Rozdział 38
Znowu zmuszona byłam uszykować sobie jakieś miejsce do snu. Skupiłam się na tym zadaniu, kucnęłam i zaczęłam poprawiać namiot, który wyczarowałam, uważnie mu się przy okazji przyglądając. Czułam promienie zachodzącego słońca, oświetlające mnie od tyłu. Nagle jednak wszystko to zniknęło, pojawił się jakiś cień... Odwróciłam się i ujrzałam nad sobą pochylającego się w moją stronę Candy'ego.
-Co robisz?-zapytał.
-Łapię motyle, nie widać?-spytałam, wracając do przerwanego mi zadania.
-To nie fair! Ty sobie możesz ze mnie żartować, a ja z ciebie nie!-zawołał błazen. Z powrotem podniosłam na niego wzrok i zauważyłam, że skrzyżował ręce.
-To nie był żart, a odpowiedź na poziomie zadanego przez ciebie pytania. Przecież widzisz, co robię-odparłam z uśmiechem. Candy westchnął.
-Humor ci się wreszcie poprawił?-trudno powiedzieć, czy bardziej to stwierdził, czy spytał.
-Może trochę-odparłam, chcąc szybko zmienić temat. Nagle mnie olśniło, przypomniało mi się coś, co powiedział rankiem Candy i co mnie bardzo zaciekawiło, ale wcześniej nie miałam okazji go spytać, a potem zapomniałam, aż do teraz. Chwila rozmowy będzie miłą odmianą po praktycznie całym dniu zamartwiania się. Byłam wdzięczna, że mimo wszystko ta dwójka jest na tyle wyrozumiała, że za bardzo na mnie nie naciskają. Oboje byli zdania, że powinnam jak najwięcej ćwiczyć swoją nową umiejętność, poznać jej możliwości, jak mogę jej używać itd. W duchu przyznawałam im rację, jednak chciałam za wszelką cenę o wszystkim tym zapomnieć, dlatego dzisiejszy dzień nie był zbyt udany.-Candy, mam pytanie-powiedziałam, wstając. Chłopak popatrzył na mnie z zainteresowaniem.
-Jakie?-spytał.
-Pamiętasz naszą rozmowę rano? Kiedy mnie obudziłeś?-zapytałam. Pop powoli pokiwał głową.-To wtedy wspomniałeś coś o swoim młocie. Miałeś go, gdy pierwszy raz się spotkaliśmy. Aż za dobrze to pamiętam...-powiedziałam, przypominając sobie ból, jaki sprawiło mi jego uderzenie. Jednak ja to przeżyłam, w końcu byłam praktycznie niezniszczalna, nie to co mały Chris. Candy przybrał speszoną minę, chyba nie spodziewał się, że będę chciała mówić akurat o tym.
-No cóż, po prostu...chciałem zrobić na tobie mocne pierwsze wrażenie-odparł po chwili zastanowienia, a zakłopotanie na jego twarzy ustąpiło miejsca pewności siebie.
-No mogę śmiało powiedzieć, że ci wyszło. Bardzo mocne zrobiłeś na mnie wrażenie-odparłam i, nie mogąc się powstrzymać, uśmiechnęłam się lekko. Błazen odwzajemnił to.
-Ale po co właściwie o tym mówisz? Chciałaś mnie o coś zapytać-powiedział po chwili.
-Tak, bo w sumie zainteresowało mnie to, że odkąd do was trafiłam, ani razu nie widziałam tego młota, ani nigdzie w cyrku, ani jak ty go...używasz...-odparłam. Pod koniec swojej wypowiedzi zacięłam się na chwilę, bo nie wiedziałam, jakich najlepiej słów użyć.
-Ach, to bardzo proste! Tak jak ty potrafisz sobie wszystko wyczarować, tak ja potrafię w każdej chwili wyczarować jego! O, spójrz tylko!-zawołał, po czym w ręce pojawił się ów młot. Candy był nieco wyższy ode mnie, a ten młot był o dobre dwie głowy wyższy od niego, więc był naprawdę ogromny. Do tego wielkości, sama nie wiem, dużego psa. Albo wilka. W każdym razie, OGROMNY. Wiedziałam, że jest wielki, ale kiedy pierwszy raz go widziałam i nim dostałam, co skutkowało tym, że czułam się jak połamana (pewnie tak było, ale na szczęście potrafię się szybko regenerować. Jednak takiego bólu nikomu nie życzę), nie miałam okazji dokładnie mu się przyjrzeć. Cały był niebiesko-fioletowo-czarny, tak najłatwiej było go opisać. Trzonek był na końcach czarny, tak samo jak górna część młota, ale po środku znajdowały się fioletowo-niebieskie paski. Górna część młota, od jednego końca do drugiego, też miała takie paski, ale były znacznie szersze. A, no i na obu jego końcach były namalowane uśmiechy.
-Sam wpadłeś na pomysł, żeby stworzyć sobie coś takiego?-spytałam.
-Nie, ja go wcale nie stworzyłem. Miałem go od zawsze-wyjaśnił chłopak.
-Jak to? Skąd?-zdziwiłam się. Candy wzruszył ramionami, a po chwili jego młot zniknął.
-Po prostu od zawsze wiedziałem, że mogę coś takiego stworzyć, wiedziałem, że go mam-wyjaśnił.
-Cane też ma swój młot?-zapytałam. Błazen pokręcił głową.-Dlaczego?-zdziwiłam się. Candy ponownie wzruszył ramionami.
-Jeśli chce, może sobie taki stworzyć, ale mój był ze mną od zawsze, a ona swojego nie miała i nie ma-odparł Candy.
-Dlaczego?-zdziwiłam się.
-Nie wiem, skąd mam wiedzieć?! Może ja jestem po prostu wyjątkowy albo bardziej zajebisty niż ona!-zawołał wkurzony Candy. Nawet nie pomyślałam, że tak go mogę zdenerwować zwykłym zadawaniem pytań.
-Dobrze, dobrze, nie denerwuj się tak-powiedziałam szybko. Chłopak jakby nieco ochłonął.
-Wybacz-powiedział krótko.
-Nic się nie stało-odparłam i uśmiechnęłam się lekko. Błazen przewrócił oczami.
-Za łatwo wybaczasz-stwierdził. Uniosłam ze zdziwienia brwi.
-A to według ciebie wada czy zaleta?-spytałam.
-W moim przypadku to zaleta, bo mi nie tylko można, ale i trzeba wybaczać. Jednak w przypadku innych to wada, za łatwo odpuszczasz-odparł chłopak.
-Ciekawa teoria-przyznałam.
-A jaka słuszna. Zapamiętaj i wyryj sobie złotymi zgłoskami w sercu-powiedział, posyłając mi lekki uśmiech.
-Tu. Tu się puknij-odparłam. Na początku chciałam uderzyć się lekko w środek czoła, ale ostatecznie zmieniłam plany. Zrobiłam krok w stronę błazna i to jego tam puknęłam palcem, po czym opuściłam swoją rękę. Sama byłam zaskoczona, że się na to zdobyłam, ale on był zdecydowanie bardziej zdziwiony. Szybko jednak doszedł do siebie.
-Ja ciebie nie mogę dotykać bez pozwolenia, a ty mnie tak?-spytał, po czym zrobił coś, czego zupełnie się nie spodziewałam. Chwycił mnie za dłoń, którą go uderzyłam, podniósł na wysokość swojej piersi i splótł nasze palce, posyłając mi przy tym rozbawiony uśmiech. Miałam coś na kształt deja vu. Już nie raz wcześniej robił coś takiego, tylko po to, aby wprawić mnie w zakłopotanie i cieszyć się moją reakcją. Znowu łamał zasady i w dodatku robił to z premedytacją...
-Co robicie?!-usłyszałam z daleka wołanie Cane, co wyrwało mnie z zamyślenia i skutkowało tym, że swoją rękę z kolei wyrwałam z uścisku Candy'ego.
-Ja szykuję się do snu-powiedziałam, odwracając wzrok od chłopaka w stronę jego siostry, która do nas podeszła.
-Tylko tym razem nie próbuj nas zabić swoim głosem-odparła dziewczyna.
-Postaram się-wymamrotałam, czując narastające zmęczenie. Miałam już tego wszystkiego powoli dość. Dość tajemnic, braku wiedzy, problemów, tęsknoty za bliskimi i dawnym życiem, dość Candy'ego i jego głupich zachowań... Dlaczego nawet on jest przeciwko mnie i musi mi stale przeszkadzać? Czy ja mu coś zrobiłam? Aż tak mu się podoba zabawa mną?-pomyślałam z żalem. Przynajmniej dzięki Cane, która zaczęła coś tam gadać, mogłam unikać bezpośredniej rozmowy z Candy'm i nie musiałam nawet na niego patrzeć.
~*~
-Szkoda, że jesteśmy teraz w lesie i nikogo oprócz nas tutaj nie ma-powiedziała Cane, siadając obok drzewa, o którego pień oparła się plecami.
-Dlaczego?-spytałem, zajmując miejsce obok.
-Zabawiłabym się z kimś. Mam już tego wszystkiego dość, brakuje mi porządnej rozrywki, obdzierania ze skóry, miażdżenia kości, wypruwania flaków, odcinania palców, gwałtów...-Cane zaczęła wymieniać same najmilsze sposoby spędzania wolnego czasu.
-Ale masz pojęcie, że nawet gdyby ktoś tutaj był oprócz nas, żadna z tych rzeczy nie wchodzi w grę? Obiecaliśmy...-odparłem.
-Ty obiecałeś-sprostowała Cane, spoglądając na mnie.
-A ty się zgodziłaś-przypomniałem jej.
-Lily by się nie dowiedziała, a czego oczy nie widzą, tego sercu nie żal, prawda?-powiedziała Cane, siląc się na niewinny ton głosu. Przez chwilę między nami panowała cisza, a ja biłem się z myślami na pewien temat.-Swoją drogą dziwię się, że ty to tak łatwo wytrzymujesz, ani razu nie wspomniałeś nic o zabijaniu, gwałceniu... No, chyba że tak naprawdę, potajemnie jednak korzystasz w tej kwestii z pomocy Lily, w końcu ona na pewno jest chętna do udzielenia absolutnie każdej pomocy potrzebującemu...-dodała Cane, a ja spiorunowałem ją wzrokiem.
-Wcale tak nie jest! Lily by się na coś takiego nie zgodziła, a jeśli nawet, nie byłaby po tym taka zadowolona-odparłem.
-Dzisiaj nie była zbytnio zadowolona i to przez cały dzień...
-To przez tą sprawę z jej nową mocą i tym wszystkim, co się wokół niej dzieje, dobrze o tym wiesz-odparłem. Znów na chwilę oboje zamilkliśmy.-Poza tym-odezwałem się po jakimś czasie-ja się na razie dobrze trzymam, bo wyszalałem się niedawno-dodałem, siląc się na uśmiech. Postanowiłem jednak podzielić się tym z Cane, bo od jakiegoś czasu miałem coś na kształt...może nie wyrzutów sumienia, to trochę za mocne słowa, ale żałowałem, że nie dotrzymałem w pełni złożonej Lily obietnicy. Cane spojrzała na mnie zaskoczona.
-I nic mi nie powiedziałeś?!-zawołała.
-A co miałem powiedzieć? Cześć siostrzyczko, dzisiaj uprawiałem seks i kogoś zabiłem-odparłem.
-Może niekoniecznie to, ale... Ty sobie sam składasz jakieś obietnice, w które mnie wciągasz, potem ja się męczę, żeby ich dotrzymać, a ty je tak sobie łamiesz-odparła moja siostra. Westchnąłem i spoważniałem.-Kiedy to się stało?-spytała Cane.
-Nie będę ci się teraz spowiadał-odparłem. Ona tylko prychnęła gniewnie i zamilkła, ale jedynie na chwilę.
-I co, jesteś z siebie zadowolony? Sprawiasz wrażenie, że lubisz Lily, jakby ci na niej zależało, a już drugi raz ją oszukujesz...-powiedziała.
-Nie zależy mi na niej-odparłem, nieźle wkurzony.
-A właśnie, że zależy, bo ją lubisz. A do tego, podoba ci się, ale jej nie zgwałciłeś-powiedziała Cane.
-Bo jest taka jak my...-odparłem.
-Przestań już stale tłumaczyć się w ten sam denny sposób i zastanów się, co naprawdę jest grane. Myślisz, że ja jestem ślepa? Widzę, jak na nią patrzysz, ale też widzę, jak ją traktujesz. Czasem robisz sobie z niej żarty, czasem jesteś pomocny, czasem czuły i troskliwy, czasem arogancki... A ty od kilkuset lat byłeś taki tylko w stosunku do mnie, dla swoich ofiar byłeś bezwzględny. Więc zastanów się, kim jest dla ciebie Lily. Nie ofiarą i raczej nie siostrą, bo etat twojej siostry jest już zajęty-powiedziała Cane.
-Dlaczego ty stale do tego wracasz?! Nie możemy raz na zawsze skończyć o tym mówić?!-zawołałem.
-Możemy, ja po prostu jestem ciekawa, co zamierzasz zrobić i jak to się wszystko dalej potoczy. Czy w ogóle zamierzasz coś robić-powiedziała Cane.
-Ciekawość to pierwszy stopień do piekła-odparłem.
-No już nie dąsaj się na mnie, braciszku! W końcu to ja powinnam być zła, bo ty ostatni raz zabawiłeś się całkiem niedawno, a ja już zaczynam zapominać, jak fajnie jest kogoś zabić!-zawołała Cane i niespodziewanie pociągnęła mnie w swoją stronę za włosy. Zdecydowanie nie byłem w nastroju do żartów, więc od razu się jej wyrwałem, wstając przy tym. Stanąłem naprzeciwko niej.
-Głupia suka!-zawołałem, a ona tylko się zaśmiała.-Czasami naprawdę mam cię dość!-dodałem.
-Jesteś zabawny, kiedy tak się ciskasz o nic!-odparła Cane, kiedy już przestała się śmiać. Uśmiechnąłem się sztucznie.
-Ty będziesz na pewno zabawna, jeśli spróbuję cię zmiażdżyć moim młotem-odparłem.
-Nie możesz tego zrobić, bo złamiesz obietnicę i trzeci raz oszukasz Lily-odparła moja siostra.
-Do trzech razy sztuka-powiedziałem, a chwilę później w moich rękach pojawił się kolorowy młot. Cane od razu spoważniała.
-Ale ty żartujesz, prawda? Żartowałeś? Powiedz, że żartowałeś!-powiedziała, wstając powoli z ziemi.
-Przekonajmy się-odparłem z szerokim uśmiechem, napawając się jej przerażeniem.
~*~
-Nie mogę się już doczekać, kiedy tam dojdziemy. Wreszcie od tego wszystkiego odpocznę!-zawołałam. Lily posłała mi rozbawione spojrzenie.
-Ty? Ty przynajmniej nie musisz spać na ziemi-powiedziała.
-Ty przynajmniej nie musisz znosić brata debila, który grozi ci po nocach śmiercią-odparłam.
-Od niego nie odpoczniesz, bo on się tak łatwo nie odczepi-stwierdziła dziewczyna.
-Co racja, to racja, najgorszego zła najgorzej się pozbyć-powiedziałam.
-Ej, ej, ja tu jestem i to słyszę!-zawołał Candy.
-Brawo, to znaczy, że nie ogłuchłeś, czy w związku z tym chcesz medal?!-spytałam. Lily zachichotała, a ja spojrzałam na nią równie rozbawiona. Myślałam, że Candy uda obrażonego, ale on zaczął nam się poważnie przyglądać.
-Swoją drogą, co to znaczy, że Candy grozi ci po nocach śmiercią?-zapytała Lily.
-To znaczy tyle, że jak ostatni debil grozi mi, iż zmiażdży mnie swoim młotem-wyjaśniłam.
-Nieładnie-stwierdziła Lily i spojrzała z rozbawieniem na mojego brata. Ten nagle uśmiechnął się wrednie. Co ta szuja kombinuje?-pomyślałam.
-Cane, mam do ciebie pytanie...-zaczął.
-Jakie?-spytałam niby od niechcenia. No dawaj, zagnij mnie.
-A ty się zastanawiałaś, kim dla ciebie jest Lily?-spytał. Wredny uśmieszek ani na sekundę nie zniknął z jego twarzy. Debil. Do kwadratu. Albo nawet do sześcianu. Dziewczyna spojrzała ze zdziwieniem na wspomnianego idiotę, a potem przeniosła wzrok na mnie.
-O co chodzi?-spytała Lily.
-O to, że Candy stwierdził w nocy, że jesteś dla niego jak druga siostra, tylko taka, z którą, w przeciwieństwie do mnie...-"z chęcią by się przespał" pragnęłam dodać, jednak mój brat mi to uniemożliwił.
-Matko, co to jest?!-zawołał, wskazując coś w oddali, czym odwrócił uwagę Lily, a potem sprzedał mi porządnego kuksańca w bok. Tym samym dał mi do zrozumienia, że mam siedzieć cicho, inaczej spełni swoją nocną groźbę. Skoro on był na tyle wredny, żeby specjalnie mnie podpuszczać, ja nie chciałam być mu dłużna, jednak szybko zdałam sobie sprawę, że w ten sposób bardziej dogryzłabym Lily niż jemu. Poza tym jednak nadal ciekawiło mnie, kim dla niego jest Lily, bo w nocy uniknął odpowiedzi na moje pytanie, a mówiąc to co przed chwilą powiedziałam, chciałam go po prostu wkurzyć i uznałam, że taki tekst będzie najlepszy.
-Ja nic nie widziałam, o co ci chodzi?-spytała dziewczyna, odwracając się z powrotem w naszą stronę.
-Wydawało mi się, że... Zresztą, nieważne-odparł Candy, ucinając w ten sposób temat. Lily przeniosła wzrok na mnie.
-Z którą, w przeciwieństwie do ciebie...?-spytała, chcąc usłyszeć dalszy ciąg mojej wypowiedzi.
-Nie łączą go więzy krwi-powiedziałam na szybko wymyślone kłamstwo.-Dla mnie też jesteś jak siostra. Młodsza, nieudolna, bardziej naiwna siostrzyczka-dodałam niemal od razu, z szerokim uśmiechem.
-Miło-skomentowała Lily. Ton jej głosu aż ociekał sarkazmem.
-Zawsze jestem miła-odparłam.
-I skromna-stwierdziła dziewczyna.
-Skromna też-przyznałam jej rację. Candy nic nie powiedział, tylko prychnął.
-Coś ci nie pasuje?-spytałam.
-Mi? Nic, ja przecież nic nie mówię-odparł.
-To co to było za prychnięcie?-zapytałam. Candy nic nie odpowiedział.-Ogłuchłeś czy co?-dodałam.
-Nie, po prostu nie mam ochoty dłużej prowadzić z tobą konwersacji-odparł mój brat, lekko poirytowanym tonem.
-Jak wy ze sobą wytrzymujecie?-spytała Lily, kręcąc z niedowierzaniem głową.
-Też się zastanawiam-powiedziałam. Wkrótce ona i ja zaczęłyśmy rozmawiać między sobą o różnych rzeczach, a Candy po prostu ucichł i się nie odzywał. Chyba znowu miał zły humor i musiał sobie wszystko przemyśleć i poukładać, na szczęście kiedy zrobiliśmy sobie krótki przystanek, żeby coś zjeść, zachowywał się już normalnie. Czasami nawet ja go nie rozumiałam, ale sama pewnie nieraz zachowywałam się podobnie.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top