#33 Czyżby się obudziła ?

 Po dość nieprzespanej nocy obudziłam się zaskakująco wcześnie. Moje samopoczucie w tym dniu sięgało dna, a wszystko denerwowało mnie niemiłosiernie. Przez cały poranek chodziłam zła, obrażona, a w szczególności zmęczona. Po głowie wciąż chodził mi ten okropny sen, który nie dawał mi spokoju. Od momentu, w którym wstałam, cały czas prosiłam Erica, abyśmy pojechali do szpitala, a jego tłumaczenie, że nawet jeszcze nie było, obchodu lekarzy nie docierał do mnie. Gdy w końcu Eric powiedział, że pojedzie do szpitala, ucieszyłam się strasznie. Oczywiście mogłam jechać sama, tylko problem był w tym, że mój samochód wraz z dokumentami był parę kilometrów stąd, co trochę mi to uniemożliwiało.

- Gotowa ? - zapytał chłopak, gdy stałam w łazience i rozczesywałam włosy.

- Tak, już idę, a Thomas jedzie z nami ? - zapytałam, odkładając szczotkę na swoje miejsce.

- Tak, kochanie - powiedział chłopak, podchodząc do mnie i przytulając mnie od tyłu.

Mimo że nie miałam dziś humoru to bliskość chłopaka w stu procentach mi pomagała. Był jak lekarstwo na złe dni.

- Kocham Cię - szepnął chłopak, wprost do mojego ucha.

- Ja Ciebie też - powiedziałam, odwracając się na wprost chłopaka i składając małego buziaka na jego ustach.

- To, co idziemy ? - zapytał chłopak, a ja przytaknęłam - W takim razie, panie przodem - powiedział, przepuszczając mnie w drzwiach.

- Chciałeś popatrzeć na tyłek, przyznaj się - powiedziałam, śmiejąc się cicho.

- Jak ty mnie dobrze znasz - zaśmiał się chłopak, na co pokręciłam głową.

- No w końcu, bo już myślałem, że się tam rozmnażacie - powiedział Thomas, a ja się zaśmiałam.

- Spokojnie, od tego mamy sypialnię - powiedział Eric, a chłopak się zaśmiał.

- Ja mam nadzieję, bo nie chcę się później zastanawiać czy to pasta, czy sperma - powiedział chłopak, a ja popatrzyłam na nich jak na debili.

Chłopaki jeszcze o czymś żartowali, lecz ja byłam tylko skupiona na drodze do szpitala, która miałam wrażenie, że ciągła się w nieskończoność. Gdy w końcu dotarliśmy na miejsce, czym szybciej ruszyliśmy do sali gdzie jeszcze wczoraj leżała moja przyjaciółka. Moje zdziwienie sięgnęło zenitu, gdy nie zauważyłam przyjaciółki.

Czyżby się obudziła ? - pomyślałam, ciesząc się na zapas.

Chłopaki lekko się zdziwili, lecz ja szybko pobiegłam do pielęgniarek, a Eric wraz z Thomasem przyszli za mną.

- Dzień dobry, ja chciałabym się zapytać gdzie leży ta dziewczyna, która znajdowała się pod 29 - zapytałam uśmiechnięta do pielęgniarki.

- A jak się nazywała ? - zapytała kobieta, a ja odpowiedziałam niemal natychmiastowo.

- Lily, Lily Foster - powiedziałam, posyłając kobiecie uśmiech.

- Przepraszam, a czy państwo są z rodziny ? - zapytała kobieta, patrząc na naszą trójkę.

- Nie, lecz ona nie ma rodziny, tylko i wyłącznie brata - powiedział Thomas, a kobieta westchnęła.

- Przykro mi nie mogę nic państwu powiedzieć - oznajmiła kobieta, a ja się lekko zdziwiłam.

- Ale my chcemy tylko, wiedzieć gdzie jest Lily, czy to tak wiele ? - zapytałam, lecz kobieta była nieugięta.

- Przykro mi, proszę skontaktować się z bratem kobiety - powiedziała pielęgniarka, po czym ruszyła w przeciwną stronę.

- I co teraz ? - zapytałam.

- Jak to co, dzwoń do jej brata - powiedział Thomas, a ja wyciągnęłam telefon i wybrałam numer brata Lily, który niestety nie odbierał.

Westchnęłam głośno i już mieliśmy wychodzić, gdy z gabinetu lekarzy wychodził brat dziewczyny, do którego szybko podeszłam.

- Hej Chris, dzwoniłam do Ciebie, ale byłeś u lekarza i nie odbierałeś, gdzie leży Lily, bo pielęgniarka nam nie chciała powiedzieć - mówiłam szybko, a chłopak patrzył na mnie dziwnym wzrokiem.

- Jass... Lily.. Ona.. Nie żyje - powiedział chłopak, a ja momentalnie stanęłam jak wryta.

- Haha, nie żartuj, tylko powiedz, gdzie ona leży - zaśmiałam się, lecz chłopak pokiwał przecząco głową.

- Jass.. Ona umarła, wczoraj o trzeciej w nocy .. - powiedział chłopak, a do moich oczu napłynęły łzy.

- Chris, nie kłam, ona żyje - powiedziałam, biegnąc po korytarzu i szukając dziewczynę w każdej sali.

- Jass, spokojnie - powiedział Eric, łapiąc mnie i tuląc do siebie, gdy z moich oczu płynęły gorzkie łzy.

Ona nie żyje. Umarła i to w tę godzinę, gdy mi się śnił ten pierdolony sen. Czemu ?! Czemu nie walczyła tylko po prostu odeszła ? Odeszła na tamten świat. Ten sen to było pożegnanie, to nie był zwykły sen. Ona chciała się tak ze mną skontaktować i pożegnać.

Płakałam w koszulkę chłopaka, który tulił mnie do siebie dobre pięć minut. Nie umiałam przyjąć do wiadomości, że jedna z niewielu osób, która była dla mnie ważna umarła. Nie zobaczę jej pięknego, roześmianego uśmiechu i tych świecących iskierek w oczach, które pokazywały szczęście. Teraz ona nie żyje, a ja nie wiem co mam zrobić.

- Jass, wszystko dobrze ? - zapytał Chris, a ja miałam ochotę zacząć krzyczeć.

- Nic nie jest dobrze i nic już nie będzie dobrze.. - mówiłam, między napadami szlochu.

- Spokojnie, Jasmine, ona jest teraz szczęśliwa - powiedział chłopak, a ja oderwałam się od Erica i popatrzyłam na chłopaka, dla którego dziewczyna była wszystkim.

Thomas siedział z twarzą w dłoniach i kręcił nią na boki. Widziałam, że ta wiadomość zabolała go jeszcze bardziej niż mnie. Wytarłam łzy z policzków i podeszłam do chłopaka, który momentalnie jak przy nim kucnęłam, popatrzył na mnie swoimi pełnymi bólu oczami. Nie powiedziałam nic, tylko po prostu go przytuliłam. W tym momencie zbędne były słowa pocieszenia i mówienie wszystko będzie dobrze, ona jest szczęśliwa tam w niebie. Wiem, że chłopak potrzebował bliskości i zwykłego przytulenia. Łączenie się w bólu, takie przytulenie, które przypomina nam o tym, że nie jesteśmy sami w tym wszystkim, jest najbardziej potrzebne.

Po opanowaniu emocji wraz z Chrisem pojechaliśmy do mieszkania mojego i Lily. Oczywiście bardzo zdziwił mnie fakt, że w mieszkaniu panował taki sam porządek, jak został zostawiony, gdy byliśmy tutaj ostatni raz. Bardziej spodziewałam się, że ta cała mafia, czy czym tam się Isac zajmował będzie mnie szukać, za atak na ich "przywódcę", lecz nic takiego nie miało miejsca. Zrobiłam kawę chłopakom, lecz nie potrafiłam racjonalnie myśleć, każdy kont tego domu po prostu przypominał mi ją. Gdy siedziała tutaj, gdy się śmiała, w garażu wciąż stał jej motor, a ja nie potrafiłam tutaj przebywać. Dałam chłopakom kawy i usiadłam obok Erica, który też był przygnębiony, chyba dla nas wszystkich sytuacja ta była dość emocjonalna.

- Wiem, że to ciężki temat, ale czy zamierzasz tutaj zostać ? - zapytał chłopak, a ja momentalnie zaprzeczyłam.

- To miejsce za bardzo mi ją przypomina. Sprzedam je i podzielę się z tobą po połowie - powiedziałam, a chłopak zaprzeczył.

- Nie chcę od Ciebie pieniędzy - powiedział chłopak.

- Wiem, że nie chcesz, ale i tak uważam, że Lily była twoją siostrą i jej pieniądze są teraz twoje - powiedziałam, a chłopak westchnął.

- Będzie mi jej brakować - powiedział Thomas, a w moich oczach pojawiły się łzy.

- Przestańmy, świeża sprawa.. Przemyślimy, prześpimy się i skontaktujemy się z tobą Chris - powiedziałam, a chłopak przytaknął.

- Ja będę się zbierać, więc jak będziecie w stanie, to zadzwońcie - powiedział chłopak, a ja przytaknęłam.

Odprowadziłam chłopaka do drzwi, a on posłał mi uśmiech.

- Trzymaj się mała i pamiętaj, gdyby coś zawsze możesz na mnie liczyć - powiedział chłopak, przytulając mnie.

- Dziękuję - oznajmiłam, gdy chłopak już wychodził.

Po wyjściu chłopaka spakowałam najpotrzebniejsze rzeczy i zabrałam wszystko do mieszkania chłopków, gdzie zamierzałam zostać przez najbliższe dni...  

***

Hej wszystkim ! Naprawdę bardzo ciężko pisało mi się ten rozdział. Lily nie żyje i sama czuję jakbym przeżyła utratę kogoś bliskiego, ponieważ Lily właśnie była dla mnie taką postacią, która miała coś ze mnie w sobie. Mam nadzieję, że wam się podoba. Buziaki ! <3 

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top