Rozdział 14

Patrzyłam przed siebie spod półprzymkniętych powiek. Chociaż... w tej ciemności sama już nie byłam pewna, czy oczy miałam jeszcze otwarte, czy już całkowicie zamknięte. Kiedy drzwi mojego więzienia ponownie otworzyły się, do środka przedostało się nieco światła pochodzącego z gwiazd, ale raczej niewiele to pomogło. W przejściu stanęła jedna osoba, trzymająca coś w rękach. Miała przy sobie oczywiście także broń. Powoli zaczęła się do mnie zbliżać. Nie trudno było mi się domyślić, że przyszła kolej na moją kolację i właśnie to trzyma w rękach ów postać. Tylko w takich chwilach ktokolwiek się tutaj pojawiał. Zdziwiło mnie tylko, że tym razem przyszedł jeden człowiek, a nie, jak zwykle, trzech. Mężczyzna powoli się do mnie zbliżył.

-Raz w życiu nie rób mi kłopotów i po prostu to zjedz-powiedział mój gość. Po głosie poznałam, że to najprawdopodobniej Victor. Nic nie odpowiedziałam. Mężczyzna schylił się i spróbował mnie nakarmić, ale ja nie zamierzałam na to pozwolić. Może i miałam poczucie utraty jakiegokolwiek sensu istnienia, ale nie chciałam aż tak się poniżać. Poczułam silne uderzenie w brzuch. Skuliłam się lekko, ale wtedy strażnik ponownie się schylił i jednym szybkim pociągnięciem sprawił, że stanęłam na nogach. Mężczyzna pchnął mnie na ścianę i stanął naprzeciw, tak blisko, że nawet gdybym nie była związana, to nie mogłabym się ruszyć.

-Albo zjesz, albo tak cię załatwię, że będziesz to pamiętała do końca swojego cholernego życia!-zawołał mężczyzna. Dosłownie chwilę później poczułam uderzenie w twarz, tak silne, że moją głowę aż odrzuciło na bok. Zacisnęłam zęby, starając się powstrzymać łzy. Nie chciałam popłakać się przy tym człowieku, nie chciałam dać mu tej satysfakcji, że ma nade mną jakąkolwiek władzę. Chociaż...Maks nie żył, moi bliscy byli w niebezpieczeństwie, a ja nie byłam w stanie im nawet pomóc...czy w tej sytuacji cokolwiek miało znaczenie?

-A może ty lubisz, jak ktoś ci zapewnia takie atrakcje?-zapytał mężczyzna, po czym zaśmiał się. Jednocześnie chwycił mnie za ubrania i potrząsnął mną, a potem ponownie, wkładając w to sporo siły, przygwoździł do ściany. Syknęłam z bólu, czując, jak po mojej szyi ścieka jakaś ciecz, najpewniej moja krew.

-Jeśli tak, to może pokazałbym ci jeszcze jakieś inne atrakcje? Te pewnie też ci się tak spodobają-powiedział, poważniejąc nagle. Następnie popatrzył na mnie uważnie, a w jego spojrzeniu było coś takiego, że aż poczułam, jak przechodzą mnie nieprzyjemne dreszcze. Na twarzy mężczyzny pojawił się ogromny, drapieżny uśmiech. Pochylił się nade mną i jeszcze bardziej przycisnął do ściany.

-Victor! Kończ zabawę z tym czymś, mamy szybko ruszać!-zawołała jakaś postać w drzwiach. Mężczyzna od razu, choć nieznacznie, odsunął się ode mnie.

-Co? Jak to? Dlaczego? Ale ona nawet nie zjadła-odparł Victor, wskazując na talerz z jedzeniem znajdujący się na podłodze.

-Goniec od króla przyniósł nowe rozkazy. No chodź, ja wiem, że chciałeś odreagować tą swoją Julie, ale nie mamy czasu!-ponaglił go drugi mężczyzna. Victor spojrzał na mnie jeszcze raz, przelotnie, z ogromna pogardą, po czym puścił mnie i już miał zamiar odejść, ale nagle drugi człowiek znowu się odezwał.

-Tylko załadować jej znowu możesz, co by nam nie oszalała po drodze tak jak tam!-zawołał. W tej samej chwili Victor wycelował we mnie swoją bronią, a potem strzelił prosto w brzuch. Właśnie w taki sposób, jakimś cudem, cały czas mieli nade mną kontrolę. Zastanawiałam się tylko, co oni mi takiego dają, że tak to na mnie działa, bo nie spotkałam się nigdy wcześniej z czymś takim. A przynajmniej nie pamiętałam tego.

~*~

Z fascynacją patrzyłem, jak strużki krwi wypływają spod mojego młota, którym rozwaliłem kolejną już osobę.

-Jak ci tam idzie?-zawołała Cane z drugiego pomieszczenia.

-A wiesz, że bardzo dobrze?-odparłem, po czym z zadowoleniem rozejrzałem się po pokoju. Wszędzie walały się kawałki odciętych lub zmiażdżonych części ciał i było mnóstwo krwi. Nagle usłyszałem nieziemski wprost krzyk z drugiego pokoju. Wiedziony ciekawością, tam właśnie się udałem.

-A tobie jak idzie?-spytałem.-Chyba nie najlepiej-dodałem z uśmiechem, obserwując, jak moja siostra szarpie się z jakąś kobietą. Ofiara wyrwała się jej i pobiegła w stronę wyjścia z pokoju, czyli prosto na mnie.

-Niespodzianka!-zawołałem, po czym rozłożyłem szeroko ręce. Zaskoczona kobieta nie zdążyła wyhamować i wpadła prosto w moje objęcia. Chwyciłem ją i odskoczyłem do tyłu. Posłałem Cane tryumfujące spojrzenie.

-Nawet się nie waż!-zawołała i rzuciła się w moją stronę. W tej samej chwili w mojej dłoni pojawił się wyczarowany nóż, który wbiłem głęboko w plecy kobiety, tak, że dotarł najpewniej w okolice serca, tak jak planowałem. Dla pewności powtórzyłem tę czynność jeszcze kilka razy. Kiedy moja siostra do mnie dobiegła, puściłem kobietę, a jej bezwładne ciało upadło z głuchym hukiem na ziemię.

-Jak mogłeś?! Ona była moja!-zawołała urażona Cane.

-Sama widziałaś, aż cała się do mnie wyrywała! Takie mam wzięcie, nie to co ty!-odparłem z szerokim uśmiechem.

-Dupek. I debil-syknęła Cane.

-I twój ukochany brat bliźniak-dodałem.

-Mój na szczęście jedyny brat, bo jak bym miała w rodzinie więcej takich idiotów, to albo bym was wszystkich wymordowała, albo popełniła samobójstwo-powiedziała Cane.

-Nieee, wtedy byłabyś jeszcze bardziej szczęśliwa niż teraz, bo miałabyś od nas wszystkich więcej miłości i radości!-zawołałem, po czym doskoczyłem do niej i mocno ją przytuliłem.

-Candy, debilu, jesteś cały brudny od krwi!-krzyknęła, próbując mi się jednocześnie wyrwać.

-Ty też-odparłem.

-Ha.Ha.Ha. Bardzo kurwa śmieszne. A teraz serio puuuuuszczaaaj mnieeee!-zawołała Cane, po czym zmieniła się w różowy dym, ominęła mnie i poleciała! Odwróciłem się i pobiegłem do pomieszczenia, w którym wcześniej zabiłem kilka osób. Cane stała na środku.

-Sam miałeś tyle zabawy, a mi odebrałeś okazję-powiedziała.

-Trzeba było być szybszą ode mnie. Poza tym, mówiłem już, ona sama się do mnie wyrywała-odparłem. Cane westchnęła.

-Chodźmy stąd lepiej. Poszukajmy sobie nowych ofiar. Chcę się jeszcze jakoś zabawić!-zawołała Cane. Był już wieczór, więc z łatwością udało nam się kogoś znaleźć. A dokładnie to padło na jakąś prostytutkę, która właśnie była zajęta jednym ze swoich klientów. Musieli się niesamowicie zdziwić, kiedy w zabawie przeszkodziła im dwójka błaznów. A już zwłaszcza, kiedy po chwili ta dwójka błaznów okazała się mordercami. Skoro dziewczyna tak czy tak była dziwką (na co wskazywał jej strój i słowa), skorzystałem ze sposobności i przed zabiciem się z nią jeszcze zabawiłem. Kiedy Cane i ja skończyliśmy z naszymi ofiarami, było już dość późno. Wróciliśmy do naszego cyrku, zupełnie nie spodziewając się tego, co tam zastaniemy.

~~~~****~~~~
Mam teraz fazę na to opowiadanie i chyba zrobię jakiś mini-maraton. Bo nie mogę się już doczekać pikantniejszych akcji😏😏❤️❤️

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top