Rozdział 19

Cholera, cholera, cholera. Chyba zaraz umrę-myślałam, idąc przez kolorowy korytarz w tym ich cyrku. Nie miałam na początku pojęcia, gdzie oni są, ale kiedy usłyszałam głośne śmiechy, natychmiast tam się skierowałam. Weszłam do miejsca, które wyglądało jak cyrkowa arena. Widać mieli tu takich więcej niż jedną, ale to ich cyrk, ich sprawa. Na początku ich nie zauważyłam, ale kiedy się rozejrzałam, spostrzegłam, że oboje stoją jakieś kilka metrów nad ziemią, na platformach przymocowanych do kolorowych słupów. Candy stał po jednej stronie areny, Cane po drugiej. Biorąc pod uwagę to, że oboje mieli w rękach jakieś uchwyty? (dop. aut. Nie znam się na wyposażeniu cyrku, więc Lily też się na tym nie zna XD), ale z tego, co kojarzyłam, to to był trapez. Po chwili Candy i Cane skoczyli w tym samym momencie, wykonali kilka sztuczek, w międzyczasie Candy chwycił Cane i znaleźli się na jednym trapezie, dziewczyna wykonała kilka obrotów, po czym chłopak puścił ją idealnie w takim momencie, że Cane chwyciła swój poprzedni trapez i na niego wróciła. Zrobili naprawdę mnóstwo fantastycznych sztuczek, które aż zapierały dech w piersi! Robili obroty, szpagaty, chwytali się za trapez rękami, nogami. Nie wiem ile tam stałam i po prostu się im przypatrywałam. W końcu jednak oba trapezy zatrzymały się i Candy oraz Cane zwisali obok siebie, do góry nogami, i śmiali się głośno. Nagle chłopak spojrzał w dół i zauważył mnie.

-Proszę, proszę, cukiereczek się obudził!-zawołał. Chwilę później zgiął się w pół, chwycił trapez rękami, zrobił na nim obrót i puścił się. Spadł na ziemię, ale wylądował z gracją, jakby wcale nie upadł z wysokości kilku metrów.-Jak się spało?-dodał z uśmiechem, podchodząc do mnie.

-Dobrze-odparłam. W tej samej chwili kątem oka zauważyłam, że jego siostra także puściła trapez i spadła.

-To dobrze-odparł z uśmiechem. Patrząc na jego uśmiechniętą twarz, nie mogłam zapomnieć widoku z wczoraj. Kiedy się pozbierałam i spojrzałam wtedy na Candy'ego, miał na twarzy co najmniej kilka cięć. Nawet teraz widziałam je, jakby wcale się nie zagoiły, tylko dalej były widoczne na twarzy chłopaka. Aż sama musiałam siebie przekonywać, że wcale ich tam nie ma. Być może tak przeżywałam te rany Candy'ego, bo do tej pory nie widziałam, żeby cokolwiek mu dolegało i byłam pewna, że tak jak ja, potrafi się regenerować. Tylko że wiedziałam, iż to nieprawda. Myślałam o tym tyle, bo wiedziałam, że te rany pojawiły się tam przeze mnie. To było raczej pewne.

-A jak ty się czujesz?-zapytałam. W tej samej chwili podeszła do nas Cane.

-Wyśmienicie, jak zawsze!-zawołał Candy.

-Na pewno nic ci nie jest? Po... wczoraj?-chciałam się upewnić.

-Moje rany znowu się zagoiły. Wszystkie. Ale jak chcesz, możesz mnie dokładnie wszędzie obejrzeć i sama się przekonać, cukiereczku-powiedział Candy, posyłając mi dwuznaczne spojrzenie.

-Może lepiej nie-odparłam zmieszana. Nie bardzo wiedziałam, jak powinnam w takiej sytuacji zareagować, tym bardziej ze względu na fakt, ile zawdzięczałam tej dwójce, zwłaszcza jemu.

-Chciałam wam podziękować, zwłaszcza tobie. Jeszcze raz. Nie wiemy, co by się ze mną bez was stało-powiedziałam, kiedy już zebrałam się w sobie.

-Już dziękowałaś. Wczoraj-powiedziała Cane. To była prawda. Kiedy wczoraj odzyskałam przytomność, Candy i Cane pomogli mi wrócić do cyrku. Nadal nie czułam się najlepiej, ale mimo to nie chciałam, żeby mnie dotykali. Bo powiedzieli mi, co się działo chwilę wcześniej. Fakt, to wyglądało tak, jakby od dotykania mnie odnawiały się ich rany. A ja... ja dzięki temu odzyskałam siły.

-Porozmawiajmy lepiej o tym, co się właściwie stało-powiedział Candy.

-O właśnie, bo wczoraj i tak wyglądałaś jak żywy trup. Coś ty zrobiła?-zapytała Cane.

-Ja nie... ja nie mam pojęcia-odparłam.

-Ale skoro już o tym mówimy, to trzeba sobie coś wyjaśnić-wtrącił się Candy. Spojrzałam na niego wyczekująco.-Kiedyś już to zrobiłaś. Wyleczyłaś się za pomocą mojej energii. Kilka dni temu, kiedy się tu zjawiłaś. Byłaś wyczerpana, złapałem cię za rękę. Potem ty nagle, jakby w jednej chwili, odzyskałaś siły, a ja poczułem się trochę bardziej... zmęczony? Tak to chyba mogę określić. To było tak, jakbyś wspomogła się energią, którą mi zabrałaś-powiedział chłopak, czym niesamowicie mnie zaniepokoił.

-Dlaczego nie powiedziałeś o tym wcześniej?-spytała Cane. Wyprzedziła mnie, bo chciałam zadać dokładnie to samo pytanie.

-Wcześniej ledwo zwróciłem na to uwagę i nie miałem pewności, że to się jakoś ze sobą wiążę. A teraz z kolei raczej nie mam wątpliwości w tej kwestii-odparł chłopak.-A dlaczego ty nas nie uprzedziłaś, że masz taką moc?-zapytał Candy. Tego pytania najbardziej się obawiałam. Nie mogłam jednak ich okłamywać. Musiałam powiedzieć prawdę.

-Ja sama nie wiedziałam, że posiadam taką moc-przyznałam.

-To dziwne. Nie ujawniała się wcześniej? Nie korzystałaś z niej?-spytała Cane.

-Nie, ja po prostu nie miałam jej wcześniej-wyjaśniłam.

-Jak to nie miałaś jej wcześniej?-zdziwił się Candy.

-No bo widzicie, nie wiem, jak to powiedzieć...

-Słowami. Powiedz nam to słowami-wtrąciła Cane. Jej brat spojrzał na nią rozbawiony, a ja tylko bardziej się tym wszystkim przejęłam.

-Jestem pewna, że niektóre moje moce różnią się od waszych. Ponadto czasem, no, czasem pojawiają się u mnie nowe-wyjaśniłam.

-Nowe co? Nowe moce?-spytał Candy, a ja kiwnęłam głową.

-Jakim cudem?-zdziwił się chłopak.

-Nie wiem-odparłam.

-Jak to nie wiesz?-zdziwiła się Cane.

-Nie wiem, skąd to się u mnie wzięło-powiedziałam. Miałam okazję, ale nie zdradziłam im wszystkiego. Nie ośmieliłam się. Po części dlatego, że bałam się dzielić się z nimi wiadomościami na temat mojej przeszłości, a po części dlatego, że nadal nie do końca ich znałam i bałam się im zaufać. Jeśli chciałam ich zmienić, pomóc im, powinnam była potraktować ich z całą dobrocią, na jaką było mnie stać, ale nadal nie wiedziałam, jakie były ich stosunki z Juanem. Liczyłam na to, że nie będą mnie więcej wypytywać.

-To naprawdę dziwne. Ale może w takim razie podzielisz się z nami informacją na temat swoich mocy? Bo jeszcze się okaże, że stanowisz dla nas śmiertelne zagrożenie-powiedział z uśmiechem Candy. Jego i Cane chyba nic nie mogło pozbawić dobrego humoru. Westchnęłam cicho.

-Jasne. Potrafię zmienić się w kolorowy dym, teleportować, stać się niewidzialną i posługuję się magią-zaczęłam.

-Tak jak my-stwierdził błazen.

-Umiem też odpychać od siebie niektóre przedmioty i ludzi, leczyć innych za pomocą swojej energii-dodałam.

-A tego to już Cane i ja nie umiemy-powiedział Candy.

-No i teraz okazało się, że sama też potrafię się wyleczyć za pomocą energii innych-dodałam. Chłopak gwizdnął cicho, z podziwem.

-To ciekawe, czym jeszcze nas zaskoczysz-powiedział chłopak.

-Wolałabym już was  niczym nie zaskakiwać-odparłam.

-No my też byśmy woleli nie być zaskakiwani. Chodź Candy, jak już się wszystko wyjaśniło, wróćmy do naszej zabawy!-zawołała dziewczyna, po czym odwróciła się i poszła w stronę cyrkowej areny. Candy przeniósł jeszcze na chwilę wzrok z powrotem na mnie.

-Jeszcze raz wam dziękuję. I przepraszam. Za wszystko-powiedziałam.

-Za wszystko?

-Macie ze mną tylko problemy-wyjaśniłam.

-Ale też sporo zabawy-powiedział błazen. Następnie uśmiechnął się do mnie, odwrócił się i poszedł w stronę siostry.

-A ty co będziesz robić?-zapytała jeszcze Cane, kiedy zaczęła wchodzić na platformę.

-Pomyślę nad swoim planem-odparłam, po czym mimowolnie spojrzałam na Candy'ego. Nasze spojrzenia spotkały się na ułamek sekundy. Szybko jednak odwróciłam wzrok i odeszłam. Miałam do przemyślenia naprawdę dużo spraw.

~*~

Że też akurat teraz mi się to przytrafiło. Nowa moc, znowu. Jakbym nie miała ich dość. I problemów też mam już dość. Ale są też pozytywy tej sytuacji. Candy pop i Candy Cane pomogli mi. Mimo wszystko to zrobili. Byłam im wdzięczna i dzięki temu też uzyskałam pewność, że nie są do końca źli. Że nadal są tak naprawdę dobrzy. To była więc mimo wszystko dobra wiadomość. Miałam powód do radości, choć niewielkiej. Kiedy przemyślałam to wszystko, mimowolnie chciałam znowu iść na spacer. Miałabym szansę może znaleźć drogę... gdziekolwiek. W tym celu postanowiłam jednak odszukać najpierw tą dwójkę, żeby tym razem najpierw poinformować ich o moim wyjściu.

Znalazłam ich w tym samym miejscu. Teraz Candy nadal bawił się trapezem, a jego siostra wykonywała jakieś akrobatyczne sztuczki na ogromnej piłce. Przystanęłam i zaczęłam się im przypatrywać. Po jakimś czasie Candy wrócił na ziemię i zaczęli razem z Cane jakieś dziwne akrobacje. Fikołki, stawanie na rękach, skoki, chodzenie na linie, wszystko wychodziło im doskonale! Byłam naprawdę pod wrażeniem. W pewnym momencie wykonali naprawdę trudną według mnie sztuczkę. Błazen stanął w niewielkim rozkroku, a potem oboje chwycili się za ręce. Cane odbiła się od ziemi i kiedy była nad Candy'm, ten po prostu wyprostował ręce. Skończyło się to tak, że on stał normalnie na ziemi, i trzymał swoją siostrę, która stała na rękach. Wytrzymali tak chyba z kilka minut, po czym Cane wróciła do normalnej pozycji. Wszystkim tym sztuczkom towarzyszyły wybuchy śmiechu, rozmowy i żarty. Ucichły dopiero teraz, bo Candy mnie zauważył, a wkrótce i Cane, która spojrzała w tym samym kierunku.

-Znowu mamy widownię!-zawołała dziewczyna. Błazen spojrzał na nią z uśmiechem, po czym przeniósł wzrok na mnie.

-Co cię do nas z powrotem sprowadza? Chciałaś za darmo pooglądać cyrkowe występy, cukiereczku?-zapytał.

-Nie, ja tylko-nie zdążyłam nic więcej dodać, bo przerwała mi Cane.

-Mam pomysł! Zabaw się z nami!-zawołała.

-Co?! Nie, ja...

-Ej, to jest świetny pomysł!-nie zważając na moje słowa, powiedział Candy. On i jego siostra w parę chwil pojawili się obok mnie.

-Tak, tak, koniecznie!-zawołała Cane i chwyciła mnie za rękę.

-Nie! Ja nawet nie umiem... tak-odparłam, wyrywając się jej.

-Jak?-zdziwił się Candy i przekrzywił przy tym lekko głowę. Często tak robił i wyglądał wtedy naprawdę uroczo. Stop, Lily. O czym ty myślisz? Uroczo, serio?-zganiłam sama siebie w myślach.

-No tak jak wy. Nie umiem. Ani trochę. Nie znam się na sztuczkach cyrkowych. Nie i koniec-odpowiedziałam.

-Nauczymy cię-odparła Cane.

-Nie. To się nie uda-powiedziałam.

-Uda! Tylko uwierz w siebie! No bo co się może stać? Jesteś nieśmiertelna jak my, rany ci się goją od razu, teraz nawet możesz leczyć się kosztem innych, więc tym bardziej nie powinnaś się martwić-powiedział Candy, a ja posłałam mu spojrzenie mówiące "dzięki, że mi o tym przypominasz".

-No ale ja nigdy, przenigdy nawet nie próbowałam takich sztuczek, to się na pewno nie uda-odparłam.

-No już, nie daj się prosić-ucięła Cane, po czym chwyciła mnie i siłą zmusiła, żebym z nią poszła na arenę. Jej brat po chwili też się tam zjawił.

-To od czego zaczniemy?-spytał.

-Od niczego-odparłam. Oni tylko się zaśmiali.

-Chcesz się zabawić na trapezie?-zapytała Cane.

-Co?! Nie!-zawołałam i cofnęłam się na tyle, na ile mogłam, bo ona nadal mocno mnie trzymała. Ta dwójka znowu tylko się zaśmiała.

-Czyli postanowione. Trapez!-zawołał Candy.

-Nie!-odparłam.

-Tak!-krzyknęła Cane, po czym spojrzała na chwilę na swojego brata.-Idziemy na platformę-dodała, po czym pociągnęła mnie za sobą do jednego ze słupków. Była tam drabinka. Kiedy spojrzałam w górę, poczułam, że robi mi się niedobrze. Cane od razu zaczęła wchodzić na górę.

-To by było na tyle, życzę wam powodzenia-powiedziałam. Chciałam skorzystać z tego, że dziewczyna mnie puściła, i im uciec, ale przechytrzył mnie Candy pop, który stanął za mną.

-A ty dokąd, cukiereczku?-spytał z uśmiechem. Chwycił mnie przy tym za ręce i uważnie mi się przyjrzał. Dostrzegłam w jego spojrzeniu coś takiego, że aż poczułam, jak po kręgosłupie przebiega mi dreszcz.

-Byle jak najdalej stąd-odparłam, odzyskując panowanie nad sobą. Chłopak pokręcił głową.

-Nie. Wchodzisz na górę-powiedział.

-Jesteście okropni-odparłam, odwracając się w stronę drabinki.

-I bezwzględni-dodał błazen. Mogłabym przysiąc, że znowu się uśmiechał. Chwyciłam się pierwszego szczebelka i zaczęłam wspinać. Kiedy dotarłam na górę, czekała tam już na mnie Cane i miała w ręce dwa drążki.

-Umrę-powiedziałam stanowczo, kiedy ona wcisnęła mi do ręki jeden z nich. Cane przewróciła oczami.

-Nie dramatyzuj-powiedziała.

-Nie dramatyzuję. To szczera prawda-odparłam.

-To nie jest aż tak straszne, jak wygląda-powiedziała dziewczyna.

-Na pewno jest.

-Nie jest.

-Jest.

-Nie jest.

-Jest.

-Nie jest-powiedziała Cane, po czym zaczęła się głośno śmiać.

-Nie jest-usłyszałam za sobą. Omal nie odskoczyłam i nie spadłam przez to z tej platformy, ale Candy dodatkowo mnie jeszcze złapał i przyciągnął do siebie.

-Cane ci teraz co nieco objaśni-powiedział błazen, z szerokim uśmiechem na twarzy. Nie zdążyłam nic więcej powiedzieć, bo jego siostra zaczęła coś mówić o odpowiednim kącie nachylenia, rozgrzewce, jak dobrze chwytać ten drążek itd. A potem wyjaśniła mi pierwszą sztuczkę. Musiałam po prostu skoczyć, złapać się tego drążka i przelecieć na drugą stronę areny.

-Pójdę pierwsza, żebyś wiedziała, co dokładnie masz zrobić. I w razie gdyby nie do końca ci wyszło, będę mogła cię potem złapać-powiedziała Cane. Chwilę później chwyciła mocno trapez, odbiła się od platformy, na której staliśmy, przeleciała nad areną, trzymając się trapezu, i znalazła się po drugiej stronie. W jej wykonaniu to wyglądało naprawdę łatwo, ale ja tam swoje wiedziałam. Westchnęłam, po czym mocno chwyciłam drążek i stanąłem prosto.

-Nie spinaj się tak-usłyszałam za sobą, po czym poczułam czyjeś ręce na ramionach.-No już, rozluźnij się-dodał Candy. Zrobiłam, a raczej postarałam się zrobić to, o co prosił.-I odsuń się od krawędzi, potrzeba ci więcej miejsca-powiedział, po czym chwycił mnie w talii i przyciągnął do siebie, tak blisko, że miałam wrażenie, iż czuję, jak jego oddech łaskocze mnie w kark.-Trzymasz mocno ten drążek?-spytał. Kiwnęłam głową, bojąc się zrobić jakikolwiek jeszcze ruch.-Dobrze. To twój pierwszy raz, więc pomogę ci i cię popchnę, ok?-dodał.

-O-ok-odparłam cicho. Mimowolnie wychyliłam się i spojrzałam w dół.-Umrę-powtórzyłam.

-Nie umrzesz. Gotowa?-spytał Candy. Byłam pewna, że znowu się uśmiecha. Słyszałam to w jego głosie.

-Nie-odparłam.

-Czyli tak-powiedział chłopak.-Uwaga... Już!-zawołał, a chwilę później poczułam, jak mnie popycha. W jednej chwili wszystkie wskazówki Cane zniknęły z mojej głowy. Po prostu spanikowałam. Ale kiedy tylko poczułam przyjemny pęd powietrza, uznałam, że to nawet fajne. Moje ciało właściwie samo wiedziało, jak kiedy się wygiąć. Bez problemu przeleciałam nad areną, a kiedy znalazłam się na drugiej platformie, Cane przytrzymała mój drążek, żebym nie spadła z powrotem do tyłu.

-I jak ci się spodobało?-zapytała zaciekawiona.

-Było fantastycznie!-zawołałam.

-Widzisz? Mówiłam. I nawet przeżyłaś-odparła Cane. Uśmiechnęłam się do niej.-Teraz czas na ćwiczenia. I jakieś bardziej skomplikowane sztuczki-powiedziała. Kiwnęłam ochoczo głową. To mi się naprawdę podobało. Candy i Cane z chęcią mi wszystko tłumaczyli, pomagali, widać było, że, o dziwo, uczenie mnie tych sztuczek to dla nich przyjemność. Przynajmniej dzięki temu spędziliśmy razem sporo czasu. I świetnie się przy tym dogadywaliśmy, jak jeszcze nigdy wcześniej. Dużo się śmialiśmy, żartowaliśmy... Okazało się, że potrafimy jednak znaleźć wspólny język.

Tylko przy Candy'm czasem czułam się trochę nieswojo, bo... Rzadko miałam do czynienia z dorosłymi mężczyznami, którzy nie byli moimi wychowankami. I czasami, kiedy nasz wzrok się spotykał lub kiedy Candy chwytał mnie, żeby mi pomóc przy jakiejś sztuczce, mimowolnie czułam się jak sparaliżowana albo jak... jak... no... dziwnie. Po prostu nieswojo i żałowałam czasem, że wszystkich tych rzeczy nie może mi tłumaczyć Cane. W końcu ona była dziewczyną i przy niej czułam się o wiele swobodniej. No ale co miałam zrobić? Przecież nie mogłam mu powiedzieć, że chcę ćwiczyć tylko z jego siostrą, bo przy nim czuję się nieswojo? Ale poza tym naprawdę miło spędziłam z nimi cały ten czas. Jedynie wieczorem dopadły mnie wyrzuty sumienia. Adele potrzebowała mojej pomocy, Maks nie żył, a ja, jakby nie patrzeć, bawiłam się tutaj z dwójką morderców. Jednak... przecież nie tylko chciałam pomóc moim bliskim, ale też Candy'emu i Cane. Więc chcąc nie chcąc, musiałam spędzać z nimi w ten sposób czas, jeżeli chciałam ich lepiej poznać i zmienić na lepsze. Przynajmniej tak byłam w stanie sama siebie usprawiedliwić.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top