V
Jechałam na badania. Pogoda nie jest dziś zbyt ładne. Możliwe, że będzie burza.
Miałam głowę opartą o szybę. Obserwowałam mijający krajobraz, ale szybko mi się to znudziło. Zaczęła boleć mnie głowa, a światło raziło niemiłosiernie. Zamknęłam oczy, licząc, że może mi to pomoże...
-Jak się czujesz Zoey?
-Źle. Boli.
-Nie martw się, będzie dobrze, zostanę z tobą aż do końca - trzymał mnie za rękę.
-Dziękuję - uśmiechałam się słabo.
Ta scena już kiedyś miała miejsce. Pamiętam to.
-Jak to jestem chora? Jaki przeszczep? Mamo, o co chodzi?
-Będziesz miała przeszczep serca. Tylko to może uratować ci życie.
Ze łzami w oczach pobiegłam do swojego pokoju i zamknęłam się w nim.
-Hej, Zoey, co się dzieje?
Rzuciłam mu się na szyję, a on przytulił mnie do siebie.
Kolejny fakt z mojego życia. Wtedy byłam załamana, bałam się, że nie przeżyję operacji.
Leżałam na szpitalnym łóżku, a lekarze wieźli mnie na salę operacyjną. Obraz powoli mi się rozmywał pod wpływem podanej mi narkozy, ale widziałam unoszącą się nade mną szarą postać z uśmiechem. Nikt oprócz mnie go nie widział, tylko ja. Uśmiechałam się właściwie do powietrza.
Teraz już cię pamiętam - pomyślałam. Mroczne wcielenie Linka, które poznałam już dawno temu. Ktoś, kto był przy mnie cały czas bez względu na to, co się ze mną działo i gdzie byłam. To byłeś ty. To cały czas byłeś ty. Uśmiechnęłam się do siebie, ale nie otwierałam oczu dopóki nie dojechałyśmy na miejsce.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top