Bezsenna noc ◎ Niedziela 4 marca 2040.

Connor dzwoni do Gavina, gdy zatrzymuje się pod jego kamienicą bliżej centrum, ale ten nie odbiera. Android daje mu pięć minut, wierząc w to, że Reed nie odbiera, bo schodzi już po schodach, ale ostatecznie czas mija, a on się nie pojawia. Wysiada więc z samochodu i idzie na górę, pod mieszkanie detektywa. Naciska dzwonek krótko i staje dość sztywno, doskonale zdając sobie sprawę z tego, że jego przyjście tu skończy się kolejnymi wyzwiskami ze strony Reeda.

– Otwarte! – Connor słyszy krzyk detektywa z mieszkania, więc naciska klamkę i wchodzi do środka. Zatrzymuje się w progu, skanując całe pomieszczenie i musi szczerze przyznać, że spodziewał się po domu Reeda czegoś, co będzie raczej przypominać to, jak żył Hank. A tu jest wręcz nazbyt schludnie i kolorowo. – Och. To ty – wzdycha Gavin na jego widok. – Nie mogłeś poczekać w samochodzie?

– Nie odbierałeś telefonu – odpowiada Connor, dalej stojąc w drzwiach, a Reed spogląda na niego wyraźnie zirytowany i w końcu daje mu znać, że ma wejść do środka.

– Musimy poczekać, nie mogę zostawić jej samej. – Zanim detektyw dokończy mówić pierwsze słowo, obok niego pojawia się czteroletnia dziewczynka w żółtej piżamie. Connor przygląda jej się z takim samym zainteresowaniem, jak ona jemu i po kilku sekundach dziecko zaczyna się śmiać. – O nie, co to, to nie. Żadnego kumplowania się. Idziesz do siebie Sarah.

Gavin bierze córkę na ręce i znika w głębi mieszkania, a Connor robi kilka kroków po niewielkim salonie, przyglądając się podmiotom należącym do Reeda. Stare trofea sportowe zbierają kurz na najwyższych półkach biblioteczki, a niżej znajdują się głównie filmy na plastikowych nośnikach. Android wyczuwa, że nie jest w pokoju sam i obraca się w stronę korytarza, znów widząc w nim dziewczynkę, która próbuje złapać dużego czarnego kota.

– Ciebie naprawdę nie można spuścić z oka na pół sekundy – mówi Gavin wyjątkowo ciepłym głosem, łapiąc córkę na ręce, a dziecko zaczyna się śmiać. – Przysięgam, że jak znów wyjdziesz łóżka, to jutro wszystko powiem twojej mamie.

Dziewczynka odpowiada coś wyjątkowo niezrozumiale, gdy Reed zabiera ją znów do jej pokoju, a w tym samym momencie drzwi wejściowe otwierają się gwałtownie. Do mieszkania wpada brunetka, która od razu zaczyna rozwiązywać szalik, a szkła jej okularów w turkusowych oprawkach zachodzą mgłą.

– Jestem, Gavin! Nie mogłam być wcześniej, bo mój pieprzony samochód znów się zepsuł! – woła kobieta i dopiero gdy przeciera okulary, zauważa Connora, stojącego w głębi mieszkania. – Och cześć! – mówi ciepłym głosem, idąc w jego stronę. – Zakładam, że jesteś jego kolegą z pracy, miło cię poznać, jestem Ailean, jego młodsza i o wiele milsza siostra.

– Mam na imię Connor i tak, pracujemy razem w policji – odpowiada, a ona wyciąga rękę w jego stronę i witają się krótko. Dziewczyna mierzy go wzrokiem z uśmiechem i Connor odpowiada jej tym samym.

– Nie! – mówi stanowczo Reed, wchodząc do salonu. – Ailean. Na słówko. – Rodzeństwo znika w aneksie kuchennym, a Connor podchodzi do okna, dalej doskonale słysząc, o czym rozmawiają.

– O co ci chodzi? Przecież tylko byłam miła! – rzuca urażonym głosem kobieta. – Mogłeś mnie uprzedzić, że masz takich ślicznych kolegów w pracy. Ja pierdole, on wygląda jak model, a nie detektyw.

– Bo to jebany plastik.

– No i? Ja nie jestem uprzedzona. Wiesz, my kobiety od dawna wiemy, że plastik sprawdza się lepiej – sarka Ailean, a Gavin przeklina cicho. – Dobra, dobra. Już nic nie mówię, bo ci jakaś żyłka pójdzie. Nie spieszyłeś się do pracy?

– Tak. Wychodzimy. Stanowczo wychodzimy. – Detektyw wpada do salonu, zarzucając na siebie kurtkę i spogląda wrogo na Connora. – Na co czekasz? Idziemy!

– Jasne. Do zobaczenia Ailean, miło było cię poznać – rzuca do jego siostry, która uśmiecha się szeroko.

– Ciebie też. Zdecydowanie bardzo miło – odpowiada dziewczyna i zamyka za nimi drzwi.

Gavin zbiega po schodach, jakby jechali do jakiegoś pożaru i nie mieli ani chwili do stracenia. Connor za to wie, że North jeszcze nie ma pod wskazanym adresem i będą tam przed nią, dlatego idzie trochę wolniej. W samochodzie Reed odpala papierosa i otwiera lekko okno, nie robiąc sobie nic z wiejącego wiatru.

– Ja pierdole! Kurwa! Akurat w ten weekend. Przysięgam, że jak to fałszywy alarm to skopię ci tę plastikową dupę – mruczy pod nosem detektyw, a Connor nie reaguje w żaden sposób. – Moja była mnie zajebie, jak dowie się, że Sarah została z Ailean. A wtedy ja zajebię ciebie.

– Dlaczego miałaby to zrobić?

– Bo jak zabieram do siebie dziecko, to naprawdę chciałbym mieć te trzy dni spokoju. A ty nie powinieneś włazić w ogóle z butami do mojego mieszkania. Ja to nie Hank, nie potrzebuje opiekunki.

– Przepraszam, jednak powinieneś spojrzeć na to z innej strony.

– Z jakiej to kurwa innej strony? Z takiej, że moja siostra będzie mi teraz tydzień zawracać dupę o twój numer telefonu? I nie, wcale nie do końca będzie jej chodzić o ciebie, tylko o to, by mnie wkurwić.

– Och, miałem na myśli to, że miło było zobaczyć, że masz jakieś ludzkie odruchy i potrafisz być dla kogokolwiek miły.

– Spierdalaj – odpowiada krótko Gavin, a Connor uśmiecha się na ułamek sekundy. – Skąd w ogóle ten pomysł, że coś jej się stało.

– Od czasu naszego spotkania w pubie nikt nie miał z nią kontaktu, North miała się z nią dziś spotkać, a ta się nie pojawiła. Próbowałem do niej zadzwonić, ale za pierwszym razem nikt nie odebrał, a później odpowiedziały mi tylko trzaski.

– Nie brzmi to dobrze. A nie masz jakiegoś swojego sposobu, by się z nią skontaktować? Jakiejś androidziej formy kontaktu?

– Mam. Nie znajduję jej. – Gavin przytakuje na jego słowa, gdy dojeżdżają do samego serca miasta.

Jest późno, ale nawet mimo niewielkiego ruchu, mają problem ze znalezieniem miejsca do parkowania pod nowoczesnym wieżowcem w centrum. Przechodzą przez recepcje budynku, gdzie Gavin krótko wyjaśnia cel ich przybycia, a android w tym czasie analizuje ilość kamer monitoringu i ewentualnych wejść do apartamentowca. Wsiadają do winy i jadą prosto na jedno z ostatnich pięter, gdzie kierują się pod drzwi mieszkania November. Reed naciska dzwonek, ale w mieszkaniu panuje cisza.

– Co robimy? Czekamy na panią senator, czy jak? – pyta Gavin, opierając się o ścianę naprzeciwko wejścia. Connor ponownie używa dzwonka, ale ze środka dobiega go tylko szum wiatru, dotyka panelu obok drzwi i obraca się w stronę Reeda.

– Jest otwarte.

– Nie zamknęła mieszkania? Wspaniale. – Detektyw sięga pod kurtkę po broń i wchodzi pierwszy do eleganckiego mieszkania. Connorowi na pierwszy rzut oka od razu przywodzi ono na myśl nowoczesną wille Kamskiego, zwłaszcza że tu też na ścianie dostrzega obraz Karla Manfreda. – Ale piździ! Ja wiem, że wam jest kurwa nie zimno, ale bez przesady – narzeka dalej Gavin, idąc w stronę otwartego oka, skrytego za cienką długą zasłoną, którą szarpie wiatr.

Connor słyszy chrzęst szkła pod butami swojego partnera i podchodzi do okna o wiele szybciej niż on. Po szybie nie ma najmniejszego śladu, bo rozsypała się w drobny mak do wnętrza mieszkania i na niewielki balkon. Android obraca się i dopiero teraz dostrzega białą sofę stojącą w głębi pokoju. Obaj idą w jej stronę i po kilku krokach zauważają postać November.

Dziewczyna leży na boku i jakby nie błękitna krew wsiąkająca w sofę, można by pomyśleć, że nic jej nie jest. Dopiero przy dokładniejszym przyjrzeniu się, można dostrzec dwa ślady po pocisku, który z idealną precyzją przeszył jej czaszkę. Ten wlotowy ginie gdzieś w jej prostych czarnych włosach i to z rany wylotowej na czole sączy się Thirium. Jej prawa ręka opiera się o podłogę, a nadgarstek jest wygięty pod nienaturalnym kątem.

Gdyby jeszcze rok temu ktoś powiedział Gavinowi, że będzie mu żal jakiegoś martwego androida, to wybuchłby gorzkim śmiechem. Jednak w November nie widział do końca, tylko kolejnego plastika, który dopiero co nauczył się żyć, a dziewczynę, z którą siedział w pubie, która była ich informatorem. I która najpewniej właśnie przez to skończyła zamordowana we własnym mieszkaniu.

– Wezwę wsparcie, trzeba to zgłosić – mówi detektyw, wychodząc na korytarz. Connor kuca przy jasnej sofie i analizuje plamy Thirium na jasnej skórze brunetki i niewiele od niej jaśniejszej sofie, by określić, ile czasu pozostało, zanim substancja odparuje. Podnosi się, przeliczając szybko trajektorię lotu pocisku i obraca się wokół własnej osi, próbując wypatrzeć coś, co w pierwszej chwili mógł przeoczyć.

– Tak? To spróbuj mnie zatrzymać! – Connor słyszy głos North i od razu dostrzega ją w wejściu do mieszkania. Androidka rusza w jego stronę, a za nią biegnie Gavin.

– Nie tak prędko, pani senator! – woła, łapiąc ją w pasie i próbując ją powstrzymać przed podejściem do ciała. North reaguje impulsywnie, wbija obcas swoich kozaków w stopę Reeda, a później uderza go łokciem w splot słoneczny i dopiero gdy detektyw zwija się z bólu, Connor postanawia zareagować. Łapie ją za ramiona, zanim ta zauważy ciało November i zdecydowanie odsuwa do tyłu.

– Uspokój się – mówi android i spogląda jej prosto w oczy. – Uspokój się chociaż odrobinę, to miejsce zbrodni i nie możesz po prostu tu wpaść, North, bo nie ułatwisz nam pracy i znalezienia tego, kto to zrobił. – Kobieta przestaje się rzucać i staje sztywno, zrzucając z ramion jego ręce.

– Kiedy zginęła? – pyta spokojniej North, zbliżając się powoli do sofy za Connorem. Gavin powoli dochodzi do siebie i do nich dołącza, zachowując jednak bezpieczną odległość między sobą a rozwścieczoną kobietą.

– Nie więcej niż dwie godziny temu. Thirium nie zaczęło jeszcze odparowywać – odpowiada android i podchodzi do okna. – Strzał został oddany z dachu tamtego budynku na północnym zachodzie. – Gavin wygląda przez okno, mrużąc oczy i kręci głową.

– Zgadza się ze śladami, choć to w kurwę daleko – mruczy pod nosem, a North posyła Connorowi pytające spojrzenie, na które ten wzrusza tylko lekko ramionami. – Podejdziemy tam, jak przyjedzie reszta.

– Ktoś był z nią w mieszkaniu, gdy to się stało. – Connor rekonstruuje moment, w którym pocisk uderzył w November, dostrzegając nowe poszlaki. – Ktoś siedział po jej prawej, na poduszce nie ma plam z krwi, więc ktoś musiał tu być. I ten ktoś złamał jej rękę – dodaje, ponownie kucając obok ciała i podnosi delikatnie rękę dziewczyny. Reed i North dopiero teraz zauważają, że dłoń androidki jest wykręcona o dobre dziewięćdziesiąt stopni. – Miała coś w ręku coś, czego nie chciała oddać...

– Może próbowała się bronić? – sugeruje North. – Może była tu z kimś, kogo znała, dlatego go wpuściła do mieszkania i pozwoliła rozsiąść się koło siebie i zrobiło się nieprzyjemnie. Wtedy zdjął ją snajper.

– To nie jest kompletnie beznadziejna teoria – mówi Reed i rozgląda się po mieszkaniu.

– Nie. Zgadzam się co do tego, że był tu ktoś, kogo znała. Najpewniej przyszedł tu po coś, w czego posiadaniu była November, jakieś istotne informacje. Jednak nic nie wskazuje na ślady walki. – Connor kolejny raz skanuje pomieszczenie, nie znajdując nowych wskazówek. – Jeśli godziny będą się zgadzać, ten przedmiot, który trzymała w dłoni, to mógł być telefon. Zadzwoniłem do niej i wtedy napastnik skręcił jej rękę i zabrał komórkę.

– Zabrał telefon, a nie zabrał laptopa? – pyta Gavin, wskazując na urządzenie stojące na stoliku. – Ja wiem, komputer oberwał rykoszetem, ale to tylko ekran. Ekran da się wymienić i odzyskać pliki. Connor przytakuje mu lekko, a w korytarzu słychać już ich kolegów z jednostki policji. Po chwili miejsce zbrodni zaczyna roić się od mundurowych, a detektywi stają z boku z North, która cały czas zerka nerwowo na okna mieszkania. Gavin mruży oczy, przyglądając się jej trochę lepiej, jasne widział ją nie raz w telewizji i prawie każda jej wypowiedź wkurwiała go do granic ludzkiego pojęcia, ale teraz sprawia na nim zupełnie inne wrażenie. Pani senator wydaje się przerażona i nie ma co się jej dziwić, w ciągu ostatniego pół roku próbowano zabić ją lub jej męża co najmniej trzy razy, a w międzyczasie zginęło kilka innych bliskich jej osób. Pomimo tego Gavin wie, że to tylko chwilowe pozory i kobieta wróci do gardzenia ludźmi, gdy tylko przekroczy próg tego mieszkania.

– Co właściwie pani tu robi? Byłyście koleżankami, czy coś? – pyta Reed ze swoją wrodzoną subtelnością, a ona fuka urażona.

– Nie. Nie byłyśmy koleżankami. Kilka tygodni temu skontaktowała się ze mną, mówiąc, że ma istotne informacje, które mogą wam pomóc w śledztwie i czy mogę ją skontaktować z Connorem. Więc to zrobiłam i pozwoliłam wam zająć się waszą pracą, czyli szukaniem ludzi, którzy chcą zabić mi męża – odpowiada chłodno North, nie spuszczając oczu z Reeda. – November zadzwoniła do mnie wczoraj, prosząc o spotkanie, brzmiała na zdesperowaną, więc obiecałam jej, że przyjadę, jak wylądujemy w Detroit. Niestety przez wiatr nasz lot był opóźniony, więc próbowałam się z nią skontaktować, jak tylko dotarliśmy do miasta. Nie odbierała, więc odezwałam się do Connora. I oto jesteśmy. Chcesz spisać moje zeznania?

– Nie masz pojęcia, jakie informacje mogła dla ciebie mieć? – pyta android, a ona wzrusza ramionami i przenosi na niego spojrzenie.

– Nie, nie mam najmniejszego pojęcia. Choć coś mówiła, że musi nas ostrzec, ale nie mam cienia podejrzenia, o co mogło chodzić. Jeśli mam być szczera, to nie zrobiła na mnie wrażenia najbardziej opanowanej osoby. – Connor przytakuje lekko na jej słowa, a ona spogląda jeszcze raz na ciało dziewczyny i policjantów. – Czy w takim razie mogę już wracać do domu? Muszę porozmawiać o tym z Markusem, jeśli chcesz Connor, to możesz do nas przyjechać zawsze, o każdej porze dnia i nocy.

– Wiem o tym. Wracaj bezpiecznie – odpowiada android, a ona uśmiecha się lekko.

– Spokojnie, czeka na mnie samochód. – North przenosi wzrok na Gavina i uśmiech znika z jej ust. – Do zobaczenia, detektywie.

– Pani senator – mruczy pod nosem Reed, odprowadzając ją wzrokiem. – Ty masz kurwa jakiś magnes na przyciąganie do siebie jebanych psychopatek?

– Nie nazwałbym North psychopatką. I zdecydowanie na twoim miejscu nie obrażałbym Orli w mojej obecności, obaj pamiętamy, jak to się ostatnio skończyło dla twojego nosa – sarka Connor i rusza w stronę jednego z techników, który dał im znać. – Znaleźliście coś?

– Tak, telefon, ale nie wydaje mi się, by się do czegoś nadał – odpowiada oficer Wilson i wręcza Gavinowi plastikową torebkę z potłuczoną komórką.

– Kurwa ktoś ją potraktował młotkiem?

– Nie. Obcasem... – Connor kończy analizę dowodu i podnosi wzrok na Reeda. – Obcasem zimowych butów, z bardzo dużą siłą. A biorąc pod uwagę to i brak jakichkolwiek odcisków palców w całym mieszkaniu, możemy założyć, że był tu android.

– Cudownie. Może nasz przyjemniaczek z monitoringu, może November nie mówiła nam wszystkiego i go znała. Jebane plastiki – mruczy pod nosem detektyw i klepie lekko Connora w ramię. – Dobra, jebać to mieszkanie, technicy zabezpieczą wszystko. Zobaczmy, czy snajper zostawił po sobie jakieś ślady.

Wychodzą z mieszkania i kierują się na plac budowy po przeciwnej stronie ulicy. O tej godzinie i w niedziele jest on niemal całkowicie opustoszały, a jeden stróż pracujący przy bramie wjazdowej wpuszcza ich bez problemu. Gdy zaczynają żmudną wspinaczkę schodami na dach, Gavin co najmniej dwadzieścia razy kwestionuje obliczenia Connora, które wskazuje na dach właśnie tego budynku. Mimo tego, jak znajdą się już na miejscu, daje androidowi wolną rękę na przeanalizowanie ewentualnych śladów.

Connor rozgląda się chwilę i podchodzi do jednego z krańców dachu, spoglądając w stronę apartamentowca November. Bez najmniejszego problemu odtwarza wszystkie kroki snajpera, od wejścia, aż do oddania strzału, a Reed staje obok niego. Detektyw wciąga na głowę kaptur kurtki i przeklina pod nosem.

– Jesteś pewien, że to nie będzie ten biurowiec na prawo? – pyta Gavin, odpalając z trudem papierosa, gdy ogień zapalniczki nieustannie gasi mu wiatr.

– Tak. To tutaj. Dokładnie z tego miejsca widać jej salon – odpowiada android, nie odrywając wzroku od jasnego światła w mieszkaniu ofiary.

– Gówno tam widzę, to jest za daleko. Kto dałby radę oddać tak idealny strzał z takiej odległości i przy takim jebanym wietrze?

Connor milczy dłuższą chwilę, jeszcze raz odtwarzając w swoim pałacu umysłu dokładny przebieg zdarzeń i nie ma najmniejszych wątpliwości. Nie pomylił się.

– Ja byłbym w stanie to zrobić – odpowiada, przenosząc wzrok na Gavina. – Ja bez problemu oddałbym taki strzał w razie konieczności.

– Kurwa mać! – fuka Reed, wyrzucając niedopałek poza granicę dachu. – Pierdolone androidy.

Reed obraca się na pięcie i sięga po telefon, by dać znać technikom, że mają przyjść też tu i zabezpieczyć ewentualne ślady. Chociaż już w tej chwili jest święcie przekonany, że zabójca nie zostawił po sobie nawet łuski naboju. Schodzi na dół, żałując, że nie dopalił jednak do końca tego papierosa, gdy chcąc nie chcąc musi poczekać na swojego partnera. Connor dołącza do niego dopiero po chwili, jeszcze kilkadziesiąt minut omawiają sprawę z pozostałymi policjantami, zanim nie zostaną we dwóch.

– Dobra, spierdalamy stąd. Teraz już i tak nie wyciągniemy z tego więcej – mówi Reed, ruszając w stronę samochodu Connora. – Jutro o siódmej ma przyjechać moja najwspanialsza była żona, więc o ósmej masz już na mnie czekać na posterunku.

– Jasne – odpowiada android i wsiada za kierownicę. Obaj zdają się pogrążeni we własnych myślach i nie chcą w tej chwili snuć jeszcze żadnych teorii, zwłaszcza że jutro może pojawić się i tysiąc kolejnych poszlak zmieniających w całości to, co wiedzą na ten moment o tej sprawie.

Gavin wysiada z samochodu bez pożegnania, a Connor rusza dalej do siebie. Jak tylko parkuje pod domem, wysiada od razu z samochodu; dziś nie ma najmniejszej ochoty znów rozpamiętywać wszystkich niewiadomych w samotności. Chce po prostu położyć się obok Orli i mieć ten wieczór na dobre za sobą. Zanim jednak wejdzie do środka, dostrzega przyklejoną na drzwiach karteczkę, napisaną niewyraźnym charakterem pisma Banks i uśmiecha się lekko.

Byliśmy z Sumo na spacerze. Nie musisz go wyciągać w środku nocy.
Postaraj się mnie nie obudzić, muszę rano być w Jerychu.
Kocham Cię.

Connor uśmiecha się i chowa karteczkę do kieszeni kurtki i po cichu wchodzi do domu. Pies na jego widok nie rusza się nawet ze swojej poduszki i tylko kilka razu uderza ogonem o podłogę, wyrażając tym jednocześnie radość, jak i totalne zaspanie. Brunet dostrzega, że Orla śpi na rozłożonej kanapie w salonie, zawinięta w kołdrę i mija ją, idąc cicho do łazienki. Przebiera się w podkoszulek i zagląda na chwilę do Harrisona, który śpi w swoim pokoju. Nie do końca wie, co nim kieruje i jaki właściwie ma to sens, gdyż chłopak nie marznie, ale podchodzi do niego poprawić mu kołdrę, którą zrzucił na podłogę i wychodzi, zamykając za sobą drzwi. Bez ani chwili dalszego namysłu idzie do Orli, kładzie się obok niej pod kołdrą i przytula do jej pleców. Dziewczyna nie reaguje, a on opiera usta na jej nagim ramieniu i skupia całą swoją uwagę na zapachu jej skóry i dźwięku bicia jej serca, które po chwili odrobinę przyspiesza. Connor uśmiecha się, czując, jak Orla obraca się w jego ramionach i przytula się do niego zaspana.

– Przepraszam, miałem cię nie budzić – mówi cicho, a ona wzrusza ramionami i otwiera oczy.

– Wszystko w porządku? – pyta szeptem, widząc po nim, że zdecydowanie nic nie jest w porządku.

Brunet nie odpowiada, tylko kręci odrobinę głową, a ona przytakuje i daje mu się pocałować w czoło. Orla uśmiecha się lekko i obejmuje go ręką w pasie, zbliżając się do niego jeszcze trochę mocniej. Dziewczyna podnosi głowę i przesuwa dłonią po jego włosach, chcąc tylko go odrobinę uspokoić, a Connor całuje ją niespodziewanie.

Orla od razu oddaje pocałunek, rozchylając wargi i nie okazując nawet cienia zaskoczenia jego nagłą gwałtownością. Brunet przewraca ją na plecy, nie rozłączając ich ust i przesuwa dłońmi po jej ramionach, na co ona zarzuca mu nogę na biodro, czując na sobie ciężar jego ciała. Z jej ust wydobywa się ciche westchnienie, jak tylko Connor zaczyna wędrować pocałunkami w dół jej szyi, po czym niespodziewanie ściąga ramiączko jej koszuli nocnej. Orla niemal mimowolnie zaciska palce na prześcieradle pod sobą, czując jego wargi na swojej piersi i stara się być jak najciszej. Odsuwa go od siebie jedynie na chwilę i wystarczy im jedno spojrzenie, by wiedzieć, że zrobiła to po to, by łatwiej było im pozbyć się ubrań.

Oboje mają poczucie, że ta niepewność, która ich zawsze dosięga w takich chwilach, teraz nie ma zamiaru się pojawić. Każdy, nawet najdrobniejszy dotyk czy pocałunek, który wymieniają, zdaje się być po prostu perfekcyjny.

Connor jeszcze do niedawna żył przekonaniem, że gdyby wszystko opierało się na chłodnej logice, życie byłoby o wiele łatwiejsze, a teraz gdy kontrolę nad nim całkowicie przejmują emocje, które są najdalej od logiki jak to tylko możliwe, wcale nie czuje się zagubiony. Ma wrażenie, że najzwyczajniej oboje potrzebowali czasu, by pozbyć się tej skrywanej nerwowości, której to żadne z nich tak bardzo nie chciało pokazać, gdy zostawali tylko we dwoje.

I teraz wie, że najłatwiej porównać mu to do chwili, gdy pierwszy raz tańczyli tu w salonie.

Oboje nie wiedzieli do końca, co robić, ani nie mieli pewności, czy w ogóle powinni to robić, by po zaledwie kilku minutach zrozumieć, że nie ma to żadnego znaczenia.

Przynajmniej dopóki obojgu sprawia to radość.

Po tej nocy Connor nie ma najmniejszej wątpliwości, że najprzyjemniejszą rzeczą, jakiej kiedykolwiek próbował, jest smak jej skóry i pocałunków. Najcudowniejszą muzyką jej przyspieszony oddech. Najpiękniejszym widokiem jej roześmiane spojrzenie, gdy znalazła się na nim, a jej włosy rozsypały się wokół jego twarzy, gdy nachyliła się, by go pocałować.

A nad ranem, gdy Orla leży naga w jego ramionach, zaczyna do niej docierać, że przez całe życie, była w błędzie. Problem z jej relacjami nigdy nie leżał w niej, a w osobach, z którymi się w nie wdawała i dopiero teraz, gdy czuje jego dotyk, wie, jak cholernie przyjemnym uczuciem, jest prawdziwa miłość.

Miłość, na którą przecież czekała całe swoje życie.

Pomimo tego, że za oknami powoli zaczyna się już robić widno, Orla zarzuca mu nogę na biodro i daje mu się pocałować kolejny raz, może setny, może tysięczny tej nocy. Ona nie ma pewności, ile ich wymienili, ale wie, że Connor policzył je wszystkie.

Więc tak...
To chyba kolejny z moich ulubionych rozdziałów. Bo udało mi się do niego wrzucić wszystko. Kryminał, romans i cięte dialogi.

I od tego rozdziału, no... będzie się działo.

PS. Chciał ktoś pyskatą pannę Reed? To ta młodsza, jest trochę za młoda, ale totalnie widzę Gavina w roli wiecznie wkurzonego starszego brata 😂

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top