HOODIE: I CAN'T HIDE FROM THE VOICE THAT SPEAKS INSIDE OF ME
Wysiadłam z autobusu i odetchnęłam świeżym powietrzem. Miło wreszcie mieć trochę przestrzeni - pomyślałam. Następnym razem nie jadę tą puszką.
-Cześć mamo - powiedziałam od razu gdy odebrałam telefon.
-Dojechałaś bezpiecznie?
-Tak. Właśnie idę wynająć sobie jakiś pokój.
-Dobrze. Tylko uważaj na siebie, tam jest niebezpiecznie.
-Wiem, będę ostrożna.
-Kocham cię skarbie.
-Ja ciebie też mamo.
Rozłączyłam się i ruszyłam na poszukiwanie jakiegoś noclegu. Zatrzymałam się w małym moteliku w centrum miasta. Zostawiłam walizkę i wyszłam biorąc ze sobą jedynie mój ukochany aparat oraz notesik.
Jestem dziennikarką, moja szefowa wysłała mnie tutaj, bo ostatnio wzrosła aktywność morderców. Byłam bardzo podekscytowana, że wreszcie będę mogła wyrwać się z biura i na prawdę coś robić. Oczywiście moja mama była temu przeciwna. Jest lekko nadopiekuńcza, myślę, że to dlatego iż kilka razy próbowałam popełnić samobójstwo. To nie moja wina, że czasem mam napady depresji. Pamiętam jak psychiatra, do którego mnie kiedyś zabrała, stwierdził, że mogę mieć schizofremię. Okazało się jednak, że były to tylko przypuszczenia.
-Hej! - Odwróciłam się, a jakiś chłopak pobiegł do mnie. - Jesteś dziennikarką? - Wskazał na aparat.
-Tak - uśmiechnęłam się - dlaczego pytasz?
-Z ciekawości. Przyjechałaś żeby dowiedzieć się czegoś o tych psycholach, prawda?
-Tak, wiesz coś o nich?
-Niezbyt, ale mogę ci pomóc jeśli chcesz.
-Na prawdę? - Poczułam nagły przypływ ekscytacji.
-Jasne - uśmiechnął się, był może rok młodszy ode mnie - mam na imię Harvey.
-Emily. Od czego zaczynamy?
-Chodź - złapał mnie za rękę i pociągnął za sobą.
Przedzieraliśmy się przez gęstwinę drzew i krzaków. Starałam się nie zgubić mojego towarzysza.
-Am, Harvey, gdzie idziemy?
-Na stare osiedle. Jest niedaleko, jeszcze jakieś pięć minut drogi.
-Rozumiem, że to miejsce ma jakieś konkretne znaczenie i nie ciągniesz mnie tam bez powodu.
-Większość twierdzi, że tam właśnie siedzą.
Dotarliśmy to zruinowanych, starych bloków. Widać było, że od dawna już nikt tu nie mieszka. Mech i drzewa oplatały ściany, powodując ich pękanie.
-Nawet tu ładnie. I dość spokojnie - powiedziałam.
-Za dnia. Wiesz, ktoś kto robi takie rzeczy, raczej działa w nocy.
-Tak, domyśliłam się.
-Teraz jest jasno, możemy się tu rozejrzeć - powiedział i wszedł do jednego z budynków.
-Byłeś tu już kiedyś? - Zapytałam idąc za nim.
-Kilka razy ze znajomymi.
Zeszliśmy na dół do piwnicy. Urządzona była bardziej na mini bar czy coś w tym stylu. Wszędzie było pełno pajenczyn i kurzu. Niby nie mam alergii, ale mimo to zaczęłam kichać.
-Na zdrowie.
-Dziękuję - odparłam, po czym znów kichnęłam. - Dlaczego właściwie opuścili to miejsce?
Wzruszył ramionami.
-Skąd mam wiedzieć? Nie było mnie wtedy na świecie.
Nie odezwałam się. Szybciutko przeanalizowałam całe pomieszczenie. Nie znalazłam nic interesującego oprócz pianina, w którym chyba mieszka jakieś dzikie zwierzę, ale nie mam pewności bo nie odważyłam się tam zajrzeć. Wyszłam z piwnicy i udałam się na przechadzkę po reszcie budynków. Praktycznie każdy groził zawaleniem, co skutkowałoby raczej niezbyt przyjemnym zakończeniem. Mnie było wszystko jedno, pytanie czy Harvey był gotów umrzeć pod gruzami lub też w najlepszym wypadku, coś sobie połamać.
W najlepszym stanie był ten, gdzie mieścił się bar - piwnica. Tylko w tym budynku dało wejść się na wszystkie piętra, choć w podłogach były dziury, przez które spokojnie można spaść.
-Podobno kiedyś ktoś tutaj popełnił samobójstwo i teraz duch tego kogoś straszy tych, którzy odważą się tu przyjść.
Zaśmiałam się.
-Na prawdę w to wierzysz?
-Nie jestem debilem. To tylko zwykłe bajeczki, które rodzice opowiadają dzieciakom żeby się tu nie kręciły.
Weszliśmy na najwyższe piętro, gdzie nie było kawałka dachu i ściany. Musiały się zawalić - pomyślałam. Z dziury rozciągał się widok na całe to małe, opuszczone osiedle. Zrobiłam kilka zdjęć. Bateria w moim aparacie powoli dokonywała swojego żywota.
-Niedługo będę musiała wracać. Bateria mi pada.
-Trzeba było nie robić tylu zdjęć - zaśmiał się.
-Lubię robić zdjęcia. Z resztą muszę mieć jakieś do artykułu.
-Mam pomysł, który jest w sumie troche takim samobójstwem, ale sądzę, że ci się spodoba.
-Mów.
-Jeśli chcesz na prawdę mieć dobry materiał, to nie wystarczą ci te zdjęcia i kilka wywiadów z miejscowymi. Potrzebujesz czegoś mega.
-Czyli? Co masz na myśli?
-Spotkajmy się tu znowu, dzisiaj po dwudziestej, pasuje? W piwnicy. Dasz radę trafić tu sama?
-Tak. Myślę, że to doskonały pomysł. Tylko mnie nie zostawisz prawda? I nie będziesz robił sobie ze mnie głupich żartów?
-Obiecuję, że nie.
-Dobra. Dziś po dwudziestej w piwnicy.
Uśmiechnął się.
-A teraz chodź zanim twój aparat całkiem padnie.
Wróciliśmy z powrotem do miasta. Droga zajmuje mniej niż dziesięć minut, raczej nie powinnam mieć problemów z dojściem tam.
-Hej, Harvey! - Zawołałam nim zdążył odejść zbyt daleko. - To mój numer. Pisz lub dzwoń jakby coś - wręczyłam mu wizytówkę.
-Jasne pani redaktor - zażartował po czym odszedł machając mi ręką na pożegnanie.
Od razu po wejściu do swojego pokoju podłączyłam aparat i przyszykowałam sobie ciuchy na później. Nie mogę się doczekać! Co prawda nie powinnam być taka szczęśliwa, w końcu idę na spotkanie z mordercą, ale w sumie mnie to nie obchodzi, ja się śmierci nie boję. Przecież w końcu i tak wszyscy umrzemy.
------------------------------------------------------
Hejo znajomi z Wattpada!✋
Ważna wiadomość: przedłużamy książkę o kolejne opowiadanie!
Będzie one o Laughing Jack'u więc zacznijcie powoli zbierać cukierki 🍬🍬🍬
I jeszcze jedna sprawa: mój kochany Watt ostatnio przechodzi jakiś buntowniczy okres i nie chce mi wyświetlać powiadomień. Więc jeśli coś skomentujecie, a ja wam nie odpiszę, to z góry bardzo przepraszam.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top