whisky, którą czuje?
– W kuchni. Dlaczego naprawdę wyszliście tak wcześnie?
– On ma rację. Wyszliśmy, bo impreza zrobiła się zbyt... – Banks przerywa na chwilę i kręci głową odsuwając się od Hanka. – Ta sprawa, którą prowadzicie, mocno zalazła Connorowi za skórę. Widzę, że traktuje ją osobiście. A dziś North wygłosiła piękną mowę o śmierci w słusznej sprawie i o tym, że dzięki niej Waren podpisała ostatnią ustawę.
– Piękny zbieg okoliczności – mruczy pod nosem Hank, a Orla mu przytakuje i zabiera jego szklankę, by ją napełnić. – Zaczyna się to zazębiać z tym, co mówiłaś o dokumentach i tym martwym dupku z CyberLife. A jak dodać do tego jeszcze fakt, że Marlena Scott wcale nie wyjechała, tylko podcięła sobie żyły w hotelowym pokoju, zaczyna się to robić coraz bardziej skomplikowane.
– Ona nie żyje? – pyta Banks, a gdy porucznik przytakuje, przeklina pod nosem. Wraca na sofę, wręczając mu szklankę i próbuję zebrać myśli. – To wszystko musi się jakoś łączyć.
– Tylko się nie łączy, a przynajmniej nie znacząco. Jak dla mnie to wygląda jak rozstawianie pionków na planszy...
– Raczej jak rozpoczęta partia. Mamy zbite pionki po obu stronach.
– Pytanie tylko, kto nimi kieruje
– To już wasze zadanie, by się tego dowiedzieć. – Na kilka minut zapada między nimi cisza. Cała trójka denerwuje się ostatnimi wydarzeniami o wiele bardziej, niż chcieliby to przed sobą przyznać. Dlatego, zamiast cokolwiek mówić, Orla znów przytula się do Hanka i kręci lekko głową. – Chciałabym tylko trochę spokoju, tylko kilka spokojnych tygodni, a mam wrażenie, że odkąd wróciłam do Detroit, świat znów zaczął wariować.
– Skąd pewność, że kiedykolwiek przestał? – pyta Anderson, a ona bierze głęboki wdech.
– Mam nadzieję, że w tym roku wszystko się uspokoi...
– Jesteś naprawdę naiwna.
– Dzięki – mruczy pod nosem Banks i się od niego odsuwa.
Orla sięga po swoją szklankę i upija łyk whisky, mając ogromną ochotę cofnąć czas do momentu, w którym Elijah skusił ją, by posłuchała Lene i wróciła do miasta. Teraz z perspektywy czasu, zaczyna się zastanawiać, czy aby na pewno podjęła słuszną decyzję. W końcu bez niej sprawy potoczyłyby się podobnym tempem, a ona żyłaby w stolicy w błogiej dla niej nieświadomości. Zanim jednak zdąży powiedzieć o tym Hankowi, czuje wibracje swojego telefonu i spogląda na zdjęcia wysłane jej przez Shailene. Banks pamięta, że blondynka faktycznie zrobiła ich kilka na przyjęciu, jednak nie sądziła, że będą się do czegoś nadawać, a teraz uśmiecha się lekko. Na jednej z fotografii Harrison siedzi jej na kolanach, a Connor lekko pochyla się w jej stronę, co bezapelacyjnie tworzy od razu dla niej krótki obraz tego, dlaczego warto było tu jednak wrócić.
– To z dziś? – pyta Hank, zaglądając jej przez ramię. Dziewczyna od razu przytakuje i obraca lekko ekran w jego stronę. – To jest ten "twój" dzieciak?
– Tak, to Harry – odpowiada Orla, przerzucając na jakieś zdjęcie, które zrobiła mu wcześniej. – Jest niesamowity.
– Tak... – Anderson na chwilę milknie, gdy Orla przerzuca wszystkie zdjęcia w telefonie. – Musi cię naprawdę lubić.
– Elijah mówi, że jego wspomnienia ze mną są nacechowane bardzo mocno emocjonalnie, staram się spędzać z nim dużo czasu, ale od przyszłego tygodnia muszę się zabrać porządnie za pracę, bo na razie utknęłam w martwym punkcie.
– Możemy powiedzieć to samo.
– To nie jest kurwa licytacja – odpowiada od razu Banks, a później odwraca się w stronę drzwi, przez które właśnie wszedł Connor.
Pies podbiega radośnie do Orli, która zaczyna go drapać za uszami, gaworząc przy tym, jakby rozmawiała z dzieckiem i gani samą siebie za myśl, że mogła zostać w Waszyngtonie. W Stolicy może i było spokojniej, ale z całą pewnością nie było whisky pitej w najlepszym towarzystwie na świecie, ani entuzjastycznego bernardyna.
A przede wszystkim nie ma uśmiechającego się do niej niepewnie bruneta o orzechowych oczach.
Nakręciłam tutaj intrygę i dopiero zaczynam rozrzucać okruszki.
No i nieustająco trochę będę to wszystko kąpać w cukrze, żeby uśpić wasza czujność 😉
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top