IV

Hej dzieci jeśli chcecie, zobaczyć smerfów las xD

Ogłoszenie parafialne: pewna osoba, zaproponowała, żebym zrobiła love story z Dark Linkiem, więc dodajemy kolejne opowiadanie! Jej! xD

------------------------------------------------------

Od tamtego wydarzenia, Kate mnie unika. Ilekroć chcę z nią porozmawiać, przeprosić, ona znika. Po prostu wychodzi. Przez co ja od paru dni chodzę wkurwiony.

Zauważyłem, że dziewczyna idzie w stronę pokoju Clockwork.

-Kate! - Podbiegłem do niej i chwyciłem za rękę, bo wiedziałem, że spróbuje znów mi uciec.

-Czego chcesz? - Ton jej głosu był kompletnie obojętny.

-Idziesz gdzieś?

-Ta, z Clocky. Czemu pytasz?

-Mogę iść z tobą?

-Nie. Jakbyś nie usłyszał, przed chwilą powiedziałam, że wychodzę z Clocky.

-Z tego co wiem ona jest tak jakby trochę zajęta.

Westchnęła i wyrwała swoją rękę z mojego uścisku.

-W takim razie pójdę sama. - Ruszyła w kierunku drzwi.

-Idę razem z tobą.

Zatrzymała się i gwałtownie obróciła w moją stronę.

-Niby po co? Żeby mi życie uprzykrzać? Nie dzięki, już i tak jest do dupy. - Nim zdążyłem coś jej odpowiedzieć, była już na zewnątrz. Wybiegłem za nią.

-Chcę tylko porozmawiać.

-A ja chcę, żebyś się odczepił. Z resztą chyba już ci mówiłam, że nie mam ochoty z tobą rozmawiać.

-Nie obchodzi mnie to. Mam dość tego, że cały czas mnie unikasz.

-Oh, na prawdę? Jakoś wcześniej ci to nie przeszkadzało.

-Ale teraz przeszkadza.

-Ups, jakoś mam to gdzieś.

-Błagam cię Kate. Porozmawiaj ze mną normalnie, chociaż ten jeden raz.

-Dobra. - Zatrzymała się i popatrzyła na mnie. - Mów.

Wziąłem głęboki oddech.

-Przepraszam okej? Nie chciałem żeby to tak wyszło. To po prostu było silniejsze ode mnie.

-Skończ już. Oboje byliśmy pijani. Uznajmy, że ta cała żenująca akcja nie miała wcale miejsca, okej?

-Jasne. Między nami wszystko dobrze, prawda? Nie chcę się z tobą kłócić.

-Niech ci będzie. Zero kłótni. Co nie zmienia faktu, że nadal cię nie lubię.

-Tak, wiem.

Uśmiechnęła się. Chyba pierwszy raz w życiu się do mnie uśmiechnęła.

-Chodź już. Nie wyszłam z domu tylko po to, żeby nie oglądać twojej mordy.

-Chyba ci nie wyszło.

-Bo się przypałentałeś. Ale skoro już jesteś, a mieliśmy się nie kłócić to chodź.

Szliśmy w milczeniu. Nigdy o niczym nie rozmawialiśmy. Wszystko opierało się na dokuczaniu i wyzywaniu się na wzajem. Teraz nawet mi trochę głupio, że się tak zachowywałem.

Zatrzymała się i spojrzała na jakiś dom. Domyśliłem się, że musiała tam mieszkać zanim do nas trafiła.

-To twój dom prawda?

-Ta. Mieszkałam tu wcześniej. - Ruszyła dalej.

-Dlaczego uciekłaś?

-Po co ci to wiedzieć?

-Tak tylko spytałem.

-Nie było mi tam zbyt dobrze, tyle powinno ci wystarczyć.

Powstrzymałem się od zadania kolejnego pytania. Lepiej będzie, jeśli będę siedzieć cicho.

***

Dziwnie się czułam, wiedząc, że Tim idzie tuż za mną. Nie jestem przyzwyczajona do jego towarzystwa. Nawet w domu jakoś nie specjalnie chętnie przebywaliśmy w tym samym pomieszczeniu. Starałam się zachowywać normalnie, tak jakby wcale go tu nie było, mając nadzieję, że nic się nie stanie i nie zaczniemy skakać sobie do gardeł.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top