VIII
- Dziękuję - spojrzałam w górę; nade mną stał wysoki chłopak z szerokim uśmiechem na twarzy.
Jego twarz jak i ręce zdobiły blizny, które wręcz przyciągały. A zielone oczy lśniły jakby w blasku słońca.
- Mam na imię Liu - powiedział, a ja przeżyłam szok.
- Hej Jeff, co to? - Podniosłam z ziemi jakiś kawałek kartki. Gdy ją obróciłam, okazało się, że to nie kartka, a mocno zniszczone zdjęcie przedstawiające dwóch chłopców. - Kto to? - Spytałam, spoglądając na Jeffa.
- Ja i mój brat - odparł. Spojrzałam raz jeszcze na zdjęcie; chłopak w białej bluzie to musiał być on, a ten drugi to zapewne jego brat. - Miał na imię Liu.
- To przy jego grobie wtedy stałeś tak?
- Ta.
- Żałujesz?
- Tak - odparł po chwili ciszy.
- Hej - machał mi ręką przed twarzą.
- Przepraszam - wypaliłam. - Zamyśliłam się - Posłałam mu niezręczny uśmiech.
- Jak masz na imię?
- Rosalie. Miło cię poznać.
- I wzajemnie - uśmiechnął się.
- Liu! - Odwróciłam się, żeby zobaczyć, kto tak krzyczy; w naszą stronę, szybkim krokiem szła dziewczyna w czarnej bluzie z różowym napisem "princess".
- Witaj skarbie - przytulił ją mocno do siebie.
Wyglądali razem uroczo. Jakoś nie przepadam za tym, gdy ludzie na środku ulicy rzucają się sobie w ramiona, ale oni są wyjątkiem.
- Kto to? - Odwróciła się do mnie. Jest od niego niższa i mniej... Kolorowa? Cała ubrana na czarno.
- Rosalie - uśmiechnęłam się do niej.
- Weronika - odwzajmniła gest.
- Słuchaj może wpadniesz do nas jutro? - Spytał.
- Ja...
- Trzymaj - wręczył mi jakiś papierek. - Tu masz zapisany adres, wpadnij.
- Jasne - komuś takiemu ciężko było odmówić.
- To do zobaczenia.
- Do... Zobaczenia - wydukałam.
Stałam tam wpatrując się w adres na kartce. Zastanawiałam się, dlaczego postanowił mi go dać. Przecież mnie nie zna, a mimo to zaprasza do siebie.
Wróciłam do domu, myśląc nad tym. Jeffa nie było, ale jakoś nie specjalnie się tym przejęłam. Zaczęłam szukać tamtego zdjęcia wśród całego tego bałaganu.
Przeszukałam cały pokój, ale go nie znalazłam. Padłam na łóżko i po raz kolejny spojrzałam na zapisany, na odwrocie paragonu adres. I nagle coś sobie przypomniałam. Przecież włożyłam to zdjęcie pod poduszkę Jeffa - myślałam, podnosząc ją. Było tam, w tym samym stanie, w którym je kiedyś znalazłam. Przyjrzałam się Liu i nawet trochę przypominał tego, którego dziś spotkałam. Jednak nie mogę mieć pewności, że to on, przecież Jeff zarzeka się, że jego brat nie żyje. Jednak po dzisiejszym dniu mam wątpliwości.
Rozłożyłam się na łóżku, wzdychając ciężko.
°°°
Zimny powiew wiatru obudził mnie w środku nocy. Jeffa nadal nie było, ale okno było otwarte. Myślałam, że je zamknęłam - coś mi nie pasowało. Wyjrzałam na zewnątrz, lecz nikogo tam nie było. Zamknęłam więc okno ponownie i lekko zaniepokojona wróciłam do spania.
[Jeff]
Po tym jak Jack wyszedł, zabrałem Smile'a i sam wyszedłem. Zacząłem mocno zastanawiać się nad tym co powiedział. To niemożliwe, by ona cokolwiek dla mnie znaczyła.
Obudził mnie głośny krzyk. Ja pierdole, zajebie ją - pomyślałem w pierwszej chwili.
- Czego się tak drzesz? - Zapytałem. Rose spojrzała na mnie, po czym przytuliła się do mnie. Poczułem się najmniej dziwnie; to było coś, czego nie czułem już od dawna - bliskość drugiej osoby.
- Pozwól mi z tobą spać. Proszę.
Niepewnie objąłem ją w pasie, lekko przyciągając do siebie i chowając twarz w jej włosach. Nie zdawałem sobie z tego sprawy, ale potrzebowałem tego.
- Dobra.
Uderzyłem pięścią w ścianę. Jestem zły na siebie, za to co robię. Staję się taki... Miękki. Jack miał rację, to jej wina. Ona musi odejść.
Po raz kolejny snił mi się ten sam koszmar. Nie zniosę tego dłużej, zabierzcie to ode mnie.
- Jeff, co się dzieje?
- Zostaw. - Odtrąciłem jej rękę. - Nie dotykaj mnie.
- Jeff...
- Odwal się! - Odepchnąłem ją. - Zostaw mnie wreszcie w spokoju! - Chwyciłem za nóż i rzuciłem się na nią.
Broniła się jak mogła, odpychając mnie od siebie. Jednak bylem silniejszy i w końcu zatopiłem ostrze w jej udzie, a ona wydała z siebie przytłumiony krzyk. Jednak objęła mnie i przytuliła do siebie.
- Uspokój się - powiedziała. - Uspokój się Jeff, przecież tu jestem.
Puściłem rękojeść noża; targały mną drgawki, a jej uścisk słabł.
Mogłem ją wtedy zabić - pomyślałem. - Ba, takich okazji było mnóstwo, a jednak tego nie zrobiłem, bo za każdym razem ona mnie powstrzymywała.
Dla własnego dobra, postanowiłem dziś nie wracać do domu.
[Rosalie]
Udałam się pod adres, który dał mi wczoraj Liu. Wzięłam głęboki oddech i zadzwoniłam do drzwi.
- Cześć - drzwi otworzyła mi jego dziewczyna. - Wchodź, śmiało.
- Dzięki.
- Idź do salonu i nie przejmuj się bałaganem. Nie było mnie, więc nie miał kto posprzątać - zaśmiała się.
Uśmiechnęłam się pod nosem, idąc w głąb mieszkania. Siedział na kanapie oglądając coś w telewizji.
- O jesteś już - spojrzał na mnie. - Siadaj.
- Dlaczego mnie tu zaprosiłeś, przecież nawet mnie nie znasz - spytałam, siadając na fotelu.
- Wiem dużo więcej niż ci się wydaje - stwierdził. - Już pewnie domyślasz się kim jestem co?
Nie odpowiedziałam, wyciągnęłam zdjęcie z kieszeni i położyłam je na szklanym stoliku.
- Teraz już nie mam wątpliwości - powiedziałam, gdy wziął fotografię do rąk.
- Szukałem go, ale nie potrafiłem w żaden sposób... Z nim porozmawiać - jego głos był smutny.
- Nienawidzisz go za to co ci zrobił?
- Kiedyś tak było, ale to minęło.
- On żałuje tego co ci zrobił - czułam się jak jakiś psycholog.
- Chcę, żebyś mnie do niego zaprowadziła. Muszę w końcu z nim porozmawiać.
Nie miałam się nad czym zastanawiać. Jeśli będzie miał z tym jakiś problem to już nie moja wina, ja tylko wciąż staram się mu jakoś pomóc.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top