II
Zanim zaczniecie czytać ten rozdział, mam dla was wiadomość: mam drugą opowieść o Puppecie (okładka w mediach), wyszła dzisiaj, więc jeśli chcecie to możecie obczaić. Będzie aktualizowana wtedy, gdy tu pojawi się nowy rozdział.
------------------------------------------------------
-Wiesz, tak w sumie, to chyba jednak mam coś dla ciebie - zmarszczył brwi.
-Słucham. Zaskocz mnie.
-Ostatnio, kilka dni temu, była u mnie pewna dziewczyna. Dość młoda, ładna ale na pierwszy rzut oka wydawała się chora psychiczna.
-Do rzeczy Kaz - pośpieszyłam go.
-Mówiła, że od kilku dni nękają ją złote sznurki.
-Że niby co? Sznurki? Ty jesteś pewien, że nie była na haju czy coś? - Dopytałam, starając się jakoś to ogarnąć. Widziałam i słyszałam już naprawdę wiele dziwnych rzeczy, ale żeby kogoś nękały złote sznurki?
-Tak. Mówiła coś jeszcze o szarej postaci ze złotymi oczami i uśmiechem, też złotym.
-Demon?
-Możliwe. Chyba powinnaś się tym zająć.
-Z ciekawości sprawdzę o co chodzi. Mam nadzieję, że nie będzie to tylko błache zadanie - westchnęłam.
-Ciągle ci mało Veronico - zaśmiał się.
-Lubię coś robić. To tyle.
-To może znajdź sobie drugą pracę?
-Niee... Zły pomysł - skrzywiłam się na samą myśl o jakiejś dodatkowej robocie. Lubię to, co robię i mnie to wystarcza. Niczego więcej nie potrzebuję.
-Naprawdę ciężko ci dogodzić -westchnął, na co ja wzruszyłam ramionami z uśmiechem.
-Jestem skomplikowana.
-Widać.
Ponownie wzruszyłam ramionami.
-Dobra. Masz jej adres?
-Numer telefonu powinien ci wystarczyć.
-Super - wzięłam od niego małą karteczkę. - Widzimy się potem - puściłam mu oczko i wyszłam z zachrystii. Jednak jeszcze na sekundę się wróciłam - nie upij się przed następną mszą - zaśmiałam się.
-Niczego nie mogę ci obiecać - uśmiechnął się. - Idź lepiej i się tym zajmij.
-Nie mów mi co mam robić Kaz - powiedziałam wesołym tonem głosu i opuściłam kościółek.
Wpisałam numer telefonu i zadzwoniłam.
-Halo? - Usłyszałam wesoły i dziewczęcy głos. Cisnęło mi się na usta by jej odpowiedzieć "za halo w mordę walą", ale ona to nie Kaz, pewnie od razu by się rozłączyła.
-Dzień dobry - odparłam. - Z tej strony Veronica, dzwonię w związku z pani... Problemem. Przysyła mnie ksiądz Jerome.
Przez chwilę nic nie słyszałam.
-Spotkajmy się w parku w kawiarnii, dobrze? - Zapytała.
-Oczywiście - skręciłam w uliczkę prowadzącą na miejscowy skwer. - Do zobaczenia - po tych słowach rozłączyłam się i schowałam telefon do kieszeni spodni.
Wiosenne słońce raziło mnie w oczy, gdy szłam wyłożoną ozdobnymi kamieniami ścieżką. Cafèteria znajduje się w samym centrum tej "zielonej wysepki" - tak to się tu nazywa.
To maleńka kawiarenka pomalowana na żółto i dodatkowo ozdobiona graffiti, które na prośbę właścicieli wykonały miejscowe dzieciaki. Popularne miejsce do różnych spotkań.
Zajęłam stolik na zewnątrz z racji tego, że potrzebowałam choć trochę witaminy D po ostatnich deszczowych dniach. Odetchnęłam głęboko czekając na dziewczynę.
Na chwilę przymknęłam oczy pogrążając się w odmętach myśli. Złote sznurki co? - Zastanawiałam się nad tym, czy aby na pewno już gdzieś o tym nie słyszałam; ale nic nie przychodziło mi do głowy.
Usłyszałam ciche chrząknięcie. Otworzyłam oczy, przede mną siedziała młoda dziewczyna o jasnych włosach z różowymi końcówkami; uśmiechała się lekko.
-Dzień dobry - powiedziała. - To ty do mnie dzwoniłaś?
-Tak - odparłam. Dobrze, że aktualnie praktycznie nikogo tu nie ma.
-Jestem Olivia - przedstawiła się. - Cieszę się, że ksiądz postanowił mi pomóc.
Zmierzyłam ją wzrokiem. Wcale się nie dziwię dlaczego chciał ci pomóc. Ma słabość do dziewczyn takich jak ty - pomyślałam.
-Opowiedz mi o tych złotych sznurkach.
Skinęła głową i zaczęła opowiadać:
-Cóż, to zaczęło się już jakieś kilka dni temu. Obudziłam się w środki nocy i w głębi pokoju dostrzegłam dwa złote światełka. Z początku myślałam, że mam zwidy, a potem, że to pewnie z okna sąsiadów z naprzeciwka. Ale gdy zobaczyłam, że to coś, czymkolwiek to jest, uśmiecha się do mnie, nie wiedziałam co mam robić.
-Coś podać? - Kelner przerwał jej nieoczekiwanie.
-Nie dziękujemy - odparłam, widząc, że moja rozmówczyni też raczej nie ma na nic ochoty. - Kontynuuj - powiedziałam, gdy już odszedł zostawiając nas w spokoju.
-Pierwsze co usłyszałam to piosenka. Jakby kołysanka.
-Pamiętasz słowa? - Spytałam, choć w sumie ta informacja była mi zbędna. Po prostu byłam ciekawa.
-Zwą mnie Lalkarzem. Moje palce chude i moje ręce poplamione mymi łzami. Do lalek, którymi steruję moimi nićmi i snami. Zwą mnie lalkarzem. Nie mam nikogo jak ty. Nikt nie dostrzegł wartości mojej przyjaźni. Ale na końcu i tak nazywają mnie przyjacielem. Z nitkami i snami. Zwą mnie Lalkarzem. Moje ciało mroczne i głodne, złote oczy. W nich nikt nie jest samotny. Z nitkami i snami. Powinnaś być moją przyjaciółką - wyrecytowała. - A potem te złote sznurki, chciały mnie dopaść. Całe szczęście udało mi się uciec. Teraz widzę go praktycznie codziennie, wszędzie.
-To naprawdę brzmi dość poważnie. Zajmę się tym, ale będę potrzebowała wolnego dostępu do twojego mieszkania. Spokojnie, niczego ci nie ukradnę, najwyżej będę musiała zapłacić za remont - wyznałam szczerze.
-Mam drugi klucz - wręczyła mi go. Jest chyba poważnie przestraszona skoro tak od razu daje mi klucze. Przestraszona i zdesperowana. Oczywiście nie mam zamiaru jej okraść, mam wszystko czego potrzebuję, ale nie powinna być taka ufna. Nigdy nie wiadomo na kogo się trafi.
-Chodźmy - wstałam. - Mam pewien plan. Jesteś samochodem?
-Tak.
-Super. Najpierw pojedziemy do mnie, zabiorę kilka rzeczy, a potem zajmiemy się resztą.
Uradowana skinęła głową i zaprowadziła mnie do auta.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top