VIII
Od naszej ostatniej rozmowy, ja i Tim praktycznie się do siebie nie odzywamy, chyba że to konieczne.
-Znów macie stan wojenny? - Spytała Clocky siadając obok mnie na kanapie.
-Nie, po prostu nie mamy o czym gadać. - Sama w to nie wierzyłam, czułam, że to może być cisza przed burzą.
-Co tym razem?
-Wtrąca się w nie swoje sprawy. Nie dociera do niego, że moje prywatne problemy nie powinny go interesować.
-Wytłumacz mu to.
-Myślisz, że nie próbowałam? Jest uparty jak osioł.
-Może ty rzeczywiście mu się podobasz?
-Błagam, ty też?
Zaśmiała się.
-Żartuję. Wiem jak bardzo go nie znosisz.
-To nie moja wina. Zasłużył sobie na to. Z resztą, to on zaczął nie ja.
-Oboje jesteście siebie warci - uśmiechnęła się.
-Dzięki.
Nie wiem co mam myśleć. Co jeśli mają rację? Odkąd Brian podzielił się ze mną swoimi spostrzeżeniami ma ten temat, zaczęłam inaczej patrzeć na Tima. Chyba rzeczywiście bałam się odrzucenia z jego strony. Może to ja zaczęłam coś do niego czuć?
Specjanie żeby nie zadręczać się myślami o tym wszystkim, postanowiłam się czymś zająć. Normalnie nadal siedziałabym z Clockwork, ale ona wyszła gdzieś ze swoim chłopakiem. Zajrzałam do Bena i zapytałam czy nie miałby ochoty ze mną zagrać. Nie robiłam tego zbyt często, ale lubiłam jego towarzystwo i minę, gdy udało mi się z nim wygrać, choć doskonale wiedziałam, że daje mi fory.
Spędziłam prawie cały dzień z elfem. Kto by pomyślał, że na graniu czas tak szybko mija? Wychodząc z jego pokoju wpadłam na Tima.
-Oh, wybacz - powiedziałam wymijając go.
-Nic się nie stało - uśmiechnął się.
Odwzajemniłam gest i chciałam iść dalej ale on mnie zatrzymał.
-Masz ochotę na spacer?
Spojrzałam na niego lekko zdziwiona.
-Jasne, czemu nie.
Szliśmy przez las, nie odzywając się do siebie. Choć ta cisza mi odpowiadała, to podświadomie chciałam, żeby się odezwał, choćby jednym słowem.
-Dlaczego to zrobiłeś? - Spytałam w końcu.
-Co?
-No dlaczego byłeś w moim starym domu? Co ci to dało?
-Z ciekawości. Chciałem się czegoś o tobie dowiedzieć.
-Wystarczyło zapytać.
-Nie odpowiedziałabyś mi, albo byś skłamała.
-Skąd możesz to wiedzieć?
-Bo cię znam. Wiem jak bardzo mnie nienawidzisz.
Może wcale cię nie nienawidzę? - zapytałam się w myślach.
-Ty też mnie nienawidzisz. To działa w obie strony.
-Nie prawda.
Stanęłam jak wryta, gdy to usłyszałam. Odwróciłam się i spojrzałam na niego.
-Co masz na myśli? - wyczułam delikatne drganie mojego głosu.
-Lubię cię. Wcale nie nienawidzę, to ty tak myślisz.
-Doskonale wiesz dlaczego.
-Wiem. I boli mnie fakt, że przez to, to ty nienawidzisz mnie.
Moje serce zabiło mocniej. Spuściłam głowę czując jak się rumienię.
-Może wcale nie musi tak być?
-W sensie?
-Udowodnij mi, że nie mam za co cię nienawidzić. Chcę tylko odrobiny akceptacji z twojej strony - spojrzałam na niego.
-Dobrze.
Uśmiechnęłam się. Może wreszcie między nami będzie spokój. Tim odwzajemnił gest. Niebezpiecznie przybliżył się do mnie. Cofnęłam się o krok bojąc się tego, co może się stać.
-Wracamy? - spytałam speszona.
-Jasne.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top