Lubisz mnie, bo jestem łajdakiem ◎ Wtorek 27 grudnia 2039.
Na zaśnieżonym boisku za budynkiem Jerycha panuje ogromny harmider. Dzieciaki podzielone na dwie grupy za pomocą kolorowych opasek na ramionach toczą bitwę na śnieżki, o takiej skali, jakby to była walka na śmierć i życie. A wśród ich krzyków, co jakiś czas rozlega się jeszcze donośne szczekanie wielkiego bernardyna, jeśli ten złapie w pysk przelatującą koło niego kulkę śniegu. Orla od dobrych kilkunastu minut jest święcie przekonana, że zaraz nastąpi jej koniec, ale widzi wzrok YK1000, który jej na to nie pozwala. W końcu dowodziła ich drużyną, nawet jeśli nie mieli za dużych szans przeciwko Connorowi i dzieciakom, które mu towarzyszą.
Detektyw zauważa, jak Banks ucieka z pola bitwy za budynek i stara się do niej dołączyć, nie zwracając niczyjej uwagi. Dziewczyna siedzi na śniegu, łapiąc oddech, ale gdy tylko go widzi, od razu rzuca w niego śnieżką.
– Zawieszenie broni? – pyta Connor, unosząc dłonie do góry, a ona uśmiecha się lekko. – Zmęczona?
– Umierająca – odpowiada, nie przestając się uśmiechać. – Nawet jeśli przegramy, to i tak uznam to za dobry dzień.
– Przegracie, mamy w tej chwili o trzy osoby więcej i mnie raczej nie da się zmęczyć. – Śmieje się brunet, kucając naprzeciwko niej. – Więc raczej ze mną nie wygrasz w tym stanie.
– Och, daj mi, chociaż cień nadziei, Connor – mruczy pod nosem Banks i przenosi się na kolana, nie przejmując się tym, że ta część spodni też jej zaraz przemoknie.
– Wasze szanse w tej chwili wynoszą jakieś dziesięć do dwudziestu procent, twój YK1000 jest wyjątkowo przebiegły, więc jeśli nie uda się w pierwszej kolejności zabrać opaski jemu, to raczej wygramy – mówi chłodnym głosem, a później uśmiecha się lekko. – Miałem przecież nie dawać ci forów, bo jesteś człowiekiem i dziewczyną...
– Mógłbyś mi je dać, bo jestem twoją dziewczyną – odpowiada bez namysłu Orla, a Connor spogląda na nią zaskoczony, zanim ona nie złączy nagle ich ust. Banks kładzie mu dłonie w zaśnieżonych rękawiczkach na ramionach, czekając, aż odda pocałunek i obejmie ją w pasie.
– Halo! To nasz wróg! Puść go natychmiast! – krzyczy jasnowłosy android, który stoi kawałek od nich, a po chwili podbiega jeszcze kilka dzieciaków.
– Spokojnie! To tylko dywersja. – Śmieje się Orla i popycha mocniej Connora, który upada plecami na śnieg. Brunetka błyskawicznie siada mu na brzuchu, ściąga mu z ramienia opaskę i wstaje z uśmiechem. Jeszcze chwilę patrzy na niego z góry, czekając, aż do niego dotrze, co właśnie się stało. – Jak tam twoje osiemdziesiąt procent szans na wygraną, co?
– To nie było uczciwe – odpowiada oburzony, podnosząc się ze śniegu.
– Nie pamiętam, żebyśmy ustalali na samym początku, co jest uczciwe, a co nie – stwierdza kpiąco Orla i rusza w stronę chłopca, który od razu przybija jej piątkę. Zanim jednak wyjdą zza budynku, Banks czuje, jak duża śnieżka uderza ją prosto w tył głowy. Obraca się do Connora, który z uśmiechem formuje już w dłoniach kolejną kulkę. Orla rzuca się biegiem do przodu, chcąc uniknąć trafienia i rozgląda się po boisku. – Sumo! Bierz go!
Woła psa, który od razu biegnie w jej stronę, a gdy dziewczyna wskazuje mu Connora, bernardyn przystaje przez chwilę, jakby rozważając, czy na pewno chce posłuchać polecenia dziewczyny.
– Sumo! Atakuj – mówi spokojnie Connor, a pies od razu skaczę na Banks, która upada na ziemię i próbuje schować się przed niechcianymi psimi wyrazami miłości.
– Zabierz go ze mnie, do cholery! – krzyczy, a brunet łapie bernardyna za obrożę i ściąga go z Banks, która wstaje, mrużąc wściekle oczy. Orla jest przekonana, że ma teraz już na pewno śnieg nawet i w bieliźnie i jedyne, o czym zaczyna marzyć to prysznic i grzane wino. – To nie było fair.
– Nie pamiętam, żebyśmy ustalali na samym początku, co jest uczciwe, a co nie – odpowiada kpiąco Connor, a dziewczyna przewraca oczami i spogląda na chłopca obok siebie.
– A ty, nie wiem, z czego się śmiejesz? – pyta, mijając go i daje znać dzieciakom, że mają wracać już do środka.
– Z tego, że dostałaś nauczkę i z tego, jak teraz wyglądasz. – Orla po jego słowach wciąga na głowę kaptur, jakby chciała się w nim schować.
Dzieciaki, z którymi byli na dworze, wracają teraz grzecznie do swoich pokoi i tylko chłopiec o jasnych włosach, dalej stoi z Banks i Connorem. Blondynek drapie Sumo za uszami, co pies przyjmuje z nieukrywanym entuzjazmem i cały czas próbuje polizać młodego po twarzy.
– Nie idziesz do reszty? – pyta Orla, czując, jak jej ubrania zaczynają powoli topnieć w robić się coraz bardziej przemoczone.
– Za chwilę... – odpowiada chłopiec, a Connor posyła Banks pytające spojrzenie, na co ona tylko wzrusza ramionami i kuca obok psa.
– Chcesz jechać do mnie i oglądać filmy? – Dzieciak odpowiada jej szybkim przytaknięciem, a ona podnosi się i spogląda na Connora. Dioda na jego skroni miga intensywnie na żółto i Orla doskonale wie, co to oznacza. – Musisz jechać na posterunek?
– Tak, wpłynęła nowa sprawa. Odwiozę was i...
– Nie, nie trzeba. Wezmę samochód Lene, ty lepiej odwieź Sumo – odpowiada od razu Orla, a Connor przytakuje jej lekko i chce odejść. Banks łapie go za rękę i uśmiecha się lekko.
– Jak skończycie, czuj się zaproszony, by oglądać z nami filmy – mówi dziewczyna, a brunet tylko odpowiada jej uśmiechem i odchodzi.
Sumo, którego Connor prowadzi na smyczy, nie jest zbytnio zadowolony z faktu, że opuszcza dziecięce towarzystwo i dłuższą chwilę ogląda się na Orlę, która odprowadza ich wzrokiem. Jak tylko znikają w hallu, Banks zostawia na chwilę dzieciaka samego i biegnie na górę po kluczyki do auta swojej przyjaciółki. Shailene jak zawsze rozpoczyna niekończący się monolog na temat tego, że Orla pozwala nowemu chłopcu na za dużo swobody i jeśli będzie go cały czas zabierać z ośrodka, to ten nigdy do końca nie odnajdzie się wśród innych dzieci. Banks wie jednak, że to raczej nigdy się nie wydarzy. Młody jest jest unikatowy i to przede wszystkim sprawia, że inne dzieci traktują go z dystansem, a nie to, że jedna ludzka dziewczyna go faworyzuje. Jeśli chłopiec naprawdę lepiej czuje się w jej towarzystwie, to ona nie ma serca mu odmawiać, nawet jeśli z każdym kolejnym spotkaniem przywiązuje się do niego zdecydowanie za mocno.
Zawsze uważała za swoją wadę, to szybkie przywiązywanie się do ludzi, których wpuszcza do swojego życia. Dlatego całe lata trzymała wszystkich na dystans, za bardzo bojąc się tego, co może się stać. A później mury zaczęły pękać, pojawił się Jake, Shailene, a teraz... Connor.
Orla słucha swojej przyjaciółki, przytakując na każde słowo, a jak tylko padnie ostatnie zdanie, od razu ulatnia się z biura Lene.
– Uciekamy, zanim będzie chciała dodać coś jeszcze – mówi do chłopaka i wskazuje mu drogę do drzwi.
W mieszkaniu Banks od razu rozkręca ogrzewanie i wskazuje Młodemu telewizor w sypialni, a sama znika na chwilę w łazience. Przebiera się w najcieplejszy dres, jaki znalazła i robi sobie herbatę. Chłopak leży w poprzek jej łóżka w jakiejś dziwnej pozie, oglądając animację o kosmosie, która spokojnie ma z dobre dwadzieścia lat, skoro ona ją kojarzy.
– Co oglądamy? – pyta dzieciak, wyczuwając jej obecność w pokoju.
– Gwiezdne Wojny.
– Te filmy nie mają z jakichś stu lat?
– Mają, ale to w żaden sposób na nie nie wpływa negatywnie, wręcz przeciwnie – odpowiada Orla, stawiając kubek na szafce nocnej i naciągając na siebie koc, gdy chłopiec szuka odpowiedniego filmu. – Nie, nie, nie. Znajdź część czwartą, nie pierwszą.
– Dlaczego?
– Bo części od pierwszej do trzeciej nie istnieją.
– Istnieją. Przecież je znalazłem.
– Nie prawda, one nigdy nie powstały – mówi pewnie Banks, a niebieskie oczy przyglądają jej się badawczo. W końcu jednak blondynek wzrusza ramionami i siada obok niej, opierając się o zagłówek.
Orla dość szybko rozumie, że film chyba podoba się Młodemu, bo w przeciwieństwie do tego, co oglądali ostatnio w kinie, dziś siedzi on wyjątkowo cicho. Dlatego dziewczyna tylko się uśmiecha i pije swoją herbatę, oglądając po raz mniej więcej setny w swoim życiu tę samą historię. Gdy kończą pierwszą część, Banks zarządza przerwę na kolację i czekając na opinię chłopca na temat filmu, idzie zrobić sobie kanapki.
– Nie wiem, czy to jest najlepszy film, jaki zobaczę w swoim życiu, ale... wydaje mi się, że mi się podoba. Nawet bardzo – mówi w końcu młody, a ona wychyla się z kuchni i się do niego uśmiecha. – I mam dwa główne przemyślenia, po pierwsze to Sumo powinien nazywać się Chewbacca. A po drugie Leia jest fajna, bo nie trzeba jej ratować i umie im się odgryźć. Myślałem, że dopiero w nowych filmach są takie dziewczyny.
– Nie wydaje mi się, by właściciel Sumo był zadowolony ze zmiany mu imienia po tylu latach – Śmieje się Banks. – A Leia to jedyna księżniczka, jaką chciałam zostać.
– Widać – odpowiada od razu chłopak i uśmiecha się do niej bezczelnie, po czym milknie. Orla wraca z talerzem do łóżka i przygląda mu się uważnie.
– Co jest?
– Chyba wiem, jak chcę żeby do mnie mówić. Chyba wiem, jak chce mieć na imię... – Banks zamiera z chlebem w dłoni i dopiero po kilku sekundach odkłada go z powrotem na talerz, a talerz na szafkę. – Harrison.
– Jesteś tego pewien? Nie minęło dużo czasu, pojutrze zabiorę cię do Elijaha, który będzie mógł pomóc...
– Jestem pewien – ucina krótko chłopiec, Orla przytakuje mu lekko i się uśmiecha.
– Dobrze, więc niech tak będzie Harrison – odpowiada. – Trzeba przyznać, że bardziej spodziewałam się Hana Solo. – Śmieje się dziewczyna, a on tylko przewraca oczami, co jest dla niej definitywnym dowodem na przejmowanie przez niego jej okropnych nawyków.
– Harrison Ford grał w Gwiezdnych Wojnach, Balde Runnerze i Indianie Jonesie więc nie ma bardziej kultowego aktora... przynajmniej w twoim pokoleniu.
– Moim pokoleniu? Ty myślisz, że ile ja mam lat! – krzyczy Orla i uderza go poduszką prosto w twarz. – Koniec tego, oglądamy dalej. Harry.
– Tak... myślę, że mi się to podoba – odpowiada po chwili i opiera się o nią plecami. Banks uśmiecha się lekko, niemal niepewnie, zanim zarzuci na niego kawałek koca i obejmie go ramieniem, gdy po ekranie płyną już charakterystyczne żółte litery.
◎
Connor parkuje pod budynkiem Orli i pomimo tego, że samochód stoi w miejscu od kilku sekund, on dalej nie poluźnia dłoni zaciśniętych na kierownicy. Wie, że powinien wysiąść i iść na górę, ma przeczucie, że to dobry pomysł, że po prostu będzie milczał i cieszył się jej obecnością, próbując z całych sił nie skupiać się na pracy. Jednak nie potrafi. Zbyt dobrze zdaje sobie sprawę z tego, że Orla przejrzy jego milczenie jednym spojrzeniem swoich brązowych oczu i nic na to nie poradzi. Nie mija więcej niż dziesięć minut, zanim światło w wejściu do kamienicy zapala się, a na schodach pojawia się Banks, ubrana w dres i puchowy szlafrok, a na nogach zamiast kozaków, ma wciągnięte kapcie. Dziewczyna od razu wsiada na siedzenie pasażera i uśmiecha się do niego, kręcąc głową.
– Zasnął na moim łóżku na początku Powrotu Jedi, ale to nic nie szkodzi. Możesz wejść na górę, będziemy musieli rozmawiać ciszej, ale... – mówi i obraca się w jego stronę. – Co się dzieje Connor?
– Znaleziono dwa ciała nad rzeką, woda wyrzuciła je na brzeg poza miastem. To ciała androidów, które pracowały w Waszyngtonie z Makrusem...
– Ktoś, kogo znałeś?
– Nie blisko, Eva przyjaźniła się z North, pracowały razem, więc Shailene też pewnie ją zna.
– Pewnie tak, choć jeśli chodziło o politykę, to Lene raczej trzyma się od niej z daleka... – Orla przygląda się Connorowi, czując, że to jeszcze nie koniec historii. – Czyli podwójne zabójstwo?
– Tak, ktoś wiedział, że temperatura wody w rzece będzie powoli mrozić ich biokomponenty, więc nie spieszyli się z zabiciem ich. Możliwe, że chcieli od nich wydobyć jakieś informacje. Ciała przebywały w wodzie na tyle długo, że nie mamy co liczyć na choćby częściowe odciski palców, czy jakieś inne ślady. Tylko list.
– List? Skurwysyn napisał list?
– Bardziej notatkę – odpowiada Connor. – "Nie będzie równości, pogódźcie się z tym lub niedługo rzeki będą miały niebieski kolor".
– Kurwa... – Orla uderza dłonią o deskę rozdzielczą, najpierw raz, a później kolejny i następny. – Jeśli ona przyjaźniła się z North...
– To wiadomo, kto będzie najgłośniej domagał się "oka za oko" – kończy za nią Connor, a dziewczyna bierze głęboki wdech.
– Wracasz na posterunek?
– Nie. Rano mam spotkać się z nim w Jerychu z Markusem i North, Hank wrócił do domu i pewnie pije, albo poszedł spać. Kazał mi mimo wszystko pojechać do ciebie i o tym nie myśleć.
– Hank ma rację, dziś nic nie zmienisz. Nie zabili ich kilka godzin temu, nic dziś nie znajdziesz, jutro może uda wam się dowiedzieć czegoś więcej. Jak chcesz, ja też mogę popytać, może zdobędę informację swoimi sposobami...
– Nie – wchodzi jej w słowo Connor. – Nie. To wszystko powoli zaczyna mi przypominać pętle, która zaciska się coraz bardziej wokół Jerycha, Markusa i wokół...
– Pokoju? Proszę cię. Nie ma pokoju. Brak otwartego konfliktu nie oznacza, że mamy pokój. Twoim zdaniem morderstwo tej dwójki może być powiązane z zamachem jedenastego listopada? Przecież federalni zgarnęli tamtych ludzi.
– Wszystko wskazuje na to, że to nie jest przypadek... może inni członkowie tej samej grupy, może nowa grupa.
– Jest naprawdę wiele możliwości Connor, dlatego jutro się tym zajmiecie i znajdziecie tych skurwieli. A tymczasem chodź na górę, nie możemy przesiedzieć całej nocy w samochodzie – mówi Orla, biorąc go na chwilę za rękę, na co brunet przytakuje lekko.
Wjeżdżają windą na górę w milczeniu, Banks wie, że jest w tej sprawie coś jeszcze coś, co go naprawdę męczy i coś, o czym nie chce jej powiedzieć. Dlatego mimo tego, co jej powiedział i tak ma zamiar jutro poszukać trochę informacji swoimi sposobami, zwłaszcza że zabójca pary androidów mógł się znajdować na liście, którą sama wyniosła z CyberLife. Dziś jednak dziś chciałaby za wszelką cenę wrócić do tego, jak ten wieczór miał wyglądać pierwotnie i choć wie, że jest to niemożliwe, to sili się na uśmiech. Connor stoi dość sztywno w pokoju, gdy ona idzie po cichu w stronę wejścia do sypialni i opiera się o futrynę, dając mu znać, że ma do niej podejść.
– Śpi – mówi cicho Orla, gdy brunet stanie za nią i nie odrywa wzroku od jasnowłosego chłopca śpiącego w poprzek jej łóżka. – Podobno w Jerychu nie sypia za dużo, niby tego nie potrzebuje, ale to, że tu zasnął, chyba daje mi jakieś wrażenie, że czuje się przy nas bezpiecznie.
– Lubi cię, patrzy na ciebie o wiele częściej, niż byś to zauważała.
– Dlatego, że traktuję go jak osobę, nie jak zagadkę – odpowiada i cofa się o krok, by oprzeć się o niego plecami. – Jak pomyślę, że ktoś wymazał mu pamięć i porzucił go w świecie, w którym jacyś psychopaci bez mrugnięcia okiem mordują androidy, to mrozi mi krew w żyłach. Naprawdę chciałabym tylko, żeby mój gatunek w końcu wyewoluował na tyle, by pozbyć się tej pieprzonej nienawiści, którą mamy zaprogramowaną w genach.
– Nie wszyscy ludzie ją mają. Ty jej nie masz.
– Och, nie kochanie, uwierz mi, że jak znajdę osobę, która go skrzywdziła, to będę miała ochotę ją zamordować – mówi i wycofuje się do salonu, zamykając cicho drzwi sypialni. Connor rozsuwa sofę, starając się zrobić to niemal bezgłośnie, a Orla przytula się do niego od razu, jak tylko się położy. – Lene powtarza mi do znudzenia, że wszystko będzie dobrze, a ja nigdy jej nie wierzę, ale teraz wiem, że nie robi tego, żebym wierzyła. Robi to po to, bo każdy czasem potrzebuje to usłyszeć, Connor.
– Wszystko będzie dobrze? – pyta, a ona podnosi głowę i spogląda mu prosto w oczy.
– Tak, wszystko będzie dobrze – odpowiada Banks, siląc się na całą pewność siebie, jaką posiada w obecnej sytuacji, a brunet obejmujący ją ramieniem tylko lekko jej przytakuje.
W obecnej sytuacji jest to największym zapewnieniem wiary w ten fakt, na jakie mogą się zdobyć.
Mam nadzieję, że macie ochotę na trochę cukru podczas tej kwarantanny.
Bo mam go dla was niewielki zapas w najbliższych rozdziałach.
Poza tym zajrzyjcie koniecznie do GabrielleSylvestris, która wlansie skończyła publikacje pierwszej części swojego ff do Detroit. I to najlepsze co czytałam z tego fandomu na polskim Watt ❤️
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top