Rozdział 24
-Już raz się o to pytałam, ale nie uzyskałam odpowiedzi-powiedziała cicho Lily, nawet nie patrząc na mnie. Jej spojrzenie skierowane było gdzieś w bok. Jasno było widać, że jest zakłopotana i przez to jeszcze bardziej przyciągała moją uwagę. Jak dobrze, że udało mi się namówić Cane, żeby sobie poszła. Chciałem być z Lily sam na sam, a Cane, jak przystało na moją siostrę, od razu mniej więcej zrozumiała o co chodzi. Jednak miałem szczęście, że to właśnie ona była moją bliźniaczką. Drugiej tak idealnej siostry nikt chyba nie ma.
-Słodko wyglądasz, kiedy jesteś czymś zakłopotana, cukiereczku-powiedziałem. Jak się spodziewałem, Lily w jednej chwili przeniosła na mnie zaskoczony wzrok.
-Ja wcale nie...!
-Już wcześniej to zauważyłem. Na przykład kiedy ćwiczyliśmy na trapezie, cukiereczku-przerwałem jej. Widziałem w jej oczach czystą panikę. Cierpienie psychicznie zadawałem z taką samą radością, jak fizyczne. A na Lily naprawdę patrzyłem z radością, jak walczy sama ze swoimi myślami i próbuje dojść do tego, jak powinna zareagować.
-Ile razy mam powtarzać, że nie jestem "cukiereczkiem"?-odezwała się w końcu. Aha, więc taką strategię wybrała. Zignorowała całość mojej wypowiedzi i przyczepiła się tylko do tej jednej rzeczy-pomyślałem. No niestety, w tej grze ona od samego początku była na straconej pozycji. Mógłbym ją zapytać, czemu zignorowała resztę mojej wypowiedzi, czy podobał jej się mój komplement, czy potwierdza, że czuje się przy mnie zakłopotana... Było tyle możliwości, żeby przysporzyć jej więcej kłopotu! Ale zamiast tego postanowiłem dać jej trochę spokoju. W końcu już po raz kolejny pytała mnie o historię moją i Cane, a ja sam jej kiedyś zaoferowałem, że ją opowiem.
-Dawno temu, kiedy człowiek był młody a smok już stary, ludzie żyli w pokoju, skąpani w cieple bijącym od światła. Wszystkich zachwycało to ciepłe i jakże piękne zjawisko. Światło, dane ludziom od ich boskich opiekunów... ale wkrótce ludzie zaczęli walczyć o nie. Chcieli mieć je tylko dla siebie. I to właśnie wtedy, ciemność narodziła się w sercu człowieka. Rozprzestrzeniające się zło, pochłaniało światło z serc wielu ludzi. Obejmowało ono wszystko, a świat zniknął... i dla ludzi... błogosławieństwo stało się przekleństwem!-mówiąc, cały czas uważnie przyglądałem się Lily. Zwracałem uwagę na najdrobniejszy szczegół w jej zachowaniu, bo chciałem wiedzieć, jak zareaguje na moją opowieść.
-Co to? Co mi opowiedziałeś?-spytała po chwili milczenia, kiedy zapewne była już upewniona, że nie będę kontynuował.
-Legendę-odparłem.-Chyba nie sądzisz, że powiem ci wszystko wprost? Na tacy? Sama rozszyfruj, o co w tym chodzi-dodałem. Na chwilę znowu zapanowało między nami milczenie.-Daj znać, jak już wpadniesz na jakieś rozwiązanie-powiedziałem, po czym wstałem. Miałem zamiar odejść, ale Lily mnie powstrzymała.
-Zaczekaj-powiedziała. Spojrzałem na nią zaciekawiony.-A jeżeli wiem, o co w tym chodzi?-spytała nagle. Uniosłem lekko brew.
-Już to wiesz? No to dawaj-powiedziałem, po czym znowu na chwilę usiadłem, ciekaw tego, co dziewczyna powie.
-Znam tą legendę. Czytałam ją parę razy, jeszcze w pałacu, nawet wiele lat przed tym zanim Adele została królową. To dość nieznana legenda, ale czasem można na nią trafić w jakieś książce-zaczęła. Skinąłem powoli głową, zachęcając ją, aby mówiła dalej.-Światło to symbol pięknego daru, którego ludzkość nie doceniła, przez swoją chciwość i zachłanność. A ty i Cane często mówicie, że ludzie wcale nie są niewinni, że są źli. Sprawiacie wrażenie, jak byście nienawidzili ludzi już za sam fakt, że są ludźmi. A to znaczy, że musieliście poznać ich od najgorszej strony. A skoro ta legenda, to wasza historia, to rozumiem, że to wy jesteście światłem danym ludziom przez boskich opiekunów? Nie rozumiem jeszcze w tej opowieści wszystkiego, ale... mam rację?-zapytała Lily.
-Jestem pod wrażeniem. Szybko to rozgryzłaś-odparłem z uśmiechem.
-No dobrze, ale to nie tłumaczy wszystkiego. Co w tej legendzie robi smok? Co to znaczy, że świat zniknął? I przecież nie wszyscy ludzie są źli i chciwi-powiedziała Lily. Jej pewność, szczerość i ufność były naprawdę rozbrajające.
-Wszyscy. Tylko niektórzy bardzo dobrze to ukrywają-odparłem.
-Ja tak nie uważam-powiedziała Lily.
-Zmienisz zdanie-odparłem.
-A jeżeli nie?-spytała dziewczyna.
-Zmienisz-powiedziałem stanowczo i spojrzałem na nią z powagą. Widziałem, że ledwo powstrzymała wzdrygnięcie.
-Dlaczego tak uważasz?-zapytała. Pochyliłem się w jej stronę tak szybko, że pewnie myślała, iż chcę ją znowu pocałować. Położyłem jej rękę na ramieniu, ale samo to wystarczyło, żebym poczuł, jak całe jej ciało się napina. Ja jednak nachyliłem się tylko i szepnąłem jej do ucha:
-Bo nie jesteś głupia, tylko zbyt dobra-powiedziałem. Tylko przez kilka sekund byłem tak blisko niej, a już ponownie jej zapragnąłem. I to znacznie więcej niż poprzednio. Ale niestety, co by nie powiedzieć o mojej kochanej siostrze, ale wyczucia czasu to ona za grosz nie ma.
~*~
Już z daleka zauważyłam Lily i Candy'ego i zawołałam ich głośno, żeby dać im znać, że wróciłam. Wyglądali, jakby się całowali, co było dziwne, bo myślałam, że przez ten czas mój brat zdąży zaliczyć biedną Lily co najmniej trzy razy, a tu nic. Chyba, że już to zrobili...
-Co porabialiście?-spytałam, podchodząc do nich.
-Opowiedziałem Lily ciekawą legendę-odparł mój brat.
-Naszą legendę?-upewniłam się. Oboje niemal jednocześnie kiwnęli głowami.-I co?
-Lily rozgryzła ją od razu. Przynajmniej jej główny przekaz-odpowiedział Candy.
-Ooo, to nieźle. Większość by się pewnie nie połapała, o co w tym chodzi-odparłam.
-To wcale nie było trudne-powiedziała cicho dziewczyna.
-Nasz cukiereczek naprawdę nieźle z tym sobie poradził. Bo, co już ustaliliśmy, nie jest głupi-wtrącił Candy, a ja miałam wrażenie, że Lily trochę zbladła.
-Dobrze się czujesz? Bo wiesz, możliwe, że Candy coś ci zrobił... Jeżeli tak, to śmiało możesz go wykastrować...-powiedziałam.
-Nie! Nie może! Muszę w przyszłości przekazać komuś swoje zajebiste geny! Świat nie może stracić takiej szansy, jaką jestem dla niego ja!-zawołał z uśmiechem mój brat.
-Uważam, że świat jakoś by się uporał z tą stratą. Lily, możesz śmiało działać-odparłam, spoglądając na dziewczynę, która wyglądała na wystraszoną.
-Chyba jednak nie-odparła, po czym uśmiechnęła się niepewnie.
-Daj spokój, nie bądź taka nieśmiała! Ja co najmniej raz dziennie mam ochotę wykastrować mojego brata, a średnio co godzinę chcę go zabić-odparłam.
-Cukiereczek nie jest tak niemiły jak ty-odparł Candy.
-Może skończymy już tą rozmowę o planach zabicia i wykastrowania twojego brata?-wtrąciła cicho Lily.
-Otóż to, jestem jak najbardziej za-powiedział Candy.
-A ja przeciw-odrzekłam. Dziewczyna westchnęła.
-Chciałam się jeszcze dowiedzieć, co oznaczają w tej historii ten smok, czym dokładnie jest ciemność? Całym złem, które popełnili ludzie? Przecież nie wszyscy są źli. I jak to się dokładnie stało, że wy staliście się mordercami?-spytała Lily.
-Możesz sama spróbować sobie odpowiedzieć na te pytania, cukiereczku-powiedział Candy i spojrzał na Lily. Ja już doskonale potrafiłam rozpoznać tego typu spojrzenia u mojego brata. Pozostało mi tylko współczuć biednej dziewczynie.
~*~
I znowu to samo. Popatrzył wprost na mnie, nasze oczy spotkały się, jakby nie obchodził go fakt, że jest z nami jego siostra. Ale może ja sobie wszystko tylko wyolbrzymiałam? Tak czy siak, nie potrafiłam z nim wytrzymać. Już od dawna męczyły mnie te jego spojrzenia, uśmiechy, gesty. To było jak schodzenie prostu w urwisko. Ale od momentu tamtego pocałunku zamiast schodzić, czułam się, jakbym zjeżdżała w to urwisko. Z prędkością światła. I coraz bardziej bałam się chwili, kiedy ostatecznie do tego urwiska wpadnę.
-Czyli nie mam co liczyć na uzyskanie odpowiedzi wprost?-zapytałam. Chciałam jeszcze co nieco być może z nich wycisnąć, ale szybko zdałam sobie sprawę, że nie dam rady zachować spokoju przy Candy'm.
-Nie. Tutaj nasza dobra wola się kończy. Zabaw się w detektywa!-zawołała Cane. Spojrzałam na nią z utrapieniem. Jak bym nie miała dość zmartwień. Szkoda, że nie mam do czynienia tylko z nią. Miałabym o jeden problem mniej-pomyślałam.
-Idę myśleć nad rozwiązaniem tej waszej zagadki-powiedziałam, po czym wstałam. Najpierw chciałam iść do cyrku, ale szybko zdałam sobie sprawę, że potrzebuję przestrzeni, zamiast tego więc wybrałam las. Cholera, mam tyle do zrobienia, a teraz jeszcze ten problem z Candy'm. Trzeba było od razu go wtedy odepchnąć, a nie się całować! I muszę coś zrobić, żeby nie czuć się tak przy nim za każdym razem jak dzisiaj. W ogóle, ja nigdy nie pragnęłam podobnego zainteresowania ze strony kogokolwiek. Dobrze mi było tak, jak było. Co ja mam zrobić, żeby Candy dał sobie ze mną spokój? A ja z nim? W ogóle, czy on był w jakikolwiek sposób mną zainteresowany? On żył w innym świecie, był kimś zupełnie innym niż ja i pewnie dla niego to wszystko było tylko zabawa, pomyłka lub ewentualnie próba. A ja się niepotrzebnie nakręcam i wariuję. Dlatego muszę ochłonąć.
~*~
-Myślałam, że jak wrócę, ona dawno już będzie zaliczona-powiedziałam z uśmiechem, kiedy miałam pewność, że Lily już sobie poszła. Chwilę później jednak spoważniałam i usiadłam naprzeciwko brata, na ziemi.
-To nie jest takie łatwe-odezwał się.
-Jak to nie? Do tej pory to było dla ciebie bardzo łatwe. Napaść, unieruchomić, zabawić się, zabić-odparłam. Candy nawet na mnie nie spojrzał.
-Dobrze wiesz, że ona jest inna-powiedział.
-Inna? W jakim sensie? Chcesz mi powiedzieć, że to ta jedyna, której nie zamierzasz zgwałcić? I której będziesz wierny po wsze czasy?-zapytałam z nutą ironii w głosie. Mój brat spojrzał na mnie lekko wkurzony.
-Nie. Ona jest taka czysta, dobra, niewinna. I to mnie w niej pociąga. I chcę się tym po prostu nacieszyć jak najdłużej-wyjaśnił.
-Ach, rozumiem! Oczekiwanie zwiększa przyjemność?-spytałam z uśmiechem.
-Coś w ten deseń-powiedział Candy. Spojrzał na mnie, wyczuwając, że to nie wszystko, co chciałam mu powiedzieć.
-Polubiłam ją. Naprawdę-powiedziałam z powagą.
-Wiesz, ja mimo wszystko też. Tak naprawdę nie chcę jej krzywdzić. Wydaje się spoko, oprócz tego, że jest naiwna i wierzy ludziom-odparł Candy.
-Czyli w końcu ją przelecisz czy nie?
-Nie wiem. A może sama będzie tego chciała? Wtedy problem się rozwiąże-powiedział mój brat.
-Ona? Sama miałaby chcieć? Przecież to nieskażone dziewczę nawet nie pomyśli o czymś takim. Ale jak chcesz ją zniszczyć, to lepiej zrób to teraz, zanim za bardzo ją polubię-odparłam.
~~~~****~~~~
To jest, niestety, koniec mojego maratonu, bo czeka mnie wyjazd. Nie mam pojęcia, kiedy pojawi się następny rozdział, bo chcę trochę odpocząć i nabrać dystansu, żeby dobrze poprowadzić dalej głównych bohaterów. Bo tego, co dla nich planuje, nikt chyba nie zgadnie XD
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top