X

-Sophie, nie wiemy gdzie to jest - mówił Tim.

-Zaraz się dowiemy - odparłam - musimy znaleźć transport.

-Uspokój się. Musimy to przemyśleć.

-Przemyślałam - wybiłam szybę i otworzyłam auto. Usiadłam za kierownicą - jedziecie ze mną?

-Pożałujemy tego - stwierdził Brian.

Najbliższy szpital psychiatryczny był w sąsiednim mieście oddalonym o jakieś trzydzieści kilometrów.

-Totalny braku umiejętności nie zawiedź mnie! - wyruszyłam z piskiem opon.

Jechałam z zawrotną prędkością.

-Zabijesz nas - skomentował Hoodie.

-My i tak już jesteśmy martwi.

Zaparkowałam jakiś kilometr od ośrodka. Było ciemno.

-Nie możemy tam tak po prostu wejść. Złapią nas.

-Nie poradzimy sobie w trójkę - powiedział Masky.

-Musimy. Nikt inny go nie uratuje.

-Więc jaki jest plan?

-Atak - ruszyłam w stronę drzwi.

Weszliśmy do środka wyważając drzwi. Na korytarzu było kilka osób.

-Kim jesteście!? - krzyknął chyba jakiś strażnik. Zastrzeliłam go.

-Twoim koszmarem - odparłam szorstko - ktoś jeszcze ma coś do powiedzenia?

Nikt się nie odezwał.

-Szukamy Toby'ego Rogersa. Gdzie on jest? - dodał Tim.

Nadal cisza. Dałam Hoodiemu znać, żeby złapał lekarza.

-Powiesz nam gdzie on jest, albo cię zabiję - wyszeptałam - prowadź.

Facet prowadził nas przez plątaninę korytarzy. Były jasnozielone, a jarzące się światło jarzeniówek raziło po oczach. Zatrzymaliśmy się przed metalowymi drzwiami.

-Otwieraj - rozkazałam.

Nie pewnie, drżącą dłonią, za pomocą karty otworzył drzwi. Gdy tylko to zrobił Brian poderżnął mu gardło.

Sprawdzaliśmy każdą salę po kolei Było ich całe mnóstwo ale w żadnej z nich go nie było. Została ostatnia. Błagam...

Otworzyłam drzwi z całą siłą.

-Toby... - do oczu napłynęły mi łzy.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top