X

JAKIŚ CZAS PÓŹNIEJ...

Wyszłam z pokoju i z zamiarem zejścia do sklepu, ruszyłam korytarzem przed siebie. Słyszałam za sobą ciche dzwonki, ale zignorowałam je. Candy przestał się do mnie co chwila dobierać dzięki ostatniej interterwencji Jack'a. Choć mimo wszystko nadal podąża za mną wzrokiem pełnym pożądania.

Zeszłam na dół do Jasona. Akurat miał jakąś klientkę, więc postanowiłam zaczekać aż dziewczyna wyjdzie, żeby im nie przeszkadzać.

-Hej, jak tam? - Usmiechnęłam się do niego.

-Dobrze. Co cię do mnie sprowadza?

-Trochę mi się nudzi. Myślałam, że może potrzebujesz pomocy czy coś.

-Nie, ale możesz zamknąć - podał mi klucze.

Lubię go. Jest dla mnie miły, nie próbował mnie zabić ani zgwałcić. I wydaje się być niegroźny.

-Już - oddałam mu pęk kluczy. Posłał mi ciepły uśmiech.

-Candy się już ciebie nie czepia?

-Póki co, to nie. I mam nadzieję, że już tak zostanie.

-On bywa nieokrzesany.

-Zauważyłam. No dobra, to ja wracam do siebie skoro nie ma tu nic do roboty.

Poszłam z powrotem na górę. Nikogo tam nie było. Nikogo oprócz mnie i Candy'ego, który nagle wyrósł przede mną spod ziemi. Jak zwykle dziwnie się uśmiechał.

-Cukiereczku...

-Czego chcesz? - Wyminęłam go, ale złapał mnie za rękę i przyciągnął do siebie. Jestem od niego dużo niższa.

-Myślałem, że już wiesz czego chcę - przybliżył swoją twarz do mojej. - Ciebie.

Ogarnął mnie nagły strach i panika. Wyszarpnęłam się z jego uścisku i szybkim krokiem poszłam do siebie, zamykając drzwi za sobą. Przez kilka sekund czułam się bezpieczna, dopóki nie zaczął dobijać się do drzwi. Dostanie się do środka nie zajęło mu zbyt wiele czasu.

Zostałam brutalnie pchnięta na łóżko. Lekko odbiłam się od miękkiego materaca. Podkuliłam nogi pod siebie z przerażenia. Candy patrzył na mnie z ogromnym pożądaniem, oblizując usta.

-Błagam zostaw mnie! - Pisnęłam, gdy dosłownie rzucił się na mnie. Jego oczy błyszczały kiedy zdzierał ze mnie koszulkę. Szarpałam się, kopiąc go i bijąc pięściami.

-Przestań. - Syknął, mocno łapiąc mnie za nadgarstki. Mimo tego, że był wściekły, ja nie przestałam.

W pewnym momencie unieruchomił moje ręce, kładąc mi je za głowę. Nie miałam jak się bronić.

Płakałam gdy całował mnie od szyi w dół. Kiedy błądził jedną ręką po moim ciele, łapał mnie za piersi czy dotykał mojej kobiecości. Próbowałam się wyszarpnąć, ale nie miałam na tyle siły by to zrobić.

Wiedziałam, że nikt mi nie pomoże, gdy poczułam jak gwałtownie wchodzi we mnie. Wygięłam się lekko w pół i krzyknęłam z bólu. Robił to szybko i brutalnie. Ból, który mi zadawał był najgorszym jakiego kiedykolwiek doświadczyłam.

Puścił moje ręce, a ja wykorzystałam okazję starając się go odepchnąć. Byłam cała zalana łzami.

Złapał mnie mocno za szyję, mierząc morderczym wzrokiem. Próbowałam zabrać jego ręce, ale z każdą sekundą coraz bardziej opadałam z sił. Brakowało mi tlenu. W końcu przestałam z nim walczyć, pozwalając mu na to, by mnie udusił. Ostatnie łzy spłynęły mi po policzkach.

------------------------------------------------------

Tak, tak. Wiem, że jestem chorym zwyrolem 😎

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top