IX
Miałam ręce owinięte bandażami, bo wczoraj Jack trochę mnie podrapał. Patrzyłam na nie i z niewiadomych przyczyn miałam ochotę płakać. Zacisnęłam pięści ale to nic nie dało. Łzy mimowolnie zaczęły mi spływać po policzkach. Poczułam jak ktoś tuli mnie do siebie.
-Nie płacz Iza. Wszystko będzie dobrze.
TIME SKIP...
Siedziałam w kuchni popijając kawę.
-Hej Puppet - uśmiechnęłam się do niego.
-Hej. Co ci się stało?
-A nic. Co tam u ciebie?
-To co zwykle - odparł i poleciał gdzieś. Wzruszyłam ramionami.
Nagle ktoś zasłonił mi oczy dłońmi. Uśmiechnęłam się do siebie.
-Jack, to jest już nie śmieszne.
-Pudło cukiereczku - usłyszałam wesoły głos Candy'ego. Natychmiast zabrałam jego ręce.
-To ty.
-Nie przywitasz się?
-Nie.
-To nie ładnie Iza.
Nie odpowiedziałam. Zignorowałam go po prostu. Nie chcę mieć z nim nic wspólnego.
Poczułam jego ciepły oddech na karku. Przeszedł mnie dreszcz.
-Coś się stało cukiereczku? - Jego usta dotknęły mojej szyi.
-Zostaw mnie - wyszeptałam, ale on nic sobie z tego nie zrobił. Chwycił mnie za rękę i podniósł z krzesła. Byłam jak w transie, nie mogłam nic zrobić by mu się oprzeć. Zaczął prowadzić mnie do jednego z pokoi.
Przybił mnie do ściany. Patrzył na mnie z pożądaniem. Dlaczego nie mogę nic zrobić? - Myślałam. A może nie chcę? Jego ręka delikatnie wsunęła się pod luźną bluzkę. Dlaczego sprawia mi to tyle przyjemności? Całował moją szyję i biust wciąż chcąc czegoś więcej. Mój umysł mówił mi, że powinnam temu zaprzestać, ale ciało nie chciało słuchać. Odchyliłam głowę do tyłu. Był tak blisko mnie...
Usłyszałam trzask, zobaczyłam, że drzwi leżą na podłodze, a Jack stoi wkurzony. Bardzo.
-Zostaw ją. - Wysyczał. Patrzyłam z przerażeniem w jego stronę.
-A jak nie? - Zaszydził i natychmiast tego pożałował. L.J złapał go za szyję i rzucił o sąsiednią ścianę. Siła uderzenia była tak duża, że Candy pozostawił po sobie wgniecenie. Zkryłam usta dłońmi, mało brakowało bym zaczęła krzyczeć.
Niebieskowłosy jak gdyby nigdy nic wstał i ze złowieszczym błyskiem w oczach, rzucił się na Jack'a powalając go na ziemię. Oni się zaraz pozabijają - pomyślałam, wybiegając z pokoju.
-Puppet! Musisz mi pomóc!
Spojrzał na mnie pytająco.
-Jack i Candy. Oni się zaraz pozabijają!
***
Poczułem jak coś unosi mnie do góry. Co jest!? Nie mogłem się ruszyć. Krępowały mnie złote sznurki.
-Dzięki Puppet.
-Wiesz, że oni są nieśmiertelni?
-Nie ważne. Możesz ich już postawić.
-Jesteś pewna?
-Tak. Chyba sobie poradzę.
-Jak chcesz - gwałtownie spadłem na ziemię.
Iza stała między mną a Candy'm. Złapałem ją za rękę i przyciągnąłem do siebie.
-Masz jej nie dotykać.
-Puść mnie. - Zignorowałem ją, biorąc na ręce i niosąc do pokoju. Jest moja i tylko moja. Ten chory gwałciciel nie ma prawa jej dotykać.
Trzymałem ją na rękach, tuląc do siebie.
-Jack, no już, puść mnie.
-Nie.
-Masz zamiar mnie tak trzymać cały czas?
-Tak.
Objęła się rękami wokół mojego karku i pocałowała w czoło.
-Jesteś kochany.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top