Rozdział Specjalny

Jest to specjalny rozdział, taki mój prezent urodzinowy dla Bloody_Murderess (jeszcze raz wszystkiego najlepszego ❤️💙❤️), w którym występuje też Lumiriel UwU

~~~~****~~~~

- Candy! Natychmiast się uspokój! - zawołałam, krzyżując ręce. Chłopak zatrzymał się z młotem uniesionym nad głową, tuż zanim go opuścił na swoją siostrę, która potknęła się i upadła przed nim. Candy odwrócił w moją stronę głowę i popatrzył na mnie zaskoczony.

- Co? - spytał.

- Co? - powtórzyła jego siostra. Cane chyba była całą tą sytuacją zaskoczona równie mocno jak on. Westchnęłam.

- Naprawdę nie masz kiedy dokuczać swojej siostrze? - zapytałam.

- Ja jej nie dokuczam! To słuszna zemsta! - zawołał oburzony Candy.

- Jaka słuszna zemsta?! Niby za co?! - krzyknęła Cane, po czym wstała w końcu z podłogi.

- Już ty dobrze wiesz, za co - odparł Candy. Jego młot zniknął, a on sam skrzyżował ręce i spojrzał z powrotem na mnie. - Wiesz, co ona zrobiła? - spytał. Westchnęłam jeszcze raz, opuściłam ręce i podeszłam do niego.

- Candy, zastanów się chwilę. Czy Cane zrobiła ci coś naprawdę złego, o czym musimy koniecznie porozmawiać, czy jednak była to rzecz nieistotna, którą możemy pominąć i iść na nasz patrol? W końcu mamy ważne zadanie, pamiętasz? - zapytałam. Ponownie skrzyżowałam ręce i przyjrzałam się uważnie Candy'emu, który niemal od razu spuścił głowę, niczym zbesztane dziecko, które dobrze wie, że coś przeskrobało i mały ochrzan mu się należał. - Czyli rozumiem, że kryzys zażegnany i możemy już iść, tak? - dodałam. Candy po chwili spojrzał na mnie z niezadowoleniem.

- Możemy iść - odparł niechętnie.

- Świetnie. Cane, poradzisz sobie na pewno sama? - spytałam. Wychyliłam się przy tym zza Candy'ego i spojrzałam na nią.

- Pewnie! Mi nic nie zagrozi, nie jestem taką ciepłą kluską jak ty! - odparła z uśmiechem. Ja również uśmiechnęłam się, ale ironicznie.

- Dzięki Cane, też cie kocham - powiedziałam z sarkazmem. - Czyli możemy ruszać? - dodałam po chwili, spoglądając z powrotem na Candy'ego.

- Powtarzasz się - stwierdził krótko. Zaskoczona jego słowami, przez chwilę nie wiedziałam, co mam mu odpowiedzieć. - Chodźmy - dodał w końcu, po czym ruszył. Niemal od razu poszłam zanim, posyłając Cane pytające spojrzenie, ale ona tylko wzruszyła ramionami. Wyglądało na to, że Candy się na mnie obraził i teraz będę musiała znosić jego fochy.

~*~

Wyszłam powoli z cyrku. Candy był już na zewnątrz, stał tyłem z rękami opartymi na biodrach i na mnie czekał. Gdy mnie usłyszał, odwrócił się w moją stronę.

- Dłużej się nie dało? - spytał.

- Wyszłam praktycznie zaraz po tobie! - zawołałam.

- Widać nie, skoro musiałem na ciebie czekać - powiedział z lekką złością. Przewróciłam oczyma.

- Candy, co ci się stało? - zapytałam.

- Mi? Nic - odparł, po czym ruszył dalej, w stronę lasu. Widząc jego powoli oddalającą się sylwetkę, poczułam lekką złość. Ruszyłam za nim i już po chwili się z nim zrównałam.

- Zachowujesz się okropnie! Jak dziecko! - zawołałam.

- Trudno.

- Z czym ty masz właściwie problem?

- Z niczym.

- Ja już nie mam na ciebie sił! - zawołałam z rezygnacją.

- No bardzo mi przykro. A czekaj, jednak nie - odparł obojętnie. Naprawdę brzmiał, jakby cała ta rozmowa go w ogóle nie obchodziła. I jakby chciał pokazać jak bardzo jest obrażony i jak bardzo go zdenerwowałam, choć nie zrobiłam przecież nic złego. Zrobiło mi się po prostu przykro, więc umilkłam na dłuższą chwilę. Kiedy minęło kilka minut, w czasie których między nami panowała całkowita cisza, w końcu zdecydowałam się odezwać.

- Pewnie nie obchodzi cię to, co powiem, ale myślałam, że jesteśmy tutaj, aby sprawdzić teren i zadbać o nasze bezpieczeństwo, ale jak widać dla ciebie ważniejsze jest pokazywanie swoich humorków, zamiast skupić się na zadaniu - powiedziałam.

~*~

Spojrzałem zaskoczony ma Lily, która odwróciła głowę w druga stronę, jakby nie zamierzała w ogóle na mnie patrzeć. Jasne, byłem na nią zły za to, jak mnie potraktowała, choć wiedziałem, że miała rację. Tak samo wiedziałem, jak bardzo moje zachowanie było dziecinne, ale mimo to nie potrafiłem go zmienić. A teraz wyglądało na to, że sprawiłem w ten sposób przykrość Lily, a przecież nie chciałem tego zrobić. Poza tym znów miała rację.

- Przepraszam, Lily... - powiedziałem cicho. Nic więcej jednak nie zdołałem dodać, bo przeszkodziły nam jakieś hałasy. Natychmiast oboje zaczęliśmy się rozglądać.

- Co to? Co to jest? - spytała Lily, a w jej głosie aż zbyt dobrze dało się słyszeć niepokój.

- Spokojnie, nic złego się nie dzieje. Zaraz to sprawdzimy - odparłem, chcąc ją tym samym nieco uspokoić. Ruszyliśmy w stronę tego dźwięku, ja przodem, a Lily za mną. Niewiele później rozpoznałem damskie głosy, a potem wyszedłem na polanę, na której zobaczyłem jedynie dwie rozmawiające dziewczyny. Miały trochę podobne, brązowe włosy, z tym że jedna miała je krótkie, do ramion, a druga nieco dłuższe. Na szczęście to tylko ludzie - pomyślałem uspokojony. Już chciałem się wycofać, ale wtedy jedna z nich mnie zauważyła.

- Candy?! - zawołała zaskoczona. Wtedy druga powędrowała wzrokiem za jej spojrzeniem i też na mnie popatrzyła.

- Candy?! - powtórzyła po tej pierwszej. Czy ja je znam? - pomyślałem mimochodem. Jedna przybrała wygląd, jakby zaraz miała dostać ataku serce, a druga stała przez chwilę w miejscu, po czym, ku mojemu zaskoczeniu, podeszła do mnie! Popatrzyłem na nią, nie kryjąc swojego zdziwienia.

- Niebieski to twój naturalny kolor włosów? - zapytała, po czym wyciągnęła dłoń i dotknęła moich włosów. Byłem tym tak zaskoczony, że na początku w ogóle na to nie zareagowałem. - Dlaczego wszyscy uważają, że masz IQ taboretu? - dodała. Na jakiś czas chyba utraciłem połączenie w mózgiem, bo byłem w stanie jedynie stać i mrugać z zaskoczenia. - Wpadło ci coś do oka? - dodała, przyglądając mi się. Przez ten czas druga z dziewczyn, nieco już bardziej opanowana, zdążyła do nas podejść.

- Dlaczego tu jesteś? Gdzie jest w takim razie Pierrot? A Jason? - spytała.

- Nie mam pojęcia, kim jest Pierrot ani Jason - powiedziałem. Następnie zabrałem pierwszej z dziewczyn moje włosy, którymi do tej pory się bawiła. Wyglądała, jakby nadal miała na to ochotę, więc postanowiłem na wszelki wypadek nie spuszczać jej z oka.

- Pierrot to twój przyjaciel, którego zamknąłeś w pozytywce, a Jason... Jason też ma swoją pozytywkę - powiedziała druga z dziewczyn, ta z krótkimi włosami.

- Boże drogi, o kim ty gadasz? - zapytałem. Z chwili na chwilę rozumiałem z tego wszystkiego coraz mniej.

- A Alex? I April? Kim są dla ciebie? Kochasz je? Masz w ogóle uczucia? - zapytała ponownie pierwsza z nich.

- O mój Boże Bloody, nie mam pojęcia jak to zrobiłaś ani gdzie nas przeniosłaś, ale spotkałyśmy Candy'ego! Rozumiesz to? Candy'ego! - zawołała pierwsza z nich. Znów zacząłem się martwić, czy nie dostanie palpitacji serca albo innego chujostwa i mi tutaj nie wykituje, bo jeśli Lily to zauważy to będę musiał ją ratować... Właśnie, Lily! Gdzie ona jest? - pomyślałem, rozglądając się mimochodem.

- Czego szukasz? Albo kogo? A w ogóle jak to jest żyć w Night Terrors? Masz tam blisko do sklepu? - spytała ta, nazwana jako Bloody.

- W jakim Night Terrors? O kim wy mówicie? - zapytałem.

- Zastanawiające... - powiedziała ta druga.

- Co jest zastanawiające, Lumiriell? - spytała Bloody.

- Candy nie brzmi jak Candy, którego znamy. Ale niewątpliwie jest Candy Popem - powiedziała.

- Dziękuję za potwierdzenie, że ja to ja, nie wiem co bym bez tej informacji zrobił - odparłem z ironią. Lumiriell spiorunowała mnie wzrokiem.

- Nie denerwuj mnie, bo ja teraz, w przeciwieństwie do ciebie, intensywnie myślę, bo to umiem, nie to co ty w większości fanfików - odparła. Popatrzyłem na nią zaskoczony. Z jej wypowiedzi zrozumiałem tyle, że mnie obraziła, ale nawet nie zwróciłem na to aż takiej uwagi, bo bardziej interesowało mnie... CZYM DO CHOLERY JASNEJ SĄ FANFIKI?! - Dobra, biorąc to wszystko pod uwagę, Candy zachowuje się, jakby nie był oryginalnym Candy'm, tylko Candy'm z jakiegoś fanfika właśnie - dodała Lumiriell.

- To raczej nie mój Candy, mój w wolnych chwilach płacze z powodu straty Karoliny, morduje, wielbi Offa albo szuka Karoliny, ewentualnie chodzi na dziwki - odparła Bloody.

- Tak, poza tym w twoim fanfiku Candy zawsze cierpi i jego cierpienie powoduje też moje cierpienie, więc to niestety nie ten Candy - odparła Lumiriell.

- Czy ja się dowiem, o co wam chodzi? Jaki fanfik? Jaki Off? Kim jest Night Terrors, April, Alex, Jason czy ten Pierrot czy jak mu tam? - spytałem. - A zresztą, co mnie to obcho.. - już miałem machnąć na nie ręką i odejść, ale wtedy zjawiła się... Lily.

- A mnie obchodzi kim są te osoby. Widać prowadziłeś wcześniej naprawdę bogate życie towarzyskie. Zwłaszcza zastanawia mnie, kim były Alex i April - powiedziała. Podeszła do mnie i skrzyżowała ręce.

- Lily? Gdzieś ty była? - spytałem zaskoczony.

- Przysłuchiwałam się rozmowie, w której nie chciałam ci przeszkadzać - powiedziała. Po tonie jej głosu dało się rozpoznać, że jest lekko zła. Następnie spojrzała na obie dziewczyny i uśmiechnęła się lekko. - Kim jesteście? - spytała, w ten charakterystyczny dla niej, uroczo-miły sposób.

- Lily?! - zawołała jedna z nich, podczas gdy druga chyba nie była w stanie wydać z siebie żadnego dźwięku.

- Zaraz, a skąd wiecie, że ona ma tak na imię? - spytałem, zanim ktokolwiek zdołał jeszcze cokolwiek dodać.

- Sam mnie przed chwilą tak nazwałeś, więc nie trudno wydedukować, że tak mam na imię - odparła moja dziewczyna.

- Serio? - zdziwiłem się.

- Tak - odparła Lily, po czym wróciła spojrzeniem do tych dwóch dziewczyn.

- Lily, to naprawdę ty? Ty i Błękitek, znaczy Candy? Aż nie mogę w to uwierzyć, ja jestem Bloody - dziewczyna wskazała na siebie. - A to jest Lumiriel - dodała, wskazując na drugą dziewczynę.

- Miło mi was poznać - odparła Lily. Mi znacznie mniej - pomyślałem. Czy naprawdę ludzie nie mieli kiedy nam przeszkadzać tylko akurat kiedy chciałem pogodzić się z moją Lily?

- Lily, muszę cię o coś zapytać. A właściwie to o masę rzeczy - powiedziała Bloody.

- Jasne, pytaj śmiało - odparła moja dziewczyna.

- Skąd masz fioletowe ubrania?

- Co? - zdziwiła się Lily.

- No, to co słyszałaś - odparła Bloody.

- Ja, cóż, większość jestem w stanie po prostu sobie...wy....

-Wynaleźć! Tak, właśnie tak! Lily je sobie wynajduje i po prostu ma - przerwałem jej. Cała trójka spojrzała na mnie jak na debila.

- Wiesz, one już chyba zauważyły, że nie do końca jesteśmy normalnymi ludźmi, więc nie wiem czy jest sens to przed nimi ukrywać - powiedziała w końcu Lily.

- Czyli wyczarowujesz sobie ubrania? - zapytała Bloody, wracając spojrzeniem do mojej dziewczyny. Lily pokiwała lekko głową. - No ale fioletową bieliznę też? Dlaczego akurat taką? I czy naprawdę Candy nie pozwala ci nosić innej? - spytała Bloody. Skrzyżowała ręce i zaczęło się uważnie przyglądać mojej dziewczynie. Druga z nich, Lumiriel, choć na razie ucichła, to teraz wyglądała jakby zaraz miała wybuchnąć śmiechem. Mnie by to pewnie w innej sytuacji też śmieszyło, ale obecnie tak nie było. Nie wiedziałem kim są, skąd się wzięły ani tym bardziej nie wiedziałem, dlaczego tak je interesuje fioletowa bielizna Lily. Moja dziewczyna, słysząc te słowa, była chyba nie mniej zaskoczona niż ja.

- Skąd ty wiesz, jaką ja noszę bieliznę - powiedziała w końcu. Bloody z ekscytacji aż zaświeciły się oczy.

- Czyli przyznajesz się, że nadal nosisz fioletową? Dla Candy'ego? - spytała. Lily popatrzyła na mnie takim wzrokiem, jakby błagała mnie o pomoc.

- Dlaczego was to interesuje? Zresztą, dlaczego zachowujecie się, jakbyście nas znały? - spytałem.

- No bo...was znamy, chociaż to co najmniej dziwne - stwierdziła Lumiriel.

- Choć raz się zgadzamy - odparłem.

- Znasz jakieś języki? - zapytała Bloody, spoglądając z powrotem na Lily.

- Ja...eee... może... Nie wiem, nigdy nad tym nie myślałam. W królestwie Adele i jego sąsiedztwie wszyscy używają chyba tego samego języka, a nie przypominam sobie, żebym kiedyś musiała mówić z kimś w innym języku... Chociaż nie pamiętam dobrze wszystkiego... - powiedziała niepewnie Lily.

- No tak, to akurat wiem, w końcu miałaś amnezję - odparła Bloody. Tym razem oboje popatrzyliśmy na nią zaskoczeni.

- Skąd to wiesz? - spytałem. To wszystko było coraz dziwniejsze i coraz bardziej niepokojące.

- Czytałyśmy o was fanfik - odparła Lumiriel.

- Fan co? - zdziwiłem się.

- Nieważne, ale sporo o was wiemy. Niestety nie wszystko, odpowiecie nam na kilka pytań? Proszę, jestem strasznie ciekawa wielu rzeczy o was! - zawołała podekscytowana Bloody.

- No...dobrze, ale skąd właściwie się tutaj wzięłyście? - zapytała Lily, nim ja zdążyłem cokolwiek powiedzieć.

- O, to jest akurat dobre pytanie. A odpowiedź brzmi: nie mamy pojęcia - odezwała się Lumiriel.

- Jak to nie macie pojęcia? - spytała Lily.

- Normalnie. Jakimś cudem wylądowałyśmy w tym lesie i zaczęłyśmy szukać jakiejś drogi wyjścia czy czegokolwiek, ale wtedy spotkaliśmy was - wyjaśniła Lumiriel.

- Skąd w ogóle jesteście? - zapytałem.

- Odpowiedź na to pytanie może być jeszcze ciekawsza, otóż jesteśmy...prawdopodobnie z innego świata - odparła Lumiriel.

- Z innego świata? Wow, to niesamowite! - zawołała Lily.

- Tak, tak, to niesamowite, ale pozwólcie, że Lily i ja coś sobie wyjaśnimy - powiedziałem. Chwyciłem Lily za rękę i pociągnąłem za sobą.

- Dokąd idziecie? - spytała Bloody.

- Na pewno zaraz wrócimy - odparła Lily, spoglądając ze zdziwieniem to na mnie, to na tamte dziewczyny. Odciągnąłem ją kawałek i zatrzymałem się.

- Lily, musimy spadać - powiedziałem.

- Co? Spadać? Jak? Gdzie? Dlaczego? - zdziwiła się.

- Trafiliśmy na kolejnych ludzi, w dodatku jakichś dziwnych. Lepiej żebyśmy się stąd wynieśli i to czym prędzej - odparłem. Dziewczyna oparła ręce na biodrach.

- Nie każdy człowiek jest zły i nie każdy jest żołnierzem Juana, nie każdy też chce nas dopaść albo zrobić nam krzywdę, przerabialiśmy to już, pamiętasz? - spytała.

- A my przerabialiśmy twoją naiwność. Nie możesz tak łatwo wierzyć we wszystko, co ktoś ci powie - odparłem.

- Wolę wierzyć zbyt łatwo i przez to się sparzyć, niż nie zaufać nigdy nikomu i żyć w ciągłym przekonaniu, że wszyscy knują przeciwko mnie - powiedziała. Westchnąłem, bo po tym tekście wiedziałem już, że nie zdołam jej przekonać. - Candy, obiecałam sobie więcej nie być tak naiwną jak kiedyś, ale posłuchaj tylko. Gdyby próbowały nas okłamać, nie wciskałyby nam aż tak niedorzecznego kłamstwa - dodała,

- Mamy im uwierzyć dlatego, że ich wersja wydarzeń brzmi niedorzecznie? - spytałem.

- Ale poza tym sporo o nas wiedzą. Więcej niż ktokolwiek. Wiedzą rzeczy, których nie wie nikt, oprócz nas - dodała Lily.

- Przy okazji wypytują nas też o jakichś dziwnych ludzi. Ja naprawdę nie mam pojęcia, kim jest Alex, Pierrot czy Night Terrors - odparłem. Lily podeszła do mnie i położyła mi dłoń na piersi.

- Wiem to, zdaję sobie sprawę, że nigdy więcej byś mnie już nie okłamał i że jeżeli mówisz, że ich nie znasz, to ich nie znasz. Ale i tak, nie możemy ich tak po prostu zostawić. Musimy się dowiedzieć, skąd o nas tyle wiedzą - kiedy ona to mówiła, ja uśmiechnąłem się i zacząłem zastanawiać nad tym, czy te pokłady dobra w niej są naprawdę niewyczerpywalne, bo na to wychodziło. - I im pomóc, jeśli będą tego potrzebowały - dodała. Westchnąłem.

- Z jakiegoś powodu doskonale wiedziałem, że to powiesz - odparłem.

- Czyli się zgadzasz?

- A mam inne wyjście? Mam tylko nadzieję, że zasób dziwnych pytań w końcu im się skończy - powiedziałem.

- Wiedziałam, że zgodzisz się im pomóc! Może zaproponujmy im pójście z nami do cyrku? - spytała Lily.

- Właściwie to niegłupi pomysł. W końcu nasz cyrk to nasz cyrk, w razie kłopotów z jego pomocą będziemy mogli się szybko teleportować. Możemy tak zrobić - stwierdziłem.

- Dziękuję ci, jesteś kochany! - zawołała Lily. Zaśmiałem się cicho.

- Powiedz mi coś, czego nie wiem - odparłem. W odpowiedzi dziewczynie jedynie uśmiechnęła się, po czym objęła mnie i pocałowała krótko oraz delikatnie w usta.

- Dobra, to chodźmy im powiedzieć, że mogą iść z nami - powiedziała, po czym ruszyła z powrotem w ich stronę. Uśmiechnąłem się, spoglądając za jej oddalającą się sylwetką, po czym ruszyłem za nią.

~*~

- Candy i ja postanowiliśmy, że możemy wam pomóc, jeśli chcecie oczywiście - powiedziałam.

- A w jaki sposób? - spytała Lumiriel.

- Na razie możecie pójść z nami do naszego cyrku, możecie coś zjeść i odpocząć, a potem pomyślimy nad tym, co dalej - wyjaśniłam. Im obu chyba bardzo spodobał się ten pomysł, ale najpierw coś musiałam im uzmysłowić. - Tylko, widzicie, w tym cyrku jest jeszcze jedna osoba taka jak my - dodałam.

- Zgaduję, że Cane, siostra Candy'ego? - zapytała Bloody, krzyżując przy tym ręce.

- Skąd wiedziałaś? - spytał zaskoczony Candy.

- Błękitku, ja wiem o tobie prawie wszystko - odparła.

- Dokładnie, znamy nawet twojego ojca i matkę - dodała Lumiriel.

- To akurat nowość, bo sam ich nie znam i nigdy nie miałem, z tego co wiem. Ale kto to jest Błękitek? - spytał.

- No jak to kto? Ty! A tak w ogóle, jak już mówiłam, wiem o tobie prawie wszystko, ale kilka rzeczy nadal nie daje mi spokoju. Masz uczucia? Choć wydaje mi się, że tak, skoro kochasz Lily i Karolinę - stwierdziła Bloody.

- Błękitku, chciałbyś mi może wyjaśnić, kim jest Karolina i dlaczego ja jeszcze nie miałam przyjemności jej poznać? - zapytałam, również skrzyżowawszy ręce.

- Nie mam pojęcia! I nie nazywam się Błękitek, tylko Candy! - zawołał błazen.

- Ale jesteś błękitny jak Błękitek - stwierdziła Lumiriel.

- Nie mam pojęcia, o czym wy mówicie - odparł Candy.

- Ale to ogółem znaczy, że uczucia masz? - spytała Bloody.

- A co to za pytanie? Jasne, że je mam! Zwłaszcza złość objawia się u mnie dość spektakularnie, gdy ktoś mnie wkurzy - stwierdził Candy.

- Powinieneś być milszy dla naszych gości - wtrąciłam się.

- Ale ja nic takiego nie zrobiłem ani nie powiedziałem! Znaczy jeszcze... - stwierdził on.

- Candy... - powiedziałam cicho.

- No co "Candy"?  Ja jestem na razie grzeczny! - zawołał. Kątem oka zauważyłam, że cała ta sytuacja nieco bawi naszych gości. Nie miałam do nich o to pretensji, ostatecznie dwójka kłócących się w lesie błaznów mogła wyglądać całkiem śmiesznie.

- Candy! - zawołałam.

- No dobrze już, dobrze... Przepraszam za swoje niemiłe zachowanie - powiedział błazen.

- Nic nie szkodzi, w ramach zadośćuczynienia mógłbyś powiedzieć, jakie są twoje marzenia - odparła Bloody.

- O, tego sama z chęcią się dowiem - stwierdziłam.

- Jak to, to ty nie wiesz, jakie są moje marzenia? - spytał Candy, uśmiechnąwszy się przy tym lekko.

- Pomyślmy... życie w spokoju z dala od ludzi? - zasugerowałam.

- Poniekąd - stwierdził błazen.

- Albo życie w spokoju, z dala od ludzi, razem ze swoją siostrą Cane i Lily u boku. Bez Jokera - powiedziała Lumiriel.

- Kim jest Joker? - stwierdził Candy.

- Długo by gadać, ale jak go poznasz, to go nie polubisz - odparła dziewczyna.

- Wolałbym w takim razie nie musieć go poznawać - stwierdził Candy.

- Niestety to będzie niemożliwe, bo autorka... A zresztą szkoda by gadać - powiedziała Lumiriel.

- Joker jest świetną postacią - wtrąciła po chwili Bloody.

- Nie, ta zielona krzyżówka jaszczurki z glonem to jakaś genetyczna, fanfikowa pomyłka, co on w ogóle robi i po co istnieje to ja nie wiem i tak samo nie wiem, czy w ogóle chcę to wiedzieć - stwierdziła Lumiriel.

- Ty chyba też nie przepadasz za Jokerem - powiedziałam.

- Mało powiedziane. A ty za to lepiej pamiętaj, że nazywasz się Lily Jester, nie Avenida - odparła Lumiriel. Candy i ja popatrzyliśmy na siebie zaskoczeni, w potem znów na nią.

- Skąd wiesz, jak naprawdę mam na imię? - zapytałam. Musiałam przyznać, że cała ta sytuacja stawała się coraz dziwniejsza i coraz bardziej niepokojąca.

- Tu znów długo by gadać - wtrąciła Bloody.

- No dobrze... To chodźmy lepiej w takim razie już do naszego cyrku - stwierdziłam. Bloody i Lumiriel jak najbardziej zaakceptowały moją propozycję, Candy też, choć znacznie mniej chętnie niż one. W czasie tej krótkiej drogi powrotnej dziewczyny opisały nam mniej więcej jak trafiła w to konkretne miejsce.

- Może powinniśmy wrócić tam, gdzie się pojawiłyście na początku. Może jest tam jakaś wskazówka odnośnie tego, jak odesłać was do waszego świata - zasugerowałam.

- To brzmi nawet sensownie - przyznała Lumiriel.

- Ale z waszej opowieści wynika, że trochę daleko jest do tego miejsca - zauważył Candy.

- Dokładnie, gdybyśmy wyruszyli dziś, raczej nie zdążylibyśmy przed zmierzchem - dodałam.

- Kogo masz na myśli, mówić "my"? - zapytał Candy.

- Nie wiem jak ty, ale ja bym nie mogła spokojnie w nocy spać wiedząc, że zostawiłam Bloody i Lumiriel same sobie i że nie pomogłam im nawet w szukaniu sposobu na powrót do ich świata - odparłam, skrzyżowawszy ręce. Candy westchnął.

- Bezmiar twojej dobroci czasem mnie przytłacza - stwierdził, podczas gdy obie dziewczyny podziękowały mi za to, że chcę im pomóc.

- Ależ nie ma za co, nie mogłabym postąpić inaczej - powiedziałem. Następnie zwróciłam się z powrotem do Candy'ego. - Mam nadzieję, że nie będziesz miał nic przeciwko? - spytałam.

- Szczegóły uzgodnimy później - odparł.

- Czyli nie masz z tym żadnego problemu? - zapytałam.

- No powiedzmy, że nie - stwierdził po chwili Candy.

- Świetnie! - zawołałam. Niewiele później nasz cyrk stał się już widoczny. - No to jesteśmy na miejscu - dodałam. Bloody i Lumiriel przyglądały się w zachwycie kolorowemu namiotowi. - Wiem, pewnie nie często spotykacie osoby, które mieszkają w cyrku, ale...

- Ten cyrk jest fantastyczny! - zawołała podekscytowana Blood, przerywając mi ty samym.

- Widzę, że masz przynajmniej dobry gust - stwierdził Candy.

- Pochwalenie twojego cyrku działa na ciebie jak na przeciętnego mężczyznę pochwalenie jego samochodu - powiedziałam cicho.

- No cóż ja na to poradzę, że kocham swój cyrk? Ale spokojnie, ciebie kocham bardziej. Kręcisz mnie jak talerz w mikrofali - odparł z uśmiechem błazen. Popatrzyłam na niego przez chwilę, po czym zaczęłam się śmiać. Candy dołączył do mnie wkrótce potem, nawet Lumiriel i Bloody rozbawiły jego słowa.

- Jesteś prawdziwym błaznem - stwierdziłam, gdy już uspokoiłam się i mogłam normalnie mówić. Otarłam przy tym łzę, która poleciała mi ze śmiechu. Candy wzruszył ramionami.

- No cóż, taki już jestem. Idealny - stwierdził.

- Mam jeszcze takie jedno pytanie - wtrąciła po chwili Lumiriel.

- Właściwie to niejedno, ja mam jeszcze z milion - stwierdziła Bloody.

- Ja w sumie też, ale teraz gdy była mowa o błaznach to zainteresowała mnie pewna inna kwestia i chciałam o to spytać - powiedziała Lumiriel.

- Znowu? Ustaliliśmy już, że ja naprawdę nie znam tych wszystkich osób, o które pytałyście - odparł Candy.

- Zadać pytanie chyba możecie, najwyżej na nie nie odpowiemy, jeśli nie będziemy znali odpowiedzi - stwierdziłam.

- Może to trochę dziwne pytanie, ale wolałabym się upewnić. Twoja rasa - tutaj Lumiriel spojrzała na Candy'ego - to błazen, prawda? Nie klown?

- Oczywiście, że błazen. Magiczny błazen, opcjonalnie genyr. Jakim tak ze mnie klown? Ja się nie maluję tak jak oni, nie ośmieszam się i potrafię zrobić znacznie lepszy występ - stwierdził mój chłopak. Przewróciłam oczyma.

- Ależ ty skromny - stwierdziłam.

- Po prostu znam swoją wartość - odparł Candy. Gdy dotarliśmy do cyrku, musieliśmy najpierw ostrzec naszych gości przed Cane.

- Widzicie, sprawa wygląda tak, że tutaj jest też jeszcze moja siostra, Cane, która cierpi na nadmiar energii i...

- I cały czas mnóstwo gada lub chce ćwiczyć sztuczki na trapezie, spokojnie, wiemy co nas czeka - Lumiriel przerwała Candy'emu, a ten popatrzył na nią zaskoczony.

- Skąd wiesz o tym wszystkim? Skąd wiesz o trapezie? - zdziwił się.

- Dług by wyjaśniać i pewnie i tak byś nie uwierzył - odparła Lumiriel. Może ta rozmowa trwałaby dalej, ale teleportowała się do nas Cane.

- Hej, coś strasznie szybko skończyliście ten wasz patrol lasu. Coś się stało? - spytała, spoglądając na naszą dwójkę. Dopiero po chwili zauważyła obie dziewczyny, które stały za nami. - A to kto? - zdziwiła się. Candy już chciał coś powiedzieć, ale go uciszyłem w porę.

- Może ja to wyjaśnię? - powiedziałam, zanim ktokolwiek inny się odezwał.

- No czekam na wyjaśnienia - stwierdziła Cane, po czym popatrzyła z zainteresowanie na obie dziewczyny. Przyglądała się im niczym nad wyraz ciekawym eksponatom w muzeum, aż dziw, że przetrwały jakoś to spojrzenie.

- W wielkim skrócie to spotkałyśmy je w lesie. Są...prawdopodobnie z innego świata albo wymiaru. W każdym razie Candy i ja zdecydowaliśmy, że im pomożemy - wyjaśniłam. Cane przeniosła wzrok z powrotem na mnie.

- Pewnie to był twój pomysł? - spytała. Pokiwałam lekko głową, nie miałam co tego ukrywać. - Tak jak się spodziewałam. Ale cóż, skoro to już postanowione, to pozostaje mi tylko was dwie tutaj powitać - Cane wróciłam wzrokiem do obu dziewczyn. Teleportowała się tuż przed nie. - Witajcie w naszej bajce! - zawołała z uśmiechem. One zaś tylko popatrzyły na siebie niepewnie. W tej samej chwili Cane zaczęła się śmiać i zwróciła się z powrotem do nas.

- To co robimy? Trzeba jakoś ugościć naszych nowych gości, nie? - spytała.

~*~

- Jakie są twoje marzenia? - spytała Bloody.

- Czuję się jak na jakimś castingu albo na konkursie piękności Mistera Królestwa Wschodu - odparł, nieco niezadowolony, Candy. Był już chyba trochę zmęczony wszystkimi tymi pytaniami od Lumiriel i Bloody. Ja wręcz przeciwnie, jak tylko coś zjedliśmy i dziewczyny spytały, czy mogą nam zadać kilka pytań, od razu się zgodziłam i całkiem dobrze się teraz przy tym bawiłam. Niektóre z tych pytań były naprawdę zaskakujące, a przez to jeszcze ciekawsze. Pomijając fakt, że Cane czasem śmieszyły, a czasem chyba denerwowały. Chyba wkurzało ją to, że do niej Lumiriel i Bloody nie mają tylu pytań, przez co trochę było mi jej szkoda i starałam się jakoś ją wciągnąć do rozmowy.

- W takim konkursie i tak nie miałbyś po co brać udziału, przegrałbyś - stwierdziła dziewczyna. Candy rzucił swojej siostrze oburzone i nienawistne spojrzenie.

- Pojebało cię? Wygrałbym wszystko! Absolutnie KAŻDĄ możliwą nagrodę! - zawołał.

- Jasne, chyba tylko ślepy pozwoliłby, żebyś wygrał - odparła Cane.

- Chyba mówisz o sobie - powiedział Candy, krzyżując ręce, przez co zaczął przypominać naburmuszone dziecko.

- Nie, o tobie. Masz problemy ze słuchem czy z rozumieniem ze słuchu? - spytała jego siostra. Westchnęłam cicho, dając tym samym wyraz swojego załamania całą tą sytuacją. Wyglądało na to, że szykuje się kolejna walka na docinki między tą dwójką.

- To wszystko jest strasznie interesujące, ale odpowiesz w końcu na pytanie? - wtrąciła Lumiriel. Candy spojrzał na nią zaskoczony, jakby zdążył już zapomnieć o jej obecności, po czym zamrugał kilka razy.

- Eee... tak, jasne, chyba tak. A jakie ono było? - spytał.

- Litości! Czy ty się umiesz skupić choć na chwilę? Jesteś gorszy niż małe dziecko - stwierdziłam.

- Ej! Nie jestem dzieckiem! Ani tym bardziej nie jestem mały! Miałaś nieraz już okazję przekonać się, jaki jestem duży - stwierdził. Uśmiechnął się przy tym dwuznacznie. Cane zaczęła się śmiać, Lumiriel omal nie udusiła się powietrzem, Bloody uśmiechnęła się niemal w identyczny sposób jak Candy, a ja miałam ochotę po prostu zapaść się pod ziemię. Najpierw spuściłam wzrok, a kiedy Candy zaczął udzielać odpowiedzi na pytanie, które powtórzyła Bloody, spojrzałam z powrotem na niego, wkładając w to spojrzenie całą swoją złość.

- Moim największym marzeniem jest... Dopaść Juana, potem pana R, a potem to już tylko żyć sobie szczęśliwie, z dala od tych wszystkich problematycznych ludzi, tylko z Cane i Lily... Lily, coś się stało? - spytał, spoglądając z powrotem na mnie. Skrzyżowałam ręce i odwróciłam głowę w drugą stronę.

- Nie, nic - odparłam.

- Na pewno?

- Na pewno! - zawołałam.

- To czemu jesteś teraz na mnie taka zła? - spytał.

- Nie jestem! - odparłam. Candy popatrzył na mnie zaskoczony.

- Na pewno? - powtórzył po chwili. Westchnęłam z irytacją.

- Wróćmy może lepiej do tych pytań - stwierdziłam.

~*~

Nadal nie mogłem pojąć, co zrobiłem nie tak i dlaczego Lily była na mnie wkurzona. I dlaczego temu zaprzeczała.

- Dobry pomysł, wróćmy do pytań. A tak poza tym to ja na twoim miejscu zaopatrzyłabym się w spory zapas czekolady i kwiatów i nie popełniaj więcej tych samych grzechów względem Lily - stwierdziła Bloody.

- Czekolady i kwiatów? Po co? - zdziwiłem się.

- Najlepsze na damskiego focha - stwierdziła Bloody.

- Ja nie mam focha - odparła Lily.

- Jak nie masz focha, to może masz wahania nastrojów? - zasugerowała Lumiriel.

- Co? A dlaczego niby miałabym je mieć? - zdziwiła się moja dziewczyna.

- Na to pytanie chyba będzie lepiej jak poznacie odpowiedź w swoim czasie. Tylko pamiętaj, jesteś Lily, nie Avenida - odparła Lumiriel.

- Pamiętam to i nigdy bym czegoś takiego nie zapomniała. Jeju, ta rozmowa robi się coraz dziwniejsza - stwierdziła Lily. Lumiriel tylko westchnęła, dając chyba w ten sposób wyraz swojego załamania.

- Dobra, to teraz kolej Lumiriel - powiedziałam po chwili. Dziewczyna jakby się na nowo ożywiła.

- Gdzie jest Pierrot? - spytała, patrząc wprost na mnie.

- Już mówiłem, że nie wiem co to ani kto to, ani gdzie tego szukać - odparł. Lumiriel zmierzyła mnie uważnym spojrzeniem.

- Załóżmy, że ci wierzę - odparła.

- Ale ja naprawdę nie znam gościa - stwierdziłem.

- Jak możesz go nie pamiętać, skoro to twój przyjaciel? Zamknąłeś go w pudełku po tym jak zranił go Night Terrors! - zawołała Lumiriel.

- Wcale tak nie było! Nie znam Pierrota! Ani żadnego Night Terrors! Nikt nikogo nie zranił i nie zamknął też w żadnym pudełku! - odparłem. Popatrzyłem przy tym błagalnie na Lily, licząc na jakieś wsparcie z jej strony. Wsparcie nadeszło jednak od kogoś innego.

- Ok, no to teraz znów moja kolej - stwierdziła Bloody. - Masz powiązanie z domem ekipy? - dodała po chwili.

- Jakiej ekipy? - zdziwiłem się.

- No ze Slendermanem i resztą - odparła dziewczyna. Pokręciłem głową.

- To kolejna osoba, której zupełnie nie znam - wyjaśniłem.

- Czy kreski pod oczami malujesz san czy masz tak na stałe? - zapytała po chwili Łucja.

- Oczywiście, że na stałe, kurwicy bym dostał jak bym miał je za każdym razem malować - odparłem.

- Kurde, już liczyłam na to, że zdradzisz mi sekret jak zrobić je tak idealnie równo - powiedziała nieco zawiedziona dziewczyna.

- Praktyka czyni podobno mistrza - odparłem, wzruszając przy tym mimochodem lekko ramionami.

- Powiedział gość, który przez całe życie nie zrobił sobie ani jednej kreski - stwierdziła dziewczyna.

- Ej! To, że mam je na stałe nie znaczy, że nie mógłbym i tak poćwiczyć na sobie robienie ich - odparłem.

- Więc zrobiłeś sobie kiedyś kreski pod oczami? - zapytała Lumiriel.

- Nie - powiedziałem, uśmiechając się przy tym szeroko.

- Ale ty jesteś wredny - stwierdziła dziewczyna.

- Wszyscy to stale mówią, a do tego jeszcze ja cię muszę znosić na co dzień razem z Cane - powiedziała Lily, po czym westchnęła cicho.

- Przynajmniej przy tobie się hamuję i nie jestem tak wredny jak normalnie. To znaczy zazwyczaj się hamuję - odparłem, po czym uśmiechnąłem się jeszcze raz, tym razem szczerze, co Lily odwzajemniła.

- Znasz jakieś inne postaci z creepypast? Jak tak to co o nich myślisz? - spytała po chwili Bloody.

- Creepypasta? Brzmi jak pasta do butów... Z tego są jakieś postaci? - zdziwiłem się.

- Ok, twoja odpowiedź to jasny dowód na to, że nie znasz żadnej postaci z creepypasty. Kolejne pytanie - powiedziała Lily.

- Mam pytanie do ciebie - powiedziała Lumiriel, spoglądając tym razem na moją dziewczynę.

- Jakie?

- Dlaczego, wiedząc, że chce was zabić cała armia ludzi, nadal nie nauczyłaś się bronić? Przecież Candy na pewno by cię nauczył - powiedziała dziewczyna. To pytanie chyba dość mocno zaskoczyło Lily.

- Ja... Umiem walczyć, tylko z tych umiejętności rzadko korzystam i może przez to trochę się pogorszyły, a po za tym, nie lubię przemocy - stwierdziła po chwili namysłu moja dziewczyna.

- Ej, ale to jest myśl... Od dziś codziennie masz ze mną treningi - powiedziałem.

- Co? Dlaczego? Po co? - spytała Lily.

- Dla własnego bezpieczeństwa. I żadnych dyskusji nie chcę słyszeć - stwierdził kategorycznie Candy. Lily popatrzyła na mnie z niedowierzaniem, a chwilę później dało się słyszeć śmiech mojej siostry, zapewne znów rozbawionej całą tą sytuacją.

- Czego się boisz? - spytała po jakimś czasie Bloody, gdy już ochłonęliśmy wszyscy po emocjach, jakie wyzwoliło poprzednie pytanie Lumiriel. Tym razem pytanie znów skierowane było do Lily.

- Ja...eee... trudno powiedzieć, ale chyba... Najbardziej boję się... zła - odparła po chwili moja dziewczyna.

- Zła? - zdziwiła się Bloody.

- Tak. W różny sposób. Boję się, że zło i nienawiść zniszczą szczęście i miłość, moje i moich bliskich - wyjaśniła Lily.

- Jesteś taka dobra - powiedziałem z podziwem, ale ze zdziwieniem, podczas gdy Lily, znów chyba nieco zawstydzona, od razu odwróciła od nas wzrok.

- Jeju, jakie to urocze - stwierdziła Bloody.

- Dlaczego jesteś taką zajebiście seksowną wróżką? - spytała po kolejnej chwili Lumiriel. Następne pytanie do mnie. Lily i Cane popatrzyły na mnie, a potem zaczęły się śmiać, podczas gdy ja doświadczyłem chyba jakiegoś zawieszenia mózgu.

- Wróżką? - wykrztusiłem z siebie po chwili. Lumiriel tylko pokiwała głową. - Ja jestem wróżką? - dodałem.

- Tak - stwierdziła Bloody, jakby to był jakiś powszechnie znany, oczywisty fakt.

- Ja jakoś o tym nic nie wiem - odparłem. Zamyśliłem się na chwilę, zastanawiając się nad dalszą odpowiedzią. - Ale fakt faktem, jest po prostu zajebisty i dlatego jestem zajebiście seksowny. Cieszę się, że to zauważyłaś i doceniłaś, może kiedyś zaparzymy razem melisę czy coś - odparłem z uśmiechem, po czym i ja i Lumiriel zaśmialiśmy się. Kolejne pytanie Bloody znów zadała Lily.

- Dlaczego nazywasz się jak galeria w Poznaniu? Avenida? - spytała.

- Galeria? Jaka galeria? Galeria sztuki? - zdziwiła się moja dziewczyna. Bloody pokręciła głową.

- Nie, zwykła galeria, handlowa - odparła.

- Galeria handlowa? A co to jest? - zdziwiła się moja dziewczyna.

- Takie miejsce, gdzie jest masa sklepów i można wiele kupić dzięki temu - wyjaśniła Bloody.

- Nie mam pojęcia, dlaczego mam w takim razie na imię tak samo jak to miejsce... To pewnie przypadek - stwierdziła Lily.

- Może i tak - przyznała po chwili Bloody. Kolejne pytanie znów było do mnie i tym razem Lumiriel spytała mi się, jak się czuję i czy chcę coś słodkiego, a ja odparłem po prostu, że czuję się dobrze i że zawsze mam oczywiście ochotę na coś słodkiego. Potem wyczarowałem masę słodyczy i wszystkich nimi poczęstowałem.

- Jaki jest twój znak zodiaku? - spytała następnie Bloody.

- Wodnik - odparła Lily.

- Naprawdę? To kiedy się urodziłaś? - zapytała Lumiriel.

- 4 lutego* - powiedziała moja dziewczyna.

- Jakieś jeszcze pytania? - zapytałem.

- Właściwie to tak. Mam jeszcze masę pytań do Cane - stwierdziła po chwili Bloody.

- Do mnie? - spytała moja siostra, dość mocno podekscytowana. Bloody pokiwała lekko głową i zadała jej niemal identyczne pytania jak mi odkąd tylko na siebie wpadliśmy, czyli dlaczego ma IQ taboretu, dlaczego ma różowy pasek na włosach, czy ma uczucia, kim jest dla niej April i Alex, jakie są jej marzenia, czy ma powiązanie z domem Slendermena, co myśli o innych creepypastach i o ludziach.

- Hm... No to tak: jeśli ktoś uważa, że mam IQ taboretu, to już nie żyje. Znajdę tą osobę i przerobię na nitki, przysięgam. Co do włosów, mam takie od urodzenia. Co do uczuć, tak, mam uczucia, i to pełno, radość, smutek, złość, nienawiść, nawet miłość do...pewnych osób - tutaj Cane na chwilę ucichła i, co do niej niepodobne, spuściła wzrok. Po kolejnej jednak chwili wróciła do odpowiadania na dalsze pytania. - Co do tych wszystkich osób, też ich nie znam. Nie mam pojęcia kim są. Moim marzeniem jest.... Nie mam takich typowych marzeń, chcę po prostu żyć szczęśliwie i wesoło z moimi bliskimi. Powiązań z domem Slendermena też nie mam, nie znam gościa. Innych creepypast też nie znam, więc nie powiem, co o nich myślę. Co do ludzi, to cóż, powiem tyle, że z powodu pewnych wydarzeń, nie przepadam za nimi - powiedziała Cane. Bloody pokiwała jedynie głową ze zrozumieniem.

Byłem jej wdzięczny, że nie pytała się o powód, dla którego i Cane i ja nie przepadamy za ludźmi. Nie żebym miał coś konkretnie do tych dziewczyn, nawet miło się z nimi gadało, a ich pytania były całkiem zabawne lub ciekawe. Nasza nieco dziwna zabawa w końcu jednak dobiegła końca i nadszedł czas na przygotowanie kolacji. Bloody i Lumiriel, o dziwo, były oczywiście ciekawe naszych mocy, ale nie wyglądały, jakby jakoś specjalnie dziwiło je to, że potrafimy coś sobie wyczarować. Po naszej kolacji zgodziliśmy się najpierw pokazać naszym gościom jeszcze kilka magicznych sztuczek, a potem namówiły nas do wykonania pokazu sztuczek na trapezie. Cane oczywiście za długo namawiać nie trzeba było.

Do tego wszystkiego jeszcze Lily spędziła już z nami tyle czasu, że również wiele potrafiła już wykonać, więc nasz pierwszy współny występ przed publiką (nawet niewielką) wyszedł chyba dość dobrze. Lumiriel i Bloody też się chyba spodobał. Po jakimś czasie jednak musieliśmy go skończyć i poszukać obu dziewczynom miejsca do spania. Wybraliśmy jeden z pokoi w naszym cyrku. Jego ściany były głównie niebiesko-miętowe z kilkoma złotymi zdobieniami, zaś sufity był zupełnie inny, głównie czarny, z kilkoma złotymi lub czerwonymi zdobieniami. Był to jeden z pokoi, który swego czasu stworzyła Cane. Lumiriel i Bloody przypadł on do gustu, więc po chwili wyczarowaliśmy im tam łóżka.

~*~

- Ok, została chyba jeszcze tylko jedna rzecz. Trzeba wam załatwić jakieś piżamy czy inne stroje nocne, no i ciuchy an jutro, nie? - powiedziałam.

- Nie ma problemu, możecie się rozebrać, wtedy przyjrzę wam się dokładnie i wyczaruję odpowiednie ubrania - stwierdził Candy, po czym zaśmiał się cicho.

- Zboczeniec! - odparłam, posyłając mu zdenerwowane spojrzenie. Następnie zwróciłam się do obu dziewczyn. - Przepraszam za niego - powiedziałam.

- Spoko, z jego strony to bym się spodziewała nawet bardziej zboczonych tekstów - stwierdziła Bloody. Popatrzyłam na nią zaskoczona.

- Jestem za mało zboczony? Mogę się zmienić w takim razie na lepsze w tej kwestii - odparł mój chłopak.

- Nie! - zawołałam spanikowana.

- Dlaczego? - zdziwił się Candy.

- Bo twoje "na lepsze" znaczy tak naprawdę "na gorsze"! Ty już się lepiej nie zmieniaj! Jesteś wystarczająco zboczony! - stwierdziłam.

- Jestem po prostu idealny - odparł błazen. Przewróciłam oczyma, a potem pokręciłam lekko głową z niedowierzaniem.

- Wariat - powiedziałam jedynie. Następnie jeszcze chwilę porozmawialiśmy z dziewczynami, a po wyczarowaniu im ubrań pożegnaliśmy się, życząc im oczywiście przy okazji dobrej nocy.

~*~

- To jest nie do pomyślenia, tylko ja mogę mieć takie szczęście! - zawołałam zdenerwowana, zdejmując bluzkę. W drodze do naszego pokoju wpadliśmy na Cane, a bardziej to ja wpadłam, a że ona miała ze sobą jakieś ciastko z dżemem, skończyło się to tak, że połowa tego dżemu znalazła się na mnie i musiałam się teraz przebrać.

- Ja się cieszę, że tylko ty masz takie szczęście, bo dzięki temu ja mam niezłe widoki - odparł Candy. Posłałam mu zdenerwowane spojrzenie. Stał obok wejścia i przyglądał mi się uważnie ze skrzyżowanymi rękoma i łobuzerskim uśmiechem na ustach.

- Nie gap się! - zawołałam i rzuciłam w jego stronę swoją bluzką. On jednak stał za daleko i bluzka jedynie spadła na ziemię. Candy zaśmiał się, a ja skrzyżowałam ręce i odwróciłam się do niego plecami. Prychnęłam przy tym, tak aby wiedział, że jestem obrażona. Chwilę później poczułam, że Candy teleportował się za mnie.

- Nic nie mogę poradzić na to, że tak na mnie działasz, my lady - powiedział, obejmując mnie przy tym od tyłu.

- Oj Candy, dlaczego ty stale wyskakujesz z takimi tekstami? - spytałam cicho.

- A dlaczego ty jesteś taka niesamowicie urocza i przy tym seksowna? - spytał, po czym zaczął mnie przy tym całować delikatnie po szyi.

- Rety, Candy, nie dzisiaj - powiedziałam. Spróbowałam się wyswobodzić z jego uścisku, ale to było właściwie niemożliwe.

- Co? Dlaczego nie? - spytał błazen.

- Mamy gości... - odparłam.

- Nie chcę uprawiać seksu z nimi, tylko z tobą, więc nie wiem, w czym jest problem - stwierdził Candy. Pokręciłam lekko głową, podczas gdy chłopak znów zaczął mnie całować po szyi. Nie trwało to jednak długo, w końcu odwrócił mnie przodem do siebie i pocałował mnie w usta. Czule i delikatnie, jakby się bał, aby mnie przypadkiem nie uszkodzić. Zarzuciłam mu ręce na szyję i pogłębiłam pocałunek. Candy oczywiście większej zachęty nie potrzebował. Już po chwili popchnął mnie na łóżko, a po następnej chwili znalazł się nade mną.

- Przynajmniej dziś będziesz miał mniej do rozbierania - stwierdziłam z lekkim uśmiechem, który Candy niemal od razu odwzajemnił.

- To akurat niedobrze, bo lubię cię rozbierać - powiedział. Nie czekając na moją reakcję, znów mnie pocałował. Objęłam go ponownie za szyję i przyciągnęłam bliżej do siebie, podczas gdy jego dłonie rozpoczęły wędrówkę po moim ciele. Najpierw jedna z nich wsunęła się pod mój stanik, ale nie trwało to długo, bo już chwilę później Candy zsunął je znacznie niżej i zaczął mi odpinać spodnie. Wciąż nie mogłam pojąć, jakim cudem taka dwójka jak my, osoby, które na pierwszy rzut oka w ogóle do siebie nie pasowały, mogły się w sobie zakochać i stworzyć udany związek. Nie miałam pojęcia, co takiego we mnie było, że Candy zwrócił na mnie uwagę i pokochał właśnie mnie, ale tak naprawdę wcale mnie to nie obchodziło. Cieszyłam się po prostu, że tak się stało i mogłam się nim cieszyć. Nim, czyli mężczyzną chyba tak pełnym wad, że aż idealnym. Postanowiłam jednak chwilowo skończyć te rozmyślania i skupiłam się na zdjęciu mu bluzki, a gdy już to zrobiłam, zrzuciłam ją na podłogę. Candy, który musiał się ode mnie odsunąć, abym mogła zdjąć mu górną część jego garderoby, popatrzył na mnie wzrokiem pełnym miłości, po czym schylił się i znów mnie pocałował.

- Eeee... Przeszkadzam?

~*~

Słysząc te słowa, natychmiast wyprostowałem się i spojrzałem w stronę, z której dochodziły. W wejściu do pokoju stał nie kto inny, tylko Bloody. Lily podparła się łokciami, uniosła się lekko, popatrzyła na dziewczynę i zamrugała z zaskoczenia kilka razy. - Wow, czyli naprawdę masz fioletową bieliznę - stwierdziła w tamtej chwili Bloody. Znam Lily na tyle dobrze, żeby wiedzieć, że w tamtym momencie musiała się spalić ze wstydu. Natychmiast zaczęła się gorączkowo za czymś rozglądać, po czym zakryła się pierzyną, podczas gdy ja wstałem z jej łóżka. W przeciwieństwie do Lily, ja byłem jeszcze na szczęście bardziej ubrany niż ona i nie wstydziłem się aż tak.

- Jakiś problem? - spytałem, krzyżując ręce. Zamiast jednak odpowiedzieć mi, Bloody zaczęła mi się przypatrywać jakby właśnie zobaczyła jednorożca albo coś równie niezwykłego. - Coś nie tak? - spytałem.

- Ty nie masz bluzki - odparła Bloody.

- Tak, wiem to - powiedziałem, wzruszając przy tym lekko rękami.

- Co właściwie tutaj robisz? - spytała po chwili Lily, wyściubiając spod swojej pierzyny tylko oczy. Bloody spojrzała na nią.

- A tak, właśnie! Chciałam tylko zapytać, gdzie łazienka. Nie powiedzieliście nam tego, więc chciałam poszukać jej albo was. Zapukałabym, ale tu praktycznie nie ma drzwi, poza tym jak usłyszałam stąd jakieś hałasy to pomyślałam, że znajdę któreś z was i mi powiecie, gdzie jest łazienka - wyjaśniła Bloody. Westchnąłem, po czym spojrzałem na nadal w większości schowaną i zapewne niemiłosiernie zawstydzoną całą tą sytuacją Lily.

- No dobra, ja ci pokażę, gdzie jest - stwierdziłem. - Chodź za mną - dodałem, ruszając z miejsca.

- Zamierzasz pójść tak? - spytała zaskoczona Bloody.

- A przeszkadza ci to? - zapytałem.

- Eee... W sumie to nie - stwierdziła dziewczyna, po czym ruszyła za mną. Przez większą część drogi czułem na sobie jej wzrok, ale zignorowałem to. Zaprowadziłem ją do łazienki znajdującej się najbliżej ich tymczasowego pokoju, po czym pożegnałem się z nią i oddaliłem, nadal czując na sobie jej wzrok, co aż tak mi właściwie nie przeszkadzało. Wróciłem do mojej Lily najszybciej jak mogłem.

- To na czym skończyliśmy? - spytałem, kiedy usiadłem obok niej na łóżku i przysunąłem się do niej. Lily odsunęła z twarzy pierzynę, tak że teraz było widać całą jej głowę.

- Na tym, że mamy gości. I idę spać - odparła.

- Co? - zdziwiłem się.

- To, co słyszałeś!

- Daj spokój, Lily... - powiedziałem cicho. Następnie spróbowałem ją pocałować, ale LIly odwróciła głowę w bok. Spojrzałem na nią zaskoczony.

- A jeśli któraś z nich znów będzie czegoś potrzebować i się tutaj zjawi? - spytała.

- Wątpię, a jeśli tak, to wyglądają na już na tyle dorosłe dziewczynki, że chyba wiedzą, skąd się biorą dzieci i że dorośli uprawiają seks - odparłem. Następnie chwyciłem Lily delikatnie za brodę, odwróciłem jej twarz ku swojej i złożyłem na jej ustach krótki, czuły pocałunek.

- Sama nie wiem...

- Ale ja wiem, zaufaj mi. Poza tym pamiętaj, że cię kocham. I zamierzam ci teraz dać dowód mojej miłości, sprawiając, że z całej tej rozkoszy zacznie raz za razem wykrzykiwać moje imię, kiedy będziesz dochodzić cukiereczku - powiedziałem. Lily pokręciła z niedowierzaniem głową.

- Jesteś niemożliwy, kochany wariacie - stwierdziła.

- Jestem idealny, co zresztą już mówiłem - odparłem. Następnie pocałowałem ją ponownie, tym razem jednak pocałunek trwał znacznie dłużej. Pchnąłem ją z powrotem na poduszki i zająłem się tym, co zostało nam wcześniej przerwane przez pojawienie się Bloody.

~*~

- Coś nie tak? - spytałem, czując, że i Bloody i Lumiriel cały czas nam się przyglądają. Obie jednocześnie pokręciły głowami.

- Dobra, to zrobimy tak. Skoro, całe szczęście, Cane trochę poszperała i znalazła w najstarszej, tej najrzadziej sprawdzanej części waszego cyrku książkę o podróżach międzywymiarowych, to po prostu po śniadaniu odszukamy to miejsce w lesie, gdzie Lumiriel i Bloody pojawiły się na początku, a potem zrobimy wszystko według wskazówek z tej książki. Jakieś pytania albo wątpliwości? - spytała Lily. Nikt nie zgłosił żadnych uwag, więc po zjedzeniu śniadania, podczas którego co jakiś czas któraś z dziewczyn zadawała nam jeszcze jakieś drobne pytania, udaliśmy się wszyscy na odszukanie owego miejsca. Na szczęście nie zajęło to wiele czasu, tak jak i znalezienie potrzebnych składników do rytuału. Po przygotowaniu kręgu ze sproszkowanych odpowiednich ziół, ustaliliśmy, kto zajmie się rytuałem. Zdołałem na szczęście przekonać Cane i Lily, aby zgodziły się, abym to ja go przeprowadził, choć nie było łatwo. Ostatecznie żadne z nas nie chciało, aby ktoś inny ryzykował.

- To na pewno jest bezpieczne? - spytała Lumiriel, kiedy ja przystąpiłem do odmawiania wszystkich zaklęć.

- Nie ma innego sposobu. Ale spokojnie, Candy zna się na magii jak mało kto - odparła Lily.

- Nie wątpię, ale głównie chyba na magii kolorów, a nie teleportacji, podróży międzywymiarowych czy jak to się tam nazywa - stwierdziła Lumiriel. W tej samej chwili jak na zawołanie rozbłysło fioletowe światło i pojawił się ciemnofioletowy portal.

- Zrobione. Teraz tylko musicie wejść w portal - powiedziałem, odwracając się do Lily i obu dziewczyn. One popatrzyły na stworzony do mnie portal dość niepewnie.

- Cóż, wszystko co dobre, szybko się kończy. Żałuję tylko, że nie mogę zostać z wami dłużej - stwierdziła Bloody.

- Ja w sumie też - powiedziała Lumiriel. Następnie znów spojrzała na mnie. - Mogę cię przytulić? - zapytała. Trochę zaskoczyło mnie to pytanie. Spojrzałem ukradkiem na Lily, nie wyglądało na to, żeby jej to miało przeszkadzać, więc zgodziłem się. Ostatecznie jednak skończyło się na tym, że cała nasza piątka się nawzajem wyprzytulała, a na sam koniec wszystkie, oprócz mnie, się popłakały. Musiałem jednak przyznać, że mi też ciężko było się pożegnać z tymi dwoma dziewczynami. Polubiłem je, mimo że znaliśmy się tylko jeden dzień. W końcu jednak obie dziewczyny podeszły do portalu. Gdy już miały zamiar w niego wejść, nagle przypomniałem sobie o czymś jeszcze.

- Aha, jeszcze coś! - zawołałem. Obie popatrzyły na mnie wyczekująco. - Wiadomość od autorki naszego uniwersum. Tobie, Bloody, Desserina kazała życzyć wszystkiego najlepszego z okazji urodzin, spełnienia marzeń, dużo weny, żebyś w końcu spotkała Błękitka, co w sumie już się spełniło...

- I żebyś nigdy się nie poddawała i nie traciła wiary w siebie - dorzuciła z uśmiechem Lily.

- I żeby w twoim życiu było jak najwięcej szczęścia i radości, a jak najmniej smutków, trosk i cierpienia - dodała Cane.

- A tobie, Lumiriel, kazała przekazać, że "Wild Road" czeka nadal na aktualizację. Mam nadzieję, że wiesz, o co jej chodzi, bo ja nie mam pojęcia - powiedziałem. Następnie spojrzałem znów na Bloody. - A ty masz przestać być sadystką i sprawić, żeby Błękitek i Karolina byli razem, szczęśliwi i bezpieczni. Choć ja nadal nie mam pojęcia kim jest Karolina - dodałem jeszcze, po czym uśmiechnąłem się radośnie, jak Cane i Lily, a następnie cała nasza trójka zaczęła na pożegnanie machać naszym dwóm nowym przyjaciółkom.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top