VII
-Uciekaj!
Dopiero po chwili dotarły do mnie jego słowa. Puściłam się biegiem. Gonili mnie, byli tuż za mną. Nie mogę ich zaprowadzić do rezydencji - myślałam - muszę ich zgubić. Usłyszałam wystrzał, jeszcze tego brakowało... Byłam zmęczona bo parę razy zaliczyłam glebę, ale muszą dotrzeć do domu. Muszę ratować Toby'ego. Pobiegnę do miasta, tam mnie zostawią w spokoju. Na skraju lasu trochę zwolniłam i sprawdziłam czy nadal mnie ścigają. Najwidoczniej dali sobie spokój. Strzał. Jeden i kilka następnych. Chyba się pomyliłam. Znów ruszyłam biegiem, gdy dotarłam do miasta, weszłam do pierwszego lepszego sklepu, z pretekstem, że muszę do toalety.
-Weź się w garść - obmyłam twarz zimną wodą - musisz wrócić, tylko jak?
Spędziłam tam dłuższą chwilę obmyślając jakiś plan ucieczki.
W końcu postanowiłam pójść obrzeżem miasta przez moją starą ulicę. Tamten rejon jest opuszczony. Raczej ich tam nie będzie. Raczej. Odwróciłam bluzę na lewą stronę i wyszłam ze sklepu.
Szłam polami, robiło się ciemno. Stwierdziłam, że będę szła całą noc, będzie szybciej. Chyba gdzieś koło północy znalazłam się koło mojego dawnego domu. Wszystko tam wyglądało najmniej strasznie. Domy wzdłuż ulicy są spalone, praktycznie ich nie ma, palą się tylko dwie przydożne latarnie. Dają bardzo mało światła. To dobrze. Nie szłam bezpośrednio drogą tylko za szczątkami domów. Poruszałam się szybko i cicho, bynajmniej próbowałam. Każdy dźwięk mógł sprawdzić na mnie niebezpieczeństwo. Wreszcie stanęłam przed linią lasu. Co teraz? Nie mogę iść przez las - stwierdziłam - złapią mnie. Pójdę brzegiem. Może mnie nie znajdą.
Nie miałam pojęcia gdzie jestem, ale miałam wrażenie, że słyszę jakieś dźwięki i widzę błyski świateł. Zaczynało powoli świtać. Przyspieszyłam jeszcze bardziej, na tyle na ile pozwalał mi mój zmęczony organizm. Z każdym kolejnym krokiem słońce było coraz wyżej nad horyzontem. Oślepiły mnie jego jasne promienie, więc weszłam głębiej w las. Wtedy zobaczyłam mój upragniony cel. Dom... Teraz znów biegłam, najszybciej jak potrafiłam.
Wpadłam do środka jak burza.
-Sophie! - poczułam jak Tim mocno mnie obejmuje. Miłe z jego strony ale to nie czas na przytulanki.
-Mają Toby'ego - miałam ochotę płakać.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top