XI

Umieram. Z dnia na dzień jestem coraz bardziej martwa. Choć chcę umrzeć to on mi nie pozwala i choć błagam go, by wreszcie mnie zabił, on mówi nie. Każe mi cierpieć, a ja nie mogę już tego znieść.

Choć jest jedna rzecz, której nie chcę zostawiać: to rozkosz płynąca z bycia kontrolowaną przez jego sznurki. Przez niego.

Powoli przestaję go nienawidzić. Będąc świadkiem tego co robi za moją pomocą, mam wrażenie, że za tym wszystkim kryje się jakaś głębsza historia. Przecież musi mieć jakiś powód dlaczego robi to, co robi. Nie licząc zemsty za to, co zrobiłam.

-Puppeteerze - zaczęłam ostrożnie i powoli wstałam ze starego fotela, na którym siedziałam. Chwiałam się, ale udało mi się nie upaść. - Gdzie jesteś? - Spytałam nie mogąc nigdzie dostrzec złotych oczu.

-Co się dzieje moja marionetko? - Pojawił się za mną.

-Dlaczego? Dlaczego to robisz? - Spojrzałam na niego.

-Powiedziałem ci.

-Nie. Dlaczego generalnie to robisz? Co to ma na celu?

-Zemstę. Pomoc.

-Nie rozumiem - powiedziałam otwarcie.

-Pomagam ludziom, którzy nie radzą sobie ze swoim życiem. Jednocześnie jest to zemsta za to, co spotkało mnie dawno temu.

-Jeśli mogę spytać... Co ci się przytrafiło? - Było mi wszystko jedno, albo powie albo nie. Ani ja, ani on nic na tym nie stracimy.

-Po co chcesz to wiedzieć?

-Nudzi mi się tak jakby i nie oszukujmy się, ale jestem na skraju wytrzymałości i pewnie niedługo umrę. Moje ciało gnije, a serce ledwo bije. Nie mam już nic do stracenia bo tak na dobrą sprawę, odebrałeś mi wszystko.

-Nie pamiętam swojej przeszłości. Jednak wiem, że nie była przyjemna i że z tego powodu robię to, co robię.

-To trochę... Przykre - spojrzałam w podłogę. - Ja chyba nie miałam aż tak źle - podniosłam wzrok; za oknem panował półmrok.

-Powinnaś się cieszyć - zaśmiałam się cicho słysząc to.

-Z czego? Odebrałeś mi wszystko co miałam. Nie mam z czego się cieszyć.

-Jeszcze żyjesz.

-Ale umieram. Naprawdę tego nie widzisz? - Patrzyłam na niego z rozbawieniem. - To już jest żałosne.

-Nie umierasz. Nie pozwolę ci tak szybko umrzeć.

-Tak bardzo mnie nienawidzisz... - Stwierdziłam. - Ja ciebie nie. Już nie. Wybaczyłam ci to, co mi zrobiłeś. Nie mam ci tego za złe, bo zasłużyłam na to, więc proszę, nie traktuj mnie w ten sposób. To boli bardziej niż ci się zadaje. Wiem, że nie jestem w stanie cofnąć czasu, ale również pewnie niewiele mi go zostało. Więc proszę - miałam łzy w oczach - nie odtrącaj mnie tak jak wcześniej.

-Dlaczego ci tak na tym zależy?

-Bo oprócz ciebie, nie mam już nikogo. Sam wiesz - powiedziałam. - Albo po prostu mnie zabij i wreszcie to zakończ. Będę wdzięczna.

-Nie. - Znów poczułam rozkosz, którą tak bardzo kocham.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top