Rozdział 34
Obudziłam się, a właściwie zostałam obudzona przez koszmarny ból pleców. Kiedy się podniosłam i rozejrzałam, wiele się wyjaśniło. Mądra ja zasnęłam na podłodze obok łóżka. Płakałam, płakałam, i w końcu zasnęłam. Powoli wstałam i przeciągnęłam się, na tyle, na ile pozwolił mi odczuwany ból. Sprawdziłam godzinę na zegarze w kącie pokoju. Cholera jasna!-pomyślałam tylko, widząc, że już godzinę temu powinnam była być u Cane. Z prędkością światła się wyszykowałam i pognałam do jej pokoju. Zapukałam, a po chwili dziewczyna mi otworzyła.
-Cześć! Dobrze się spało?-spytała na początek.
-Dlaczego mnie nie obudziliście?-zapytałam.
-Uznaliśmy, że skoro nie przyszłaś, to nadal śpisz. A skoro nadal śpisz, to musisz być zmęczona. A skoro Candy i ja możemy poradzić sobie sami, to po co cię budzić?-odparła Cane i przesunęła się, robiąc mi miejsce, abym mogła wejść do środka.
-Nie rozumiem, jak to mogliście poradzić sobie sami?-zapytałam, odwracając się z powrotem do Cane.
-Normalnie. Przecież i tak trasę mamy już w większości ustaloną. Teraz tylko musimy coś zjeść i ruszamy dalej!-usłyszałam za sobą głos Candy'ego. Nieważne, ile razy mentalnie przygotowywałabym się do naszej rozmowy po tym, co wczoraj między nami zaszło. I tak w tej chwili czułam się okropnie, ale nie mogłam go przecież zignorować. Odwróciłam się w stronę błazna.
-To wy jeszcze nie jedliście?-spytałam, uradowana mimo wszystko, że Candy przynajmniej na razie nie chce mówić o wczoraj.
-Nie, czekaliśmy na ciebie. Ale i tak nie byliśmy nawet głodni. Zjemy razem i spadamy stąd-odparł, po czym odszedł w głąb pokoju. W tej samej chwili podeszła do mnie Cane.
-Wszystko w porządku?-spytała z... troską? Tego to się po niej raczej nie spodziewałam.
-T-tak, a dlaczego pytasz?-odparłam zaskoczona.
-Bez powodu, po prostu wyglądasz jakoś tak... Markotnie. Wczoraj Candy miał zjebany humor, dzisiaj ty? Wymieniacie się czy co?-spytała z uśmiechem Cane.
-Nie, a przynajmniej ja o niczym takim nie wiem-odparłam i też się uśmiechnęłam. Potem dołączyłyśmy do Candy'ego i zjedliśmy razem śniadanie, w czasie którego opowiedzieli mi o swojej nocnej bitwie na poduszki. Najzabawniejszy było to, że Candy uważał, że to on wygrał, a Cane, że ona, przez co prawie się pokłócili, ale jakoś ich ze sobą pogodziłam. A potem już wyruszyliśmy w dalszą drogę. O dziwo nie było tak źle, jak myślałam, Cane niemal cały czas coś gadała i wciągała w rozmowę mnie i Candy'ego, dzięki czemu (przynajmniej ja) nie myślałam wiele o tym, co było wczoraj.
~*~
Lily faktycznie wyglądała, jakby humor się jej polepszył. Może choć raz Cane dała mi dobrą radę? Po naszej bitwie na poduszki, kiedy zaczęliśmy znowu ze sobą po prostu rozmawiać, ona powiedziała, że lepiej odczekać i dać Lily trochę czasu, zanim zrobię to, co chciałem zrobić. A przynajmniej do wieczora. Ale przez to, że dziewczyna naprawdę wyglądała, jakby już z wszystkim sobie poradziła, ledwo się powstrzymałem, żeby pogadać z nią o tym w czasie naszego, tym razem krótkiego, postoju. Jednak nie chciałem tego poruszać przy Cane.
Relacjonowanie jej wszystkiego po całym zajściu, a robienie tego w jej obecności to dwie zupełnie różne rzeczy. Do kolejnego miasta dotarliśmy wieczorem, schemat znowu był ten sam. Właściciel jakiejś karczmy wynajął nam pokoje, Lily od razu poszła do siebie, ja zresztą też. Nie mam pojęcia, co zrobiła Cane. Jednak ja długo w swoim pokoju nie wytrzymałem. W końcu wyszedłem i najpierw zacząłem spacerować po korytarzu, a potem uznałem, że minęło już dość czasu i mogę wreszcie do niej iść (nie chciałem, żeby to wyglądało tak, że już wcześniej to zaplanowałem i tylko na to czekałem. Wolałem, żeby myślała, że wpadłem na to całkowicie spontanicznie, jakoś tak miałem wrażenie, że tak będzie lepiej). Stanąłem przed drzwiami jej pokoju i zapukałem. Kto by pomyślał, że kiedyś dojdzie do czegoś takiego i znajdę się w takiej sytuacji, w takim miejscu i z taką osobą?-pomyślałem, a chwilę później otworzyły się drzwi i stanęła w nich Lily. Na pierwszy rzut oka widać było, że jest lekko spięta, ale poza tym przynajmniej starała się robić dobre wrażenie.
-Coś się stało? Potrzebujesz czegoś?-zapytała. Ciebie, i to od dawna-pomyślałem mimochodem, ale powstrzymałem się przed wypowiedzeniem tych słów na głos.
-Tak. Chciałbym z tobą porozmawiać. Wiem, że możesz nie mieć ochoty po...wczoraj, poza tym wtedy to właśnie ty chciałaś ze mną rozmawiać, a ja, no, nie za bardzo, więc zrozumiem, jeżeli każesz mi stąd spadać, ale jednak mam nadzieję, że tego nie zrobisz-moja wypowiedź była nieco zawiła i pod koniec sam już nie pamiętałem, co powiedziałem na początku. Lily wyglądała, jakby chwilę się nad czymś zastanawiała.
-Możesz wejść, nie będziemy rozmawiać w przejściu-odparła w końcu, po czym odsunęła się w bok, żeby mnie wpuścić.-Tylko ręce trzymaj przy sobie-zastrzegła.
-Jasne jak słońce-powiedziałem z uśmiechem i wszedłem do środka. Od razu podszedłem do niewielkiego biurka, przy którym stało krzesło. Nie chciałem rozmawiać na środku pokoju, a już na pewno nie chciałem rozmawiać przy łóżku, ale bardziej ze względu na Lily niż na siebie. Ona była naprawdę wrażliwa na wszystko.
-To o czym chciałeś porozmawiać?-spytała, podchodząc do mnie. Spojrzałem na nią.
-Właściwie to będzie bardziej taka dość mocno bezczelna prośba z mojej strony, a nie rozmowa-odparłem. Lily posłała mi przerażone spojrzenie, a do mnie dopiero wtedy dotarło, jak ona zapewne odebrała moje słowa.-Ale nic w tym stylu, o czym pomyślałaś-powiedziałem szybko. I znowu z opóźnieniem zrozumiałem, że intencje miałem dobre, ale użyłem nie najlepszych słów. Równie dobrze mógłbym powiedzieć "na pewno nie masz o czym myśleć, tylko o seksie ze mną, ale spoko, nie o tym będzie rozmowa". Super Candy, dobrze ci idzie-pomyślałem zły na samego siebie. Na szczęście jednak Lily nie zaczęła mnie jeszcze wyzywać od niewyżytych zboczeńców i uciekać, więc miałem chyba szansę się zrehabilitować.
-Więc o co chciałeś prosić?-zapytała dziewczyna.
-Chciałem cię prosić, a właściwie zapytać, czy jest chociaż szansa, żebyśmy...zaczęli wszystko od nowa?-spytałem.
-To znaczy?
-No... żebyśmy zapomnieli o tym wszystkim, co było między nami, i spróbowali się dogadać jeszcze raz. Jakby tamto się nie zdarzyło. Wiem, że proszę o wiele, ale sam mam wrażenie, że jeśli wmówię sobie, że tego wszystkiego nie było, lepiej będzie mi po prostu to ogarnąć. A jeżeli oboje spróbowalibyśmy zapomnieć, to może łatwiej będzie nam się dogadać?-wyjaśniłem. Naprawdę, tak jak Cane, zdążyłem już trochę polubić Lily i dobrze się z nią dogadywałem. Pragnąłem jej, ale nie chciałem jej krzywdzić tak jak innych, więc z tym już wolałem dać sobie spokój. Ale nie chciałem tracić jej na zawsze, a najlepszym wyborem wydawało mi się w takiej sytuacji zaczęcia wszystkiego od początku, z czystą kartą.
~*~
Normalnie nie mogłam uwierzyć w to, co usłyszałam. Candy chciał o WSZYSTKIM zapomnieć i zacząć od początku. A to oznaczało, że być może zrozumiał swoje błędy i chciał wszystko naprawić, ale pozostawało wciąż jedno pytanie... Czy ja będę wstanie zapomnieć o tym, co się już wydarzyło? Jednak odpowiedź była w moim przypadku prostsza, niż by się mogło wydawać. Nie miałam pojęcia, czy mi się uda, ale wiedziałam, że na pewno spróbuję. Zrobiłabym wszystko, żeby komuś pomóc, a już zwłaszcza zrobiłabym wszystko, żeby Candy i Cane zmienili się na lepsze. A jeśli dam błaznowi drugą szansę, to może lepiej się dogadamy i on naprawdę zrozumie swoje błędy i przejdzie przemianę? A jego siostra razem z nim. Ale nie zamierzałam tak łatwo odpuszczać, nadal trochę się go bałam, mimo że potrafiłam więcej niż on.
-Myślę, że możemy spróbować-powiedziałam powoli, po dłuższej chwili zastanowienia. W oczach chłopaka dostrzegłam zaskoczenie, ale i nadzieję oraz radość. Na jego miejscu pewnie też bym nie wierzyła, że się na to zgodzę.-Ale pod pewnymi warunkami-dodałam. Candy nie krył zdziwienia.
-Jakimi?
Westchnęłam, po czym zaczęłam wymieniać:
-Nie ma żadnego "cukiereczka", nie dotykasz mnie wbrew mojej woli, nie całujesz, nie robisz mi głupich żartów, nie dokuczasz mi ani żadnymi komentarzami, ani spojrzeniami, ani robieniem ze mnie idiotki, ani niczym innym, i nie robisz nic, co dotyczy mnie, bez mojego wcześniejszego pozwolenia-powiedziałam na jednym tchu.
-Ok-odparł tylko Candy. Spodziewałam się jednak czegoś więcej.
-Wszystko zrozumiałeś?-spytałam dla pewności. Chłopak prychnął.
-Nie jestem idiotą i rozumiem w twoim języku-powiedział.
-Dobrze, dobrze, chciałam się tylko upewnić. Bo myślałam, że zareagujesz trochę bardziej niż zwykłym "ok"-odparłam.
-Dobrze, zrozumiałem twoje warunki i się na nie zgadzam. Pasuje?-powiedział, po czym uśmiechnął się lekko, ale nie kpiąco, tylko przyjaźnie.
-No, trochę lepiej, ale nadal mógłbyś postarać się bardziej-odparłam, także z uśmiechem.
-Ależ staram się!-zawołał Candy. Pokręciłam głową z udawanym politowaniem.
-Nie widać tego po tobie-odparłam.
-Ranisz moje uczucia. Jednak jesteś wredna, a nie miła-powiedział chłopak.
-A czy ja kiedykolwiek twierdziłam, że jestem miła?
-Kiedyś tak myślałem...
-Źle myślałeś-odparłam.- Co z Cane?-spytałam, zmieniając temat. Nie chciałam dłużej ciągnąć tej naszej słownej przepychanki, bo dopiero co się pogodziliśmy i na razie wolałam się tak z nim nie spoufalać się. Candy wzruszył ramionami.
-A co ma być? Jest dorosła, może robić co chce i kiedy chce. Byle tylko rano zjawiła się na czas-powiedział błazen.-Ale jak ją znam, to niedługo stwierdzi, że jej się nudzi i zacznie nas szukać. Najpierw pewnie pójdzie do mnie, a kiedy mnie nie spotka, wparuje jak zawsze do ciebie-dodał.
-I znowu będę musiała się z wami użerać-powiedziałam z ironią i uśmiechem na ustach.
-Ej! Spędzanie czasu z dwójką najlepszego rodzeństwa pod słońcem to sama przyjemność!-zawołał Candy. Oburzenie w tonie jego głosu nieco mnie rozbawiło.-A właściwie to chciałbym jeszcze spytać, chociaż dawno już powinienem to zrobić, a nie dopiero teraz. Jak ty znosisz naszą podróż? Dobrze sypiasz? Bo ja bym chyba nie umiał zasnąć w takim miejscu...
-Nie jest tak źle, jak się wydaje. Ty jesteś odporny na zmęczenie, więc nawet nie wiesz, jak łatwo jest zasnąć gdziekolwiek, kiedy jest się wyczerpanym-odparłam.
-Rozumiem... Chciałbym się przekonać, jakie to uczucie, kiedy się śpi-powiedział błazen.
-Nic nadzwyczajnego. To tak, jakby ktoś cię po prostu wyłączył-odparłam, po czym odwróciłam się do niego bokiem i zaczęłam stukać lekko palcami w oparcie krzesła.
-Ale mimo wszystko, ciekawi mnie, jak to jest, kiedy coś ci się na przykład śni-odparł Candy, krzyżując ręce.
-To zależy-powiedziałam. Oparłam się rękami o oparcie krzesła i nieco pochyliłam.-Czasem jest fajnie, kiedy śni się coś miłego. Ale koszmarów nie polecam. Jednak większość snów to po prostu sny, ani miłe, ani straszne. Obojętne, ale najczęściej dziwne-dodałam. Candy przeniósł na chwilę wzrok na biurko, a potem z powrotem na mnie.
-Mogę o coś spytać?
Nic nie powiedziałam, tylko kiwnęłam lekko głową, choć obawiałam się jego pytania.
-A tobie co się najczęściej śni? Mam nadzieję, że miłe rzeczy-powiedział.
-Rzadko pamiętam swoje sny-przestałam na niego patrzeć i wlepiłam swoje spojrzenie w krzesło.-Zazwyczaj, jeśli je zapamiętuję, to są to bardziej moje wspomnienia, które wracają do mnie w snach, a je zdecydowanie zaliczyłabym do koszmarów-odparłam. Starałam się nie dać po sobie poznać, że ta rozmowa jakoś mnie poruszyła, ale w tej sytuacji było to dość trudne. Moje sny i wspomnienia to dla mnie dość trudny temat. Po chwili poczułam czyjąś obecność obok mnie. Candy do mnie podszedł.
-Wybacz, nie chciałem cię smucić-powiedział, kładąc rękę na moim ramieniu. Przez chwilę między nami panowała cisza, którą w końcu zdecydowałam się przerwać.
-Miałeś mnie nie dotykać bez pozwolenia-powiedziałam z lekkim uśmiechem, starając się ukryć smutek.
-Nawet w takiej sytuacji mam cię o to pytać?!-zawołał Candy, zabierając dłoń z mojego ramienia.
-Zasady to zasady-odparłam, zadowolona z siebie. Błazen skrzyżował ręce i pokręcił z niedowierzaniem głową. Po chwili znowu zaczął mówić, miałam nadzieję, że znowu da się wciągnąć w małą gierkę słowną, ale nie tym razem.
-Chciałbym wiedzieć coś jeszcze. Dlaczego uważasz swoje wspomnienia za koszmary?-zapytał. Obawiałam się tego pytania, jednak skoro już pozwoliłam, żeby padło, to musiałam albo na nie odpowiedzieć, albo wymyślić jakąś sensowną wymówkę.-Wcześniej mówiłaś, że nic nie pamiętasz o swoim życiu, zanim trafiłaś do pałacu. I że nie wiesz, dlaczego tak jest. Ale nie rozumiem, co takiego złego jest we wspomnieniach, które do ciebie wracają?-drążył dalej Candy.
-Ja... Nie wiem, czy chcę o tym w ogóle mówić-odparłam po chwili milczenia. Zwłaszcza z tobą-mimowolnie dodałam w myślach.
~*~
-Rozumiem. Skoro nie chcesz, to nie, nie będziemy tego drążyć-powiedziałem. Widziałem, że rozmowa dotycząca jej wspomnień bardzo na Lily wpłynęła. Teraz wydawała się przybita jak nigdy wcześniej. Smutna, rozżalona, pozbawiona nadziei. I jak zawsze to wszystko dzięki mnie, tylko tym razem nie skrzywdziłem jej swoim nieopanowanym pożądaniem, ale ciekawością. Mogłem nie zadawać tych wszystkich pytań. Teraz jednak musiałem szybko coś wymyślić, żeby poprawić Lily humor i przerwać ciszę, która między nami zapanowała. Albo jakoś odwrócić jej uwagę...
-A właśnie, miałem cię jeszcze o coś zapytać. Może jesteś gło... -nie dokończyłem, bo dziewczyna mi przerwała.
-Wiesz, Candy, to miłe, że się o mnie martwisz i w ogóle, doceniam to, że chcesz zacząć wszystko od nowa, starasz się być miły...Dobrze mi się z tobą rozmawiało, ale, nie obraź się, chciałabym trochę pobyć sama-powiedziała Lily. Ona rzadko mówiła, czego chce, a już bardzo rzadko znajdowała w sobie odwagę, by prosić o cokolwiek, ale najwidoczniej dałem jej za bardzo popalić swoimi pytaniami. Nie chciałem pogorszyć sprawy.
-Jasne, rozumiem. To do zobaczenia później, albo jutro-odparłem i skierowałem się w stronę drzwi. Kiedy złapałem za klamkę, zatrzymał mnie znowu głos Lily.
~*~
Nie chciałam mu tego wszystkiego wyjaśniać, nie chciałam dzielić się tym z kimkolwiek oprócz moich bliskich. Kiedy Candy odszedł, zniknęła też presja, którą na sobie czułam. Błazen chciał wiedzieć, o co chodzi, ale ja nie mogłam ani nie chciałam mu tego wyjaśniać. A mimo to, po paru chwilach, zrobiłam coś, czego sama po sobie się nie spodziewałam. Zaczęłam naprawdę podejrzewać u siebie jakieś początki rozdwojenia jaźni.
-Bo te wszystkie...wspomnienia są...tak bardzo bolesne-powiedziałam drżącym głosem. A chwilę później poczułam, jak w moich oczach zbierają się łzy i spływają po policzkach. Kurde, Lily, ogarnij się, znowu beczysz, jakby nie było na świecie poważniejszych problemów niż twoje, z którymi inni sobie jakoś radzą. I to ty zawsze powtarzałaś tym wszystkim dzieciakom, że trzeba być odważnym, aby mieć siłę mierzyć się ze swoimi problemami-pomyślałam. Candy po chwili znalazł się obok mnie, ale bardziej to po prostu poczułam, niż zauważyłam. Zabrał mi krzesło, na którym się opierałam i odwrócił je, a potem zmusił, żebym na nim usiadła.
-Ej, dlaczego płaczesz? Co się dzieje? Jeśli nie chcesz, nie musisz mi oczywiście nic mówić, ale może to ci jakoś pomoże, jeżeli się wygadasz?-zapytał z troską.
~*~
W przeciągu dwóch dni dwa razy doprowadziłem ją do płaczu. A mieliśmy zacząć wszystko od nowa... Martwiło mnie to, że Lily się rozpłakała, ale jeszcze bardziej martwiły mnie jej słowa. Co to miało znaczyć, że jej wspomnienia są bolesne? I są dla niej koszmarami? Lily cicho załkała, a ja, że nie chciałem tak nad nią stać, uklęknąłem przy niej i jedną rękę chwyciłem za oparcie krzesła, a drugą, niewiele myśląc, położyłem na jej kolanie. Wtedy jednak przypomniało mi się, że miałem jej nie dotykać, więc cofnąłem ją i oparłem tylko o krzesło.
-Ja... Niewiele mam tych...wspomnień, ale wszystkim...zawsze towarzyszą te... same odczucia-Lily mówiła z przerwami, w czasie których łkała, płakała albo pociągała nosem.
-Jakie odczucia?-spytałem, uważnie się jej przyglądając. Dziewczyna jednak nie patrzyła na mnie, tylko na swoje dłonie. Kątem oka zauważyłem, że bawi się nimi, zaciska na materiale spodni, splata i rozplata palce.
-Strach...Ból i smutek...Nigdy nie przypomniało mi się nic miłego-odparła Lily. Jej odpowiedź wprowadziła we mnie tylko większy zamęt. Strach? Ból? Smutek? Dlaczego to wszystko jest w jej wspomnieniach? I dlaczego ona tego wszystkiego nie pamięta? A przynajmniej nie tak, jak powinna? Cane i ja mamy już po 600 lat, ale nadal pamiętamy większość wydarzeń ze swojego życia. Może nie każde popełnione morderstwo, ale ważniejsze rzeczy jak najbardziej, a ona mówi, że straciła zupełnie pamięć. Chociaż...
-A, jeśli mogę spytać, skąd wiesz o swojej siostrze?-zapytałem.
-Właśnie z... jednego z takich... wspomnień. Kiedyś przyśnił mi... się sen, w którym ona... była, ale... w tym samy śnie...dowiedziałam się, że nie żyje-wyjaśniła Lily.
-A inne sny? Czego dotyczyły?-spytałem. Nie bez powodu to wszystko tak mnie ciekawiło. Cane i ja byliśmy kiedyś dobrzy, ale staliśmy się źli, po tym, co chcieli zrobić z nami ludzie... Wykorzystać nas jako broń. Myśleliśmy, że Lily nie zdążyła się jeszcze przekonać, jakimi są potworami, ale z tego wszystkiego wynikało, że wcale nie musiało tak być. Ta dziewczyna też musiała kiedyś wiele wycierpieć.
~*~
Nie chciałam mówić o tym wszystkim Candy'emu, ale kiedy już zaczęłam, nie mogłam się powstrzymać. Czułam się tak, jakbym musiała to wszystko z siebie wyrzucić, bo inaczej rozsadzi mnie to od środka. Nie chodziło o to, że byłam zmęczona duszeniem tego w sobie, w końcu część moich bliskich wiedziała o mojej utracie pamięci, wspomnieniach, koszmarach, więc nie byłam z tym sama. Może chodziło o to, że teraz znajdowałam się tak daleko od domu, z dala od mojej rodziny, zdana tylko na siebie i ewentualnie na tą dwójkę, której nie do końca mogłam ufać? Może po tak długim czasie znowu musiałam się z kimś podzielić moimi obawami, bo sama nie byłam sobie w stanie z nimi poradzić? Podsumowując, tchórz z ciebie i słabeusz, Lily-pomyślałam, podczas gdy Candy zadał mi pytanie o moje inne sny. Schowałam twarz w dłoniach.
-Moje sny nie są zbyt dokładnie-wybełkotałam.
-To znaczy?-dopytywał Candy. Położyłam dłonie z powrotem na kolanach i popatrzyłam na chłopaka.
-Widzę w nich jakichś ludzi, korytarze, czasem budynek w lesie, ale wszystko jest trochę zniekształcone i zamazane. Ale te wszystkie uczucia mi towarzyszą i tak... Czasem, kiedy się budziłam, sen był tak realny, że myślałam, iż naprawdę coś mnie boli...-odparłam. W tej samej chwili drzwi do mojego pokoju otworzyły się z hukiem i stanęły w nich Cane.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top