Boże dopomóż ◎ Środa, 2 listopada 2039.
Dobry Boże, jeśli istniejesz czy mogłabym mieć do ciebie prośbę?
Wiem, nie modlę się za często, w sumie w ogóle, a całe twoje jestestwo podałam w wątpliwość już dobre dwadzieścia lat temu, jak mój pies zdechł bez żadnego większego powodu. Nie, jednak właściwie to trochę z twojego powodu, ty sobie wymyśliłeś, że psy też mogą mieć raka. Czego pewnie nigdy ci nie wybaczę...
Dobrze, więc teraz już naprawdę serio. Sprawa jest poważna, nie mam się do kogo zwrócić, bo jak się okazało, w tym mieście nie ma już ani jednego życzliwego człowieka, więc zwrócę się do ciebie.
Kto wie...
Może jesteś prawdziwy?
Tak, jak rA9 okazał się w jakiś sposób prawdziwy dla androidów...
W końcu mamy pokój... a jak nie dosłownie pokój, to umiarkowany brak otwartego konfliktu.
Wiem, to trochę egoistyczne i cholernie ludzkie, by szukać w tobie pomocy dopiero w czasie największej trwogi.
Jednak jeśli androidy mogły mieć wiarę, to czemu ja nie mogę?
Tak więc dobry Boże...
SPRAW, ŻEBY PRZESTAŁA MNIE BOLEĆ GŁOWA!
Kobieta leżąca w celi komisariatu naciąga na twarz ciemnozielony szalik i zwija się mocniej w kłębek, jakby próbowała schować się przed światem. Ma wrażenie, że światło sprawia jej fizyczny ból, tak samo, jak odwodnienie, ale zarówno jej prośba o wyłączenie lamp, jak i ta o szklankę wody została skwitowana gorzkim śmiechem.
W obliczu tych okoliczności Orla uznaje, że jedyne co jej pozostaje to modlitwa, obojętna jest jej religia, czy to, do którego boga będzie się zwracać. Właściwie dochodzi do wniosku, że jeśli faktycznie ma duszę — a podobno to ona odróżnia ludzi od androidów — to zapisałaby ją nawet szatanowi za szklankę czegoś do picia.
W końcu nie wiem, co dzieje się po śmierci. Więc może Bóg istnieje i okaże się dla mnie dobrym ziomkiem, który ześle jej na pomoc jakiegoś anioła.
Do przeszklonej ściany celi podchodzi pośpiesznie dwóch mężczyzn, a starszy porucznik przeklina bardzo głośno, widząc postać dziewczyny. Gdy jego kolega przekazał mu, że zatrzymali ją w nocy, był przekonany, że to po prostu kolejny świetny żart, jaki stroi sobie z niego Reed. Hank Anderson bierze głęboki wdech i daje znak Connorowi, by ten otworzył cele.
– No chyba sobie ze mnie kurwa kpisz w tej chwili Banks! – krzyczy porucznik, wchodząc do środka zdecydowanym krokiem. Kobieta podrywa się nagle i spogląda na nich mrużąc oczy, a gdy podnosi rękę do skroni, by osłonić się przed światłem, dopiero uśmiecha się lekko.
Chyba się nie zrozumieliśmy Boże, prosiłam o anioła, a nie starego pijaka w pasiastej koszuli. Wzdycha we własnych myślach Orla.
Connor dalej stoi w drzwiach celi, kilka kroków za Andersonem, obserwując dłuższą chwilę, na gotujące się na jego twarzy zdenerwowanie. Kimkolwiek była dziewczyna, zdecydowanie nie budziła ona w poruczniku żadnych ciepłych uczuć, dlatego Connor szybko sprawdza jej dane.
Orla Rosa Banks
Urodzona: 2 maja 2010
Powód ostatniego zatrzymania: Utrudnianie śledztwa.
Sprawa nr 81/4187/1039
Prowadzący: Gavin Reed
Banks dalej mruży oczy, więc android przykręca poziom oświetlenia w celi, a ona opuszcza rękę. Czarnoskóra dziewczyna jest ubrana w wojskowe czarne buty, ciemne znoszone jeansy, za duży szary sweter i szalik, który naciąga na nos, jak tylko Hank zbliża się w jej stronę. Zapach whisky, który roztacza wokół siebie Anderson, nie jest dziś wyjątkowo intensywny, jednak dziewczyna musi być na niego mocno wyczulona.
Orla sprawia wrażenie całkowicie nie kontaktującej, co dokładnie się wokół niej dzieje, ale gdy spogląda na Connora, od razu widać, że to tylko pozory. Jej ciemne brązowe oczy wyrażają raczej zaciekawienie tym, jaki obrót przybrały sprawy dzisiejszego poranka, niż zmęczenie, które okazuje cała reszta jej ciała. Orla przygląda mu się bardzo dokładnie, jakby analizując całą jego postawę, a później uśmiecha się lekko, wiedząc, że przez szalik na jej twarzy nie dostrzeże tego żaden z mężczyzn.
Jest w moim wieku, więc powinnam kojarzyć go, chociaż z widzenia ze starych dobrych czasów, jednak nie wygląda jak nikt, kogo widziałam kiedykolwiek.
I dopiero gdy świecąca dioda na jego skroni zmienia kolor na żółty, udaje mi się ją dostrzec. Android.
Oczywiście, że jedynym aniołem, na jakiego mogę liczyć na tym pierdolonym świecie, jest kolejny android. Doskonałe dzieło kilkunastu architektów stworzone tak, by cieszyć oczy, ale nie zwracać przy tym na siebie przesadnej uwagi. Perfekcyjny balans bycia atrakcyjnym, a bycia jednocześnie... zwyczajnym.
– Więc kiedy wróciłaś do Detroit, Banks? – pyta Hank, robiąc krok w jej stronę, a dziewczyna zamyka oczy i opiera się o ścianę za plecami.
– Sześć tygodni temu – odpowiada Orla.
Connor od razu słyszy, że jej głos jest zachrypnięty, przez co podejrzewa, że może być chora. A jeśli mają ją przesłuchać, dobrze by było, aby dziewczyna była w stanie komunikować się bez większych problemów. Android skanuje ją szybko, odkrywając, że panna Banks cierpi dziś na ulubioną przypadłość porucznika. Kaca.
Dlatego obraca się na pięcie i postanawia zostawić ich na chwilę samych.
– Kurwa, sześć tygodni w Detroit i pierwszy raz trafiłaś w nasze skromne progi? – sarka Anderson i zaczyna klaskać tuż przy jej uchu, wiedząc, że sprawi jej tym niemal fizyczny ból. – Jestem z ciebie taki dumny.
– Starałam się, jak mogłam Hank, ale w końcu musiałam ulec magnetyzmowi twojemu i tego miejsca – odpowiada Orla, poprawiając szalik na nosie.
Porucznik wzdycha głośno, mając ogromną ochotę nią po prostu potrząsnąć. Kiedy Orla wyjechała z Detroit i nie wracała przez kolejne miesiące, zdążył mieć już ogromną nadzieję, że nie postanowi przyjechać tu nigdy więcej. W końcu nie zadzwoniła do niego ani razu, co jasno dało mu do zrozumienia, że niezależnie co robi ze swoim życiem Banks, nie chce, by on o tym cokolwiek wiedział.
Hank obraca się, zauważając, że Connor na chwilę gdzieś zniknął i pojawił się dopiero teraz. Z kubkiem herbaty w ręku.
– Proszę – odzywa się android, a Orla spogląda na niego zaskoczona, gdy wręcza jej gorący napój.
– Naprawdę jesteś aniołem, co? – mruczy pod nosem, ściągając szalik z twarzy, bo teraz jedyne co czuje to earl grey z miodem.
– Słucham? Jestem Connor, pracuję z porucznikiem...
– Dlaczego przyniosłeś jej herbatę? – pyta nagle Anderson, a dziewczyna siorbie głośno łyk wrzątku.
– Przeskanował mnie po tym, jak usłyszał mój głos – odpowiada Orla, nie dając dojść do słowa Connorowi.
– Tak, uznałem, że jeśli mamy ją przesłuchać, najrozsądniej będzie znaleźć coś, co pomoże jej odzyskać głos, chociaż na chwilę – mówi spokojnie android, a kółko na jego skroni świeci się na spokojny niebieski kolor.
Niewielu jest na tym świecie ludzi, których Orla podejrzewałaby o to, że będą pracować w komitywie z mechanicznymi. I Hank Anderson zdecydowanie nigdy do tej listy nie należał.
– Nie będziemy jej przesłuchiwać, ma stąd wypierdalać i wrócić, jak przestanie być naćpana jak samolot.
– Ej kurwa, Hank, bo się przestaniemy lubić – warczy Banks, prostując się na pryczy i spogląda mu prosto w oczy, niemal prowokacyjnie. – Nie jestem naćpana.
– Jakoś ci nie wierzę Orla.
Przez ułamek sekundy dziewczyna próbuje nie dać po sobie poznać, że dźwięk jej imienia wypowiedziany jego ojcowskim tonem, nie robi na niej żadnego wrażenia. Jednak chyba oboje doskonale zdają sobie sprawę z tego, że jest zupełnie inaczej, dlatego Orla przenosi wzrok na androida. Dioda na skroni Connora mruga intensywnym żółtym kolorem, co daje jej jasno do zrozumienia, że brunet próbuje poukładać i zrozumieć jej relacje z porucznikiem.
– Mam nasikać do kubeczka, żebyś mi uwierzył? Bo jak tak, to zacznę od tego, w którym pijesz kawę – mówi dziewczyna, uśmiechając się ciepło.
Hank zaciska usta, próbując z całych sił opanować się, by nie zacząć na nią wrzeszczeć, ale ostatecznie bierze głęboki wdech i liczy do dziesięciu. Przez ostatni rok najwięcej czasu spędzał z Connorem, a co by nie mówić android nie powoduje jego przesadnej irytacji od bardzo dawna, dlatego zdążył zapomnieć, jak mocno Banks jest uciążliwa dla jego psychicznej stabilności.
– Connor, możesz po próbce powiedzieć co i w jakich ilościach krąży w jej krwi? – pyta go Hank, a dziewczyna nerwo przenosi wzrok między mężczyznami.
– No chyba kurwa kpisz sobie ze mnie w tej chwili – fuka, zakładając ręce na piersiach i chowając dłonie pod pachami, gdy android przytakuje lekko. – To jakiś chory test na zaufanie? Naprawdę?
– Twój wybór, zawsze możemy sobie iść i Reed cię przesłucha – odpowiada porucznik i spogląda na zegarek. – Z tego, co widzę, zostało mu na to jeszcze jakieś dziesięć godzin, zanim będzie musiał cię wypuścić, albo postawić zarzuty, więc nie sądzę, że zrobi to wcześniej.
Mój mózg na mnie wrzeszczy.
Właściwie mam wrażenie, że cały mój organizm mnie teraz szczerze nienawidzi i jak nie przystanę na propozycję Andersona, to się wyłączy. Zwyczajnie wkurwi się na mnie, obrazi, że skazuję go na kilkanaście kolejnych godzin w celi i przestanie pracować.
Zupełnie jak u androida odłączonego od systemu.
– To jest kurwa brutalność policji, złoże na was pieprzoną skargę. I na ciebie Anderson i na Reeda – odpowiada w końcu Orla i spogląda na młodego bruneta stojącego obok niej. – Na ciebie nie, ty wydajesz się jedyną osobą posiadającą jakieś ludzkie odruchy.
Bez dłuższych protestów dziewczyna bierze scyzoryk, który wręcza jej Hank i kłuje się nim w palec. Podaje rękę jego partnerowi i jak za każdym razem, gdy pierwszy raz czuje dotyk androida, jej mózg musi okazać zdziwienie ciepłem jego skóry. Connor naciska delikatnie opuszek, w który się skaleczyła, a później zbiera palcem krople krwi, która się na nim pojawiła. Niemal synchronicznie dotykają dłońmi swoich ust, a Orla krzywi się lekko, czując rdzawy posmak własnej krwi.
– Żadnych narkotyków, tylko około pół promila alkoholu, odwodnienie i...
– Hej, hej, nie potrzebuję tu pełnej morfologii kolego! Widuje się z moim internistą... czasami – wchodzi mu w słowo Banks. – I co Hank, głupio ci teraz?
– Spisz jej zeznania Connor, limit dopuszczalnego wkurwiania mnie na ten dzień został już wyczerpany...
– Nie ma jeszcze dwunastej – wtrąca android, a kobieta od razu uśmiecha się lekko.
– Ty też mnie wkurwiasz, nie tylko ona. A to za dużo jak na tak małe pomieszczenie – mówi chłodno Hank i obraca się w stronę wyjścia. – Obym cię tu więcej nie widział Banks.
– Do zobaczenia Hank, zawsze miło cię było znów zobaczyć – woła za nim Orla, ale w odpowiedzi Hank każe jej tylko iść do diabła i znika w korytarzu.
Dziewczyna przesuwa się z powrotem w stronę ściany, podciągając nogi na pryczę i opiera brodę na kolanie, przyglądając się androidowi naprzeciwko siebie. Connor przyciągnął sobie krzesło i usiadł na nim wygodnie, tak by na pewno ich oczy znajdowały na tej samej wysokości. Android dopiero teraz może przyjrzeć się jej twarzy dokładniej, Orla ma podkrążone oczy, świadczące o nieprzespanej nocy, ale w żaden sposób nie odbiera jej to nic z naturalnej urody. Jej wzrok wyraża oczekiwanie na to, aż to on zacznie rozmowę, a pełne usta układają się w delikatny uśmiech.
– Herbata pani wystygnie, obecnie jest w optymalnej temperaturze – mówi brunet, a ona faktycznie przypomina sobie o kubku. Pije, nie spuszczając z niego wzroku i widzi, w oczekiwaniu na to, aż Connor w końcu ją o coś spyta.
Otwieram plik sprawy nr 81/4187/1039
Około godziny dziesiątej wpływa zgłoszenie o odnalezieniu ciała w mieszkaniu przy 220 Grand Bulevard. Osoba zgłaszająca to prywatny detektyw Orla Rosa Banks...
– Reed – mówi nagle dziewczyna, przerywając sprawdzanie danych przez androida. Orla uśmiecha się lekko, widząc, jak migotanie diody na jego skroni zamiera i uśmiecha się lekko. – Utrudnianie śledztwa, za które mnie zgarnął, było daniem mu kopa w jaja. Dlatego, mimo że jestem jedynie świadkiem, zafundował mi nockę w celi.
– Rozumiem, detektyw Reed potrafi być uciążliwy.
– Subtelnie ujęte. Wolę jednak powiedzieć, że jeśli ktoś się spierdoliną życiową urodził, to już na zawsze nią pozostanie – odpowiada, a brunet unosi lekko kącik ust.
– Nie to jest przedmiotem naszej rozmowy panno Banks...
– Proszę, mów mi Orla, nie jestem tak stara, jak dziś wyglądam. – Dziewczyna uśmiecha się do niego i pochyla w jego stronę z wyciągniętą ręką. Android przez chwilę patrzy na jej drobną dłoń i w końcu delikatnie ją ściska, czując od razu, że jest ona niepokojąco chłodna.
– W takim razie możesz mówić mi Connor – odpowiada, a Orla przytrzymuję jego rękę i spogląda mu prosto w oczy, czekając na jego reakcję. Brunet zdaje się nie reagować i tylko światełko na jego skroni zmienia kolor na czerwony.
– Zachowałeś diodę, mimo że jesteś defektem. Dlaczego? – pyta, uśmiechając się lekko do niego..
– To też nie jest przedmiotem naszej rozmowy. Zgłosiłaś wczoraj odnalezienie ciała pięćdziesięciodwuletniego Edwarda Howardsa...
– To nie śledztwo Hanka, dlaczego ty mnie przesłuchujesz? I właściwie złożyłam wczoraj zeznania jakiemuś policjantowi, zanim Reed mnie wkurwił.
– Masz rację, razem z porucznikiem zajmujemy się przestępstwami z udziałem Androidów, ale dziś muszę zadać ci kilka pytań, zanim cię wypuścimy.
– Dobrze, więc mam nadzieję, że mówię to po raz ostatni. Jestem prywatnym detektywem, ale to pewnie już wiesz, pewnie czytałeś moje akta. Żona Howardsa mnie wynajęła, typowe małżeńskie ścierwo jakich wiele, on wiecznie zapracowany, ona perfekcyjna pani domu, której coś już nie styka w głowie od układania równo poduszek na sofie. Wiesz, ten typ baby co jak nie ma problemów, to je sobie wymyśli... chociaż nie, ty akurat pewnie nie wiesz – wtrąca i uśmiecha się lekko. – Podejrzewała, że mąż ma romans, więc wzięłam część pieniędzy z góry, bo już wiedziałam, co się będzie działo. W stolicy miałam takich na pęczki. Tym razem było trochę inaczej, bo facet naprawdę miał romans, nie właściwie to nie romans, miał drugą rodzinę, z którą naprawdę wydawał się szczęśliwy. Jednak praca to praca, a wódka kosztuje, więc sumienie odstawiłam na drugi plan, zebrałam dowody i zadzwoniłam do tej prukwy. Umówiła się ze mną na dziewiątą wieczorem, więc wypiłam kilka drinków i pojechałam po pieniądze, a tam się okazało, że jej nie ma w mieszkaniu, jest za to jej mąż. Tylko trochę sztywny. Zadzwoniłam po policję, ale zapomniałam spytać, kto się zjawi, zjawił się kutafon i od słowa do słowa, po kopniak w jaja i skończyłam tu.
– Rozumiem, czyli nie widziałaś nikogo, nie masz pojęcia, kto mógł zabić?
– Ona? W sensie żona? To jedyne logiczne wytłumaczenie Connor, znasz statystyki, najczęściej morduje bliska osoba. Nic nie widziałam, nic nie słyszałam. Zapukałam, było otwarte, więc weszłam do środka, zobaczyłam trupa, wycofałam się i zadzwoniłam po gliny.
– Wydajesz się opanowana...
– Nie myl ze skacowana – odpowiada chłodno Orla. – To wszystko? Czy mam ci jeszcze opowiedzieć czym mnie wkurwił Reed?
– Nie, to akurat nie jest istotne. Myślę, że możesz iść, dziękuję za współpracę panno Banks – mówi oficjalnie Connor i ponosi się z krzesła, a ona opuszcza nogi na podłogę.
Pierwszy raz od ładnych kilku godzin Orla podnosi się z łóżka i od razu wie, że nie jest to dobry pomysł. Wirowanie w jej głowie nasila się i niemal w ostatniej chwili Connor łapie ją za łokieć, powstrzymując przed upadkiem.
– Za szybko wstałam – mówi, spoglądając mu w brązowe oczy. – Odprowadzisz mnie do wyjścia?
– Oczywiście, czy chcesz, by zamówić ci taksówkę? Przy stanie twojego zmęczenie nie polecałbym podróży autobusem. Szanse na to, że zemdlejesz lub zaśniesz w komunikacji miejskiej, wynoszą około siedemdziesięciu procent.
– Może naprawdę powinnam cię zatrudnić, jako mojego osobistego anioła stróża – sarka Orla, wychodząc z celi. – Moja kurtka i zielony plecak, pewnie Reed je gdzieś wpierdolił, mógłbyś je znaleźć?
Connor przytakuje jej od razu i oddala się w stronę labiryntu biurek, a ona powoli rusza w stronę wyjścia. Opiera się o ścianę tuż przed bramkami, powoli licząc w głowie od stu w dół, tylko po to, by zmusić swoje szare komórki do jakiegokolwiek, nawet najmniejszego wysiłku.
Android ma rację, szanse, że zasnę w autobusie, są za duże, więc zostaje taksówka. Lepiej mimo wszystko oszczędzić sobie więcej upokorzeń.
Wystarczy, że Hank znów musiał mi wyciągać dupę z aresztu.
Niby nie pierwszy i na pewno nie ostatni raz, ale wstyd ciągle ten sam.
Connor podchodzi do niej, a Orla podskakuje zaskoczona, gdy otwiera oczy i widzi go naprzeciwko siebie. Brunet trzyma w dłoniach wszystkie jej rzeczy, a ona uśmiecha się wdzięcznością i odbiera od niego swój znoszony czarny płaszcz. Zarzuca go na ramiona, a później wyciąga z kieszeni czapkę. Connor obserwuje, jak sprawnym ruchem Orla owija wokół dłoni swoje czarne warkoczyki i chowa je pod nakryciem głowy.
– Twoja fryzura jest bardzo ciekawa – przyznaje android, a Orla od razu spogląda na niego zaskoczona. – Nie widziałem takiej wcześniej.
– Uznam słowo ciekawa za komplement. Oddasz mi plecak? – pyta dziewczyna. Connor opuszcza wzrok na jej dłonie, odkrywając, że Banks musiała wyciągać rękę w jego stronę już od dłuższej chwili, gdy on cały czas patrzył na jej twarz.
– Przepraszam – mówi lekko speszony, a ona wzrusza ramionami i wyciąga z plecaka okulary przeciwsłoneczne, za którymi chowa swoje bystre oczy.
Zanim ruszą do wyjścia Orla przegrzebuje jeszcze zawartość plecaka i kwituje ją głośnym westchnieniem.
– Anderson go miał, prawda? – pyta, spoglądając znad okularów na Connora.
– Skąd wiesz?
– Nie ma mojej piersiówki z whisky, srał pies alkohol, kupię nowy, ale piersiówki mógł mi palant nie podbierać – mruczy dziewczyna, niezadowolonym tonem. – Jakbyś ją gdzieś zobaczył walającą mu się po biurku, czy aucie to ją dla mnie przechowaj. Stal szlachetna, czarny grawerunek loga Imperium z Gwiezdnych Wojen.
Connor zatrzymuje się w pół kroku, a Orla komentuje ostentacyjnym westchnieniem niebieskie migotanie diody na jego skroni.
Gwiezdne wojny – amerykańska franczyza filmowa z gatunku space opera zapoczątkowana w 1977 roku premierą filmu Star Wars
– Mogłeś spytać, nie musisz od razu sprawdzać wszystkiego w bazie.
– To nawyk.
– Bazy danych nie przekażą ci emocjonalnego podejścia, jakie niektórzy mogą mieć z danym dziełem kultury – odpowiada, będąc dumna, że udało jej się złożyć dziś tak logiczne zdanie.
– Rozumiem, że jestem emocjonalnie związana z tą franczyzą filmową?
– Tak, lubię, jak wszystko się dobrze kończy. Lubię bajki.
Przechodzą przez bramki, przy wejściu do komendy roi się od ludzi, a Orla tylko poprawia okulary, jakby chcąc schować się za nimi przed światem. W drzwiach ma ochotę pożegnać się z androidem, który ku jej zaskoczeniu wychodzi z nią na dwór. Dziewczyna przez chwilę ma ochotę zapytać go, czy nie będzie mu zimno w samej prostej, czarnej marynarce, ale doskonale wie, że to kolejny psikus jej umysłu.
– Nie wsiadasz? – pyta ją Connor, wskazując na taksówki czekające pod budynkiem.
– Nie, jest więcej niż jedna, poczeka. – Orla wyjmuję z kieszeni papierosy i odpala jednego, a Android znów mierzy mnie spojrzeniem. – Nie, bez takich. Żadnego skanowania.
– Z powodu czynnego i biernego palenia tytoniu na świecie umiera rocznie około siedmiu milionów ludzi. Palenie oddziałuje negatywnie prawie na cały organizm, a palacze są szczególnie narażeni na choroby układu oddechowego, jak na przykład: przewlekła obturacyjna choroba płuc, astma, gruźlica, zapalenie płuc. A także choroby układu krążenia, czyli: choroba niedokrwienna serca, tętniak aorty, udar mózgu, miażdżyca...
– Na coś muszę umrzeć, a z tego, co mówisz wybór mam niezły – sarka, zaciągając się kolejny raz.
– Nie zacząłem jeszcze wymieniać możliwych rodzajów raka, czy chorób układu odpornościowego.
– Zdecydowanie muszę wymienić mojego lekarza na ciebie.
– Obawiam się, że nie zostałem stworzony jako android medyczny.
– To był sarkazm.
– Och. – Connor sprawia wrażenie zaskoczonego i całkowicie zbitego z tropu, co Orla uznaje za jedną z najsłodszych rzeczy, jaką widziała na tym podłym świecie od bardzo dawna. – Nie do końca radzę sobie jeszcze z sarkazmem i ironią wobec obcych, z Hankiem jest prościej, bo jego już poznałem i wiem, jak bardzo mogę sobie pozwolić na uszczypliwości, oraz czego się spodziewać.
– Hank jest mistrzem skurwysyńskich ripost – mówi dziewczyna i rzuca niedopałek na chodnik, by zgnieść go podeszwą. – Trafiłeś na dobrego człowieka, a to naprawdę pierdolony wyczyn w Detroit.
– Mogę zadać ci osobiste pytanie?
– O to, skąd się znamy z Hankiem? – Orla uśmiecha się lekko, gdy android jej przytakuje. – Znajdź moją piersiówkę i wtedy to przemyślę – Klepie go lekko po ramieniu, po czym rusza w stronę taksówki, mając świadomość, że brunet odprowadza ją wzrokiem. Obraca się więc do niego i uśmiecha szeroko. – Do zobaczenia Connor.
– Do zobaczenia Orla.
Dzień dobry! Witam w pierwszym rozdziale.
Nie mogłam się już doczekać publikacji tego opowiadania i mam wielką nadzieję, że zostaniecie ze mną na dłużej.
K ◎
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top