V

Następnego dnia dostałam wiadomość od Kaza, że jego znajomy chce się ze mną spotkać. Stwierdziliśmy, że najlepszym miejscem do tego, gdzie będziemy w miarę bezpieczni, będzie zachrystia. Choć to może jest trochę komiczne; spotkanie w zachrystii. Łowca demonów, duchów i popieprzony klecha.

-Nie spóźniłaś się. To aż dziwne.

-Nigdy się nie spóźniam klecho - odparłam z uśmiechem, witając się z nim.

-To jest Sebastian.

-Miło mi - ciemnowłosy uśmiechnął się lekko, ściskając moją dłoń.

-Veronica - również się uśmiechnęłam. - Więc co, jesteś łowcą duchów?

Zaśmiał się.

-Nie do końca, ale większość mnie tak nazywa. Słyszałem, że ty też masz podobne zamiłowanie.

-Powiedzmy. Potrzebuję twojej pomocy.

-Wiem, Kaz mi już wszystko wyjaśnił.

-Znowu popsułeś mi całą zabawę - zwróciłam się do przyjaciela, a ten tylko wzruszył ramionami. - Do rzeczy. Ten duch... Raczej nie jest takim zwykłym duchem.

-Sprecyzuj - powiedział, siadając na krześle.

-Ma złote oczy i uśmiech, w dodatku włada złotymi sznurkami.

-Jesteś pewna, że to duch?

-Sam mi to powiedział. - Odparłam. Postanowiłam nie mówić im - przynajmniej narazie - o "grze" w którą się wplątałam, ani o tym, że mogą zginąć z mojego powodu. Generalnie nie chciałam pomocy, ale jej potrzebowałam czy mi się to podobało czy nie. - Istnieje hybryda ducha i demona?

-Nie. Przynajmniej do tej pory nie spotkałem się z czymś takim. Myślisz, że to możliwe?

-Raczej nie - zmarszczyłam brwi, kręcąc przecząco głową. - Mówił, że jest duchem. Wątpię by kłamał w tej kwestii.

-Też tak myślę.

-Więc co mam zrobić żeby się go pozbyć?

-Zostaw go mnie. Zajmę się nim.

-Nie ma mowy - zaprzeczyłam. - To mnie poproszono bym się nim zajęła i ja to zrobię. Po prostu powiedz mi jak.

-A nie możecie współpracować? - Spojrzałam na niego. W gruncie rzeczy to nie był taki zły pomysł.

-To jak będzie Sebastian? - Spytałam przechodząc na 'ty' mimo iż był ode mnie widocznie starszy.

-Możemy spróbować - uśmiechnął się. - W sumie we dwójkę będzie raźniej - puścił mi oczko.

-Nie licz na to. - Skomentował Kaz. - Ona się tak łatwo nie da. Będziesz miał z nią problemy.

-Dam radę.

-Ja też tak mówiłem - zaśmiał się przez co oberwał ode mnie z łokcia. - Au. To bolało.

-Miało boleć.

-Jesteście rodzeństwem? - Zapytał patrząc na nas rozbawiony naszym zachowaniem.

-Co? Ja? Z nim? W życiu! - Powiedziałam odsuwając się od chłopaka.

-Jesteśmy przyjaciółmi.

-Ale jesteście nawet podobni.

Zmierzyłam Kaza od góry do dołu. Jedyne co nas łączy to kolor włosów, nic więcej. No i czasem nasze zachowanie bywa podobne.

-Gdzie ty tu widzisz podobieństwo? - Spytałam, a on wzruszył ramionami.

-To co? Może pójdziemy na jakąś kawę czy coś zamiast tu tak siedzieć? - Wstał.

-Czemu nie.

***

Do niej chyba nie dotarło, że ma nie być osób trzecich. Ze spokojem przyglądałem się tym jej znajomym. Niedługo będzie już o jednego mniej...

Śledziłem rzekomego "łowcę duchów". Nie spieszyło mi się, mam mnóstwo czasu. I to dosłownie, teraz jestem nieśmiertelny. Przecież nie mogę umrzeć po raz drugi, prawda?

'Zwą mnie Lalkarzem.
Moje palce chude i moje ręce poplamione mymi łzami.
Do lalek, którymi steruję moimi nićmi i snami.'

Zacząłem najpierw cicho. Gwałtownie się odwrócił słysząc mój głos, lecz nie był w stanie mnie dostrzec.

-Kto tu jest?

'Zwą mnie Lalkarzem.
Nie mam nikogo, jak ty.
Nikt nie dostrzegł wartości mojej przyjaźni.
Ale na końcu i tak nazywają mnie przyjacielem.
Z nitkami i snami.'

Moje sznurki ruszyły w jego stronę.

-Co jest!? - Zaczął się szarpać, ale po chwili już nie kontrolował swoich ruchów.

'Zwą mnie Lalkarzem.
Moje ciało mroczne i głodne, złote oczy.
W nich nikt nie jest samotny.
Z nitkami i snami.
Powinnieneś być moim przyjacielem.*'

Widziałem przerażenie w jego oczach, gdy nagle dostrzegł moje złote oczy w ciemności. Chyba dotarło do niego z kim ma do czynienia.

Za pomocą moich sznurków pozbawiłem go życia i posłałem na tamten świat. Teraz się dowiesz jak to jest być duchem - pomyślałem. Zadowolony postanowiłem odwiedzić moją nową marionetkę.

-Wiesz, że złamałaś zasady naszej gry Veronico? - Gwałtownie odwróciła się w moją stronę. Już miała coś powiedzieć, ale uprzedziłem ją, rzucając pod nogi głowę tamtego faceta. Cofnęła się o krok, a ja parsknąłem śmiechem. - Ostrzegałem, nie mów, że nie.

-Wcale nie musiałeś tego robić.

-Doskonale wiedziałaś, że ta gra jest tylko dla dwojga. Im więcej osób w to wciągniesz, tym więcej zginie.

-Zapłacisz mi za to. - Warknęła.

-Ah tak? - Zbliżyłem się do niej. - A jak powiesz mi? - Wpatrywałem się w jej ciemne oczy. Były jak otchłań, która wciągała mnie do środka. Zupełnie inne niż moje; takie ciemne, bez blasku, obojętne nawet teraz. - Nie możesz mi nic zrobić, doskonale o tym wiesz. Jesteś bezsilna. To ja kontroluję ciebie Veronico. - Podniosłem rękę dziewczyny. Próbowała walczyć, wyrwać się, ale na darmo. - Widzisz? Jesteś moją marionetką czy tego chcesz czy nie, bo to właśnie ciebie wybrałem.

-Wybrałeś? - Uśmiechnąłem się lekko słysząc jej zdezorientowanie w głosie. Jakoś nagle przestała być taka twarda.

---------------------------

*Jako że Sebastian jest facetem, pozwoliłam sobie zmienić ten fragment.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top