III

Obudziłam się z ogromnym bólem głowy. Chyba ostro wczoraj zabalowałam.

Chwilę zajęło mi zorientowanie się, że nie jestem w swoim pokoju i że nic na sobie nie mam. O Boże co się wczoraj wydarzyło? - próbowałam sobie przypomnieć. Poczułam czyjś ruch obok mnie. O mało mi oczy z orbit nie wyszły, gdy zobaczyłam leżącego obok Tima. Krzyknęłam. Chłopak natychmiast się obudził.

-Co się dzieje? - spytał podnosząc się do pozycji siedzącej.

-Co ja robię z tobą w jednym łóżku i to nago!?

-Co? Nie mam pojęcia.

-Akurat. Co mi zrobiłeś?

-Ja? Nic. Dlaczego mnie oskarżasz?

-A co? Chcesz mi powiedzieć, że sama ci się do łóżka wpakowałam?

-Nic takiego nie powiedziałem. Musieliśmy wczoraj za dużo wypić.

-Kłamca.

-Kate przestań. Wytłumacz mi niby po co miałbym to robić, co?

-Nie mam pojęcia. Nic nie pamiętam.

-Ja też nie. Z resztą, powinnaś się cieszyć, że to tylko ja a nie Offender.

-No ty chyba sobie ze mnie jaja robisz. Do reszty zgłupiałeś.

Jestem wściekła, jeszcze trochę i przysięgam, że go zabiję. Zaczęłam się ubierać.

-Co ty robisz?

-Wychodzę, nie widać? - Ubrałam spodnie i spojrzałam na niego - wiesz co? To już było ostre przegięcie. Przesadziłeś Tim.

Założyłam bluzkę i wyszłam trzaskając drzwiami. Zamknęłam się w swoim pokoju.

***

Kurwa mać. Wyszła, w dodatku była wściekła. Skłamałem, że nic nie pamiętam. Doskonale wiem co stało się tamtego wieczoru. Jest taka delikatna i słodka... Kurwa mać... Spieprzyłem sprawę.

Usłyszałem pukanie do drzwi.

-Czego?

-Chyba przychodzę nie w porę, co?

-Cześć.

-Cześć. Masz zamiar siedzieć tu tak cały dzień?

-Która jest godzina?

-No grubo po piętnastej. Chyba się trochę zasiedzieliście wczoraj z Kate.

-Wiesz?

-Domyśliłem się - uśmiechnął się.

-Nienawidzi mnie. Nadal mnie nienawidzi.

-Dziwisz się? Od zawsze skaczecie sobie do gardeł. Kto by pomyślał, że wylądujecie razem w łóżku.

-Zamknij się Brian. Daj mi święty spokój.

-Idź i z nią pogadaj. Może jej trochę przejdzie.

-Specjalista się znalazł.

-Brat, nie specjalista i dobrze wiesz, że mam rację. Tylko najpierw się ubierz.

-Wal się Brian.

-Rób jak uważasz, ale jeśli dalej tak pójdzie, to w końcu się pozabijacie.

Westchnąłem, a on wyszedł z pokoju. Moje myśli wciąż krążyły wokół Kate.

***


-Mogę wejść? - usłyszałam głos Clockwork.

-Jasne - usiadłam na łóżku i popatrzyłam na nią słabo się uśmiechając.

-Co jest? Coś się stało?

-Nie, nic takiego.

-Akurat - usiadła na przeciw mnie - mów.

Westchnęłam i spuściłam głowę.

-Przespałam się z Timem - powiedziałam otwarcie.

-Jebiesz. Nie wierzę, na prawdę?

-Tak. Najwidoczniej musiałam być ostro upita, bo nic z tego nie pamiętam.

Popatrzyłam na nią. Była mocno zdziwiona. Nie dziwię się jej. Moje stosunki z Timem... Nie należą do najlepszych, a teraz... Stało się to.

-Ale wszystko jest w porządku? - spytała.

-Tak. Znaczy... Mam nadzieję.

Ktoś zapukał do drzwi.

-Proszę.

Do pokoju wszedł Toby z talerzem gofrów. Jak zwykle przywitał się ze mną swoim słodkim uśmiechem.

-Cześć.

-Hej Toby - także się do niego uśmiechnęłam.

-Kazałam mu zrobić dla ciebie śniadanie, bo nie wiedziałam kiedy wstaniesz.

-Dzięki. To miłe.

-Zjedz i mam nadzieję, że widzimy się później - uśmiechnęła się i razem z chłopakiem wyszła.

Szybko zjadłam gofry, ale nie zamierzałam dziś wychodzić z pokoju. Nie mam na to ochoty.

Ktoś znowu zapukał do drzwi.

-Proszę.

Przeżyłam szok, gdy w moich drzwiach stanął Tim.

-Czego tu chcesz?

-Porozmawiać - ruszył powoli w moją stronę, a ja wyjęłam nóż spod poduszki i rzuciłam w niego. Minął jego twarz zaledwie o kilka centymetrów.

-Ups, nie trafiłam.

-Kate.

-Wyjdź stąd. Nie mam ochoty z tobą rozmawiać.

-Zrozum wreszcie, że nic ci nie zrobiłem. Byliśmy pijani.

-Wyobraź sobie, że wiem o tym.

-Więc o co ci chodzi, co?

-O nic. Po prostu nie mogę patrzeć na twoją mordę - uśmiechnęłam się.

-Przestań.

-Bo?

-Bo chcę z tobą normalnie porozmawiać.

-Ale ja z tobą nie, więc spadaj.

-Kate do cholery jasnej! Przestań się zachowywać jak małolata!

-To ty przestań uważać się za wielce dorosłego!

Westchnął i usiadł na łóżku.

-Powiesz mi o co ci chodzi?

-Nie.

-Kate, proszę. Chcę wiedzieć co cie tak wkurzyło, skoro mówisz, że to nie moja wina.

-Wcale tak nie powiedziałam. Nadal cię nie lubię.

-Eh... Czy możesz porozmawiać ze mną normalnie? Chociaż raz?

-Dobra. Chcesz wiedzieć co mnie tak wkurzyło? - kiwnął głową na tak - to, że to był mój pierwszy raz, a ja nic z tego nie pamiętam, nawet jeśli był z tobą.

-Ja... Przepraszam...

-Niby za co? Za to, że jesteś debilem? Nie musisz.

-Czemu mnie tak nienawidzisz co?

-A jak myślisz?

-Chodzi ci o to, jak cię traktowałem na początku?

-Jej, jednak umiesz myśleć.

Widziałam jak bardzo denerwują go moje docinki, za to mnie bawiło to jak nigdy.

-Przepraszam.

-Po co? Za chwilę i tak znów bedziemy się kłócić. Zachowaj przeprosiny na mój pogrzeb.

-Bardzo zabawne.

-Nieprawdaż? - uśmiechnęłam się.

Popatrzył na mnie, ale w jego oczach nie było ani złości ani względnej nienawiści do mnie. Były inne niż kiedyś. Patrzył na mnie jakby... Sama nie wiem, ciężko mi to określić. Chwilę tak siedzieliśmy i patrzyliśmy na siebie, ale w pewnym momencie Tim nachylił się nade mną i wpił w moje usta, odepchnęłam go od siebie. Spojrzał na mnie jeszcze raz i wyszedł, zostawiając mnie z mętlikiem różnych myśli w głowie.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top