III

-Więc chcesz ją tu zamontować?

-Tak - odparłam wciskając urządzenie do doniczki z kwiatkiem. - Jest stara, ale powinna działać.

-Działa - odparła pokazując mi ekran laptopa.

-Doskonale - czułam się jak marny szpieg z jakiegoś durnego serialu. Do cholery moja praca polega na tępieniu demonów, a nie nagrywaniu ich. Ale potrzebuję tego, by móc zrobić krok naprzód. W sumie to równie dobrze mogłabym się schować w szafie i zaatakować go jak się pojawi, ale co jak mi nie wyjdzie? Jestem dobra, ale każdy popełnia błędy no nie? Wolę jednak nie działać zbyt pochopnie. - U mnie w domu będę cały monitorować to co dzieje się u ciebie.

-A nie lepiej będzie jeśli będziesz gdzieś w pobliżu? W razie gdyby mnie zaatakował mogłabyś go dopaść.

-Nie. Wyczuje moją obecność i nie przyjdzie.

-Tak myślisz?

-Uwierz mi, znam się na tym - położyłam rękę na jej ramieniu. - Po prostu mi zaufaj, dobra?

Pokiwała głową, siląc się na lekki uśmiech.

-No - również się uśmiechnęłam. - To teraz ja idę do siebie, a ty zachowuj się naturalnie. Tak, jakbyśmy nigdy nie miały ze sobą do czynienia, jasne?

-Tak.

-Trzymaj się Olivia - powiedziałam wychodząc. Szybkim krokiem, niosąc już odrobinę lżejszy plecak, skierowałam się do domu. Musiałam na własne oczy zobaczyć te złote sznurki.

***

A więc to tak chcecie się ze mną bawić? - Uśmiechnąłem się pod nosem. Myślisz, że pozwolę ci odbić moją ofiarę? Myślisz, że w jakikolwiek sposób będziesz w stanie nade mną zapanować? Ha! Co za naiwna marionetka.

Śledziłem jej trasę do domu. Tak bardzo bawi mnie jej fatalne położenie, że aż mam ochotę płakać ze śmiechu. Pokażę ci co znaczy ze mną zadrzeć droga Veronico, a wtedy już nie będziesz taka pewna siebie.

TIME SKIP...

Odczekałem jeszcze parę godzin, gdy wróciła do domu. Pozwoliłem się jej trochę odprężyć i zrelaksować tak, abym mógł się pojawić się w najmniej oczekiwanym momencie. Nie miała pojęcia, że jestem w pobliżu i grzecznie czekam aż będę mógł wejść. Chyba nic nigdy nie sprawiło mi takiej radości jak to.

***

Wróciłam do domu późnym wieczorem. Przynajmniej zaliczyłam codzienny spcer - pomyślałam.

Po ogarnięciu się trochę byłam gotowa na ciąg dalszy. Co prawda ból rozsadzał mi głowę, ale po kilku tabletkach mi przeszło. Całe szczęście.

Odpaliłam laptopa, biorąc go na kolana. Moja wyobraźnia już plotła najróżniejsze scenariusze tego, co może się wydarzyć. Najgorszym z nich była śmierć niewinnej osoby.

Póki co nic się u niej nie dzieje. Cisza i spokój. Za to ja zaczynam słyszeć dziwne dźwięki, jaby ktoś chodził po moim mieszkaniu. Tak to jest, że mój mózg uwielbia mi płatać takie figle, zazwyczaj je ignoruję, ale też nie tak do końca. Do mojego mieszkania na spokojnie można wejść przez okno, a że u mnie zawsze jest praktycznie ciemno, no to kto wie co komu wpadnie do głowy.

-Zwą mnie Lalkarzem - usłyszałam. - Moje palce chude i moje ręce poplamione mymi łzami. Do lalek, którymi steruję...

-Moimi nićmi i snami - dokończyłam półszeptem i zaczęłam panicznie rozglądać się wokół siebie. Boże jaka ja byłam głupia, dlaczego nie przewidziałam tego, że może ją obserwować!? Zachowałam się jak totalna amatorka.

W ciemnościach dostrzegłam złoty uśmiech. Kurwa - zaklnęłam w myślach. Nawet nie miałam czym się bronić, plecak jest w przed pokoju.

-Witaj Veronico - głęboki, męski głos brzmiał tak, jakby odbijał się echem od wszystkich ścian.

-Czego chcesz demonie? - Syknęłam, starając się nie okazywać tego, w jak kiepskim położeniu się znalazłam.

-Demonie? Nie jestem demonem - nagle znalazł się tuż przede mną. - Jestem duchem, ale nie demonem.

Duch? - W tym momencie wszystko zaczęło mi się mieszać. Do tej pory zajmowałam się tylko demonami, a nie udręczonymi duszami uwięzionymi w naszym świecie. Ale zobowiązałam się, więc zrobię wszystko, by się go pozbyć.

-Czego chcesz? - Ponowiłam pytanie.

Usłyszałam ciche prychnięcie. Gdy złote sznurki wyłoniły się zza jego pleców, zrobiłam szybki unik odskakując w bok. Nie czekając, rzuciłam się w stronę przed pokoju. Już miałam sięgnąć po plecak, ale złota nitka złapała mnie za rękę, po czym zostałam brutalnie odciągnęta do tyłu. Naraz zostałam owinęta tymi cholernymi sznurkami. Nie mogłam się ruszyć w żaden sposób, kompletnie straciłam panowanie nad ciałem.

-Jak się teraz czujesz? - Zapytał. Dzieliły nas od siebie zaledwie centymetry. - Jako moja marionetka? - Kąciki jego ust uniosły się do góry.

-Puszczaj mnie.

-O nie, to ja kontroluję ciebie, nie będziesz mi mówić co mam robić. Będzie na odwrót, to ty będziesz tańczyć jak ci zagram.

-Pierdol się. - Wycedziłam przez zęby. Jego to bawiło, żywił się moim cierpieniem.

To boli, cholernie się wrzynają; czuję się tak, jakby miały mi zaraz przeciąć skórę. Ale nic nie mogę zrobić, bo choć chcę się ruszyć, to moje ciało odmawia mi posłuszeństwa.

-Zabiłbym cię już teraz, ale mam ochotę się z tobą pobawić - złota nić owijała się powoli wokół mojej szyi. - Pobawimy się w chowanego, co ty na to? - Jego głos był spokojny i niewzruszony. - Ja się schowam, a ty będziesz musiała mnie znaleźć - sznurek zaciskał się coraz bardziej. - Jak myślisz, uda ci się mnie znaleźć? - Z trudem łapałam oddech. - To jak będzie? Zgodzisz się?

-T-tak - wychrypiałam nie mogąc już oddychać. Nagle sznurki rozluźniły się, a ja z hukiem poleciałam na podłogę. Dławiłam się powietrzem, którego jeszcze sekundę temu tak bardzo mi brakowało.

-Zaczynamy od teraz - dodał i zniknął rozpłynąwszy się w ciemnościach.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top