Rozdział 37

-A więc? Cóż masz mi do powiedzenia? Czasu jest coraz mniej, a ja tutaj nie widzę zbytnich postępów-powiedział król, rozglądając się po gabinecie swojego rozmówcy.

-Ależ, Wasza Wysokość, to wszystko jest dowodem na to, z jaką powagą traktujemy swoje zadanie. Wszystkie siły i pieniądze inwestujemy przede wszystkim w projektowanie cel i potrzebnych nam do badań sal. Oczywiście Wasza Królewska Mość może sprawdzić wszystkie nasze postępy, jeśli wyrazisz takie życzenie, mój Panie, możesz zwiedzić każde miejsce w tej placówce-odparł rozmówca króla.

-Tak właśnie zamierzam zrobić, jak tylko skończymy tą pogawędkę, Panie R-powiedział król.

-Jasne, ależ oczywiście, Wasza Wysokość, jednak jest jeszcze jedna bardzo ważna rzecz, którą chciałbym przekazać Waszej Królewskiej Mości-powiedział mężczyzna.

-Jaka? Cóż się stało?-zainteresował się król.

-Udało nam się odzyskać jeszcze pewne dokumenty...-powiedział tajemniczo mężczyzna.

-Co?! Jakie?! Jak to możliwe?! Co jest w nich zapisane?!-zawołał król, podrywając się z miejsca.

-Dokumenty te miały to "szczęście", że zostały przysypane gruzem i uniknęły dzięki temu spalenia. Obecnie pracujemy nad ich odczytaniem, nie jest to łatwe, w końcu wiek także im nie sprzyja, jednak co nieco już się dowiedzieliśmy. Znaleźliśmy je po tym, jak Wasza Królewska Mość zapowiedziała swoją wizytę, zatem postanowiłem, że przekażę informację o tym znalezisku osobiście-powiedział mężczyzna.

-Zatem przekazuj. Czy dowiedzieliście się już czegoś ważnego?-zapytał władca.

-Tak, Wasza Wysokość. Dzięki informacjom, które już udało się odczytać, znamy jeden ze słabych punktów obiektu zero. W przeciwieństwie do tamtej dwójki, ona potrzebuje snu. I wiemy też, dlaczego, Wasza Królewska Mość-wyjaśnił rozmówca Juana.

-Zatem oświeć mnie, dlaczego tak jest, Panie R?-spytał król.

-To przez jej moce, Panie. Z zapisków wynika, że ma ich więcej, niż powinna. Dokładnie to jest tam mowa o "dodatkowych mocach". Ich obecność powoduje, że jej ciało zużywa niesamowicie dużo energii na tworzenie, używanie i kontrolowanie tych mocy-wyjaśnił mężczyzna.

-To wszystko jest bardzo ciekawe... Fascynuje mnie, jak z każdą chwilą dowiadujemy się o tym miejscu i o tych istotach coraz więcej...-odparł władca.

-Mnie również, Wasza Królewska Mość-powiedział Pan R.

-Jednakowoż mam pytanie, skąd wzięły się u niej te "dodatkowe moce"? Czy u tamtej dwójki też mogą się one pojawić?-zapytał król.

-Tego niestety nie udało nam się jeszcze ustalić. Dokładamy wszelkich starań, aby odzyskać jak najwięcej informacji i poznać historię, cel, środki działania oraz osiągnięcia tego ośrodka, który tu kiedyś był. Uważam, że i tak największy sukces mamy już za sobą, gdyż odkryliśmy to miejsce i odtworzyliśmy receptę na specyfik blokujący moce...-powiedział mężczyzna.

-Tak, to dużo. Oczekuję jednak, że z czasem będziemy mieli więcej konkretów...-odparł Juan.

-Tak, tak, oczywiście, Wasza Królewska Mość. Jednak trudno jest nam chociażby zrozumieć do końca, jak ten ośrodek działał kiedyś czy dlaczego przestał pracować. Na pewno miał tutaj miejsce ogromny pożar, a potem wszystko się zawaliło, a to, co ostało, zostało pogrzebane pod ziemią na wiele lat, jednak... Jak to możliwe? Kto do tego dopuścił? Jedno jest pewne... Ten ośrodek został stworzony specjalnie dla tej istoty, ona była tutaj uwięziona. Zresztą, nie tylko ona, o czym już Waszej Wysokości donieśliśmy w poprzednim raporcie. A potem coś się stało i ten ośrodek po prostu jakby zniknął z powierzchni ziemi. Sądzę też, że może z tym mieć związek nagłe zniknięcie obecnego wtedy władcy, bo miało to miejsce w tym samym roku, 1828...-powiedział mężczyzna.

-Tak, tak, to już mi pan kiedyś mówił, drogi Panie R. Niech pan więc lepiej pamięta, że oczekuję, iż znajdzie pan odpowiedzi na te pytania. Na razie wiemy, że tutaj trzymano dwie z tych istot, przeprowadzano eksperymenty i wynaleziono specyfik, który blokuje ich moce, a w każdym razie JEJ moce. A o panującym w tamtych czasach władcy nie ma co wiele mówić. Zniknął nagle, na szczęście jednak władzę przejął jego młodszy brat i nasza dynastia trwa...A niedługo być może będzie to jedyna królewska dynastia...-powiedział król.

-Naturalnie, Wasza Wysokość, wszystkim tym na bieżąco się zajmujemy. Wszelkie informacje na temat przeprowadzanych tutaj eksperymentów, wszelkich użytych środków, uzyskanych osiągnięć, są bardzo istotne. Jeśli je posiądziemy, zdobędziemy wiedzę naszych poprzedników. Nie będziemy musieli zaczynać od zera, a do tego poznamy ich błędy i nie popełnimy ich... A potem, Wasza Królewska Mość...-powiedział rozmówca króla i na chwilę umilkł. Władca uśmiechnął się do niego ledwie widocznie.

-A potem te istoty staną się naszym koronnym argumentem w pertraktacjach z innymi królestwami-dopowiedział król.

-Dokładnie, Wasza Wysokość. Któż bowiem sprzeciwi się Waszej Królewskiej Mości, jeśli czekać go będzie za to kara w postaci śmierci z rąk tych straszliwych potworów? Jeżeli Wasza Wysokość posiądzie ich potęgę, będzie niezwyciężony. Liczę, że nie zapomnisz wtedy o swym wiernym słudze, panie?-odparł mężczyzna. Król ponownie uśmiechnął się.

-Ależ oczywiście, że nie. Ty dajesz mi wiedzę i odkrycia na temat tych bestyjek, ja tobie pieniądze i możliwości działania, a dzięki temu razem zdobędziemy nawet cały świat-powiedział król.

-Ale Wasza Wysokość pamięta o jedynej zapłacie, która mnie interesuje?-spytał Pan R.

-Naturalnie. Będę miał jeszcze dwie takie istoty, więc jedną mogę ci odstąpić bez problemów! Będziesz mógł dokonać swojej zemsty...-odparł władca, czym niezmiernie zadowolił swojego podwładnego. Następnie król kontynuował rozmarzonym tonem:-Nikt nigdy nie zaznał takiej mocy. Magię ci wszyscy ludzie widzieli co najwyżej u podrzędnych "magów" z ulicy, który wywróży ci wszystko za psi grosz. A dzięki naszej współpracy, my im pokażemy prawdziwą magię. Magię siły-powiedział król, a jego oczy błyszczały z podniecenia. W wyobraźni widział już siebie jako absolutnego władcę, któremu nikt się nie może postawić. Kiedy już zrealizują swój plan, król najchętniej ogłosiłby najważniejszym świętem dzień, w którym w progu jego pałacu stanął pewien człowiek nauki, chcący poinformować go o swym niebywałym odkryciu archeologicznym. A w zamian pragnął tylko pomocy w odnowieniu tego wszystkiego i zemsty za doznaną krzywdę. Zemsty na tym potworze... Zarówno władca, jak i młody mężczyzna, byli bardzo zadowoleni z przebiegu rozmowy. Kiedy skończyli, król z chęcią udał się na przechadzkę po odnawianym wciąż budynku, a później, chwaląc postępy, niechętnie pożegnał się i wrócił do pałacu, gdzie czekał na niego gość, którego zupełnie się nie spodziewał.

~*~

Po korytarzu rozniósł się głośny krzyk. Alexander, słysząc to, rzucił się czym prędzej w stronę drzwi, jednak po chwili zatrzymał się. Nie wiedział, co ów krzyk może oznaczać... A jeśli działo się coś niebezpiecznego, powinien pomóc, lecz co z jego rodzeństwem? Teraz, kiedy te potwory zabrały Lily nie wiadomo gdzie, on obiecał sobie, że dopilnuje, aby nic nie stało się Aurorze i Christopherowi, nie mógł więc ani wziąć ich ze sobą i sprawdzić źródła krzyku, ani zostawić samych. Był w tej sytuacji bezsilny, a tego uczucia nienawidził najbardziej na świecie... Jednak ów krzyk usłyszała także jego matka, która w tym samym czasie, kiedy Alexander podjął decyzję o pozostaniu z rodzeństwem, dobiegła do miejsca, skąd pochodził. Zanim wybiegła zza rogu, usłyszała już wcześniej odgłosy szarpaniny. Kiedy dobiegła do końca korytarza i skręciła, jej oczom ukazał się przerażający i ohydny widok.

-Zostaw ją!-zawołała kobieta, dobiegając do mężczyzny w zbroi, który szarpał jej służącą, przypartą do ściany. Ten niemal natychmiast odepchnął od siebie Adele z taką siłą, że ta upadła na ziemię. Strażnik Juana odwrócił się i posłał jej pełne nienawiści spojrzenie.

-Nie będziesz mi mówiła, co mam robić, suko! Zresztą, my się tylko chcemy trochę zabawić, TWOJA służąca na pewno jest tak samo chętna jak ja, tylko jeszcze o tym nie wie-mężczyzna przeniósł wzrok z powrotem na przerażoną służącą.-A ona i tak powinna być wdzięczna, że dzięki łasce naszego króla jeszcze żyje-dodał, uśmiechając się lubieżnie. W tej samej chwili Adele, opierając się o przeciwległą ścianę, wstała z podłogi.

-Nie możesz... Nie pozwalam ci... Jeśli brakuje ci takiej rozrywki, idź do miasta, tam znajdziesz pełno chętnych kobiet w burdelach!-zawołała królowa. Strażnik znowu spojrzał na nią przelotnie, tym razem ze znudzeniem.

-Może i tak, ale im będę musiał zapłacić, poza tym...-mężczyzna przeniósł wzrok na służącą, którą przez cały ten czas mocno trzymał za rękę, aby mu się nie wyrwała.-...ja mam ochotę akurat na nią-dodał. Adele poczuła, że robi jej się niedobrze. Nienawidziła siebie za to, że dała się tak łatwo oszukać i dopuściła do tego wszystkiego... Lily zniknęły, jedno z jej dzieci nie żyło, a ona została zmuszona do podpisania zupełnie innego porozumienia z Królestwem Wschodu, niż kiedykolwiek by się spodziewała. Właściwie to została zmuszona przez żołnierzy Juana, aby uznać zwierzchnictwo ich królestwa nad swoim, a do tego ten bezwzględny potwór rozkazał zamordować wszystkich jej pałacowych strażników, bez wyjątku. Chciał zabić nawet zwykłą służbę, ale Adele jakoś wybłagała, aby ich chociaż oszczędził. Tyle że żołnierze Juana, którzy od tego czasu panoszyli się w jej pałacu jak we własnym domu, dawali jej masę powodów do myślenia, że źle zrobiła. Może gdyby ci wszyscy ludzie zginęli, nie musieliby znosić tylu cierpień, jak chociażby ta biedna służąca. Czy ci ludzie naprawdę nie mieli serca? Adele w akcie desperacji po prosu rzuciła się na mężczyznę, ale ona nie była jak Lily, nie miała żadnych mocy... Strażnik z łatwością znowu ją znokautował, a potem, zanim Adele się pozbierała, zniknął gdzieś ze służącą. Kobieta miała ochotę się popłakać albo od razu zabić, wiedziała jednak, że musi być silna i zaradzić jakoś całej tej sytuacji. Nie dla siebie, ale dla swoich dzieci, poddanych i dla Lily, którą trzeba było odnaleźć. Nie wiadomo było, jaki los zgotował jej Juan, jednak Adele nie zamierzała poddać się ot tak. Nie miała pojęcia, jak dokona tego bez żadnego wsparcia, bez pomocy Lily, strażników czy kogoś z zewnątrz, ale wiedziała, że musi jakoś przywrócić dawny porządek w swoim królestwie.

~*~

-Też bym sobie pospał, żeby się tak nie nudzić w międzyczasie, jak musimy na nią czekać-powiedziałem. Przynajmniej słońce już zaczęło wschodzić, a to oznaczało, że niedługo nastanie dzień i ruszymy dalej.

-Ta... Ale to wszystko jest naprawdę dziwne. Dlaczego ona jest jednocześnie taka jak my i zupełnie inna? My nie mamy tych mocy, co ona... To nie fair!-zawołała moja siostra.

-No... Też bym chciał umieć rzucić kimś o ścianę. W sumie to ciekawe czy to ma ze sobą coś wspólnego, czy to dwie zupełnie różne rzeczy?-spytałem. Żadne z nas nic więcej nie zdołało dodać, gdyż do naszych uszu dotarł przeraźliwy wrzask. Dosłownie brzmiało to, jakby ktoś odpalił mi jakiś alarm w środku głowy. Złapałem się za głowę i klęknąłem, chcąc w jakiś sposób przerwać ten hałas, od którego uszy wprost pękały. Zauważyłem, że Cane ma tak samo, kawałek dalej, skulona, trzymała się za głowę. Co tak hałasuje?-pomyślałem. To był ogromny wysiłek, bo przez ten hałas, który doprowadzał do szału, ledwo mogłem słyszeć. To wywoływało po prostu nieopisany, fizyczny ból, dopiero po chwili zdołałem się na tyle skupić, żeby rozpoznać...głos Lily. Krzyk na chwilę przycichnął, Cane i ja opuściliśmy ręce i spojrzeliśmy po sobie.

-Co to...?-zaczęła moja siostra, ale nie dokończyła, bo hałas znowu się wzmógł i przyprawił nas o kolejny ból głowy. Tym razem krzyk był krótszy i kiedy tylko się skończył, zmobilizowałem wszystkie swoje siły, aby wstać i pobiec do dziewczyny. Po drodze minąłem dwa zdechłe ptaki, których wcześniej nie było. Musiał wykończyć je hałas. Kiedy dobiegłem na miejsce, ręce aż mi się trzęsły z tego wszystkiego i ledwo dałem radę otworzyć wejście do namiotu, w którym spała i tam wejść. Udało mi się to akurat w chwili, kiedy znowu zaczęła krzyczeć. Tym razem hałas i wywołany nim ból wydawał się sto razy silniejszy. Lily rzucała się po namiocie jak opętana, z jednej strony na drugą, krzyczała, ale to wszystko robiła przez sen. Myślałem, że głowa mi pęknie, ale jakoś to wytrzymałem, a kiedy tylko Lily przestała krzyczeć, rzuciłem się w jej stronę, spojrzałem na nią niepewnie, a potem bez zastanowienia chwyciłem ją za ramiona i nią potrząsnąłem. Nagle Lily otworzyła oczy i szybko podniosła się do siadu, tak, że prawie zderzyliśmy się przy tym głowami.

-Wszystko dobrze? Co ci się stało? Co to było? Ale przede wszystkim...uspokój się, nic się nie dzieje-powiedziałem, widząc ją w obecnym stanie. Oddech miała przyspieszony i wyglądała, jakby płakała. Też przez sen. Lily spojrzała na mnie takim wzrokiem, jakby mnie nie poznawała, co nieco mnie wystraszyło. W końcu miała problemy z pamięcią, nie wiadomo dokładnie, dlaczego ją straciła, więc zmartwiłem się nie na żarty, że nie pamięta, kim ja jestem. Nagle jednak stało się coś, czego zupełnie się nie spodziewałem. Ona rzuciła się na mnie, oplotła moją szyję rękami i po prostu się we mnie wtuliła, jakby szukała...bo ja wiem? Pocieszenia? Bliskości? Niewiele myśląc, objąłem ją i przytuliłem do siebie.-Już dobrze. Wszystko będzie dobrze, cukiereczku-powiedziałem. Nie miałem pojęcia, co jeszcze mogłem powiedzieć, ale też po raz kolejny miałem po prostu ochotę sobie przywalić pięścią w twarz. W myślach nadal często myślałem o niej jak o "cukiereczku", po prostu lubiłem ją tak nazywać, ale przecież miałem tego nie robić na głos... No i ostatnio to nie zrobiło na niej zbyt dobrego wrażenia, ale, o dziwo, tym razem zupełnie to zignorowała. Może naprawdę stało się coś złego i przez to nawet nie zwróciła uwagi na to, jak ją nazwałem? Ale w takim razie, co się właściwie stało?-pomyślałem. Jednocześnie czułem, jak Lily, którą cały czas miałem w ramionach, uspokaja się, mocząc mi jednak przy okazji swoimi łzami bluzkę.

-Co tu się właściwie dzieje?-zapytała Cane, otwierając drzwi od namiotu. Ponad głową Lily posłałem jej lekko wkurzone spojrzenie. Ta to sobie zawsze znajdzie moment-pomyślałem. Widząc nas, Cane spojrzała ze zdziwieniem, ale nic nie powiedziała. Ja zaś poczułem, że Lily zwalnia swój uścisk i chce się ode mnie odsunąć. Nie żebym nie miał nic przeciwko, ale w tej sytuacji nie miałem wiele do gadania. Dziewczyna usiadła naprzeciwko mnie i cicho załkała, a potem spojrzała na mnie i po chwili na równie zaskoczoną Cane.

-Ja... po prostu miałam okropny koszmar...-powiedziała, wycierając zapłakane i zaczerwienione oczy rękawami bluzki. Pociągnęła cicho nosem.

-No...To musiał być niesamowicie okropny koszmar, skoro tak wrzeszczałaś-powiedziała moja siostra, a Lily spojrzała na nią wzrokiem jasno mówiącym, że nie rozumie, o czym ona mówi.

-Bo...to była jej sprawka, co nie?-spytała niepewnie Cane i spojrzała na mnie, a ja kiwnąłem powoli głową.

-O co chodzi? Co było moją sprawką?-zapytała zdezorientowana Lily.

-Lily, ty nie krzyczałaś...normalnie. Kiedy Cane i ja cię usłyszeliśmy, prawie padliśmy. Prawie rozsadziło nam głowy. Nie wszyscy mieli tyle szczęście, bo widziałem tutaj dwa martwe ptaki i możliwe, że to przez ten hałas, który wygenerowałaś...ty. Kiedy rozpoznałem twój głos, od razu tutaj przybiegłem, jak tylko twój krzyk na chwilę ucichł, bo inaczej nie byłem wstanie w ogóle myśleć, a co dopiero się przemieszczać. Ale kiedy tu dotarłem, i  ty znowu zaczęłaś krzyczeć, to ja poczułem się ponownie, jakby ktoś próbował mi rozwalić głowę moim własnym młotem-wyjaśniłem.

-Ale... ja to zrobiłam?-spytała dziewczyna, nie dowierzając. Znowu kiwnąłem głową.

-Jak ty tego w ogóle dokonałaś? To było po prostu...rozsadzało głowę od środka-powiedziała Cane.

-Mogę potwierdzić, zwłaszcza, że byłem przy tobie, jak zaczęłaś krzyczeć i to było koszmarne-dodałem. Lily spuściła wzrok, a potem zaczęła powoli kręcić głową.

-NienienienieNIENIE! Jak to możliwe?!-zaczęła krzyczeć coraz głośniej, ale tym razem nie dało to takiego efektu.

-Teraz brzmisz normalnie-zauważyła Cane.

-Może dlatego, że wcześniej po prostu krzyczałaś jak opętana, a teraz wykrzykujesz słowa? Lub może to też zależeć od czegoś innego-dodałem. Lily spojrzała na nas wzrokiem, z którego dało się wyczytać strach i kompletną dezorientację.

-Ale, jeśli mówicie prawdę, to to nie było normalne. Jakim cudem ja...mogłam...tak głośno krzyczeć?-zapytała. Widać było, że to wywołuje u niej silne emocje, raczej niezbyt pozytywne.

-Może to zależy od tego, co ci się śniło?-zasugerowałem.

-Albo może masz nową moc! W końcu nikt inny nie potrafi tak krzyczeć, żeby aż ptaki spadały i się zabijały!-zawołała Cane. Spojrzałem przelotnie na swoją siostrę, a potem z powrotem na Lily. Szczerze mówiąc, też brałem pod uwagę taką możliwość, zwłaszcza, że one podobno pojawiają się u niej kiedy chcą i ona nie ma wpływu na to, jaka moc się pojawi.

-Świetnie! Akurat w takim momencie potrzebne mi nowe zmartwienie! Jakby nie było mi dość, że straciłam wszystko, a w zamian dostałam dwie nowe, porąbane moce!-zawołała wściekła Lily. Tak złej chyba jej jeszcze nie widziałem, ale nie rozumiałem jej złości. Gdybym ja był na jej miejscu, cieszyłbym się z nowych zdolności.

-Dlaczego ty się nie cieszysz, że umiesz coś nowego? Przecież to jest na swój sposób ekscytujące, a już nie powiem, jak bardzo przydatne-wtrąciła Cane. Lily posłała jej wkurzone spojrzenie, potem wyraz jej twarzy nieco złagodniał, ale nadal sprawiała wrażenie wściekłej.

-Bo chcę po prostu, żeby wszystko było dla mnie zawsze takie samo. Chciałabym żyć w spokoju ze swoimi bliskimi i nie musieć się martwić, że kiedyś pojawi się u mnie wspomnienie lub nowa moc, która wywróci mi całe życie do góry nogami-odparła Lily.

-Twoje życie już zostało wywrócone do góry nogami, ale nie przez żadną moc czy wspomnienie, tylko przez zwykłych ludzi, więc sama widzisz, że nie masz co się martwić, bo nasze lęki atakują nas czasem z najmniej oczekiwanej strony. Powinnaś zaakceptować swoją naturę i cieszyć się swoją...wyjątkowością-powiedziałem po chwili zastanowienia. Lily popatrzyła na mnie zaskoczona.

-Może i masz rację...-zaczęła powoli, jakby uważnie zastanawiała się nad tym, co chce powiedzieć.-...ale ja bym chętnie tą swoją wyjątkowość oddała, nawet za darmo-dodała i popatrzyła na mnie. Miała taką lekko naburmuszoną minę, jak niezadowolone dziecko. Nie mogłem się powstrzymać i uśmiechnąłem się do niej. Cholera, jaka ona jest podniecająca, nawet w tej chwili-pomyślałem mimochodem, za co zaraz się skarciłem. Jeśli chciałem wytrzymać z nią jakoś i faktycznie nic jej przy tym nie zrobić, a przynajmniej nie wbrew jej woli, musiałem unikać takich myśli, choć to było ciężkie. Pewnie lepiej by było, gdybym przynajmniej mógł się zabawić z kimś innym, ale wolę więcej nie oszukiwać jej. Kiedy to wszystko się skończy, i tak będę mógł wyszaleć się za wszystkie czasy.

-Chodź, lepiej coś zjemy i sprawdzimy, co z tą twoją nową mocą-powiedziałem.

-Popieram!-zawołała Cane i wyszła szybko z namiotu. Lily w odpowiedzi kiwnęła tylko lekko głową. Wyszedłem na zewnątrz jako drugi, a potem ona. Później zrobiliśmy małe czary-mary, żeby pozbyć się namiotu, a załatwić jedzenie.

~*~

-Nie jestem pewna, czy to aby na pewno dobry pomysł-powiedziałam, nie kryjąc swoich wątpliwości. Ani Candy, ani Cane w żaden sposób nie zareagowali, więc nabrałam powietrza w płuca i krzyknęłam do nich.-Nie jestem pewna, czy to dobry pomysł!-zawołałam. Błazen zabrał na chwilę dłonie, którymi zakrywał uszy.

-To jest zajebisty pomysł!-odparł, pokazując mi uniesiony w górze kciuk.-Po prostu krzyknij najgłośniej jak potrafisz, a o zwierzątka się tak nie martw, wszystkie przepłoszyliśmy!-dodał, po czym uśmiechnął się i znowu zakrył sobie uszy. On i Cane zgodnie stwierdzili, że trzeba moją nową moc przetestować. Od razu uznałam, że to bardzo zły pomysł i nie zamierzałam się zgodzić, podając przy tym milion powodów na "nie". Nie chciałam w ogóle myśleć o tej nowej mocy, chciałam, żeby zniknęła, nie miałam ochoty jej testować, bałam się, że zrobię krzywdę Candy'emu, Cane, albo znowu jakiemuś ptakowi czy innemu zwierzakowi. Ale oni przekonali mnie tym, że w razie kłopotów powinnam znać swoje możliwości, bo możliwe, że jeżeli spotka nas jakaś niespodziewana sytuacja, to krzyknę tak głośno, że ogłuszę wszystkich, łącznie z tą dwójką błaznów, i moją rodziną, jak już do nich wrócę. Poza tym nie zamierzali ustąpić, a ja musiałam przyznać, że ich jeden argument miał więcej sensu niż wszystkie moje, więc niechętnie zgodziłam się na cały ten test, ale teraz już nie byłam tego wszystkiego tak pewna. Wiedziałam jednak, że ta dwójka mi nie odpuści, dlatego czy chcę czy nie, muszę zrobić z siebie idiotkę, drąc się jak opętana. Jeszcze raz spojrzałam niepewnie na Cane i jej brata, którzy jakieś czterdzieści metrów dalej siedzieli obok siebie, zakrywając dłońmi uszy. Candy uśmiechnął się do mnie lekko (albo tylko mi się zdawało?). W każdym razie, odwróciłam się szybko w drugą stronę, bo jak najszybciej chciałam to już mieć za sobą. Nabrałam powietrza w płuca i krzyknęłam, ile tylko miałam sił, ale to był mój zwykły krzyk... W każdym razie, ja nie poczułam niczego wyjątkowego. Echo jeszcze przez chwilę powtarzało mój głos, kiedy ja nagle poczułam na ramieniu czyjąś dłoń i prawie wyskoczyłam z siebie ze strachu. Gdy się odwróciłam, ujrzałam Candy'ego i Cane.

-To nie było to. Tym razem krzyczałaś normalnie-powiedział od razu chłopak. Wzruszyłam ramionami.

-Może to i dobrze? Może jednak moja moc zdecydowała się mnie posłuchać i sobie zniknąć?-odparłam.

-Może...albo robisz to po prostu źle-powiedziała Cane. Spojrzałam na nią zaskoczona.

-Co niby robię źle?-spytałam.

-Źle krzyczysz-odparła.

-To jak mam krzyczeć?

-Nie wiem. Tak, jak ostatnio-powiedziała Cane, wzruszając ramionami.

-Ostatnio spałam-przypomniałam jej.

-Może to zależy od twojego snu? Sama mówiłaś, że śnił ci się jakiś koszmar... Możesz nam powiedzieć, co to było?-spytał błazen, a ja poczułam się, jakbym miała zaraz zemdleć.

-Koszmar-powiedziałam cicho.

-Ale jaki?-zapytał zniecierpliwiony Candy. Wzięłam głęboki wdech i zaczęłam im opowiadać.

-Śniło mi się, że jestem w jakimś dziwnym miejscu, wszędzie było tak biało...-zaczęłam.

-Śniła ci się...zima?-spytała Cane. Candy zgromił ją wzrokiem, a ja tylko popatrzyłam na nią i pokręciłam głową.

-Nie, ja byłam w jakimś pomieszczeniu, gdzie było biało. Bardzo biało. I czułam się okropnie, jakby wszystko mnie bolało, ale nie tak zwyczajnie, tylko...to było nie do opisania, jakby ktoś mnie czymś poprzebijał albo gorzej...-dodałam.

-Pamiętasz coś jeszcze?-spytał natychmiast Candy. Po chwili namysłu skinęłam głową.

-Pamiętam taki dziwny znak, który był na ścianie. Czarny półksiężyc przekreślony czerwoną linią-odparłam.

-Chwila!-zawołała nagle Cane, zanim Candy zdołał coś powiedzieć. Oboje spojrzeliśmy na nią z zaskoczeniem.

-Czy ten znak, znaczy ten księżyc, był skierowany wierzchołkami w prawo?-spytała dziewczyna. Zastanowiłam się przez chwilę i dopiero wtedy jej odpowiedziałam.

-Tak, a co?

-Ja też taki widziałam-odparła, czym niesamowicie mnie zaskoczyła.

-Jak? Gdzie? Kiedy, skoro niemal wszędzie jesteśmy razem i ja niczego takiego nie widziałem. Chyba, że ty też sobie ucięłaś drzemkę i coś ci się przyśniło-powiedział zaskoczony Candy. Cane pokręciła przecząco głową.

-No właśnie. NIEMAL wszędzie jesteśmy razem. Ja widziałam coś takiego jakiś czas temu, zanim wyruszyliśmy na tą naszą przygodę...I jeszcze zanim skończyliśmy z zabijaniem na jakiś czas-powiedziała Cane, patrząc na mnie uważnie. Trochę się zmartwiłam więc, o czym będzie ta historia, ale jej nie przerywałam, zatem dziewczyna kontynuowała.-Kiedy mi się nudziło i poszłam szukać Lily, bo ty, mój drogi braciszku, nie chciałeś się zabawić, zmuszona byłam po jakimś czasie poddać się. Ale nudziło mi się nadal, więc poszłam kogoś zabić. Spotkałam jakiegoś faceta, którego trochę zarysowałam nożem, wydłubałam mu oczy-mniej więcej w tym momencie zaczęło mi się robić niedobrze-a potem go oskalpowałam i poszłam szukać jakiejś nowej ofiary. Znalazłam strażnika tego całego Juana i on miał przy sobie broń z takim właśnie symbolem. Tylko kiedy próbowałam go nią zranić, to ona nie zadziałała-wyjaśniła Cane.

-Co?! Jak mogłaś o tym nam nie powiedzieć, idiotko?!-krzyknął na maksa wkurzony Candy.

-Nie krzycz na mnie debilu! Zresztą, mówiłam ci o tym, tylko ty uznałeś, że to nic ważnego! Co, nie pamiętasz już?! Poza tym nie miałam pojęcia, że ten symbol może coś znaczyć!-Cane nie pozostała mu dłużna.

-Kiedy mi niby o tym mówiłaś?!-krzyknął Candy.

-Kiedy ty powiedziałeś mi, że nie zabijamy ludzi, bo obiecałeś to Lily. Pamięć dziurawa jak ser, co?!-zawołała dziewczyna.

-Hej, hej, uspokójcie się!-zawołałam, wchodząc między kłócące się rodzeństwo.-Ty, nawet się nie odzywaj-powiedziałam stanowczo, patrząc na błazna. Ten, zaskoczony, jak na zawołanie umilkł.-Ty, powiedz mi, jak ta broń wyglądała-dodałam, odwracając się w stronę jego siostry. Cane jak na zawołanie zaczęła mi ją opisywać, chyba równie zaskoczona moim zachowaniem jak jej brat.

-Cholera, nie podoba mi się to wszystko-stwierdziłam.

-No, mi też nie. Coś tu nie pasuje i to bardzo-powiedziała Cane.

-Nie, nie o to chodzi... Nie podoba mi się opis tej broni. Bo...ja chyba miałam z nią wcześniej do czynienia. Co prawda twój opis nie jest dokładny, ale z tego, co mówisz, to ta broń przypomina tą, może nawet to jest ta sama, której użyli przeciwko mnie podczas ataku w pałacu Adele. Najgorsze jest w tym wszystkim to, że ja po tym straciłam moc-powiedziałam. Oboje popatrzyli na mnie zaskoczeni.

-Jak to...straciłaś moc? Nie wyglądasz na kogoś, kto ją stracił...-powiedział Candy.

-Bo ja straciłam ją tylko chwilowo. Ale w tym było coś, co powodowało, że przez jakiś czas nie mogłam jej używać. W ogóle ledwo mogłam normalnie stać-wyjaśniłam.

-Ale tamta broń była zepsuta, strzeliłam do tego faceta i nic mu nie było-powiedziała Cane.

-Albo na niego po prostu nie działała, idiotko-stwierdził jej brat. Jego siostra posłała mu wściekłe spojrzenie.

-Tym gorzej, bo jeśli tak jest, to... a jeśli to działa też na was?!-zawołałam nagle, po czym popatrzyłam ze strachem na rodzeństwo.

-Hm... Trudno powiedzieć, bo jesteśmy podobni, ale też zupełnie inni. No i nie wiadomo, czy tego czegoś nie zrobili na przykład specjalnie dla ciebie-odparł po chwili zastanowienia Candy.

-Racja, aczkolwiek wolałabym tego nie sprawdzać na własnej skórze-powiedziała Cane.

-Ja też nie... Podsumowując, przyśnił ci się ten dziwny koszmar...-zaczął chłopak, ale ja mu przerwałam.

-Właśnie, jeszcze jedno!-powiedziałam, a oni oboje popatrzyli na mnie wyczekująco.-To nie był zwykły sen, tylko wspomnienie. Jestem w stanie odróżnić sen od wspomnień-wyjaśniłam, uprzedzając ich pytania.

-To było twoje wspomnienie?! To ty musiałaś prowadzić kiedyś bardzo barwne życie!-zawołała Cane.

-Chyba aż za bardzo-dodał jej brat.

-Wolałabym teraz o tym nie mówić...-odparłam.

-Ale nie da się. Bo skoro śniło ci się wspomnienie, w którym widziałaś ten znak, a Cane widziała z kolei strażnika z bronią, której prawdopodobnie użyto, aby pozbawić cię mocy na jakiś czas i która ma ten sam znak, to bardzo możliwe, że to wszystko jakoś się łączy-powiedział błazen. To było właściwie wiadome, ale ja nawet nie chciałam dopuścić do siebie myśli o tym. Jednak teraz, kiedy Candy powiedział to na głos...

-Czyli to może mieć związek z moją przeszłością, której nie pamiętam? Super...-powiedziałam z rezygnacją.

~*~

Lily, załamana, spuściła wzrok. Ponad jej głową spojrzałem na Cane.

-Hej, nie zamartwiaj się tak. Może to tylko zwykły zbieg okoliczności?-spytałem.

-Bardzo bym chciała, żeby tak właśnie było. I żeby to wszystko wreszcie się skończyło-odparła dziewczyna. Z tonu jej głosu aż biła rezygnacja.

-Ostatecznie to powinien być dla nas wszystkich dodatkowy impuls, żeby dowiedzieć się, o co w tym wszystkim chodzi-powiedziałem, chcąc poprawić dziewczynie humor.

-Chyba dla mnie, a nie dla "nas wszystkich"-zauważyła Lily, podnosząc wreszcie na mnie swój pełen smutku wzrok.

-A ty myślisz, że cię z tym wszystkim samą zostawimy?! O nie, już za dużo tego wszystkiego. To się zaczyna robić aż za bardzo podejrzane-wtrąciła się Cane.

-Ale, skoro was to nie dotyczy, to może lepiej będzie, jeśli...-zaczęła cicho Lily.

-Kto powiedział, że "nas to nie dotyczy"? To jak najbardziej nas dotyczy, od chwili kiedy tylko do nas trafiłaś, bo to też na pewno jakoś się z tym wszystkim łączy-przerwałem jej.

-Sprowadzam na siebie i wszystkich, których spotykam, same kłopoty-stwierdziła dziewczyna.

-Takie depresyjne i fałszywe stwierdzenia w niczym ci nie pomogą, wiesz?-powiedziałem, mimowolnie uśmiechając się lekko do Lily. Ta, po chwili, odwzajemniła uśmiech, ale nadal nie wyglądała na zbyt szczęśliwą.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top