IV
Od razu po tym zdarzeniu chciałam zadzwonić do Kaza, ale nie zrobiłam tego i zaczekałam aż wstanie słońce. Gdzieś około siódmej rano stałam i waliłam w drzwi do plebanii.
-Kurwa mać otwieraj te jebane drzwi klecho! - Krzyczałam.
-Nie drzyj się już. Co ty tu w ogóle robisz tak wcześnie? - Musiał przed chwilą wstać sądząc po tym jak wygląda. Obudziłam go, dobrze mu tak.
Wepchnęłam nas do środka po czym z hukiem zamknęłam drzwi.
-Chyba mam problem.
-Ty? Też mi nowość - przewrócił oczami.
-Nie mam teraz czasu na twoje głupie komentarze Kaz. To jest poważna sprawa.
-Chodzi o tego demona?
-To nie jest demon, tylko duch.
-Duch? Jesteś pewna?
-Sam mi to kurwa powiedział!
-Nie przeklinaj.
-I kto to mówi. Znalazł się, święty.
-No dobra - przeszedł do kuchni. - Mów.
-Rozmawiałam z tą dziewczyną. Zamontowałam u niej nawet kamerę, by móc na własne oczy zobaczyć te złote sznurki. Ta jednak okazała się być zbędna.
-Czyżbyś na niego wpadła?
-Raczej to on wpadł do mnie - odparłam. - Nie pomyślałam o tym, że może ją obserwować. Zachowałam się jak totalna idiotka. Jestem na siebie taka wściekła...
-Widać - przerwał mi. - Trzymaj. Na uspokojenie - podał mi kubek z gorącą kawą.
-Dzięki. - Wzięłam i upiłam spory łyk. Tak przyjemnie parzyło mnie to w podniebienie i język. - Musisz mi pomóc.
-Jak?
-Do tej pory miałam do czynienia tylko z demonami. Jak mam załatwić tego ducha?
-Cóż - oparł się o kuchenny blat - duchy to udręczone dusze, które nie dostały się ani do nieba ani do piekła.
-To wiem. Jakąś tam wiedzę posiadam na ten temat. Potrzebuje konkretów.
Westchnął.
-Też za dużo nie wiem na ten temat. Ja tu tylko msze odprawiam.
-Kaz, musisz mi pomóc. Powiedz mi wszystko co wiesz.
-Więc to udręczone dusze, które z jakiegoś powodu nie trafiły ani do nieba, ani do piekła. Z tego co kiedyś powiedział mi mój znajomy, to żyją w świecie poza czasem i przestrzenią. Jakby w innym wymiarze.
-Więc dlaczego on jest tutaj?
-A skąd mam to wiedzieć? Zapytaj go.
-Ha, ha, ha. Zabawne. No umarłam ze śmiechu.
Moja reakcja wywołała uśmiech na jego twarzy. Idiota.
-Zadzwonię do tego mojego znajomego. On będzie w stanie ci pomóc.
-Jasne. Tylko zrób to szybko - dopiłam resztkę kawy. - Ja idę sprawdzić co u Olivii.
-Pozdrów ją ode mnie.
-I tak nie zaruchasz - z chwilą wypowiedzenia tych słów, opuściłam plebanię.
Od razu skierowałam się do domu mojej "klientki". O Boże, jak to brzmi - zaśmiałam się w myślach.
Nuciłam pod nosem jedną z piosenek mojego ukochanego zespołu. O mały włos nie wpadłam na kogoś przez to. Za bardzo się rozmarzyłam i straciłam czujność.
Zapukałam do drzwi mieszkania Olivii. Miałam własny klucz, ale to siła przyzwyczajenia. Gdy nikt mi nie odpowiedział, użyłam go.
-Jesteś w domu? - Zapytałam wchodząc do środka. Cisza.
Skierowałam się do jej pokoju. Już miałam otworzyć drzwi, ale dostrzegłam ciemną ciecz wyciekającą spod nich. Błagam, powiedz, że coś rozlałaś - modliłam się w myślach. Otworzyłam je i po tym co zobaczyłam w środku od razu zamknęłam. Kurwa mać.
Jeszcze raz, powoli, wstrzymując odruch wymiotny weszłam do środka. Ominęłam ogromną kałużę krwi i przyjrzałam się rozszarpanym zwłokom dziewczyny. Jej kończyny zostały oderwane od reszty ciała, podobnie jak głowa, w dodatku była przepołowiona. Na rękach i nogach miała widoczne, dość głębokie jak na moje oko, zadrapania. Musiała z nim walczyć. Tylko jak duch jest w stanie dokonywać takich rzeczy? - Myślałam. Spojrzałam na zakrwawioną twarz. Widziałam na niej szczęście, uśmiech. Co jest do cholery? - Niczego nie rozumiałam.
Wyjęłam telefon i zadzwoniłam po odpowiednie służby. Gdy przyjechali, zostałam przez nich przesłuchana. Oczywiście powiedziałam im prawdę, kij z tym czy mi uwierzyli czy nie. Narazie nie powiedziałam im o tym, że mam to nagrane. Później, nie muszą wiedzieć wszystkiego od razu.
Po wszystkim wyszłam stamtąd z maleńką kamerką, którą zabrałam nim przyjechali.
Chciał się bawić w chowanego. Czy to tak ma wyglądać? Mam iść po trupach do celu? Jeśli tak, to nie mam czasu do stracenia. Muszę go znaleźć jak najszybciej. Tylko jak?
Od razu po powrocie do domu chciałam włączyć mojego laptopa. Ta, mogę sobie o tym teraz pomarzyć - pomyślałam, patrząc na jego szczątki. Pewnie zrobił to kiedy wyszłam. Specjalnie go zniszczył. No cóż, nic z tego, mam jeszcze kamerkę, która wszystko zapisała - uśmiechnęłam się złowieszczo.
Dobrze, że jednak nie wyrzuciłam tego grata - pomyślałam włączając przestarzały komputer, który uchował się u mnie jakimś cudem.
Podłączyła małe urządzenie, ale jedyne co dostałam to czarny ekran. Nic się nie nagrało. Pytanie tylko dlaczego?
-Chyba nie zrozumiałaś zasad moja droga - usłyszałam.
-Jakich zasad?
-Ta zabawa jest dla dwojga. Tylko ty i ja. Im więcej osób to wciągniesz, tym więcej osób zginie. Nie bądź egoistką Veronico.
Rozglądałam się wokół ale nigdzie go nie widziałam.
-Nie mogłeś powiedzieć mi o tym wcześniej? - Cisza. - Hej! - Usłyszałam tylko śmiech. Głośny i donośny śmiech istoty o złotych oczach.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top