II

-Hej Marie - szepnąłem dziewczynie do ucha, zaciągając się jej zapachem.

-A co się stało z cukiereczkiem? - Spytała z lekkim przekąsem.

-Chyba miałem tak do ciebie nie mówić.

-A od kiedy ty się przejmujesz takim rzeczami? - Spojrzała na mnie. Usmiechnąłem się lekko.

-Od niedawna cukiereczku.

Pokręciła głową z uśmiechem na ustach. Wyminęła mnie i wyszła z pokoju. Podążyłem za nią wzrokiem. Dlaczego ona musi być aż tak pociągająca?

***

Myślałam o Candy'm, jednocześnie robiąc lekcje. Odkąd pamiętam, zawsze się do mnie kleił. Kiedyś nawet oberwał za to od mojego taty. Zabronił mu się do mnie zbliżać. Ale oczywiście on nic sobie z tego nie zrobił i nadal się do mnie przystawia. Kiedyś strasznie mi to przeszkadzało, a teraz nawet mi się to podoba.

Dopiero po jakieś chwili zorientowałam się, że w moim zeszycie zamiast zadania znajduje się jego portret. O czym ty myślisz Marie? Wyrwałam kartkę i schowałam do książki. Muszę się skupić.

TIME SKIP...

Siedziałam do późna pisząc jakieś durne wypracowanie. Dlaczego do cholery muszę chodzić do szkoły? Nienawidzę być najmłodsza. Wszyscy traktują mnie jak dziecko i w dodatku muszę się uczyć.

Z myślą, że chciałabym być starsza, zasnęłam wtulona w miękką pościel.

***

Przed oczami miałem jej obraz. Długie, bordowe włosy. Piękne oczy, z których jedno jest zielone a drugie złote. Smukłą kształtną, sylwetkę i ten lekko zadziorny uśmiech. Pojęcia nie mam dlaczego tak bardzo jej pragnę. Bardziej niż czegokolwiek innego. Chcę żeby była moja i tylko moja, by nikt inny nie mógł jej dotknąć.

Jestem na siebie zły o to, że tak bardzo jej pożądam. Ilekroć ją sobie wyobrażam czy widzę, dostaję szału i odchodzę od zmysłów. Mam ochotę ją dotknąć, pocałować. Normalnie zrobiłbym to już dawno temu, ale nie chcę jej do niczego zmuszać. Chcę by sama mi się poddała, bez przemocy.

Dlaczego nie mogę jej mieć!? Wściekły, uderzyłem pięścią w ścianę.

-Nie waż się dotykać mojej córki rozumiesz!? - Widziałem wyciekły błysk w oczach Jasona. Mało brakowało by naprawdę się wkurzył. Ale nie zrobił tego ze względu na Marie, która bacznie go obserwowała.

Stoi mi na drodze. Nigdy w życiu nie pozwoli mi na to, bym się do niej zbliżył. Ale ja coś wymyślę.

Musiałem wyjść z domu i dać upust swojej złości.

***

Byłam w wesołym miasteczku. Chodziłam między stoiskami. W powietrzu unosił się słodki zapach waty cukrowej, a dookoła mnie było pełno ludzi, którzy śmiali się i rozmawiali między sobą. Towarzyszyła mi wesoła muzyka dobiegająca z każdego zakątka.

Gdzieś z boku stał Candy i rozdawał dzieciom balony. A właściwie to balonowe zwierzątka. Zatrzymałam się i uśmiechnęłam do niego. Ten spojrzał na mnie wesołym wzrokiem. Jego fioletowo różowe oczy lśniły w świetle kolorowych lampek porozwieszanych przy każdej budce. Wręczył mi balonowego kwiatka ciepło się przy tym usmiechając.

Wyciągnął do mnie rękę, a ja  chwyciłam ją, pozwalając porwać mu się w wir totalnego szaleństwa.

Obudziłam się z uśmiechem na ustach. Jakoś łatwiej było mi zacząć dzień, nie czułam takiego zmęczenia jak zawsze. Dlaczego? Nie wiem. Może to przez ten sen? A może dziś po prostu wszystko będzie układać się po mojej myśli i nie stanie się nic złego?

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top