Prolog
Nie mogłem w to uwierzyć. Wiedziałem, co widzę, ale nie chciałem wcale tego widzieć. Lily, moja Lily...Sztylet był wbity w jej pierś aż po rękojeść, do tego nie miałem wątpliwości, że to nie jest zwykła broń. Inaczej Lily już dawno sama by się jej pozbyła, bo rana zagoiłaby się. Czułem, że nie mogę dłużej normalnie stać i upadłem na kolana, po czym głośno krzyknąłem, dając w ten sposób upust swoim emocjom. Z jej ręki, która zwisała z łóżka, zleciała powoli, a następnie kapnęła kropla jej fioletowej, świecącej się neonowo krwi, która na podłodze zdążyła już zrobić dość dużą plamę. Krew pochodziła z rany na ręce, która się nie zagoiła. Nic dziwnego, skoro Lily nie żyła, to po co jej ciało miałoby się regenerować.
-Nie, to nie może być prawda!-zawołałem, po czym zerwałem się z ziemi i podszedłem do dziewczyny, pochylając się nad nią. Spojrzałem na nią, na jej twarz, którą jeszcze tak niedawno zdobił uśmiech radości z powodu naszego zwycięstwa. Teraz jednak nie było po nim śladu, a Lily wpatrywała się pustym wzrokiem w sufit. Nie było najmniejszych wątpliwości co do tego, że nie żyje. Po chwili na jej twarz spadła kropla wody, a ja zdałem sobie sprawę z tego, że płaczę. Nie, nie płakałem. W jednej chwili rozryczałem się jak dziecko. To nie był zwykły "płacz" jak ten, kiedy ktoś ci zabierze cukierka albo powie coś przykrego. Miałem ochotę potrząsnąć nią mocno i kazać jej przestać udawać, ale ona nie udawała.
-Lily...-powiedziałem łamiącym się głosem, zakładając kosmyk jej fioletowych włosów za ucho. To ona sprawiła, że poczułem w końcu, że mam serce zdolne do miłości. A teraz to serce zostało przebite sztyletem i rozpadło się na milion kawałków, które następnie zapłonęły nienawiścią i żądzą zemsty. Wiedziałem, że nikomu z nich nie puszczę tego płazem. Osobiście wykończę każdego, kto ma z nimi cokolwiek wspólnego i dopilnuję, żeby pod koniec swojego marnego życia błagali mnie o śmierć. Nagle chwyciłem ją za rękę, która cały czas zwisała z brzegu łóżka i z której nadal skapywała krew. Była zupełnie zimna. Położyłem jej dłoń na łóżku, właśnie po to, aby krew dłużej nie zlatywała na podłogę, a potem spojrzałem znowu na nią, a dokładniej na jej ranę. Sztylet był wbity naprawdę głęboko i prosto w serce, co znaczyło, że nie zrobił tego pierwszy lepszy amator. Podejrzewałem, kto mógł się tego dopuścić. W końcu niewiele osób wiedziało, że Lily jest wyjątkiem i ma serce bardziej po prawej, a nie po lewej stronie.
-Lily, kocham cię i zabiję tego, który to zrobił. I każdego innego, kto mógłby mieć z tym cokolwiek wspólnego-powiedziałem, ponownie się nad nią pochylając. Niestety to nie sprawiło, że nagle ujrzałem jakiekolwiek oznaki życia jak oddech, ruch powiek. W jej oczach nie było iskry radości i ciepła, za którą chyba wszyscy kochali ją najbardziej.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top