... nie powinni rzucać kamieniami ◎ Środa 2 maja 2040.
Harrison zapina ekspres w swojej granatowej bluzie i poprawia plecak, jakby chcąc tym dodać sobie pewności siebie. Nie brakowało mu jej przecież gdy wczoraj ukradł Orli kartę kredytową, ani gdy pojechał sam na lotnisko, czy jak wylądował w Detroit i udało mu się złapać taksówkę do centrum. Zaczyna brakować mu jej dopiero teraz, gdy stoi przed wejściem do budynku policji. W końcu jednak wie, że nie ma najmniejszego wyboru i przechodzi przez drzwi. Od razu kieruje się do recepcjonistki, która uśmiecha się do niego pogodnie.
– Dzień dobry, szukam Connora – mówi pewnie chłopiec, a kobieta mierzy go wzrokiem.
– Detektywa Andersona? W jakiej sprawie? – pyta ciepłym głosem, a Harrison nie ma pojęcia, jak ma określić cel swojej wizyty, by nie zabrzmieć dziecinnie.
– Ja... – zaczyna mówić, ale przerywa, gdy za jego plecami ktoś przeklina głośno.
– Ja pierdole! Czy ty pieprzona puszko nie możesz dać mi pięciu minut świętego spokoju, dopiero co skończyliśmy przesłuchiwać tego kretyna, a teraz masz czelności mi mówić, że nie powinienem jeszcze iść na lunch? – narzeka głośno Reed, a Harrison przygląda się uważnie androidowi, który towarzyszy detektywowi. Na pierwszy rzut oka przypomina mu on Connora, ale dopiero po chwili zauważa, że to zdecydowanie nie może być on. – Nines, do chuja pana jak masz mnie pouczać na temat częstotliwości moich posiłków, to może mi zacznij kurwa gotować.
– Jeśli to przekona cię do tego, by nie jeść taco, drugi dzień z rzędu, to mogę zacząć nawet i dziś wieczorem, Gavin – odpowiada android, spoglądając na detektywa z góry, a jego niebieskie oczy tylko pozornie nie wyrażają żadnych emocji. Nines bez problemu wyczuwa, że ktoś im się przygląda, nie jest dla niego to nic nowego, gdy kłócili się z Reedem, zawsze gapił się na nich cały posterunek, a ich początkowe sprzeczki pewnie było słychać nawet i w Chicago. Tym
razem jednak jest to zupełnie inne spojrzenie, dlatego skanuje obecne w hallu osoby, aż zatrzymuje wzrok na jasnowłosym chłopcu.
Harrison Banks
Zarejestrowany: Poniedziałek 12 grudnia 2039
Ostatni adres: 28 K St SE, Washington, DC
– Ja jebie, czy to jest dzieciak Banks? – pyta Reed, gdy RK900 idzie już w stronę chłopca.
– Dzień dobry, jestem Nines. Szukasz Connora? – Chłopiec spogląda na androida bardzo nieufnie, ale po chwili przytakuje lekko.
– Tak, chciałem z nim porozmawiać. Wiem, że on pewnie nie ma pojęcia o moim istnieniu, ale Orla nie dała mi się z nim pożegnać i chciałem to jednak zrobić...
– Czy Banks wie, że tu jesteś, młody? – Gavin spogląda na niego z góry i gdy blondynek kręci głową, detektyw przeklina krótko. – Kurwa! Przecież ona musi dostawać pierdolca! To strasznie głupie, co zrobiłeś.
– Wiem... – przyznaje niechętnie chłopiec. – Więc będę mógł pogadać z Connorem? Zanim Orla mnie znajdzie i da mi szlaban tak na resztę życia?
– Ona cię przerobi na części zamienne, szlaban to będzie luksus – odpowiada Reed i spogląda na swojego partnera. – Weź go zawieź do Connora, niech on się z nim buja. Ja dzwonię do Banks, nie odmówię sobie przyjemności ponadabijania się z niej, że jest chujową matką.
– Ej! Wcale nie jest złą matką! Sam jesteś chujowy – unosi się Harry, a Gavin mierzy go wzrokiem i parska śmiechem.
– Tak, już wiem, po kim masz charakter, ale na język to sobie lepiej uważaj, młody. – Detektyw wyjmuje z kieszeni telefon, ale zauważając, że Nines i Harrison nigdzie się nie ruszają, przewraca oczami. – Ja pierdole mam ci wysłać specjalne zaproszenie, Nines? Przecież wiesz, gdzie mieszka twój brat toster.
– Nie potrzebuję zaproszenia, Gavin. Potrzebuję kluczyków do samochodu – odpowiada RK900, a Harry ma wrażenie, że android odrobinę napawa się nagłym zakłopotaniem Reeda. Gavin wyjmuje z kieszeni spodni kluczyki i rzuca je byle jak w stronę Ninesa, który łapie je bez problemu w locie. – Dziękuję, jesteśmy w kontakcie.
– Jak, niestety, zawsze – mruczy jeszcze pod nosem Gavin, znikając za bramkami, prowadzącymi w głąb posterunku. Harrison rusza za androidem, łapiąc się na tym, że musi iść dużo szybciej, by go dotrzymać mu tempa. Nines dopiero przy samochodzie zdaje sobie sprawę z tego, że chłopiec musiał za nim biec i posyła mu przepraszające spojrzenie.
– Wybacz, mam niewielkie doświadczenie w przebywaniu w towarzystwie dzieci w twoim wieku. Detektyw Reed ma znacznie młodsze potomstwo – tłumaczy się, otwierając przed nim drzwi.
– Z wiekiem robimy się coraz ciekawsi – odpowiada Harrison i zapinając pas. – Dlaczego Connor nie jest w pracy?
– On nie do końca... Radzi sobie po tym, co się stało. Razem z utratą pamięci, utracił też całe doświadczenie zawodowe i dlatego kapitan Fowler zdecydował się go odsunąć na jakiś czas. – Nines mierzy wzrokiem jasnowłosego chłopca, który wydaje się wystraszony i zmartwiony. – Connor, spędza dużo czasu z Markusem i North, ja też odwiedzam go regularnie.
– To dobrze – odpowiada chłopiec, spoglądając w okno. RK900 nie ma pojęcia, jak powinien zareagować na ewidentny smutek chłopca, dlatego decyduje się nic nie mówić i resztę drogi do domu Connora pokonują w milczeniu.
Harry wysiada od razu, jak tylko samochód się zatrzyma i biegnie do drzwi, jakby bojąc się, że Orla może pojawić się w każdej chwili i siłą zawlec go z powrotem do Waszyngtonu. Chłopiec naciska dzwonek i uśmiecha się szeroko, gdy w środku rozlega się głośne szczekanie Sumo. Connor staje w drzwiach i przez chwilę przygląda się Harrisonowi, który ma kompletnie gdzieś, czy android go pamięta, czy nie i się do niego przytula. Nines zatrzymuje się przed wejściem na ganek i mierzy chłodnym wzrokiem Connora, na którego twarzy rysuje się wyraźne zdezorientowanie.
– Orla nie wie, że tu jest. Przyleciał do Detroit sam, bez jej wiedzy. Gavin już się z nią kontaktował, ale Banks na razie nie odpowiada, nie można więc wykluczyć, że jest w samolocie – tłumaczy RK900, a jego starszy brat przytakuje nieznacznie.
– Dlaczego tu jesteś? – pyta spokojnie Connor, odsuwając lekko od siebie chłopca. – Czy Orla nie powiedziała ci, że straciłem pamięć?
– Powiedziała mi o tym wczoraj, dlatego chciałem się z tobą zobaczyć.
– Nie uwierzyłeś jej?
– Nie, uwierzyłem jej. Po prostu... Nic mnie to nie obchodzi. I tak chciałem cię zobaczyć. – mówi pewnie Harry, przyglądając się zmieszanemu brunetowi. – Sumo! – woła wesoło, przepychając się w drzwiach obok Connora i wpada do środka, gdzie zaczyna przytulać bernardyna. Nines podchodzi kilka kroków bliżej i staje obok drugiego androida, obserwując przez drzwi, jak chłopiec i pies witają się entuzjastycznie.
– Gdy Gavin skontaktuje się z Orlą, niech jej przekaże, że Harrison jest u mnie – mówi RK800. – Spróbuję mu wytłumaczyć, że Banks podjęła, dobrą decyzję wyjeżdżając i zabierając go ze sobą.
– Z logicznego punktu widzenia masz absolutną rację, to była dobra decyzja – odpowiada Nines, przytakując lekko. – Jednak z tego, co wiem, to nie jej logika była dla ciebie najważniejsza.
– Teraz najważniejsze jest, żeby znalazła swojego syna.
– Gdy tylko Gavin się do niej dodzwoni, to cię powiadomię. – Nines obraca się i wraca do samochodu, a Connor przez chwilę nie ma najmniejszej ochoty wracać do środka.
Kiedy powiedział Banks, że nie chce odzyskać żadnych wspomnień, bo wśród dobrych, znajdą się też te bolesne, kierował się przede wszystkim nadzieją na to, że nie będzie zmuszony do odczuwania czegokolwiek. Jednak jest defektem, cokolwiek by robił, nie jest mu już dane bycie tylko maszyną i zaraz po tym, jak brunetka zatrzasnęła za sobą drzwi domu, pierwszym co poczuł naprawdę dotkliwie były wyrzuty sumienia. Nie znał jej, nie miał wobec niej żadnego sentymentu ugruntowanego spędzonym czasem, a jednak czuł się podle, mając świadomość, że zranił kobietę, która darzyła go uczuciami. Miał świadomość, że nigdy już prawdopodobnie nie odwzajemni tego, co ona czuje, bo nie jest i nigdy nie będzie tą samą osobą, z którą Orla się związała... ale po ludzku było mu wstyd za swoje zachowanie.
Przez kilka pierwszych dni miał ochotę nawet skontaktować się z nią i przeprosić ją za to, co powiedział, oraz zasugerować, by byli w umiarkowanym, chłodnym kontakcie, ale z tego zrezygnował. Wybrał nie ranić jej bardziej, nawet jeśli w jakiś niewytłumaczalny dla samego siebie sposób, mu jej brakowało.
I teraz przygląda się jasnowłosemu chłopcu, który położył się na środku podłogi i walczy z psem, który usilnie próbuje lizać go po twarzy.
– Chyba cię lubi – stwierdza Connor, a Harry uśmiecha się szeroko i wstaje pośpiesznie. – Nie widziałem go jeszcze takiego radosnego.
– Widziałeś, widziałeś – odpowiada chłopiec i siada przy stole w kuchni, po czym rozgląda się uważnie po mieszkaniu. – Przestawiłeś, chociaż jakiś kubek? Bo na moje oko wszystko jest dokładnie tak, jak to zostawiliśmy.
– Nie miałem potrzeby przestawiania przedmiotów, które nie są moje. Shailene zabrała rzeczy należące do was cztery tygodnie temu – mówi Connor, siadając naprzeciwko chłopca.
– Tak i tak nie zabrała moich klocków Lego – mruczy pod nosem Harry i macha nogami pod stołem, starając się ukryć zdenerwowanie. – Wiem, jak to jest niczego nie pamiętać.
– Słyszałem o tym, Lene opowiedziała mi o tym, jak cię znaleziono.
– Też nie chciałem sobie nic przypomnieć, bałem się, że ktokolwiek mną się wcześniej opiekował, w końcu się mną znudził i się mnie pozbył... Nie chciałem o tym wiedzieć. Orla dopiero niedawno powiedziała mi o tym, kto mnie stworzył i dlaczego i wiesz co, Connor? To wcale nie było bolesne, poczułem się lepiej, bo to w żaden sposób nie zmieniło tego, że teraz jestem szczęśliwy.
– To dobrze, że jesteś szczęśliwy, ale nasze sytuacje wcale nie mają aż tyle wspólnego, bo ja doskonale wiem, co kryje się w przeszłości. Wiem, bo też mi o tym opowiedziano, ale niekoniecznie chce mieć świadomość, że to moje wspomnienia.
– Jesteś strasznym dupkiem, Connor – wypala bez zastanowienia chłopiec, a brunet spogląda na niego zaskoczony. – Przyjechałem właśnie po to, by ci to powiedzieć. Powiedzieć ci prosto w twarz, że jesteś głupi.
– Możesz tak, na to patrzeć, ale nadal to będzie moja decyzja i...
– Nie! To wcale nie jest tylko twoja decyzja, bo twoje życie wcale nie jest tylko twoje, Connor. Ono było też nasze, a ty tego nie chcesz i dlatego jesteś dupkiem – mówi pewnie Harry, patrząc mu prosto w oczy. – Powinieneś być szczęśliwy, że Orla chciała być przy tobie, a nie zachowywać się jak tchórz.
– Nie wydaje mi się, żebyś miał pojęcie na temat tego, o czym mówisz – odpowiada spokojnie Connor, starając się nie pokazać po sobie, że słowa chłopca trafiły do niego aż za mocno.
– Wydaje mi się, że wiem najlepiej z was wszystkich.
Harrison bierze go z zaskoczenia, wskakuje zwinnie na stół i klęka na nim, po czym łapie Connora za nadgarstek, nawiązując połączenie. W pierwszej chwili brunet ma ochotę zareagować instynktownie, wyrwać dłoń z uścisku i odsunąć się, ale obraz, który pojawia mu się przed oczami, mu zupełnie na to nie pozwala. Nagle czuje się całkowicie obezwładniony uczuciami Harry'ego, który nie ma zamiaru odpuścić zalewając go wspomnieniami.
Czuje śnieg pod nogami, słyszy głosy roześmianych dzieci wokół siebie i dopiero po chwili, zauważa samego siebie. On i Orla wymieniają krótkie pocałunki za budynkiem na boisku przy Jerychu i dopiero krzyk Harrisona im przerywa. Connor widzi uśmiech Orli, która przewraca go na plecy i zrywa mu z ramienia jakąś kolorową opaskę. Dziewczyna uśmiecha się w sposób, którego nigdy wcześniej nie widział, szczerze, szeroko i jest w tym coś tak pełnego... nadziei, że niemal jest ona zaraźliwa. Jednocześnie czuje radość Harrisona, gdy Banks podrywa się ze śniegu i biegnie w stronę chłopca.
Słyszy głośną muzykę, ale nie czuje się dobrze, czuje się poddenerwowany. I dopiero gdy się rozgląda i zauważa Orlę, ta cała nerwowość gdzieś mija. Znów widzi ją i siebie samego, rozmawiają we dwoje wśród elegancko ubranych gości sylwestrowego przyjęcia. Banks opowiada mu o czymś i Connor ma wrażenie, że z chęcią oddałby w tej chwili wszystko, by przypomnieć sobie, co było wtedy przedmiotem ich rozmowy. Zamiast tego może tylko biernie obserwować wycinek wspomnień, który kończy się w chwili, w której jego dłoń, splata się z dłonią brunetki i ruszają w stronę Harrisona.
Następna scena jest krótsza, Connor ma wrażenie, że jego pamięć przechodzi spięcie. Obraz tego, co pokazuje mu Harrison, zaczyna się mieszać z jego punktem widzenia. Jednocześnie patrzy na siebie oczami chłopca, gdy w tej samej chwili, ma wrażenie, że trafił na własne wspomnienie. Znów czuje niepokój, który kryje się pod ogromną warstwą zupełnie innej potrzeby, której nie czuł do tej pory, pod priorytetową komendą jego programu, każącą mu położyć chłopca do łóżka. Stoi w drzwiach sypialni w końcu korytarza i upewnia się, że Harrison śpi. Jego własne wspomnienie podpowiada mu, że wtedy był o tym przekonany, a teraz z perspektywy chłopca widzi samego siebie, zamykającego drzwi z lekkim uśmiechem.
Zapach spalenizny jest wyczuwalny w całym mieszkaniu, ale Orla zdaje się go nie zauważać, uśmiechając się szeroko. Kobieta kuca naprzeciwko chłopca w niewielkiej i strasznie zabałaganionej kuchni, a Connor czuje się zakłopotany. Przede wszystkim przez to, co zastała Banks po powrocie do domu, ale też tym, że zaczyna mieć pewność, że to, co do niej czuje to bezsprzecznie nieopisana wręcz miłość.
– Nie doceniasz naszych starań! – mówi oburzony chłopiec, wyrywając go z plątaniny własnych uczuć. Orla pstryka Harrisona w nos, który jako jedyny na jego buzi, nie nosi śladów mąki.
– Ależ doceniam i obiecuję utopić tego jednego naleśnika w maśle orzechowym i dżemie, by go zjeść na dowód tego, jak bardzo doceniam. Jednak teraz ty musisz iść się umyć, a ja muszę poważnie porozmawiać z Connorem na temat tego, że absolutnie nigdy w życiu nie powinniście tego powtarzać – odpowiada brunetka. Harrison wybucha śmiechem na jej słowa, a Orla całuje go w czubek nosa.
Wspomnienie powinno się urwać, chłopiec w końcu opuszcza pomieszczenie, ale Connor walczy z nim i obraz zamiera na ułamek sekundy. Po czym zmienia on lekko barwy, jakby ktoś próbował odtworzyć film z uszkodzonego źródła, ale nie mimo rozmycia płynie on dalej.
– To najmilsza rzecz, jaką kiedykolwiek zastałam w domu i to właściwie jedyne co się liczy – mówi do niego Orla, a on obejmuje ją w pasie, podsadza na blat obok siebie i całuje z nieznaną mu namiętnością.
Znów czuje śnieg pod nogami, ale teraz nie są już w Jerychu, teraz znajdują się na szczycie stoku górskiego. Harrison stoi obok niego, uśmiechając się trochę wrednie, a Connor nie wiedzieć czemu, czuję się dogłębnie wręcz rozbawiony.
– Ona się kompletnie nie spodziewa, ja w sumie też bym się tego po tobie nie spodziewał. To ona rządzi wszystkim – mówi chłopiec, a Connor wybucha śmiechem. – W ogóle to ona się nie zgodziła za pierwszym razem, że chcesz ją spytać znów, czy za ciebie wyjdzie? Bo jak tak, to nie wróżę ci powodzenia.
– Zgodziła się – odpowiada, naciągając mu czapkę na oczy. – Po prostu Hank uświadomił mi, że zrobiłem to wszystko nie tak, jak powinienem.
– Mhm... – Harrison kręci głową z uśmiechem. – W takim razie to zmienia postać rzeczy. Masz rację, słuchaj innych, bo dobrze na tym wychodzisz, niż jak myślisz samodzielnie – sarka chłopiec, a zanim brunet mu cokolwiek odpowie, ten już zjeżdża na nartach w dół zbocza. Connor zaczyna się cicho śmiać, zanim ruszy za nim. Czuje się szczęśliwy, tak szczęśliwy, że ma wrażenie, że to uczucie wypełnia całe jego ciało, rozlewając się po wszystkich jego obwodach.
Niestety to uczucie szczęścia w ułamku sekundy zostaje mu odebrane.
Connor boi się, że zaraz straci przytomność, próbuje wyrwać rękę z dłoni Harrisona, ale chłopiec łapie go drugą rączką i spogląda mu prosto w oczy.
– Nie – mówi stanowczo Harrison. – Ona to wszystko przeżyła razem z tobą, więc ty też dasz sobie radę.
Connor jest przekonany, że zaraz się wyłączy, a jego system przestanie odpowiadać. Nie jest w stanie już nawet określić, czy nadal widzi wspomnienia z punktu widzenia chłopca, czy może należą one już do niego. Niezaprzeczalnie strumień irracjonalnych komend, który zalewa jego umysł, jest jego, choć nigdy nie przypuszczał, że jest w stanie przetworzyć ich aż tak wiele. Każda z nich pojedynczo wydaje mu się niegroźna, ale w całości, w całym ich natłoku spajają się one w całość. Całość, która każe mu czuć rozpacz, stratę i wściekłość na cały świat. Jest niemal zaślepiony własnym bólem, a jednocześnie podświadomość podpowiada mu, że nie może tego dać po sobie poznać, bo Orli jest już wystarczająco ciężko.
Kuca naprzeciwko Harrisona siedzącego na brzegu łóżka w małym mieszkaniu, które teraz już bez problemu jest w stanie określić, jako poprzedni dom Banks. Przeczesuje lekko palcami włosy chłopca, który uśmiecha się do niego nerwowo.
– Jesteś bardzo dzielny, wiesz? – pyta go, starając się trzymać w całości, choć jest mu cholernie trudno. – Przykro mi, że nigdy nie poznasz Hanka lepiej. Polubiłby cię.
Połączenie zrywa się nagle. Harrison puszcza rękę Connora, gdy przestaje czuć jego obecność i spogląda na niego przestraszony. Brunet ma zamknięte oczy, a z jego nosa płynie strużka thirium i chłopiec zaczyna być naprawdę zaniepokojony. Próbuje do niego mówić, próbuje kolejny raz nawiązać połączenie, ale Connor opada bezwładnie na podłogę.
◎
Orla wpatruje się w swoje drżące dłonie, opadając na ławkę w hali przylotów lotniska w Detroit. Jest bliska płaczu z bezsilności, gdy Chloe i Elijah nie odbierają jej połączeń, a zaniepokojona Shailene, nie jest w stanie jej pomóc. Banks jest przekonana, że zaraz zacznie płakać, bo nie pragnie w tej chwili absolutnie nic więcej poza tym, żeby przytulić swojego syna, lub chociaż mieć cień pewności, że Harry jest cały i zdrowy.
Dzwonek jej telefonu wyrywa ją z zamyślenia i Orla krzywi się lekko, widząc, że osoba, którą do niej dzwoni, jest wciąż pieszczotliwie zapisana jako "Cwel".
– Siemasz, Banks, nie zgubiłaś czegoś przypadkiem? Na przykład... Nie wiem, swojego cholernego dzieciaka? – pyta Gavin, naśmiewając się z niej bez skrępowania.
– Wiesz, gdzie jest Harry? – Orla od razu podrywa się z ławki i biegnie w stronę postoju taksówek.
– Wiem, wiem. Przyjedź na komisariat, mój toster cię do niego zabierze.
– Kocham cię, Gavin – odpowiada pospiesznie Orla, biorąc głęboki oddech.
– W tej chwili, to nawet jeśli byłabyś ostatnią osobą na ziemi, to bym nie poszedł z tobą do łóżka. Więc daruj sobie takie wyznania.
– Och nie, jak ja to przeżyję, Reed. Łamiesz mi serce – mruczy pod nosem i kończy połączenie.
Czuje ogromną ulgę, że Harry wykazał się takim myśleniem, by w pierwszej kolejności udać się właśnie do budynku policji i tam szukać Connora. Dzięki temu Orla ma przynajmniej pewność, że nic złego mu się nie stało, jeśli spotkał na swojej drodze Reeda. Co by o nim nie mówić i jakiego zdania by o nim nie miała sama, to Gavin potrafił czasem wykazać się odpowiedzialnością.
Dociera na posterunek w niecałe pół godziny i ku własnemu szczęściu wpada w drzwiach na Tinę, która właśnie zaczyna pracę.
– Orla? Fantastyczna fryzura, nie poznałam cię w pierwszej chwili! – mówi Chen, uśmiechając się do niej ciepło. – Co ty tu robisz?
– Muszę znaleźć Gavina – odpowiada zdawkowo Banks, nie chcąc wdawać się w szczegóły nieposłuszeństwa jej dziecka. Tina wskazuje jej na bramki, a Orla od razu za nią rusza. – Powiedz mi, Reed dalej jest takim patałachem?
– Nie, odkąd mają go awansować, jest całkiem milutki. Dla wszystkich poza swoim partnerem, ale Nines znosi go z niezwykłą wręcz cierpliwością, jednak wiesz, pracują razem dopiero trzy tygodnie.
– Przejrzy na oczy – sarka Banks, spoglądając w stronę biurka Gavina. Nines pochyla stoi dość sztywno naprzeciwko swojego partnera, który to opiera się wygodnie na krześle z nogami zarzuconymi na blat. Z miejsca, w którym stoją kobiety, nie słychać o czym rozmawiają detektywi, ale nie ulega wątpliwości, że na pewno się o coś sprzeczają.
– Chcesz obstawić, czy ze sobą sypiają? – wypala nagle Tina, a Orla parska śmiechem. – Serio, robimy zakłady i jedna strona obstawia, że to coś więcej, a druga, że Nines zamorduje go któregoś dnia we śnie. Jak ty sądzisz?
– Że mają romans, ale Nines w końcu zamorduje go we śnie? – sarka Orla i uśmiecha się do Tiny. – Pogadamy innym razem, muszę lecieć. – Chen uśmiecha się do niej i odprowadza ją wzrokiem w stronę biurka Reeda. – Gdzie jest Harry? – pyta, zrzucając nogi Gavina na podłogę, a przez usta RK900 przebiega cień kpiącego uśmiechu.
– Co z ciebie za matka, że nie wiesz – odpowiada kpiąco Reed, a android od razu wchodzi mu w słowo.
– Zawiozłem go do domu Connora, który zadeklarował się, że z nim zostanie. Czy zawieźć cię do nich? – Orla przytakuje mu i obraca się na pięcie, nie chcąc wdawać się w tej chwili w żadne kolejne dyskusje z Reedem.
Banks jest w tej chwili zbyt zdenerwowana przed spotkaniem z Connorem, niż kiedykolwiek miałaby dać to po sobie poznać. Stara się zachowywać naturalnie, próbując wypytać Ninesa o jego pracę z Gavinem i sytuację w mieście. W ciągu ostatnich pięciu tygodni znała ją tylko z bardzo długich i szczegółowych opowieści swojej przyjaciółki i chłodnych, profesjonalnych odpowiedzi Kamskiego. Ostatnia rozmowa, jaką Orla przeprowadziła z North, dość skutecznie dała jej do zrozumienia, że nawet jeśli senatorka miała wtedy rację, tak ona nie specjalnie ma zamiar się starać z nią zaprzyjaźniać.
Jeśli oczywiście kiedykolwiek Banks miała ochotę zaprzyjaźniać się z kimkolwiek.
Gdy Nines zatrzymuje samochód, od razu widzi, że drzwi domu są otwarte i zaczyna analizować poszlaki. Orla za to, nie przejmując się nim kompletnie, biegnie w stronę domu.
– Connor! – Krzyk Banks, skutecznie przerywa dedukcję RK900, który to od razu podążą za dziewczyną. Orla pochyla się nad Connorem leżącym bezwładnie na podłodze, a w jej oczach mimowolnie pojawiają się łzy, gdy spodziewa się najgorszego. Nines klęka obok niej i łapie za nadgarstek swojego brata, wysyłając silny sygnał do jego systemu. – Co się stało? Co mu się stało? – pyta przerażona dziewczyna, a niebieskie oczy androida obok niej, spoglądają na nią łagodnie.
– Przeciążenie systemu, wymusiłem ponowne uruchomienie, daj mu chwilę – odpowiada RK900, a ona przytakuje mu, nie sprawiając wrażenia przekonanej. – Coś musiało wywołać u niego szok emocjonalny, nadmiar komend, które zaczął przetwarzać, był dla niego niebezpieczny, dlatego system się odciął. Ludzie też czasem mdleją Orla.
– Gdzie jest Harry? Gdzie jest Sumo? Co mogło wywołać u niego taki szok?
Nines podnosi się i rozgląda po mieszkaniu, szukając wskazówek. Banks wyciera niebieską krew z twarzy Connora rękawem swojej koszuli i kładzie mu dłoń na policzku. Jeśli choć przez chwilę wydawało jej się, że siedząc w Waszyngtonie, udało jej się ruszyć dalej, zostawić za sobą wszystkie wydarzenia ostatniego ponad pół roku i zacząć od nowa, tak teraz wie, że to bzdury. W głębi serca nie ruszyła się nawet o milimetr, dalej obezwładniona miłością do bruneta obok siebie.
Connor zaciska lekko pięści, czując, jak wszystko powoli do niego wraca. Teraz gdy nie ma już nawiązanego połączenia z chłopcem, wie, że wszystkie uczucia, które na chwile nim zawładnęły, wynikały ze wspomnień. Dobrych, złych, ale przede wszystkim własnych. Wspomnień wydarzeń, które ponownie powoli katalogują się w jego umyśle na odpowiednich miejscach. Skanuje wszystkie swoje systemy, mając poczucie, że niewidzialna tama, która blokowała wszystkie jego wspomnienia, została przerwana i gdy wylały się one do jego umysłu jednocześnie, nie zdołał ich udźwignąć.
Tak, jak teraz absolutnie nie jest w stanie udźwignąć spojrzenia ciemnych oczu nad swoją twarzą.
Orla odsuwa się od niego, gdy tylko widzi, że Connor się obudził. Chce dać mu przestrzeń, bojąc się, że jeśli znów narzuci mu swoją obecność, kolejny raz wywiąże się między nimi sprzeczka. Jak tamtego dnia, gdy podjęła decyzję o wyjeździe z Detroit. On za to w pierwszej chwili nie rozumie jej zachowania i dopiero wtedy przypomina sobie ich ostatnią kłótnię.
– Przepraszam – mówi, unosząc się najpierw tylko na łokciach, by powoli upewnić się, że wszystkie jego systemy motoryczne działają poprawnie. – Nigdy szczerze nie chciałem powiedzieć ci tego wszystkiego. Za nic nie chciałbym o tobie zapomnieć, Orla. O tobie, o Hanku, o...
Dziewczyna kręci głową jakby niedowierzając w to, co się dzieje, ale właściwie wystarczy jej jedno spojrzenie na niego, by wiedzieć, że go odzyskała. Nachyla się i całuje go mocno, a Connor podnosi się mocniej i przyciąga ją do siebie, obejmując ramionami.
Nines zagląda do mniejszej sypialni, gdzie znajduje śpiącego psa, który niespecjalnie przejął się zamknięciem. Otwarte drzwi i kilka porozrzucanych przedmiotów po przeanalizowaniu jasno świadczą o tym, że ktoś zabrał stąd chłopca wbrew jego woli, jednak w całym domu nie udało mu się znaleźć żadnych odcisków palców, które mogłyby wskazać sprawcę. Wraca więc do kuchni i zatrzymuje się w pół kroku, jak tylko zauważa całującą się parę.
Orla i Connor momentalnie odsuwają się od siebie, a brunet wstaje pierwszy i podaje jej rękę, by ta też podniosła się w podłogi. RK800 mierzy uważnie wzrokiem drugiego androida i nie ma pojęcia, jak zareagować. Z jednej strony pamięta doskonale, że udało im się nawiązać w ostatnich tygodniach całkiem przyjacielską relację, ale teraz jest świadomy też wszystkiego, co działo się wcześniej. I tego, że to właśnie RK900 podłożył ładunek, który ostatecznie zabił Hanka.
– Connor – mówi cicho Orla i splata ich dłonie, a on spogląda na nią, momentalnie czując się trochę spokojniej. – Connor, to nie on jest za to odpowiedzialny.
– Wiem. Wiem o tym – mówi, zaciskając lekko palce, na jej ręce. – Gdzie jest Harry? – pyta, rozglądając się po domu.
– Ktoś go zabrał. Orla, czy masz podejrzenia, kto to mógł być? – Dziewczyna kręci głową i nagle zamiera.
– Elijah. Zadzwoniłam do nich z prośbą o pomoc, jak tylko odkryłam, że Harrison uciekł do Detroit i...
– Jedziemy. – Connor rusza w stronę wyjścia, nie puszczając jej dłoni, a Nines rusza za nimi. – W tej chwili jedziemy do posiadłości Kamskiego. Wróć na posterunek, przyjadę tam, jak tylko będę mógł.
Zanim drugi android zdąży cokolwiek odpowiedzieć, Orla i Connor wsiadają już do starego samochodu. Dziewczyna patrzy na jego profil, nie mogąc pojąć w to, co się dzieje, ale dochodzi do szybkiego wniosku, że będą mieli dużo czasu na rozmowy, jak już znajdą Harrisona. To jest dla nich absolutnie najważniejsze.
Tak samo, jak wcześniej, Orla wysiada z samochodu pierwsza i biegnie w stronę willi. Connor rusza za nią, ale zanim zdąży ją ostrzec, dziewczyna już wchodzi do środka, nie zatrzymuje się nawet na chwilę i wchodzi do pomieszczenia z basenem.
Elijah stoi przy oknie, plecami do wejścia, a gdy Connor staje obok Banks, Kamski uśmiecha się lekko i kręci głową. Jakby właśnie wszystko, co zaplanował, spełniło się zgodnie z jego przewidywaniami.
– Proszę, powiedz mi, że jest tu Harry – odzywa się Orla, nie kryjąc nawet histerycznych nut w tonie swojego głosu.
– Niestety jest – odpowiada cicho Kamski i bardzo powoli obraca się w stronę pary. – A wy niestety robicie dokładnie to, czego można się było spodziewać.
– Elijah, co się dzieje? – pyta Banks, chcąc podejść do niego, ale Connor łapie ją za nadgarstek. Dziewczyna spogląda krótko na androida i zaczyna kręcić głową. – Nie, to jest niemożliwe Connor, nie możesz mieć racji. On nie mógł stać za tym wszystkim od początku, to nie ma sensu, to się nie zgadza. Prawda, Elijah? Powiedz, że Connor się myli! – prosi Orla, wyrywając rękę z dłoni swojego partnera i robi kolejny krok w stronę Kamskiego. – Jakby to wszystko to był twój wielki plan, to nie pozwoliłbyś wrócić mi rok temu do Detroit, wiem o tym. Wiem, że byś mnie nie naraził. Tak samo, jak wiem, że nie naraziłbyś teraz mojego dziecka.
– On by tego nie zrobił, masz rację – mówi Connor, podchodząc bliżej do Banks, jakby w każdej chwili miał znów osłonić ją przed niespodziewanym atakiem. Odkąd weszli do tego pomieszczenia, android widział, że coś jest nie tak, Kamski choć doskonale to maskował swoją chłodną obojętnością, też się czymś stresował. I wcale nie wyglądało na to, że jest to spowodowane tym, że ktoś przejrzał jego wielki zły plan.
– Kto by pomyślał... Wydawało mi się, że CyberLife zaprojektowało najlepszego na świecie detektywa, ale jak widać wcale niekoniecznie aż tak najlepszego – odzywa się Chloe za ich plecami.
Blondynka trzyma w prawej ręce niewielki rewolwer, a jej lewa dłoń zaciska się na karku jasnowłosego chłopca, w którego oczach maluje się przerażenie. Banks chce się rzucić biegiem w jego stronę, ale Connor jej na to nie pozwala i staje przed nią, zasłaniając ją przed ewentualnym atakiem ze strony androidki. Brunet unosi powoli dłonie, dając tym Chloe znać, że nie ma zamiaru wykonywać żadnych gwałtownych ruchów i wie, że będzie musiał negocjować.
Tak jak negocjował podczas swojej pierwszej misji.
Tylko teraz chodzi o życie jego dziecka.
– Ty stałaś za tym wszystkim od początku... Oczywiście, że to byłaś ty. Ze wszystkimi znajomościami i pieniędzmi Kamskiego, do których masz dostęp, to musiałaś być ty – mówi spokojnie Connor, przenosząc na ułamek sekundy wzrok na Harrisona i bez słów stara się dodać chłopcu otuchy. – Chciałaś, żebyśmy myśleli, że to on za tym stoi.
– Nie, nie chciałam. Próbowałam tylko odsunąć od siebie podejrzenia, a November miała paranoję, więc nadawała się idealnie do przekazania jej wam... Szkoda tylko, że nie była głupia. Ona się domyśliła, że to ja. Dlatego skończyła, jak skończyła.
– Chloe. – Kamski podchodzi bliżej szybkim krokiem, a Connor wie, że to nie jest dobry pomysł. – Wypuść chłopca. Cokolwiek sobie wymyśliłaś, on nie ma z tym nic wspólnego.
– Ma, oczywiście, że ma. Jej na nim zależy, tobie zależy na niej... To wszystko się łączy – mówi blondynka, uśmiechając się lekko i cofa się o krok, dalej trzymając lufę broni przy głowie spanikowanego dziecka. – Zrobiłam to dla ciebie, Elijah i gdyby nie Connor, to wszystko nie miałoby miejsca.
– O czym ty w ogóle mówisz? – pyta Banks, histerycznym tonem, a po jej twarzy płyną duże łzy. – Co takiego zrobiłaś do cholery, Chloe? Chciałaś mnie zabić? Od początku chodziło w tym wszystkim o mnie? Jak tak, to proszę bardzo, zabij mnie, ale wypuść...
– Och, zamknij się, idiotko. Powiesz jej? Czy ja mam wyjaśnić wam mój wielki zły plan, jak w finale taniego filmu szpiegowskiego? – wzdycha androidka i spogląda na Connora. – Tak, to ja go zabiłam, panie Bond... – sarka wyraźnie rozbawiona i przewraca swoimi jasnymi oczami, po czym unosi nagle pistolet i celuje w Kamskiego. – Ani jednego kroku dalej, kochanie albo zabiję nie tylko dzieciaka, ale też ją. A oboje wiemy, że nie jest to coś, co będziesz w stanie udźwignąć. – Chloe uśmiecha się triumfalnie, gdy Elijah wykonuje jej polecenie i zatrzymuje się w pół kroku, a jej spojrzenie przenosi się na Orlę. – Wiesz, że miał młodszą siostrę? Zmarła, jak miała trzy i pół roku, ale chyba nigdy ci o tym nie opowiedział. Opowiedział mnie i dlatego wiem, że nie mogłam cię zabić, nawet nie miałam tego w planie Orla, jesteś zbyt cenna. To zawsze chodziło o kontrolę, chodziło o władzę. W pierwszej chwili myślałam, że Elijah zaprojektował bunt androidów, by ten zakończył się porażką, by w obliczu tej katastrofy zadzwonili do niego po pomoc, a on odzyskałby stanowisko. Jednak musiałeś pojawić się ty – stwierdza blondynka, unosząc broń i celując w Connora. Android widzi, że Orla robi krok w stronę dziecka, ale ją powstrzymuje. Za dobrze zdaje sobie sprawę z tego, że Chloe tylko sprawia wrażenie niepozornej, ale jeśli będzie chciała, może zabić chłopca bez mrugnięcia okiem.
– Chciałaś, by rewolucja się nie udała, a jak wszystko poszło nie po twojej myśli, zaczęłaś szukać okrężnej drogi. Musiałaś doprowadzić do destabilizacji sytuacji w Detroit, bo przecież stąd łatwo rozleje się ona po całym kraju, może na początku nawet było ci na rękę, że Orla odwodzi mnie od podążania tropem, że może stać za tym Kamski. W końcu ona wolałaby wierzyć, że Jerycho samo sabotuje osiągnięty przez siebie pokój, niż chociaż zacząć podejrzewać własną rodzinę – mówi Connor, nie spuszczając wzroku z martwej twarzy blondynki, z której na dobre zniknął jej wymuszony pogodny uśmiech, który znał. – Chciałaś, by CyberLife oddało władzę Kamskiemu, dlatego uplotłaś siatkę z ludzi, którzy nawet nie wiedzieli kto za tym stoi. Simone, Scott, Stary Porządek, a w końcu November. Pozbyłaś się ich wszystkich, gdy tylko przestali być potrzebni i na końcu chciałaś pozbyć się też Markusa, ale skutecznie ci w tym przeszkodziliśmy.
– Zabić Markusa? – Blondynka otwiera szeroko oczy i wybucha głośnym śmiechem. – A w życiu! Od początku chodziło mi o...
– North. Chciałaś zabić North – wchodzi jej w słowo Orla i spogląda krótko na Elijaha. – Rozmawialiśmy o tym, o tym, jak łatwo można by było kontrolować Markusa, gdyby stracił swoją ukochaną.
– Tak, to ona była głównym celem każdego ataku, także tamtego dnia w CyberLife, ale... Ludzie okazali się zawodni. Osoby ze Starego Porządku nie umiały jej zabić i w końcu podczas ostatniego ataku o mało nie zastrzeliły Elijaha. Dlatego pojawił się tam Nines, ale przejrzałem cię i wysłałaś go, by zabił mnie w pierwszej kolejności – mówi Connor, a androidka uśmiecha się chłodno.
– Może jednak wcale nie jesteś taki głupi, jak sądziłam.
– Dlaczego, Chloe? Dlaczego do cholery robisz to wszystko? – pyta Orla, a Elijah zbliża się do niej i kładzie brunetce dłoń na ramieniu.
– Jeśli pozwolisz jej odpowiedzieć, powie, że robi to z miłości – zaczyna mówić chłodno Kamski. – Z rzekomej ogromnej miłości do mnie, bo jej zdaniem nie mogę sobie poradzić z utratą firmy. Prawda jest jednak taka, że nie chodzi o jej miłość do mnie, a o to, że do czasu demonstracji zawsze czuła się wyjątkowa. Faworyzowałem ją i może to był mój błąd, bo miała przez to jakieś poczucie władzy, czy to pomagając mi w firmie, czy po prostu dyrygując swoimi siostrami. Niestety zła wiadomość jest taka, że to tylko bajki... Wmówiłaś sobie to wszystko, Chloe, wmówiłaś sobie, że darzę cię jakimiś uczuciami. I to, że wrócę do firmy, absolutnie nic nie zmieni, bo dla mnie nadal jesteś tylko... Elementem wystroju wnętrza.
– Nie. To nieprawda! Kochasz mnie!
– Oboje wiemy, że to nieprawda. – Na słowa Kamskiego, na twarzy blondynki zaczynają rysować się wszystkie możliwe emocje, jakby jej świat nagle, raz na zawsze rozpadł się na strzępy. I wtedy Chloe odpycha od siebie przerażone dziecko i celuje prosto w Orlę. Która od razu odsuwa od siebie Connora i robi krok w stronę Chloe, a android powoli podchodzi do zapłakanego Harrisona i bierze go na ręce. – Więc jeśli tak jest, jeśli naprawdę mnie nie kochasz Elijah, to nie ma dla mnie już najmniejszego znaczenia, czy ją zabiję, czy nie. A uwierz mi, że mam wielką ochotę zrobić to od bardzo dawna, ale niestety nie mogłam, bo po prostu tak rozpaczliwie potrzebowałeś się kimś opiekować. Więc tak, w tym też ci pomagałam, rujnując jej życie po kawałeczkach, by za każdym razem wracała do ciebie po pomoc, żebyś mógł dalej płacić za jej mieszkanie, rachunki i kontrolować każdy jej żałosny krok.
Orla patrzy prosto w niebieskie oczy androidki, starając się wmówić sobie, że jeśli ta pociągnie za spust, to przynajmniej Connor i Harry wyjdą z tego cało. A to jedyne, co liczy się dla niej w tej chwili.
– Więc mnie zabij, nie wiem, co ci to da, ale proszę. Zrób to – mówi, spoglądając na drzwi wyjściowe i daje Connorowi znak, by się stąd wynosił. – Pozwól im wyjść, Chloe, to ich nie dotyczy, to zawsze chodziło o nas. Prawda? To wszystko od początku miało sprowadzić się do naszej trójki, do tego domu i tego pomieszczenia – Blondynka przytakuje nieznacznie, a Orla odprowadza Connora wzrokiem, uśmiechając się do niego nerwowo.
– Ciekawi mnie, co masz zamiar zrobić dalej? – pyta Kamski kpiącym głosem i odchodzi od nich w stronę basenu. Orla ma wrażenie, że pod swoją nagłą nonszalanckością i pozorną lekkością Elijah próbuje ukryć, że tak jak ona zwyczajnie się boi. – Zabijesz ją z zimną krwią w moim domu, mając na miejscu detektywa policji i? Popełnisz samobójstwo, czy może będziesz chciała wrobić w to mnie? Choć to może być skomplikowane, patrząc na to, że działasz na czas.
– Nie bierzesz pod uwagę tego, że to androidy, a androidy ostatnio często tracą pamięć. A przecież wiemy doskonale, że on ją kocha, więc zostawi chłopca w samochodzie i tu wróci.
– To ty uszkodziłaś jego pamięć – szepcze Orla, a Chloe znów przewraca oczami.
– Tak. Potrzebowałaś motywacji do wyjazdu... Niestety, ty zawsze wracasz.
– Powinienem był cię wyłączyć rok temu – odzywa się Kamski, a obie kobiety przenoszą na niego wzrok. – Po tym, jak wtedy próbowałaś nas pozabijać w łóżku, ale się powstrzymałem, uznałem, że to tylko drobny glitch w twoim oprogramowaniu. I teraz płacę za tę okazaną dobroć, na szczęście ja uczę się na błędach Chloe.
Elijah celuje z broni w blondynkę, która nie zauważyła, kiedy wyjął pistolet z niewielkiej szafki przy oknie. Tylko, że Kamski nie ma z nią szans, żaden człowiek nie ma możliwości osiągnąć precyzji, z jaką strzelają androidy. Chloe naciska spust dosłownie ułamek sekundy szybciej niż Kamski, który zostaje trafiony między żebra, a jego bezwładne ciało wpada do basenu. Orla biegnie się w jego stronę, a Chloe śmieje się cicho.
– No tak, prawdziwa miłość – mówi androidka, patrząc, jak Banks wskakuje do basenu, a w drzwiach pomieszczenia pojawia się Connor. – Dobrze, kończmy to.
Chloe wycelowuje w RK800, a zanim ten rzuci się na blondynkę, rozlega się kolejny strzał. Ciało androidki opada na kolana, a z rany na środku jej czoła zaczyna płynąć niebieska krew. Connor unosi wzrok zaskoczony, a w korytarzu za plecami Chloe stoi Nines, cały czas trzymając broń skierowaną w miejsce, w którym przed chwilą jeszcze stała androidka.
– To ona była ze mną tamtego wieczora, gdy zginął porucznik Anderson – odpowiada RK900, a led na jego skroni miga nieustannie jaskrawą czerwienią. – To ona mnie kontrolowała.
Connor nie odpowiada mu, bo domyślał się tego od śmierci November, która okłamała ich na temat analizy wideo. Teraz nie ma jednak zamiaru dyskutować na ten temat i wskakuje do basenu i w pierwszej kolejności pomaga Orli, która próbowała wyciągnąć ciało Elijaha. Dziewczyna klęka na czarnych kafelkach i wypluwa nadmiar wody, którą się zachłysnęła i łapie głośno powietrze. Jej umysł nie do końca jest w stanie ogarnąć nadmiar informacji i w tej chwili nie może skupić się na absolutnie niczym więcej poza wodą w basenie, którą przybiera kolor krwi Elijaha. Connor wyjmuje jego ciało na brzeg, a Orla pochyla się nad Kamskim.
– Powiadomiłem Gavina, zaraz będzie tu policja i pogotowie – mówi RK900, klękając obok Banks. – Daj mi swoją koszulę – zwraca się do dziewczyny, która błyskawicznie zdejmuje z siebie bawełnianą bluzkę, zostając tylko w przemoczonym jasnym podkoszulku. Nines przyciska materiał do rany w boku Kamskiego, próbując powstrzymać krwawienie.
– Czy on przeżyje? – pyta Orla, spoglądając na niego błagalnie. Nines wyczuwa słaby puls Kamskiego, ale utrata krwi jest za szybka. Connor, siada obok dziewczyny, obejmując ją ramieniem i delikatnym skinieniem głowy, daje swojemu bratu znak, by ten ją okłamał.
– Jeśli szybko trafi do szpitala, są na to szanse – odpowiada pewnie. Dziewczyna przytakuje mu, zagryzając mocno usta, mając doskonałą świadomość tego, że Nines nie jest z nią szczery.
I choć mogła stracić dziś o wiele więcej, wcale nie przynosi jej to ulgi. Nawet jeśli Connor przytula ją mocno do siebie i opiera usta na czubku jej głowy.
Uff...
Ulga.
Ulga i duma to jest dokładnie to, co czuję od momentu napisania tego ostatniego zdania.
Oczywiście mam dla was jeszcze epilog, który wrzucę w piątek i pod którym napisze dłuższe podziękowania. Jednak właśnie przeczytaliście ostatni regularny rozdział more human.
I czekam na wasze opinie.
Bo powiem szczerze, że uknucie tej intrygi od pierwszego momentu, gdy Chloe kupuje Orli płaszcz w jakimś dziewiątym rozdziale, aż do teraz było największym wyzwaniem w mojej pisarskiej karierze.
Do piątku kochani.
K.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top