VIII
Poprosiłam Smiley'a żeby został ze mną na noc, bo zapewne i tak bym nie zasnęła przez to cholerne przeziębienie. Boli mnie cała klatka piersiowa, ledwo mówię i oddycham. Jak zasnę, to kto wie czy się przypadkiem nie uduszę.
Bardzo się cieszę, że się zgodził ze mną zostać. Lubię jego towarzystwo i zawsze jak z nim rozmawiam, to od razu mam lepszy humor. A jak się do mnie uśmiechnie, to już w ogóle serce mi rośnie.
-Muszę teraz iść i coś załatwić, ale wrócę wieczorem dobrze?
-Dobrze. Do zobaczenia - uśmiechnęłam się.
-Do zobaczenia.
Patrzyłam jak opuszcza moją salę. To tylko kilka godzin - myślałam. Ogarnął mnie chwilowy strach, że zapomni i nie przyjdzie. Jednak uspokoiłam, bo ufam mu i wiem, że mnie nie zostawi.
TIME SKIP...
Miałam wrażenie, że minęła już wieczność odkąd Smiley wyszedł. Czułam się taka samotna, a jedyne co nie opuszczało mnie na krok to ból i kaszel. Moi dwaj, nieodłączni przyjaciele.
-Jestem - usłyszałam.
-Witam z powrotem - uśmiechnęłam się i poprawiłam na szpitalnym łóżku.
-Jak się czujesz?
-Źle? - Odparłam z lekką ironią w głosie. - Dlaczego pytasz mnie o to jak się czuję, skoro doskonale wiesz jaka będzie moja odpowiedź?
-Liczę, że pewnego dnia odpowiesz, że czujesz się dobrze.
-Może kiedyś.
-Nie może, a na pewno Sylvio. Obiecałem ci coś, pamiętasz? - Usiadł na brzegu łóżka.
-Tak, pamiętam.
-No właśnie. Ja dotrzymuję obietnic.
-Mam taką nadzieję Smiley - stwierdziła smętnie.
-Mam coś dla ciebie - sięgnął do kieszeni fartucha. - Proszę - podał mi tabliczkę czekolady. - Dostałem ją od pewnej pielęgniarki, ale ja nie przepadam za słodkościami, więc pomyślałem, że dam ci ją jako pocieszenie.
-Dziękuję ci.
-Nie ma za co - odparł. - Powiedz mi Sylvio, co robiłaś nim tu trafiłaś?
-Nic. Od dziecka byłam chorowita przez co moje życie nie było zbyt ekscytujące. Nie mogłam robić wielu rzeczy, a jeśli już to miałam się nie przemęczać - ostatnie słowa wzięłam w cudzysłów.
-Przykro mi - stwierdził. - Miałaś jakąś pracę?
-Tak. Siedziałam w małym biurze z nosem w papierach. Jak możesz się domyślić nie była to moja wymarzona praca - zaśmiałam się.
-Więc co byś chciała robić? - Spytał z uśmiechem.
-Najbardziej? - Przytaknął głową. - Myślę, że pojechałabym w podróż, zwiedziła trochę świata.
-Ambitnie. A potem? Nie możesz podróżować przecież całe życie.
-Zapewne znajdę sobie jakąś ciepłą posadę i będę żyć sobie szczęśliwa - stwierdziłam. - O ile w ogóle tego dożyję - spuściłam wzrok.
-Spokojnie kwiatuszku - delikatnie dotknął mojej twarzy. - Już niedługo będziesz mogła spełnić swoje marzenia.
Czułam jak się rumienę, a serce zaczyna walić tak, jakbym miała zaraz zejść na zawał.
TIME SKIP...
Powoli oczy mi się zamykały.
-Chyba się zdrzemę - oznajmiłam ziewając.
-Ja chyba też.
-To zostań już, zmieścimy się - przesunęłam się kawałek, by mógł się położyć.
-Dziękuję - położył się obok mnie. - Dobranoc kwiatuszku.
-Dobranoc Smiley - odpowiedziałam, gasząc światło.
--------------------------------------------
Hej, a co powiecie na to, żeby dodać jeszcze jedno opowiadanie do tego raka? Chodzi o Nathana The Nobody
A tak btw to wysyłam wam pozdrowienia znad jeziora 😘✌
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top