Dobre wychowanie ◎ Sobota 12 listopada 2039.
Długa chwila krępującej ciszy całkowicie dominuje mieszkanie w północnym Foxtown, Orla jest zwyczajnie zbyt niezadowolona z jego niezapowiedzianej wizyty, by kontynuować rozmowę. W końcu dlatego właśnie popsuła zamki elektroniczne i używała zwykłego klucza, po to by Elijaha nie nachodził jej bez zapowiedzi, jednak po raz kolejny nic to nie dało. Dziewczyna doskonale widzi po jego kpiącym uśmiechu, że Kamski jest wyraźnie z siebie zadowolony i dopiero po kilku minutach Orla kręci głową z dezaprobatą.
– Może wezmę od ciebie płaszcz? – przerywa w końcu ciszę Chloe i podchodzi do Banks, która przytakuje i oddaje jej okrycie. – Och, Orla, co się stało? – pyta poważnie zaniepokojonym głosem blondynka, oglądając materiał. – Spójrz Elijah, jest kompletnie zniszczony. Powinnaś sprawić sobie nowy.
– Myślę, że wystarczy mu pranie – odpowiada Banks i rusza w stronę biurka, przy którym siedzi Kamski.
– Chloe, zrób nam kawę i kup Orli jakiś ładny nowy płaszcz – mówi Elijah, a androidka od razu uśmiecha się pogodnie i znika w kuchni.
– Nie chcę nowego płaszcza, a już na pewno nie od ciebie.
– Potraktuj go jako prezent gwiazdkowy. – Orla kręci głową po raz kolejny i siada na blacie biurka przed nim, tak by mogła patrzeć na niego z góry. Kamski odsuwa się odrobinę do tyłu na fotelu i opiera na nim wygodniej, zanim kolejny raz uśmiechnie się do Banks.
– Co tu robisz? – pyta dziewczyna.
– Martwiłem się o ciebie.
– Jasne. A tak serio? Dlaczego przyjechałeś do mojego mieszkania o ósmej rano? – Orla mierzy go zimnym spojrzeniem, którego nie przerywa nawet na ułamek sekundy, by zabrać od Chloe filiżankę. Blondynka siada na sofie i wyciąga tablet, kompletnie nie przejmując się gęstą atmosferą między Kamskim a Banks.
– Nie dałaś od wczoraj znaku życia, w miejscu, w którym byłaś, był atak terrorystyczny. Nie mogłem się martwić?
– Och, przepraszam. Kompletnie zapomniałam, jak bardzo jesteś wrażliwy i jak łatwo zranić twoje uczucia – ironizuje Orla, przykładając teatralnie dłoń do dekoltu. – Wybacz, że się niepokoiłeś, ale jak widzisz, jestem cała i zdrowa. Więc możesz stąd wypierdalać i spotkamy się pojutrze, tak jak byliśmy umówieni.
– Postaw się w mojej sytuacji... – Elijah wstaje i odsuwa krzesło na bok, by móc swobodnie spacerować między biurkiem a oknem. – Wiem, że osoba, na której mi zależy, jest w miejscu, w którym wybuchły dwie bomby, a ona nie odbiera telefonu. Po pewnym czasie wiem już, że robi to raczej celowo, ale i tak wolę się upewnić, gdzie jest. Może w szpitalu, może nadal w mieście, może potrzebuje pomocy... więc sprawdzam jej lokalizację i tu dopiero następuje moje zdziwienie.
– Och, więc nie tylko włamujesz mi się do domu, to jeszcze mnie śledzisz? Cudownie – mruczy pod nosem Banks, a Kamski od razu się do niej obraca i nachyla się lekko w jej stronę, by zrównać ich spojrzenia.
– Pamiętaj, kto kupił ci to mieszkanie – mówi ciepłym głosem, po czym gwałtownie obraca się do okna. – Jednak to jest nieważne, bardziej ciekawi mnie to, od kiedy znów jesteś z porucznikiem Andersonem na tym etapie, że u niego nocujesz. Sądziłem, że ze sobą nie rozmawiacie.
– Miałam nieprzyjemną sytuację na posterunku, pomógł mi, ale od "dogadywania się" to jesteśmy raczej kurwa bardzo daleko – odpowiada Orla i uśmiecha się szeroko do Kamskiego. – Za to Connor to zupełnie inna bajka. Pamiętasz go na pewno, model RK800 złożyli ci wizytę w zeszłym roku, jak kazałeś mu strzelić do Chloe – mówi dziewczyna i obraca się do blondynki. – Dobrze, że nie chowasz urazy.
– Och, Elijah nie pozwoliłby mu do mnie strzelić, to były ślepe naboje – odpowiada od razu Chloe, uśmiechając się ciepło.
– Oczywiście, że to były ślepaki. – Orla przewraca oczami i spogląda znacząco na Kamskiego. – Więc widzisz, że jestem cała, zdrowa i nie potrzebuję twojej opieki. Możesz wracać na swoje mroźne odludzie.
Mężczyzna w żaden sposób nie reaguje na jej słowa, tylko wygląda przez okno, uśmiechając się szeroko. Orla zna go od wieków i wie, że nie zwiastuje to niczego dobrego i znów będzie musiała wznosić od nowa wszystkie bariery między nimi, które on i tak zniszczy. Nigdy nie traktowała tego, jako relację toksyczną, czy szczególnie uciążliwą, ale taką, która raczej poddaje jej cierpliwość za każdym razem wielkiej próbie. Kamski w końcu obraca się do niej i bierze lekki wdech, który zapowiada kolejny filozoficzny monolog.
Kiedyś Orla słuchała ich jak mszy, dziś jednak są one ostatnim, na co ma ochotę.
– RK800 najnowocześniejszy prototyp linii CyberLife przed tą całą rewolucją. Ostatnia nadzieja na powstrzymanie szerzącej się epidemii wolnej woli sama w sobie okazała się jednym z defektów. Nie mów, że cię to nie fascynuje ani odrobinę, to dlaczego zawiódł w zaprogramowanej misji, co takiego dokładnie uczyniło z niego kogoś, kim jest teraz... – mówi Elijah, krążąc po pokoju spokojnym krokiem. – Nie podajesz w wątpliwość tego, że polubiłaś go, przez jaki to jest, czy może przez to, że sztab architektów uczynił go tak... przystępnym? Przecież wiesz sama najlepiej, że wszystko w jego mimice, zachowaniu, czy uroku jest dziełem ludzi w CyberLife. Nawet nie moim. Użyli tylko podstaw mojego oprogramowania, nic poza tym. Wiesz, że nie maczałem palców w budowaniu detektywów, strasznie by to nam popsuło atmosferę w święta, jakbym to zrobił. – Kamski uśmiecha się szeroko do Banks, która jednak pozostaje niewzruszona. – Więc? Nie mów, że to nie jest porywający przypadek.
– Zawsze różniliśmy się pod względem naszego podejścia do defektów Elijah, więc nie mam zamiaru wdawać się z tobą w dyskusje o Connorze. Musisz pogodzić się z tym, jak wygląda świat.
– Dlaczego nie chcesz o nim rozmawiać Orla? Boisz się, że namieszam ci w głowie? Czy może w jakiś sposób boisz się jego reakcji, na wiadomość o naszej relacji, co? – pyta Kamski, wyraźnie z siebie zadowolony. – Zależy ci na nim?
– To nie ma żadnego znaczenia.
– Wow! Naprawdę ci na nim zależy! To naprawdę fascynujące, twoje uczucia zawsze były dla mnie jedną wielką zagadką. – Elijah uśmiecha się szeroko i podchodzi do niej i z powrotem siada w fotelu, który zajmował, jak się pojawiła. – Jednak pomówmy o czymś bardziej istotnym.
– W końcu. – Orla wzdycha z ulgą, a on sięga do kieszeni marynarki i podaje jej telefon. – Zaproszenie na imprezę dobroczynną obecnych i byłych akcjonariuszy CyberLife? Uwierz mi, to ostatnie miejsce, w którym chciałabym się znaleźć.
– Tylko nie masz zbytniego wyboru, przeczytaj sobie program. – Dziewczyna kręci głową i spogląda znów na drobne litery cyfrowego zaproszenia.
– Naprawdę ponad dziesięć lat po jej śmierci będą wspominać moją matkę? Ja wiem, że po tym jak odszedłeś, to przez rok zajmowała twoje stanowisko, ale to był tylko rok Elijah.
– Myślę, że większe znaczenie ma fakt, że wcześniej przez ponad dekadę pracowała ze mną, a nie ten jeden rok, gdy zajmowała moje stanowisko.
– Co to zmienia? Nadal nie chce tam iść i nie widzę powodu, żebym tam poszła? Nigdy nie kryłam się z tym, że nie jestem wielką fanką ani CyberLife, ani mojej matki – odpowiada Banks, odstawiając kubek i krzyżując dłonie na piersiach.
– Myślisz, że ktokolwiek zwracał na ciebie uwagę? To nie ma żadnego znaczenia, pójdziesz tam ze mną, ładnie się uśmiechniesz i zdobędziesz kilka informacji, których mnie nikt nie będzie chciał podać. Co i od kogo, powiem ci w swoim czasie, ale lepiej uprzedź swoich przyjaciół w Jerychu, żeby nagle nie pomyśleli, że stoisz po drugiej stronie konfliktu.
– Jak zawsze mam nie zadawać pytań o powody, prawda?
– Dokładnie, lubię to, jak się rozumiemy Orla – mówi Elijah i dopiero teraz sięga po swoją kawę. – No i jesteś najlepszym prywatnym detektywem w tym mieście.
– Dobrze mnie sobie wytresowałeś. Zapłacisz mi od razu, czy dopiero po imprezie?
– Dzisiaj, w końcu nigdy mnie nie zawiodłaś – mówi i obraca się w stronę Chloe. – Zrób jej przelew.
– Oczywiście – odpowiada od razu blondynka.
Orla i Elijah pojedynkują się na spojrzenia, pijąc kawę i dłuższą chwilę nie mówią absolutnie nic. Banks pamięta dokładnie, że jedną z pierwszych rzeczy, którą powiedział jej Kamski to, że lubi ją za to, że wie, kiedy się zamknąć, a kiedy zadawać pytania. Banks wiele razy zastanawiała się, jakby wyglądało jej życie, gdyby nie dorastała pod okiem największych geniuszy istniejącego świata i za każdym razem dochodziła do tych samych wniosków.
Jej życie byłoby błądzeniem po omacku w ciemnościach, bez cienia świadomości tego, że jest na świecie coś więcej niż ludzie i ich problemy. Teraz gdy jest dorosła, lepiej zdaje sobie sprawę, że jej dorastanie w cieniu szklanych ścian CyberLife nie było przypadkiem. Dopiero niedawno zaczęła dostrzegać, że wszystkie idee, które Elijah zaszczepił w jej umyśle, gdy była nastolatką, traktował jak eksperyment socjologiczny. Kamski spędzając z nią czas, rzucał w nią swoimi monologami, sprawdzając, które najmocniej się w niej ugruntują.
Jakby była dla niego i swojej matki kolejnym programem, którego trzeba powoli wszystkiego uczyć, by mógł się rozwijać.
Problemy pojawiły się dopiero wtedy, gdy zorientowali się, że jej oprogramowania nie będzie można w każdej chwili przepisać.
– Mimo wszystko nadal uważam, że potrzebujemy granic Elijah – odzywa się w końcu Banks, a on kręci głową z bezczelnym uśmiechem. – Wiem, że to tylko moje pobożne życzenia, ale lubię ci o nich przypominać.
– Wiesz, że jesteś jedynym oddychającym stworzeniem, które choć trochę mnie obchodzi Orla. Więc nadal nie rozumiem, czemu mówisz czasem takie głupie rzeczy.
Kamski uśmiecha się do niej jeszcze odrobinę bardziej niepokojąco, a później wstaje i jednym ruchem dłoni każe Chloe się podnieść. Blondynka od razu przynosi krótki, czarny płaszcz i pomaga mu go założyć, a Orla nie komentuje tego w żaden sposób. Wie, że dziewczyna nie odeszłaby od Elijaha, nawet jeśli ten dałby jej ku temu sposobność. Między nim a Chloe od zawsze panowała dziwna zażyłość, której Banks nie potrafiła pojąć, wszak blondynka nie była dla niego jedynie zabawką, a jednak przez większość czasu androidka właśnie taką rolę przyjmowała.
Może po prostu go kocha? A może po prostu jest głupia?
Wszak śliczna, naiwna, młoda blondynka to najbardziej klasyczny dodatek dla ekscentrycznego geniusza.
Kamski wychodzi, żegnając się tylko uśmiechem, za to Chloe jak zawsze obejmuje Orlę bardzo mocno i bardzo entuzjastycznie wyraża nadzieję, że niedługo znów się spotkają. Jak tylko zamkną się za nimi drzwi, Banks bierze głęboki oddech, powtarzając sobie, że ma nadzieję, że jednak wcale nie tak szybko,uda im się znów spotkać.
Nie chodzi nawet bezpośrednio o niego, Orla zawsze darzyła go ogromną szczeniacką sympatią, która później przeszła w podziw, a później dopiero w zrozumienie, że jednak naprawdę potrzebują między sobą trochę przestrzeni. Po śmierci matki pierwszy raz w całym swoim życiu poczuła się wolna, mogła nigdy więcej nie mieć nic wspólnego z CyberLife, mogła przede wszystkim decydować o własnym życiu sama.
Sama.
Bez ani jednego krzywdzącego spojrzenia Winony Banks.
Bez ani jednej dobrej rady Elijaha Kamskiego.
Sama.
I wtedy chyba w końcu poczuła się sobą, wtedy gdy zrozumiała, że nikt więcej nie będzie jej pchał w kierunku, którego obrać nie chce. Nikt nie będzie jej wmawiał co i jak ma myśleć, czy kogo darzyć uczuciami.
Później co prawda przyszła rzeczywistość i to jak szybko ona potrafi utemperować posiadane ideały, ale Orla i tak miała wrażenie, że udało jej się uratować z bardzo dużo po tym, jak odcięła się od całego swojego dotychczasowego życia.
Choć może jednak nie od całego
Bo Elijah Kamski nieznośnie nie chce z niego odejść.
Niepopularna opinia: ja w sumie bardzo lubię Kamskiego.
Choć raczej uważam, że to jest cholernie fascynująca postać, patrząc jak niewiele w sumie miała czasu i miejsca w samej grze. A rozdział wpisał mi się idealnie, bo wczoraj na streamie u Dechartów był Neil Newbon i strasznie przyjemnie się go słuchało, jak opowiadał o swojej wizji bohaterów, w których się wcielił.
Jednak przede wszystkim nie chciałam wpadać w popularniejszy fandomowy trop, czyli robić z OC jego byłej.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top