Rozdział 39

Dzisiaj miałam do zrobienia pewną dość ważną dla mnie rzecz. I żeby lepiej się zmotywować, to napisałam wczoraj dwa rozdziały tego fanfika. Uznałam, że jak dobrze mi pójdzie, to dopiero wtedy będę mogła opublikować kolejny rozdział, taka dodatkowa nagroda i motywacja. No i poszło nie najgorzej, więc rozdział się pojawia:3

~~~~****~~~~

-Zastanawia mnie jedno...-powiedziałem, kiedy od dłuższego czasu szliśmy w ciszy. Obie dziewczyny popatrzyły na mnie.-Co zrobisz po tym, jak już załatwimy tę sprawę z szanownym królem Juanem?-zapytałem, patrząc na Lily. Cane niemal od razu też przeniosła na nią swój wzrok. Dziewczyna oczywiście od razu zrozumiała, czego dokładnie dotyczy moje pytanie.

-Ja...hm...nie jestem do końca wszystkiego pewna, to zależy od czego czy i czego się dowiemy, ale nie mam wątpliwości, że na pewno wrócę do swojej rodziny, cokolwiek by się miało zdarzyć-odparła po chwili zastanowienia. Właśnie takiej odpowiedzi się spodziewałem, choć liczyłem jednak, że powi coś innego... To wszystko naprawdę zaczyna się robić dziwne i niepokojące, nie wiadomo, jak to się skończy, ale ona jest pewna swego...Życzę jej jak najlepiej, ale obawiam się, czy nie będzie musiała kiedyś zmienić swoich przekonań. I to nie będzie dla niej przyjemne-pomyślałem.- A wy co zamierzacie dalej zrobić?-spytała nagle Lily. Nawet na nią nie patrząc, bez zastanowienia wypaliłem pierwszą rzecz, która przyszła mi do głowy:

-Skoro ty wracasz do dawnego życia, to my też to pewnie zrobimy-powiedziałem i dopiero po chwili spojrzałem na nią. Lily wyglądała tak, jakby ktoś jej dał w twarz z liścia. Zaskoczona, przestraszona, smutna. W  tamtej chwili czułem, jakby w środku mnie znajdowały się dwie całkiem inne osoby. Jednej było żal Lily i żałowała wypowiedzianych słów, druga była na nią wściekła za to, że nadal tak ślepo wierzy w te swoje durne przekonania względem ludzi i życzyła jej najlepiej jeszcze większych cierpień z ich strony, żeby przekonała się, jacy są naprawdę. Nie chciałem, aby którakolwiek z tych osób doszła do głosu, bo nie chciałem czuć względem Lily ani złości, ani współczucia. Jeśli o nią chodzi, najchętniej nie czułbym nic.

-Wybiegacie tak strasznie w przyszłość, a nawet nie podejrzewacie, czego możemy się dowiedzieć... A co, jeśli okaże się, że Lily jest naszą dawno zaginioną siostrą, o której nie mieliśmy pojęcia?!-zawołała z uśmiechem Cane. Pewnie chciała rozluźnić atmosferę, ale kiedy tylko usłyszałem jej słowa, aż mnie zmroziło. Ze wszystkich możliwych scenariuszy ten jest chyba najmniej prawdopodobny i najmniej zabawny, ale postanowiłem nie dać poznać po sobie, jak bardzo Cane mnie w tej chwili wkurzyła. Już mi dzisiaj raz zepsuła humor, nie chciałem pozwolić, aby stało się to znowu.

-Wtedy stwierdzenie, że Lily jest dla mnie jak siostra, nie byłoby tak bardzo nietrafne-powiedziałem, patrząc z wyrzutem na Cane.

-Ale to raczej niemożliwe-dodała Lily, uśmiechając się lekko z zakłopotaniem.

-Co nie zmienia faktu, że nikt nie wie, czego się właściwie spodziewać-odparła Cane.-To poniekąd ekscytujące!-dodała, nie kryjąc swojego podekscytowania. Cóż, musiałem jej przyznać nieco racji... Nam i tak nic ani nikt nie mógł zaszkodzić, mogliśmy po prostu ze spokojem i ciekawością czekać na rozwój wypadków, ale Lily nie zazdrościłem. Właściwie to chyba przejmowałem się tym wszystkim tylko przez wzgląd na nią, a nie powinienem. Po co mam się nią interesować? Po co mam się nią przejmować? Tylko mnie to doprowadza do większych kłopotów-pomyślałem, choć wiedziałem, że to i tak nic nie da. Uświadomić sobie coś to jedno, ale olać Lily w rzeczywistości to coś zupełnie innego. Mimo wszystko nie chciałem jej zostawiać z tym wszystkim samej i myślę, że Cane także nie.

-Dla mnie to jest bardziej przerażające niż ekscytujące-powiedziała Lily.

-Ale nie martw się, cokolwiek by się stało, na nas możesz liczyć, w końcu jesteśmy-prawie-tym-samym!-zawołała moja siostra, a ja posłałem Lily przyjazny uśmiech, żeby wiedziała, że podzielam zdanie Cane.

~*~

-Co robisz?-usłyszałam dobrze znany głos.

-Patrzę na gwiazdy-odparłam zgodnie z prawdą, po czym podniosłam się do pozycji siedzącej.

-Czy wszystkie dziewczyny to robią?-zapytał Candy.

-Co takiego?-zdziwiłam się.

-Podziwiają te głupie gwiazdy-wyjaśnił. Wzruszyłam ramionami.

-Nie wiem czy wszystkie, ale ja tak-odparłam.

-Wychodzi na to, że Cane też-powiedział błazen, po czym skrzyżował ręce. Następnie bez pytania usiadł obok nie. Zdziwiłam się nieco, kiedy zdałam sobie sprawę, że aż tak mi to nie przeszkadza. Jasne, nadal obawiałam się tego, co on jeszcze może wymyślić i zrobić, ale jakoś tak już mniej. Może dlatego, iż przekonałam się, że kiedy chce, potrafi naprawdę nad sobą zapanować i być niezwykle pomocnym, a nawet czułym?

-I co tym tam ciekawego widzisz w tych gwiazdach?-spytał chłopak, a potem przeniósł wzrok ze mnie na nocne niebo nad nami, usiane milionem migających światełek.

-Historie. Wiele historii-odparłam, kładąc się z powrotem na ziemi. Candy spojrzał na mnie zaskoczony.

-Historie?-spytał zdziwiony, po czym położył się obok mnie tak, że teraz oboje mieliśmy idealny widok na ciemnogranatowe niebo.

-Tak. A gdzie Cane?-zapytałam, zaskoczona, że nigdzie nie widzę jego siostry.

-Nie wiem-odparł chłopak.-Jakie historie?-zapytał niemal od razu.

-Różne-powiedziałam.

-To znaczy?

-Każda konstelacja ma swoją historię, a ja niektóre z nich znam. Dlatego, patrząc na te wszystkie gwiazdy, nie widzę chaotycznie ułożonych kropek, tylko obrazy, za którymi kryją się legendy. A w każdej z nich jest ziarnko prawdy-odparłam.

-A to ciekawe...Znam wiele historii, lub raczej znałem, ale na gwiazdach nigdy się nie znałem, chociaż chciałem...ale nie zdążyłem zainteresować się na dobre konstelacjami, bo zostałem mordercą, a potem już nie widziałem sensu się tym zajmować...Skoro ja tobie kiedyś opowiedziałem bajkę, to teraz ty mi powiedz coś ciekawego-powiedział Candy, po czym odwrócił głowę w bok i spojrzał na mnie.

-Dobrze. To jest na przykład gwiazdozbiór Andromedy-powiedziałam, starając się jak najlepiej wskazać palcem chłopakowi ów konstelację.- To była córka Cefeusza i Kasjopei, władców królestwa Etiopii. Kasjopeja obraziła kiedyś córki króla mórz, Posejdona, a ten zesłał potwora Ketosa, żeby pustoszył owe królestwo. Odwołać miała go tylko śmierć Andromedy, która postanowiła poświęcić się dla dobra poddanych. Została przykuta do skały i miała zostać pożarta przez potwora, ale uratował ją półbóg Perseusz, zabił bestię i w nagrodę Andromeda została jego małżonką. Ich małżeństwo było bardzo szczęśliwe, a po śmierci bogowie zdecydowali się umieścić ją na niebie-zaczęłam opowiadać. Candy ani razu mi nie przerwał, sprawiał wrażenie, jakby z uwagą mi się przysłuchiwał, patrząc na zmianę na mnie i na gwiazdozbiór Andromedy.

-Ciekawa historyjka. Znasz jeszcze jakieś?-spytał chłopak.

-Oczywiście. Nie chwaląc się, znam ich mnóstwa. To jest na przykład gwiazdozbiór Korony Północnej. Ta legenda jest bardzo stara i uważa się ją za jedną z pierwszych opowieści o nieszczęśliwej miłości. Niejaki Tezeusz, młody wojownik, dzięki pomocy córki kreteńskiego króla, Ariadny, zdołał pokonać potwora Minotaura, który co 9 lat zabijał siedem dziewczynek i siedmiu chłopców. Ariadna i Tezeusz bardzo się kochali, jednak w dziewczynie zakochał się także pewien bóg. Zesłał jej sen, w którym kazał jej opuścić ukochanego i poślubić jego. Ariadna musiała poddać się jego woli, jednak kiedy wyszła za boga, ich miłość nie należała do tych szczęśliwych. Dziewczyna zmarła z tęsknoty za swym ukochanym Tezeuszem, a ten gwiazdozbiór przedstawia diadem, który kiedyś podarował jej małżonek-powiedziałam.

-Ta historia jest jeszcze ciekawsza. Ech, ludzie są tacy głupi. Albo nie myślą do końca nad tym, co robią, obrażając bogów, albo zakochują się w tym, w kim nie powinni, albo niszczą szczęście innych...

-Mam wrażenie, że wszystko ci w nich przeszkadza-powiedziałam.

-Bo tak jest-odparł Candy, a ja znowu poczułam, jak jego palce zaciskają się na mojej dłoni. Byłam tak zaskoczona, że udałam, iż tego nie zauważyłam i dalej leżałam tak, wpatrując się w gwiazdy i słuchając przy tym jego głosu.-Gdyby chociaż popełniali jeden rodzaj błędów... Ale oni robią chyba wszystkie możliwe, jakie tylko istnieją. Wiem, że ja też nie jestem idealny, nikt nie jest, ale oni to już w ogóle przeginają. Są potworami i w potwory zmienili mnie i moją siostrę. Może nie byłbym taki, jaki jestem, gdyby nie oni-powiedział błazen. Zebrałam się na odwagę, żeby coś jednak powiedzieć.

-Stale zwalasz winę na ludzi, to od ciebie zależy, jaki jesteś-powiedziałam. Zamarłam, kiedy poczułam, jak Candy przesuwa kciukiem po zewnętrznej stronie mojej dłoni. Potem usłyszałam, jak chłopak cicho się śmieje.

-I tu mnie masz. W takim razie chyba...jestem jeszcze gorszy od ludzi, bo...zabijam bez powodu i dla przyjemności-powiedział, a w jego głosie doskonale słyszałam rozbawienie. Wkurzyłam się. Co on sobie myśli? Przeprasza mnie, a potem znowu zachowuje się jak dawniej?! Wyśmiewa?! Bawi się mną?!-pomyślałam wkurzona. Wyrwałam mu swoją dłoń i usiadłam, a on zrobił to samo. Potem ja wstałam. Chciałam stamtąd odejść bez słowa, ale właśnie wtedy zjawiła się Cane.

-Co ciekawego porabiacie?-zapytała, szczerząc się od ucha do ucha.

-Właśnie skończyłam twojemu bratu opowiadać legendy o gwiazdozbiorach, a teraz zamierzam iść spać-powiedziałam, nie kryjąc nawet swojego zdenerwowania.

-Naprawdę? To dziwne...-stwierdziła Cane.

-Tak, wiem, dziwi was to, że muszę spać. Ale przynajmniej wy w tym czasie możecie ze spokojem się ze mnie pośmiać, prawda?-spytałam, po czym spojrzałam na Cane, a potem na Candy'ego, który w tym czasie wstał.

-Nie, nie to jest dziwne. Przecież Candy zna te wszystkie legendy, chyba, że opowiadałaś mu jakieś nowe? W takim razie ja też chcę posłuchać, może dowiem się czegoś więcej oprócz historyjek na temat znaków zodiaku, zwierząt lub rzeczy. A znasz tę historię o Andromedzie? To moja ulubiona, może nie ma w niej nic niezwykłego, ale jakoś tak ją lubię...-powiedziała Cane, a ja z wrażenie aż zamarłam. Potem powoli odwróciłam się w stronę chłopaka.

-Kłamca!-zawołałam, po czym dźgnęłam go mocno palcem w pierś.-I po co to było? Znowu chciałeś zrobić mi głupi żart?! Posłuchać, jak z zapałem opowiadam "historyjki", które ty i tak znasz?! Mam tego dość...Dobranoc, życzę wam miłej nocy i kolorowych snów, zwłaszcza tobie!-zawołałam, spoglądając Candy'emu prosto w oczy. Nim którekolwiek z nich coś dodało, odwróciłam się i jak najszybciej stamtąd odeszłam.

~*~

-Dzięki, Cane-powiedziałem, kiedy Lily już z nami nie było.

-Ale co ja takiego zrobiłam? Co się tutaj stało? Albo raczej co TY takiego zrobiłeś?-spytała zdziwiona tym wszystkim Cane. I co miałem jej powiedzieć? Że chciałem spędzić miło czas z Lily i poprosiłem ją, żeby opowiedziała mi te głupie legendy, mimo że wszystkie je znałem? Poza tym chciałem też poczuć jej bliskość... Nic nie poradzę na to, że tak cholernie na mnie działa, tak bardzo jej pragnę... Ale zazwyczaj takie gesty jej nie przeszkadzały. Znaczy, przeszkadzały, ale nie reagowała na to aż tak.

-Chyba muszę przystopować, bo znowu ją do siebie zrażę-wymamrotałem sam do siebie, ale, na moje nieszczęście, Cane ma za dobry słuch.

-Candyyyyy, nie załamuj mnie...-zaczęła Cane, a ja spojrzałem na nią wyczekująco.-Jak tak bardzo ją chcesz, ale jednocześnie nie chcesz aż tak jej skrzywdzić, to rozkochaj ją w sobie, niech ci się sama odda, a co potem zrobisz, to już twoja sprawa... Przecież to nie może być trudne, zobacz, ona już nas lubi, nawet ciebie. Wystarczy, że tego nie spieprzysz, choć jak na razie bardzo starasz się to zrobić, i tylko trochę bardziej się postarasz. To takie ciężkie do ogarnięcia?-spytała moja siostra.

-Ale ja tego nie chcę!-odparłem.

-Czego?-zdziwiła się Cane.

-Lily. Znaczy... Nie chcę jej chcieć. To mnie już męczy...-wyjaśniłem.

-Bo zazwyczaj sam brałeś, czego chciałeś, a teraz nie możesz. Mój biedny braciszek-powiedziała z ironią Cane, po czym podeszła do mnie i pogłaskała mnie po włosach.

-Ej! Przestań!-zawołałem, odsuwając się.-A ty właściwie co w tym czasie robiłaś?-zapytałem, pragnąc zmienić temat.

-Zrobiłam sobie mały nocny spacer po lesie. Wiesz, że tutaj niedaleko mają swój obóz jacyś inni ludzie?-spytała.

-Nie, niby skąd miałem wiedzieć? Zrobiłaś im coś?-zapytałem.

-Ja nie łamię obietnic tak łatwo jak ty-odparła Cane. Posłałem jej wkurzone spojrzenie.

-Bardzo śmieszne-powiedziałem.

-Śmieszne jak ty, bracie-stwierdziła i uśmiechnęła się szeroko.

~*~

-Jaki jest twój ulubiony kolor?-spytała Cane.

-A nie będziesz się śmiała, jak ci powiem?-zapytała z obawą Lily.

-Dlaczego miałabym śmiać się z twojego ulubionego koloru?-zdziwiła się moja siostra.

-Fioletowy-odparła po chwili Lily.

-Ooo, to pewnie lubisz się przeglądać w lustrze?-spytała z uśmiechem Cane.

-Miałaś się nie śmiać!-zawołała Lily, posyłając jej lekki uśmiech.

-No dobra, dobra, przepraszam. Twoja kolej-odparła moja siostra. Lily ugryzła kawałek kanapki, którą miała, połknęła, i odezwała się dopiero kiedy znowu mogła mówić.

-A twój?-spytała.

-Ja najbardziej lubię czerwony, różowy i niebieski!-zawołała Cane.-Jakie jest twoje ulubione zwierzę?-dodała.

-Lubię wszystkie-stwierdziła Lily.

-Ogólne odpowiedzi są wbrew zasadom.

-Ale ja naprawdę lubię wszystkie-broniła się dziewczyna.-Ale...dobrze, to uznajmy, że najbardziej lubię psy i ptaki. Co najbardziej lubisz jeść?-dodała po chwili.

-To akurat proste. Słodycze, a zwłaszcza lizaki!-zawołała moja siostra.-Która z twoich mocy jest twoją ulubioną?

-Wyczarowywanie różnych przedmiotów. Przydaje się-odpowiedziała Lily. Jak widać, obie świetnie się bawiły, ignorując całkowicie mnie, ale nie przeszkadzało mi to aż tak bardzo. Przynajmniej mogłem się dowiedzieć paru rzeczy o Lily, bo Cane namówiła ją do gry w "milion pytań do" i teraz zadawały sobie nawzajem pytania. Od samego rana dziewczyna miała trochę zepsuty humor, pewnie była zła, ale dzięki Cane chyba poczuła się nieco lepiej. Więc ja, korzystając z okazji, po prostu się im przysłuchiwałem.-Co lubisz najbardziej robić? To znaczy, nie licząc...-Lily ucichła, a Cane zaśmiała się.

-Spokojnie, zabijanie nie jest moją ulubioną rozrywką. Wolę wkurzać mojego brata-odparła dziewczyna i popatrzyła na mnie. Posłałem jej znudzone spojrzenie.-No co? Lubię to robić! A ty Lily?-zapytała moja siostra.

-Pytasz, czy lubię wkurzać Candy'ego, czy co lubię robić?-odparła z uśmiechem dziewczyna.

-O to drugie, bo na pierwszr znam odpowiedź. Każdy lubi wkurzać Candy'ego-stwierdziła moja siostra.

-Dzięki-powiedziałem.

-Proszę uprzejmie-odparła z uśmiechem Cane. Lily też się lekko uśmiechnęła.

-Lubię spędzać czas z moją rodziną, poznawać nowe historie i śpiewać-powiedziała z uśmiechem dziewczyna.

-Lubisz śpiewać? Zaśpiewaj coś!-zawołała Cane.

-Nie, nie tutaj!

-Tak, tutaj!-ponagliła ją moja siostra.

-Jeszcze przeze mnie ogłuchniecie...-stwierdziła Lily.

-Odkąd twoja moc ujawniła się po raz pierwszy, słuch o niej zaginął, więc nic nam się nie stanie. No dawaj! My pokazaliśmy ci nasze cyrkowe sztuczki, a ty nie zaśpiewasz? Śpiewaj, śpiewaj, śpiewaj...-zaczęła powtarzać Cane. Lily znowu uśmiechnęła się, z zakłopotaniem.

~*~

Cane nie dawała za wygraną, byłam nawet skłonna już się zgodzić, ale... Uzmysłowiłam sobie, że pamiętam tylko jedną piosenkę. Znaczy, znałam ich o wiele więcej, całą masę, ale jak na złość, wszystkie wyleciały mi teraz z głowy i kiedy myślałam o śpiewaniu, tylko ona przychodziła mi na myśl. A nie chciałam jej śpiewać, zwłaszcza przy nich...

-Nie mogę, nie pamiętam żadnej piosenki-skłamałam po czym uśmiechnęłam się ponownie i spojrzałam na Cane, żeby dziewczyna nie zauważyła kłamstwa.

-Mi zarzucasz kłamstwo, a sama kłamiesz, choć niezbyt dobrze ci to idzie-stwierdził Candy. Od dłuższego czasu się nie odzywał, nie powiem, żeby mi to przeszkadzało. Wiele potrafię znieść i wiedziałam, że i tak wybaczę mu tą durną zabawę, ale na jakiś czas miałam go dość.

-Nie kłamię!-zawołałam natychmiast, odwracając się w jego kierunku.

-Zareagowałaś trochę zbyt impulsywnie. Kłamiesz na pewno-stwierdził, czym naprawdę mnie wkurzył. Czemu on może kłamać ot tak i ja tego nie widzę, a mnie przejrzał na wylot? Chociaż...przecież ja znam się na kłamstwie, umiem rozpoznać, gdy ktoś kłamie. Jestem idiotką, po prostu tak mi to wszystko namieszało w głowie, że straciłam zupełnie czujność-dopiero teraz zdałam sobie sprawę ze swojej głupoty. Przez kilkadziesiąt lat miliony razy przyłapywałam różne osoby na kłamstwie, zwłaszcza dzieci, a jemu dałam się tak łatwo podejść i jeszcze sama pozwoliłam, aby zauważył, że i ja teraz kłamię! Świetnie! Miałam ochotę po prostu usiąść i się rozpłakać, nic mi nie wychodziło, ani powrót do rodziny, ani ochrona jej, nawet teraz to wszystko, co się działo, dotyczyło mnie, a ja nic nie wiedziałam i nie mogłam z tym zrobić! Byłam tak załamana i wściekła, nie tylko na siebie, ale też na tę dwójkę, a na Candy'ego to już zwłaszcza. Chcą? To niech mają!

-Zaśpiewam i ruszamy dalej. Dość już sobie pogadaliśmy, nie mamy tyle czasu-odparłam chłodno.

-Proszę bardzo, twoje życzenie jest dla nas rozkazem, księżniczko-powiedział Candy, uśmiechając się przy tym lekko.

-Nie jestem księżniczką-stwierdziłam.

-Skoro służyłaś na królewskim dworze, dla nas jesteś niczym księżniczka-powiedział błazen.

-Wy też na takim służyliście-przypomniałam mu.

-Ale o wiele, wiele dawniej... Wiesz, kiedy na ziemi żyły jeszcze smoki-odparł ten pajac. Z każdą chwilą wkurzał mnie niemiłosiernie jeszcze bardziej. W końcu zdecydowałam się przerwać tę głupią, nic nieznaczącą wymianę zdań, która co najwyżej pewnie tylko bawiła i jego, i Cane. Mogłam po prostu zostawić ich tak, uparcie stać przy swoim i nie śpiewać, ale skoro tak bardzo chcieli, niech mają koncert. Wzięłam głęboki wdech i zaczęłam śpiewać jedyną piosenkę, jaką pamiętałam:

-*A Ty?

Czy ty?

Pod drzewo przyjdziesz też
Gdzie wisi już ktoś - podobno zabił trzech
Po tym, co się tu działo każdy chyba wie Pod drzewem dziś to wszystko skończy się
A Ty?
Czy Ty?
Dzisiaj przyjdziesz też
Tu woła nas ktoś, kto przed nimi zbiegł
Po tym, co się tu działo każdy chyba wie Pod drzewem dziś to wszystko skończy się
A Ty?
Czy Ty?
Tutaj przyjdziesz też
Pod drzewem jak cień wolność kusi Cię
Po tym, co się tu działo każdy chyba wie
Pod drzewem dziś to wszystko skończy się A Ty?
Czy Ty?
Dziś założysz też
Naszyjnik jak wąż oplecie czule Cię
Po tym, co się tu działo każdy chyba wie
Pod drzewem dziś to wszystko skończy się A Ty?
Czy Ty?
Już poczułeś też
Że wciąż wybór masz czy poddać się czy nie Po tym, co się tu działo każdy chyba wie
Pod drzewem dziś to wszystko skończy się
A Ty?
Czy Ty?
Zdecydujesz też
Że już nie da się stać, na oślep trzeba biec
Po tym, co się tu działo każdy chyba wie
Pod drzewem dziś to wszystko skończy się
A Ty?
Czy Ty?
Już rozumiesz też
Czy chcemy czy nie - czeka na nas śmierć
Po tym, co się tu działo każdy chyba wie
Pod drzewem dziś to wszystko zacznie się się

~*~

Zapanowała chwila ciszy. Byłem pod wrażeniem, Lily naprawdę ładnie śpiewała. Cane chyba też była pod równie wielkim wrażeniem, bo również zaniemówiła.

-Skończyłam-powiedziała w końcu Lily, po czym wstała.-Idziemy?-spytała. Ewidentnie była na mnie obrażona, a nasza wymiana zdań sprzed chwili raczej nie pomogła mi w zmianie tego stanu rzeczy, jednak co poradzę, że nawet kiedy martwiłem się, że Lily jest na mnie zła, ta błazeńska część mnie potrafiła przejąć nade mną kontrolę i chciała więcej żartów? Nie chciałem jej bardziej wkurzać, ale jednocześnie też kochałem żartować ze wszystkiego i wszystkich, w końcu byłem błaznem, i to wesołym, a nie ponurym grabarzem! Poza tym, lubiłem ją, ale serio, nie chciałem jej polubić aż za bardzo, więc wolałem sobie trochę to wszystko odpuścić. Jeśli Lily trochę się na mnie wkurzy, może chociaż ona będzie mnie przez jakiś czas unikać i zdołam się z niej wyleczyć, bo mi to jak na razie opornie szło. Nawet kiedy nie chciałem przebywać w jej obecności, i tak lądowałem gdzieś z nią. A jakoś specjalnie bardzo też nie powinna się na mnie obrazić za jeden czy dwa głupie żarty, na pewno mi wybaczy, więc jest dobrze-pomyślałem, zbierając się razem z Cane, aby ruszyć za dziewczyną.

~*~

-Dlaczego to wszystko nie jest jeszcze gotowe?!-zagrzmiał król, waląc ręką w oparcie swojego tronu.

-Jest, Wasza Wysokość, ależ jest od dawna-powiedział Samuel.

-Zatem dlaczego jeszcze nie wyruszyliście?! Dawno powinniście tam być! Powinniście wypełnić mój rozkaz, zanim jeszcze go wydałem! Tak to powinno działać w tym przypadku! Tutaj się waży los całego królestwa!-zawołał władca.

-Tak jest, oczywiście, Najjaśniejszy Panie. Wasza Królewska Mość pozwoli jednak, chciałem jedynie zawiadomić, iż Królewska Gwardia oczekuje na pozwolenie do wymarszu...

-Macie moje pozwolenie od dawna, mieliście ruszać, jak tylko będziecie gotowi! Teraz nie czas na formalności i raporty, czas na działanie! Rozkazy macie jasne, broni pełno, co prawda z tamtą dwójką może być problem, ale oni nie mają tylu mocy, co ta mała. Zajmijcie się nimi dobrze, złapcie ich, a już o resztę ja sam będę się martwił. Przygotowałem już tym potworom miły hotel-powiedział król i uśmiechnął się wrednie, z satysfakcją.

-Tak jest, Wasza Wysokość-odparł żołnierz. Pożegnał się z władcą, który właściwie wygonił go od siebie i ponownie kazał jak najszybciej ruszać. Nie oszczędzać koni, aby dotrzeć na miejsce na czas. Władca żałował, że jego plan się nie powiedzie. Jego szpiedzy przekazali mu informacje gromadzone miesiącami na temat tej dziwnej istoty przebywającej na dworze jego sąsiadki, królowej Adele, i wiedział, jak łagodna i dobra ona jest. Nie przewidywał z nią żadnych większych kłopotów, ale już z tamtą dwójką jak najbardziej, zwłaszcza, że wiedział o nich znacznie mniej. Liczył, że przynajmniej przez ten miesiąc oni, pod jej wpływem, nieco się ucywilizują i łatwiej będzie się z nimi dogadać, a tamta z kolei stanie się bardziej agresywna i skora do przemocy. W końcu trudno byłoby z pomocą takiej dobrotliwej duszyczki zagrozić jakiemukolwiek państwu całkowitym zniszczeniem. No i, dopóki ta mała z nimi była, mogli dzięki nadajnikowi śledzić nie tylko ją, ale i tą dwójkę, a w tym czasie dopracować odnowę tego ośrodka, jednak bogowie mieli widocznie inne plany i pragnęli schwytania tej siejącej postrach i grozę trójki już teraz... Król miał szczerą nadzieję, a wręcz pewność, że już niedługo powita swoich nowych poddanych, choć może lepiej byłoby użyć tutaj słów "nowych niewolników".

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top