Okruszki niepewności ◎ Środa 29 lutego.

Silny wiatr kołysze gałęziami wysokiego świerku rosnącego przed domem z czerwonej cegły. Pogoda jest tak okropna, że nawet mimo wczesnej godziny w środku budynku pali się już światło. Gavin wciąga na głowę kaptur i odpala papierosa, utwierdzając się w przekonaniu, że Connor nie skończy za szybko rozmawiać z Chrisem.

Po tym, jak tylko spisali jego zeznania, Reed chciał jak najszybciej opuścić mieszkanie kolegi. Im dłużej w nim siedział, im dłużej patrzył na zatroskane spojrzenia żony Chrisa i jej nieustanne proponowanie im kawy, tym bardziej chujowo się czuł. Przede wszystkim dlatego, że poszukiwanie osób odpowiedzialnych za tamten wybuch nie idzie im tak szybko, jak Gavin by sobie tego życzył i zwyczajnie zżera go poczucie winy, że nie mogą przedstawić koledze jakichś szczerych obietnic, że uda im się zamknąć śledztwo w najbliższym czasie. Jednak tym, co poza pracą frustruje Reeda do granic możliwości, jest dostrzeżenie, w jak chujowej sytuacji życiowej się znajduje.

Wszyscy jego kumple, jak Chris, mają rodziny, dzieci, kogoś, kto będzie naprawdę szczerze za nimi tęsknił. W końcu nawet za Andersonem wypłakiwały sobie oczy jego przyszywane dzieci. Nawet jeśli jedno z nich było pieprzonym androidem.

A on? On swoimi napadami złości i ciągłym stawianiem pracy na pierwszym miejscu zjebał nawet to. I teraz nie pozostaje mu nic innego jak jeżdżenie co drugi weekend do pieprzonego Toledo, by mógł sprawiać, chociaż pozory tego, że jest dobrym ojcem.

Dlatego też odmraża sobie teraz tyłek, paląc papierosa, bo zwyczajnie trudno mu udźwignąć jednocześnie prowadzenie sprawy o takim ładunku emocjonalnym i patrzenie na syna swojego kolegi biegającego radośnie po salonie. Dając Gavinowi jasno do zrozumienia, że jak tak dalej będzie się to wszystko toczyć, to on choćby nieświadomie pójdzie w ślady Hanka i to wcale nie na tym etapie życia, w którym został on najmłodszym porucznikiem w Detroit.

Drzwi domu Millerów otwierają się i Connor jeszcze chwilę żegna się z żoną kolegi, zanim ruszy w stronę Gavina. Reed wyrzuca niedopalonego papierosa do studzienki ściekowej i na razie dalej opiera się o maskę samochodu, przyglądając się androidowi, który zapina szarą kurtkę. Detektyw w życiu by się do tego nie przyznał na głos, ale czasem zdarza mu się zapominać, że Connor nie jest prawdziwym człowiekiem. Zwłaszcza gdy brunet robi takie drobne, ale kompletnie mu niepotrzebne gesty, czy coraz bardziej zawzięcie odgryza mu się na wszelkie przytyki. A mimo tego nadal pozostaje maszyną.

Tak samo, jak osoba, której szukają.

– Czy wszystko w porządku? – pyta Connor, stając naprzeciwko detektywa. – Wydawałeś się niezwykle zdenerwowany.

– Owszem, bo musiałem oglądać twoją gębę od rana – odpowiada od razu Gavin i wzdycha ostentacyjnie. – No wsiadaj, do cholery! Na co czekasz?

– Aż otworzysz samochód? – kpi android i idzie do drzwi po stronie pasażera. Reed chwilę szuka kluczyków w kieszeni, zanim otworzy auto. Wsiadają do środka i gdy tylko detektyw odpala silnik, z głośników zaczyna lecieć muzyka, którą Connor ścisza. – Powinniśmy pomówić o śledztwie.

– Proszę bardzo, a masz coś nowego do powiedzenia? Chris nic nie wie, co nie jest żadnym zaskoczeniem, bo od początku wiedzieliśmy, że to złe miejsce i zły czas. Na razie udało nam się przesłuchać jedną osobę z listy, którą dała nam November i zgodnie z twoją analizą to ona była najbardziej podejrzana. Szkoda, że ma solidne alibi. Jutro ściągamy na posterunek trzy kolejne, może one nam coś powiedzą, ale jak znam życie, to dadzą nam gówno. – Gavin, patrzy na drogę, jadąc dosyć szybko i dalej wylewa swoją frustrację. – Nie mamy żadnych innych tropów, tylko androida, który według CyberLife nie istnieje i ładunek wybuchowy. Z tym że jeśli chodzi o ładunek, to wiemy tyle, że zrobił go jakiś domorosły pirotechnik w swojej kuchni. Więc? Co jeszcze masz do dodania? Co pominąłem?

– Właściwie nic, ale zwróciłeś uwagę na to, co jest dla tej sprawy charakterystyczne: jej dwutorowość. Z jednej strony mamy niedobitki Starego Porządku, których jeszcze nie aresztowało FBI, to oni odpowiadają za wszystkie nieudane zamachy, zabójstwo dwójki androidów z Jerycha i ostatnią bombę. To ludzie, którzy nie grzeszą inteligencją...

– To tylko pionki, ktoś wykorzystuje ich ślepy fanatyzm. Tak, wiem o tym – wtrąca Gavin. – A z drugiej strony mamy ukrywanie środków finansowych i niezarejestrowanego androida.

– Właśnie. Więc może to jest ich sposób na utrzymanie się cały czas na powierzchni, to by kazać nam szukać osób na niższych szczeblach, zamiast kogoś, kto może tym kierować.

– A nie szukaliście już takiej osoby? W rzeczach Hanka znalazłem listę grubych ryb, które nie są fanami androidów i tego waszego wyzwolenia.

– Jaką listę? – pyta Connor, a Reed mierzy go wzrokiem i parska krótkim śmiechem.

– No kto by pomyślał! Anderson nie mówił ci wszystkiego! Tego się kurwa nie spodziewałem. – Śmieje się brunet. – Nie wiem, co to za lista i skąd ją miał, ale są tam osoby, które mogłyby za tym stać. Jednak nie zdążyłem się temu dokładnie przyjrzeć, jedyne co je łączy, to że wszystkie wykupiły trochę udziałów w CyberLife, by wspomóc firmę po chwilowym kryzysie, który ją dopadł. – Gavin spogląda na Connora, który przymyka oczy i ewidentnie poszukuje wspomnianej listy w aktach sprawy. Reed uderza go w ramię, a android od razu posyła mu spojrzenie pełne wyrzutu. – Co ty odpierdalasz do cholery? Łączysz się z Matrixem? – sarka i parska śmiechem, a mężczyzna obok niego mierzy go chłodnym spojrzeniem.

– Próbuję oszczędzić nam obojgu czasu. Chciałem znaleźć tę listę i sprawdzić te nazwiska, zajmie mi to o wiele mniej czasu niż tobie i może jak dojedziemy na posterunek, będziemy mieć już jakieś konkretne tropy.

– Nie powiedziałem, że ta lista jest dołączona do akt. Nie była dołączona do akt sprawy, dlatego nie uznałem, że to coś istotnego, sądziłem, że to jakiś wasz ślepy zaułek. W schowku jest tablet, znajdziesz tam tę listę i moje notatki, co do sprawy. Częstuj się.

Gavin spogląda kątem oka, jak Connor bierze tablet. Z jego dłoni znika skóra, odsłaniając biały, plastikowy szkielet, a Reed przeklina pod nosem, będąc pewnym, że nigdy się do tego nie przyzwyczai. Tak samo, jak do tego, że android zawsze jest o krok przed nim, zawsze znajduje rozwiązanie, czy choć cień połączenia między dwoma elementami sprawy o ułamek sekundy szybciej niż on. Właśnie tego detektyw obawiał się przez całą swoją karierę, że pojawi się android, który będzie od niego lepszy w tej jednej jedynej rzeczy, w której Reed czuje się naprawdę dobry. I w której odnosi jakiekolwiek sukcesy.

– Ta lista pochodzi sprzed kilku miesięcy i nawet jeśli wszyscy na niej mają powiązania z CyberLife, to się nimi nie chwalą – mówi Connor, przenosząc wzrok z ekranu urządzenia na Gavina. – Powinniśmy skonsultować ją z November, może ona powie nam coś na temat tego, komu z tej listy zależy najbardziej na przywróceniu androidów do roli niewolników.

– To na co czekasz? Skontaktuj się z nią! – Reed skręca w przeciwnym kierunku, niż prowadzi główna droga i widzi, że android jest jakiś niespokojny. Gavin od początku ma poczucie, że ściąganie go tak szybko do pracy i to właśnie do tej sprawy jest złym pomysłem. Connor może i nie jest człowiekiem, ale to wszystko, co się wydarzyło, znosi bardziej ludzko niż sama Orla.

– Dlaczego nie jedziesz na posterunek? – pyta Connor, wyrywając Reeda z zamyślenia. – Powinniśmy dokładnie przejrzeć jeszcze raz akta pracowników, które dostaliśmy od November i porównać je z tą listą, o której istnieniu właśnie mi powiedziałeś.

– Nie wolisz sobie tego przeanalizować w mieszkaniu? Przecież masz cały pieprzony internet w głowie, nie musisz siedzieć na posterunku.

– Wolałbym pracować na posterunku – odpowiada android, a Gavin wzrusza ramionami i uśmiecha się kpiąco.

– Co, problemy w raju? Banks cię wkurwia?

– Nie wkurwia mnie. Jest wręcz przeciwnie. – Connor milknie, ale Reed wyraźnie czeka, aż ten coś doda. – Kiedy pracowałem z Hankiem, to było normalne, że zabieraliśmy pracę do domu. Teraz jak tam wracam, jest inaczej.

– Moja była miała ciągłe pretensje o przynoszenie ze sobą pracy.

– Orla nie ma pretensji. To ja... nie mogę się skupić, jak wracam do domu, bo wolę zająć się czymś innym niż pracą – odpowiada spokojnie Connor, nie mając pojęcia, dlaczego właściwie mówi to Gavinowi.

– Ja już się domyślam czym – sarka Reed, śmiejąc się głośno. – Korzystaj, póki jest dobrze, z mojego rozległego doświadczenia mogę ci zagwarantować, że fajnie jest tylko na początku. Teraz może i ona nie ma pretensji, ale daj jej czas, znajdzie sobie powód. One zawsze sobie znajdują.

– Nie wydaje mi się, by Orla w jakikolwiek sposób wpisywała się w obszar twojego rozległego doświadczenia – odpowiada Connor i uśmiecha się kpiąco przez ułamek sekundy. – Za to właśnie dostałeś powiadomienie o wiadomości z portalu randkowego – dodaje rozbawionym głosem i odkłada tablet z powrotem do schowka.

– Czy ktoś ci kurwa pozwolił grzebać w czymś więcej niż aktach sprawy jebany plastiku? – wybucha Reed, ale Connor wzrusza tylko ramionami. – Jeśli komukolwiek powiesz chociaż słowo, to cię kurwa przerobię na części zamienne.

– Dlaczego? Moim zdaniem większość osób na posterunku chciałaby się dowiedzieć, że opisujesz się jako osobę, z którą nie można się nudzić. Choć masz tam błąd, nie masz ponad metr osiemdziesiąt wzrostu – kpi z niego Connor i widząc jego zdenerwowanie, uśmiecha się głupio. – Spokojnie, już to poprawiłem.

– Zajebię cię! Przysięgam!

– Nie zrobisz tego. To byłoby nielogiczne, biorąc pod uwagę śledztwo, dzięki któremu możesz dostać awans – odpowiada android, a Reed oddycha głęboko, próbując się uspokoić. – Jak zostaniesz porucznikiem, to przynajmniej ten zapis na twoim profilu będzie wiarygodny.

Gavin zjeżdża gwałtownie na pobocze, mając przez chwilę ogromną ochotę sięgnąć po broń i strzelić mu prosto w głupią gębę, z której nie schodzi ten tępy uśmieszek. Przez kilka sekund musi się naprawdę mocno powstrzymywać, tłumacząc sobie, że jak go naprawdę zabije, to teraz CyberLife nie przyśle im zastępstwa w kilka godzin, a on pójdzie siedzieć, jak za zabicie człowieka. Co i tak byłoby nieporównywalnie przyjemniejszym rozwiązaniem niż wpadnięcie w ręce Banks. Dlatego tylko grozi mu palcem, wygłaszając kilka kolejnych gróźb, a Connor przytakuje lekko na każdą z nich.

– Czy możemy już wracać do pracy, Gavin? – pyta, gdy detektyw skończy swoją tyradę, składającą się głównie z przekleństw i dość obrazowych opisów ewentualnego morderstwa. – Mimo tego, że mamy dużo pracy chciałbym wrócić dziś do domu, a ty wcale tego nie ułatwiasz.

– Pierdol się.

Connor uśmiecha się lekko i nie komentuje już w żaden sposób tego, że kierują się z powrotem na posterunek. Wie, że nie powinien grzebać w plikach Reeda, ale uznał, że to jedyny sposób, by dowiedzieć się o nim czegokolwiek niezwiązanego z pracą. Tak samo, jak jednego z pierwszych dni przeszukał biurko Hanka.

Reed był podobnie zamknięty, jeśli chodzi o jego życie, tylko w jego wypadku dochodziło jeszcze bycie zwykłym dupkiem. Gdy w przypadku Hanka chodziło raczej o miejsce, w jakim znajdowało się jego życie, gdy poznali się z Connorem. Android przez okres pracy z Gavinem w ostatnim czasie starał się zaadaptować do niego w kilkanaście różnych sposób i wszystkie kończyły się na takiej samej niechęci. Więc dziś postanowił iść za radą Chrisa i po prostu odpuścić wszelkie próby ocieplenia ich relacji i traktować Reeda z takim samym poziomem subtelności, z jakim on traktuje jego.

I po prostu zaakceptować to, że Gavin jest dupkiem.

Nawet jeśli ilość zdjęć jego córki, jaką ma zapisaną na tablecie, może dawać zupełnie inne wrażenie.

Gdy tylko docierają na posterunek, zabierają się do pracy, na jakiś czas zawieszając wszelkie uwagi i docinki. Obu przede wszystkim zależy na znalezieniu winnych i zamknięciu tej sprawy, a co za tym idzie, na powrocie do nie rozmawiania ze sobą więcej niż jest to absolutnie konieczne. Dość szybko robi się późno, a orientują się, która jest godzina, dopiero gdy Tina przychodzi się z nimi przywitać, po rozpoczęciu wieczornej zmiany.

– Dobra, kończymy na dziś – mówi Gavin, przeciągając się na krześle. – Udało mi się jeszcze ustalić adres tego typa z działu programowania, więc przejedziemy się tam jutro po południu.

– Jasne, może jutro po przesłuchaniu... – Connor przerywa w pół słowa, gdy przychodzi do niego wiadomość od November.

Ready Player One, 407 E Fort Street. Za pół godziny.

– Program ci się zawiesił? – sarka Reed, klepiąc go kilka razy w ramię.

– Nie, November chce się spotkać za pół godziny w pubie. Może ma jakieś ważne informacje.

– To nie wiem, co tu jeszcze robimy – odpowiada detektyw, zarzucając kurtkę i rusza w stronę wyjścia.

Lokal, którego adres podała im androidka, jest stosunkowo niedaleko i docierają tam przed wyznaczonym czasem, ale brunetka już czeka na nich przy stoliku. Wita ich lekkim uśmiechem i wstaje, gdy tylko zbliżają się do zajmowanego przez siebie miejsca.

– Trzeba przyznać, że spodziewałam się, że zajmie wam to więcej czasu – odpowiada, siadając z powrotem. – Jednak zdążyłam zamówić dla was drinki. – November uśmiecha się i podnosi kieliszek, upijając z niego trochę niebieskiego płynu. – Nie wiecie, jak niewiele lokali posiada Thirium w swojej ofercie. Ktoś się powinien tym zająć.

– Mamy chyba ważniejsze sprawy na głowie niż wasz olej silnikowy – sarka Gavin, a kobieta mierzy go chłodnym wzrokiem.

– Tak. Znalazłam kogoś, kto na pewno pracował z Marleną. Udało mi się odszyfrować nawet część wiadomości, które wymieniali i się nimi z wami podzielę, bo wyraźnie rozmawiają w nich nie tylko o dziecku, ale też o drugim androidzie. Tym, którego szukacie.

– Cudownie – odpowiada od razu Reed i upija łyk piwa, zamówionego mu przez androidkę. – Gdzie możemy skurwiela znaleźć?

– Na cmentarzu Elmwood. Popełnił samobójstwo trzeciego grudnia – mówi November, spoglądając krótko na Connora. – Nazywał się Jason Simone, był wiceprezesem przez bardzo krótki okres.

– Sprzątają po sobie, najpierw on, chwilę później ta Marlena. Pewnie, jak sprawdzimy statystyki samobójstw w ostatnich kilku miesiącach, znajdziemy jeszcze jakieś powiązania – mówi Gavin i odstawia butelkę na stół, uderzając nią dość mocno. – Kurwa. To przecież nie do pomyślenia.

– Spokojnie, dostaniecie wiadomości. Marlena i Jason rozmawiali o osobie, która za tym stoi i wyraźnie czuli się zaniepokojeni, a od czasu balu akcjonariuszy byli wręcz kurewsko czymś przerażeni. – Mężczyźni spoglądają na November w tej samej chwili, bo żaden z nich nie spodziewał się usłyszeć z jej ust przekleństwa. – Nie znalazłam szczegółów, ale rozmawiali na temat tego, że jakieś dokumenty trafiły w niepowołane ręce, chyba przez chwilę chcieli się wyplątać z tej całej sytuacji, ale ostatecznie oboje skończyli, jak skończyli.

– Lista – mówi cicho Connor i dotyka dłoni brunetki, pokazując jej dokument.

– Tak, mogło chodzić o to. Myślę, że oni wiedzieli kto za tym stoi i chcieli szukać pomocy...

– Masz rację, ten dokument wcale nie zawiera nazwisk osób, które mogą stać za tym wszystkim i finansować te ataki. To lista osób, które stoją po tej samej stronie barykady i mogą pomóc im. – Connor spogląda na Gavina, który mu przytakuje.

– Czyli kogokolwiek szukamy, to możemy go wykluczyć spośród tych nazwisk. To zawsze jakiś krok do przodu. Może Simone i Scott kontaktowali się z kimś z tej listy?

– Jeśli tak, to nie przez oficjalne kanały kontaktu. Musieli robić to prywatnie – odpowiada November, obracając lekko kieliszek w dłoniach. – Niestety takich informacji już nie zdobędę. Dowiedziałam się za to trochę o androidzie, którego szukacie.

– Spadasz nam z nieba – mruczy pod nosem Reed, a ona tylko uśmiecha się do niego kpiąco.

– Szkoda tylko, że upadek będzie bolesny – odpowiada cicho i kręci głową, jakby próbując znaleźć zagubiony wątek. – Nie ustaliłam jego numeru seryjnego, wiem, że jest prototypem i miał dopiero być wprowadzony do produkcji, jeśli jego poprzednik okaże się odpowiednio efektywny. CyberLife w listopadzie miało już zamówienie na kilkanaście tysięcy jednostek, ale nigdy nie przystąpili do produkcji. Przynajmniej nie oficjalnie... Większość tych danych była utajniona. Znalazłam tylko trochę informacji technicznych, między innymi to, że też miał bazować na oprogramowaniu Zen Garden.

Connor jest gotowy przysiąc, że jeśli miałby serce, to zaczęłoby mu ono teraz walić, jak oszalałe. Jego umysł zalewa fala niepewności i przerażenia, bo nagle doskonale rozumie, że model, o którym rozmawiają, model, który zamordował jego ojca... To jego bezpośredni następca.

– Co to, do chuja, jest Zen Garden i co nam daje ta informacja? – odzywa się Reed, zwracając się do swojego partnera, który zaciska mocno palce na swojej szklance z niebieskim płynem. – Wiemy, jak znaleźć ten jebany toster dzięki temu?

– Zen Garden to część pierwotnego oprogramowania wyjątkowych modeli. Służyło CyberLife do kontrolowania stabilności ich oprogramowania i za pomocą specjalnie stworzonego interfejsu na wydawanie poleceń, bez konieczności ściągania androida do jego przełożonego – tłumaczy November, widząc stan Connora. – Jeśli ten android zostałby defektem, nadal można by było wejść przez ten ogród do jego oprogramowania i zmusić go do jakichś działań. Nawet jeśli są one sprzeczne z wykształconymi przez niego wartościami.

– Chyba, że wie się o wyjściu awaryjnym z programu – odzywa się w końcu Connor. – A on na pewno o nim nie wie.

– Lub nie może go użyć, bo nie wykonał w życiu żadnej ludzkiej interakcji – dodaje jeszcze brunetka i oba androidy spoglądają na Gavina. – Czy zrozumiałeś, chociaż słowo z tego, co właśnie powiedziałam, detektywie? Ze sposobu twoich wypowiedzi i tego, że krzywisz się za każdym razem, jak widzisz nasz szkielet, wnioskuję, że nie masz za dużej wiedzy i sympatii do naszego gatunku.

– Zrozumiałem wystarczająco, złotko – odpowiada Gavin, spoglądając jej prosto w oczy. – Jednak nadal nie odpowiedzieliście na moje pytanie. Czy to, co tam sobie znaleźliście w tym ogródku, pomoże nam go jakoś znaleźć?

– Nie – mówi Connor stanowczo. – Po tym, jak znalazłem wyjście z programu, Zen Garden w moim modelu przestał istnieć.

Gavin przytakuje mu lekko i upija łyk piwa. Android ewidentnie chce coś powiedzieć, ale November unosi palec, powstrzymując go i decydują bez słów, by dać detektywowi chwilę, na ogarnięcie tego, co właśnie usłyszał.

– Czekaj, czekaj! – odzywa się po chwili Gavin i obraca do Connora. – Czy ty chcesz mi kurwa powiedzieć, że ten Zimowy Żołnierz, którego szukamy, to jest twój następca?

– Trzy i pół minuty, jestem pod wrażeniem – stwierdza November, uśmiechając się pobłażliwie do detektywa. – Sądziłam, że zajmie ci wyłapanie tego powyżej pięciu minut. A poza tym... Zimowy Żołnierz?

– To z filmu sprzed ćwierć wieku – tłumaczy jej android, a dziewczyna przytakuje lekko. – Na to wygląda, ale może dać nam to przewagę, gdy go znajdziemy. Będę wiedział w jaki sposób myśli.

– Weź pod uwagę Connor, że to nie jest twój model. On może być zaprogramowany ten sposób, by mniej się adaptował, był mniej ludzki, bardziej bezwzględny... – uprzedza go November, a Gavin wchodzi jej w słowo.

– Mniej się adaptował? Kurwa proszę, gdzie można takiego kupić – sarka, a brunetka tylko przewraca oczami.

– Obawiam się, że handel żywymi osobami jest nielegalny – kpi Connor, ale androidka obok niego bez problemu wyczuwa jego zdenerwowanie. – Mamy przynajmniej gdzie zacząć jutro, przeanalizujemy wiadomości, które wymieniali Scott i Simone, a później zajmiemy się tworzeniem listy podejrzanych.

– Dalej będziemy też przesłuchiwać tych, których mieliśmy w planie ściągnąć na posterunek. Poza tą dwójką ktoś jeszcze musiał coś wiedzieć.

– Jeśli tak, to na pewno już nie pracuje, dlatego mogłam nie odnaleźć jego wiadomości – mówi November i zdejmuje oprawki, by przetrzeć szkła chusteczką. Zapada dłuższa chwila ciszy, której nie przerywa żadne z nich i tylko piją w milczeniu, pogrążeni we własnych myślach. Gavin dopija swoje piwo, jako pierwszy i zaczyna się zbierać do wyjścia.

– Zostawiam was samych, tylko lepiej, żebyś się jutro kurwa nie spóźnił – mruczy Reed, chowając dłonie do kieszeni i uśmiecha się kpiąco. – I wiem, że nie masz pojęcia, jak działają baby, ale lepiej napisz Orli, że siedzisz w pubie z inną i będziesz późno. Ucieszy się, że ją uprzedziłeś. – Puszcza oko do androida i odchodzi, śmiejąc się pod nosem.

November dopija swoje Thirium, czekając, aż Gavin na pewno wyjdzie z lokalu i nie postanowi za chwilę wrócić, bo coś mu się przypomniało. Kobieta spogląda na Connora pogrążonego we własnych myślach i wie, że będzie miał on jeszcze więcej do przeanalizowania, więc daje mu chwilę bez zaczynania poważniejszej rozmowy.

– Reed jest całkiem w porządku, jak na człowieka – mówi, a brunet siedzący obok od razu mierzy ją zaskoczonym spojrzeniem.

– Powinnaś poznać więcej ludzi – odpowiada, a przez jej usta przebiega krótki uśmiech. – Dlaczego chciałaś spotkać się dziś tutaj, a nie w CyberLife jutro?

– Zwolnili mnie. Odrobinę za dużo myszkowałam w rzeczach, które chyba chcieli ukryć, ale to nic. W obliczu zaistniałej sytuacji tak będzie o wiele lepiej, muszę tylko przeczekać i pomyśleć, co dalej. Może wyjadę z miasta...

– Straciłaś pracę?

– Tak, ale spokojnie... i tak bym tam nie została – zapewnia go November i wzrusza nieznacznie ramionami.

– Mówiłaś, że jesteś tam dla bezpieczeństwa, czy w związku ze stratą pracy, nie obawiasz się o swoje życie?

– Nie. Doszłam do wniosku, że nie mam nic do stracenia, Connor, bo ja nigdy tak naprawdę nie żyłam. Byłam laleczką Kamskiego, a później przez chwilę przerażoną dziewczyną w Jerychu, ale ona zginęła razem ze swoją siostrą. I teraz cały czas byłam po prostu trybikiem w wielkiej korporacyjnej maszynie. To nie jest życie. Ty masz życie. Przyjaciół, znajomych, świadomość własnej osoby... a ja nic – mówi, uśmiechając się gorzko i spogląda mu prosto w oczy. – Chciałabym coś ci pokazać, Connor, ale obawiam się, że to może nie być dla ciebie do końca przyjemne.

– Czy to ma jakiś związek ze sprawą? – pyta, a brunetka przytakuje mu delikatnie i znów kładzie mu dłoń na ręce.

Potrzeba chwili, zanim nawiążą połączenie i dopiero wtedy Connor ma wrażenie, że nie znajduje się już w pubie w centrum miasta. Zdecydowanie teraz stoi w CyberLife wśród ludzi w eleganckich ubraniach i próbuje znaleźć kogoś wzrokiem.

Elijah i Orla znajdują się po drugiej stronie holu, stoją dość blisko siebie, a on uśmiecha się do niej bezczelnie. Dopiero po chwili obracają się w stronę blondyna, który do nich podchodzi i prowadzą krótką rozmowę. November odprowadza wzrokiem Kamskiego, który idzie rozmawiać z jakąś dziennikarką i gdy kobieta wraca wzrokiem do Banks, to właśnie znika ona w windzie z blondynem.

A połączenie na chwilę się zrywa.

Connor chce zabrać rękę spod dłoni brunetki, ale ona przytrzymuje go drugą ręką, pokazując mu zlepek niepołączonych z sobą scen. W każdej z nich Orla i Kamski się o coś sprzeczają, by później rozmawiać, jak najbliżsi sobie ludzie na świecie.

– Przestań – mówi brunet, wyrywając dłoń z jej uścisku i spogląda na szklankę przed sobą. Próbuje się uspokoić, próbuje poukładać w głowie wszystko, co zobaczył, a November milczy, sprawiając wrażenie skarconego dziecka. Connor przenosi na nią spojrzenie i nie potrafi rozgryźć, na ile jest to jej gra, a w jakim stopniu faktycznie dziewczyna wie, że przekroczyła jakąś granicę.

– Powinieneś to zobaczyć, to, że Orla zawsze robi to, czego on zażąda. Nie możesz mieć złudzeń Connor, ona zawsze wybierze Kamskiego, bo Kamski zawsze wybiera ją – mówi brunetka, pochylając się lekko w jego stronę. – Na tym przyjęciu ona poszła z Jasonem, bo Kamski tego chciał, chciał tej listy z jego gabinetu. To przez nią Simone popełnił samobójstwo. Nie możesz tego ignorować, bo się przyjaźnicie.

– Masz jakikolwiek inny dowód na to, o czym mówisz?

– Nie. Monitoring został po mistrzowsku zhakowany – mruczy pod nosem zrezygnowana. – Kamski zawsze zrobi wszystko by chronić swoją siostrzyczkę.

Nie odpowiada jej od razu, wie, że w jakiejś części to o czym mówi November, musi mieć sens. Listę Hank najpewniej dostał od Orli, która nie chciała być z nią powiązana, dlatego zatrzymali ją dla siebie, nie informując go. Z drugiej strony nie może nie wziąć pod uwagę tego, że androidka ma ogromny uraz do Kamskiego i wszystkiego co z nim związane, więc jej obraz sytuacji może być poważnie zaburzony.

– Connor... Musisz wziąć pod uwagę to, że Orla może nie być ze wszystkimi całkowicie szczera. Nie masz stu procent pewności, że wszystko, czego ona się dowiaduje o Jerychu, o śledztwie, nie trafia ostatecznie do Elijaha.

– Miałem takie wątpliwości, ale to było kilka miesięcy temu. Teraz wszystko, co mówisz, brzmi dla mnie jak teoria spiskowa, November.

– To dlaczego jego nazwiska nie ma tej liście? Co? – pyta brunetka, opierając się wygodniej na krześle i krzyżuje ręce na piersiach. – Są na niej ludzie, którzy mogli im pomóc wydostać się z tego, w co się wplątali... Więc czemu nie udali się do swojego byłego szefa? Przecież Kamski nadal ma udziały w CyberLife, na pewno stracił pieniądze i chciałby je odzyskać. – Android nie odpowiada jej, wcale nie dlatego, że nie zna odpowiedzi na jej pytanie, ale nie chce podsycać jej paranoi. Chce dać jej chwilę przestrzeni, w której November odrobinę ochłonie i zacznie myśleć racjonalnie. – Po prostu się temu przyjrzyj. Tylko tyle.

– Oczywiście, że się temu przyjrzymy.

– Dobrze się z tobą rozmawiało, Connor, Mam nadzieję, że jeszcze to powtórzymy – mówi, wstając i zaczynając zbierać się do wyjścia, a on robi to samo. – Ty i Orla? To coś więcej niż przyjaźń, prawda? – pyta, gdy wychodzą przed lokal i kierują się w stronę postoju taksówek.

– Wydawało mi się, że rozmawiałaś na nasz temat z North.

– Nie powiedziała mi wszystkiego, ale kiedy byliśmy połączeni, poczułam to, co do niej czujesz. – Dziewczyna przerywa na chwilę i spogląda na niego, swoimi błękitnymi oczami. – I może weźmiesz to za moją kolejną teorię spiskową, ale na twoim miejscu uważałabym. Orla nigdy nie była z nikim w relacji, która mogłaby zagrozić jej oddaniu wobec Kamskiego i jeśli teraz jest w niej z tobą... a wiem, że tak jest, bo teraz wiem, jak mocno ją kochasz... to uważaj. Elijah może nie być wam zbyt przychylny.

– Dziękuję za ostrzeżenie – odpowiada spokojnie Connor i uśmiecha się do niej lekko na pożegnanie, patrząc, jak kobieta wsiada do taksówki.

Kieruje się do kolejnego samochodu na postoju, podając adres domu. Siedząc w pojeździe, zaczyna rozumieć, że przez połączenie, które nawiązał z November, nie tylko ona mogła poczuć jego uczucia. On poczuł też podejrzliwość, strach i inne niepewności, które targają androidką i teraz sam zaczyna kwestionować wszystko, co wiedział do tej pory. Może w jakimś stopniu November ma rację, może Orla i Kamski są uwikłani w to wszystko w jakiś sposób, nawet jeśli w jej wypadku może być to zupełnie nieświadome.

Wysiada z samochodu pod domem i jeszcze chwilę stoi, wpatrując się w światła w oknach. Dopiero gdy rozumie, że te wszystkie ziarenka podejrzliwości, jakie zasiała w nim November, nie znikną same, niezależnie od tego ile będzie stał na tym chodniku, rusza do środka.

Sumo zaczyna energicznie merdać ogonem, ale nie podnosi się z dywaniku przy sofie, a w korytarzu staje Harrison. Chłopiec ma już na sobie piżamę, ale gdy Connor chce go spytać, czemu nie jest jeszcze w łóżku, ten unosi palec do ust i daje mu znać, że ma podejść do niego. W dawnej sypialni Hanka Orla układa rzeczy w pudełkach leżących na pustym łóżku i w uszach ma słuchawki.

– Zaczęła dzisiaj rano, a jak po mnie przyjechała, to widziałem, że musiała płakać. Teraz już ma się lepiej, włożyła słuchawki dwie godziny temu, jak skończyłem odrabiać lekcje i teraz stąd nie wychodzi – mówi Harry i wskazuje mu dłonią drzwi. – Idź do niej. Ona potrzebuje, żeby ktoś jej pomógł, a mnie nie pozwala.

– Jasne, idź spać – odpowiada Connor, ale chłopiec się nie rusza z miejsca. – No, na co czekasz? – Brunet kładzie mu dłoń na głowie i czochra mu lekko włosy, jednocześnie popychając go w stronę pokoju. A Harrison podaje mu swoje bezprzewodowe słuchawki i dopiero znika w swoim pokoju.

Connor wkłada słuchawki i czeka, aż połączą się z tymi Orli i wchodzi do sypialni. Dziewczyna stoi do niego tyłem, powoli składając kolejną koszulę, która należała do Hanka, a on zmienia piosenkę, której aktualnie słuchają. Banks zatrzymuje się nagle i spogląda na odtwarzacz przy łóżku, cofa utwór na poprzedni, a Connor uśmiecha się lekko. Przełącza piosenkę, wybierając tą, do której tańczyli w święta i zauważa, że przez jej twarz przebiega krótki uśmiech. Connor zbliża się do niej powoli i obejmuje ją w pasie. Banks nie przestaje układać rzeczy w pudełku, więc bierze ją za ręce i obraca do siebie.

– Cześć – mówi Orla, nie wyjmując słuchawek z uszu, a on widzi po jej minie, że dziewczyna nie czuje się najlepiej, więc przytula ją do siebie.

– Cześć – odpowiada i całuje ją w czoło, zaczynając delikatnie kołysać ją w rytm muzyki. – W weekend ci pomogę, zostaw to. Nie musisz robić wszystkiego sama Orla, bo nie jesteś z tym sama.

Dziewczyna uśmiecha się lekko, poddając się jego ruchom i kładzie mu dłoń na ramieniu. Gdy tańczyli pierwszy raz do tego samego utworu, żadne z nich nie podejrzewało, jak bardzo zmieni się ich życie w ciągu tych ponad dwóch miesięcy. I absolutnie nie byli wtedy tak pewni tego, że cokolwiek się stanie, to będą w tym razem.

Dzień dobry!
Muszę przyznać, że jaram się tymi wszystkimi sznurkami powiązań, które sobie rozciągnęłam na mojej tablicy 😁

No i jestem bardzo zadowolona z mojego rozwoju Gavina i Connora.
Uwielbiam pisać słowne utarczki między nimi.

Dajcie znać, co sądzicie na tym etapie historii.

K.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top