20. Celestis
Wyszłam z łazienki i skierowałam się prosto do łóżka. Właśnie na nim usiadłam, planowałam okryć się pierzyną i położyć, ale usłyszałam czyjeś kroki. Od razu zaczęłam się zastanawiać, czy to Joker, czy może Candy, bo byłam pewna, że to na pewno któryś z nich dwóch. Choć po tym pocałunku Jokerowi chyba zrobiło się trochę głupio i wyglądało na to, że nie do końca wiedział, jak się zachować, więc stwierdziłam, że to chyba Candy. I nie pomyliłam się, faktycznie po chwili pojawił się on w moim pokoju. Wyglądał okropnie. Był zdenerwowany, jego wzrok mógłby zabijać, a do tego poruszał się strasznie gwałtownie. Spojrzał wprost na mnie, a ja cała aż struchlałam z przerażenia. Ruszył w moją stronę, zatrzymał się przy łóżku i spojrzał na mnie z góry.
- Czy coś się stało, Candy? - zaryzykowałam to pytanie, licząc na to, że dowiem się w końcu, o co mu chodzi i co takiego mu się przytrafiło, że zaczął się tak dziwnie zachowywać. Dlaczego siedział przy wyjściu pod tą ścianą? Dlaczego był taki cichy podczas kolacji? Co go ugryzło? - pomyślałam. Ku mojemu zaskoczeniu, on uśmiechnął się, a potem zaczął się śmiać. To już mnie mocno zmartwiło. - Candy, na pewno wszystko dobrze? - zapytałam z troską, przyglądając mu się uważnie. On w końcu uspokoił się i spojrzał z powrotem na mnie.
- Czy coś się stało? O tak, stało się, i to wiele. Pozwól, że spytam wprost. Dlaczego wybrałaś jego? Byłem aż taki zły? Przecież cię kocham! Naprawdę! To nic dla ciebie nie znaczy? - spytał. Spuściłam nogi na podłogę, po czym wstałam.
- Kogo wybrałam? Candy, o co ci chodzi? - spytałam.
- Nie rób ze mnie idioty! - zawołał.
- Ale ja zupełnie nie rozumiem, co ci się stało! - odparłam.
- Widziałem, jak się całowaliście - powiedział cicho. Mówił tonem spokojnym, ale jednocześnie lodowatym i pełnym nienawiści. Nie od razu zrozumiałam, o co mu chodzi, ale kiedy to się stało, niemal wszystko stało się jasne.
- Widziałeś, jak całowałam się z Jokerem? - spytałam.
- Tak. A co, z kimś jeszcze to robiłaś? - zapytał, po czym skrzyżował ręce.
- Nie! A to z Jokerem, to było... przypadkiem! - zawołałam.
- Przypadkiem się do siebie przyssaliście jak dwa glonojady? - zapytał, unosząc lekko brew.
- Candy, to nie tak. Wysłuchaj mnie - powiedziałam, starając się zachować spokój.
- Zamieniam się w słuch - odparł chłopak. Na początku chciałam powiedzieć, że to Joker mnie pocałował, ale gdy zdałam sobie sprawę, że to tylko mogłoby pogorszyć relację między nimi, postanowiłam więc jakoś inaczej mu to wszystko przekazać.
- Nie miałam najmniejszej ochoty się z nim całować. Może niechcący wysyłałam mu jakieś złe sygnały i Joker źle je odczytał i przez to wyszło jak wyszło, ale między nami nic nie jest. Tylko się przyjaźnimy. Zobacz, Joker nawet trochę mnie unikał, bo pewnie było mu głupio! - wyjaśniłam.
- Czyli... chcesz powiedzieć, że to on ciebie pocałował, tak? - spytał. Niedobrze - pomyślałam. Spuściłam przy tym wzrok, bo nie wiedziałam, jak mogłabym to jeszcze wytłumaczyć. - Twoje zachowanie wskazuje na to, że tak, to on to zapoczątkował - dodał. Mówił już jednak znacznie spokojniej. Spojrzałam z powrotem na niego.
- Więc między wami naprawdę nic nie ma? - zapytał. Pokręciłam lekko głową.
- Tylko przyjaźń - odparłam.
~*~
Tylko przyjaźń - te dwa cudowne, świetne, piękne słowa odbijały się echem w mojej głowie. Jednocześnie jednak byłem na siebie zły, bo wyszedłem na idiotę. I to przez Jokera. Teraz to już na pewno go ukatrupię - pomyślałem. Jednak na razie skupiłem się na czymś innym.
- Lily, przepraszam, zachowałem się jak debil. Jestem idiotą - powiedziałem. Nawet nie zauważyłem na początku, że zwróciłem się do niej jej poprzednim imieniem. Dziewczyna popatrzyła na mnie zaskoczona.
- Jesteś dla siebie zbyt surowy - powiedziała.
- Jestem po prostu szczery. Przepraszam za to, jak się zachowałem - odparłem. Ku mojemu zaskoczeniu, Lily na początku nic nie powiedziała. Za to tym razem to ona do mnie podeszła i mnie objęła. Byłem tak zaskoczony, że przez chwilę stałem jak słup soli, dopiero potem też ją objąłem. Po krótkiej chwili dziewczyna odsunęła się ode mnie nieznacznie, a ja jakimś nadludzkim wysiłkiem zmusiłem się, żeby wypuścić ją ze swoich objęć.
- Nic się nie stało. Wybaczam ci. Widzę, że bardzo się tym wszystkim przejąłeś. Ale musisz nauczyć się trzymać nerwy na wodzy - powiedziała. Uśmiechnęła się przy tym do mnie przyjaźnie.
- Dziękuję, będę to miał na uwadze - odparłem. W tej samej chwili Lily z powrotem spoważniała.
- Ale jeżeli chcesz, żebym ci tak naprawdę, naprawdę wybaczyła, to musisz mi coś obiecać - powiedziała.
- Zgadzam się na wszystko! - zawołałem natychmiast. Ona ponownie uśmiechnęła się, nieco rozbawiona.
- Musisz się też nauczyć najpierw słuchać, potem się ewentualnie na coś zgadzać - stwierdziła.
- Po prostu wiem, że tobie mogę w ciemno zaufać - wyjaśniłem.
- Czyli nie będziesz miał problemu z tym, żeby dać spokój Jokerowi i nie wkurzać się na niego przez to wszystko? - zapytała. Skubana przejrzała mnie, a ja, jak ten ostatni debil, już się na to zgodziłem - pomyślałem, załamany całą tą sytuacją i swoją głupotą. - No ale cóż, słowo się rzekło. Westchnąłem ciężko.
- Dobrze, dam mu spokój - odparłem dość niechętnie.
- Dziękuję, kochany jesteś - stwierdziła. dziewczyna. A mi przypomniało się, jak wcześniej wiele razy tak mnie nazywała. I nic nie było jeszcze stracone, nadal mogliśmy wrócić do tego, co było kiedyś. Nim się zorientowałem, do oczu znów napłynęły mi łzy, ale tym razem to były łzy szczęścia. - Candy, co się stało? - spytała po chwili Lily.
- Nic, po prostu tak strasznie się cieszę - odparłem. Dziewczyna uśmiechnęła się z zakłopotaniem. Jednak potem powiedziała coś, czego zupełnie się nie spodziewałem.
- Wiesz, jeśli chcesz, to możesz trochę ze mną zostać - stwierdziła. Dopiero po chwili dotarło do mnie co ona właśnie powiedziała, ale wtedy nie zdołałem ukryć swojej radości.
- Pewnie, że chcę! - zawołałem. Zachowałem się jak ostatni debil, ale wyglądało na to, że Lily z łatwością mi to wybaczyła. I jeszcze chciała, żebym dotrzymał jej towarzystwa. Czułem, że to prawdziwy uśmiech losu!
~*~
Siedzieliśmy obok siebie i trochę rozmawialiśmy.
- Coś długo nie wraca ten twój brat - stwierdziłem, spoglądając w stronę korytarza, którym nas opuścił. Cane też tam na chwilę spojrzała, a potem pochyliła się w moją stronę i spojrzała na mnie z dołu.
- A co ty się tak nim przejmujesz, co? - spytała. Popatrzyłem na nią nieco zmieszany.
- Nie, nic, ja tak tylko zapytałem - odparłem. Cane przyjrzała mi się podejrzliwie.
- A w ogóle to co ty się tak dziwnie zachowywałeś w czasie kolacji? - zapytała.
- Dziwnie? - zdziwiłem się.
- Tak. Zresztą, wszyscy się tak zachowywali - odparła Cane. - Candy był strasznie małomówny, ty tak jakby unikałeś Avenidy, a ona z kolei wydawała się czymś zmartwiona. Wiesz coś o tym? - zapytała.
- Niby co i skąd mam wiedzieć? - spytałem, odsuwając się od niej. Ona chyba jednak nie zrozumiała tego subtelnego znaku i ponownie się do mnie przysunęła.
- Ach tak? Nie wiesz, co takiego się wydarzyło? - zapytała nieco podejrzliwie.
- Nie, nie wiem. Możesz zostawić mi trochę przestrzeni osobistej? - spytałem, ponownie się od niej odsuwając. Cane popatrzyła na mnie przez chwilę, po czym wybuchła głośnym, radosnym śmiechem. Nadal nie potrafiłem rozgryźć jej zachowania ani zrozumieć, dlaczego zawsze, bez powodu, jest aż tak radosna, co momentami mnie trochę irytowało, ale starałem się nie dać tego po sobie poznać.
- Myślę, że trochę mogę ci jej zostawić - powiedziała, gdy już przestała się śmiać, po czym też się ode mnie nieco odsunęła. - Nadal jesteś strasznie poddenerwowany, może coś na rozluźnienie? Trapez? Obiecuję, że tym razem się nie połamiesz! - zawołała.
- Dzięki, ale wolałbym na razie sobie odpuścić - odparłem.
- No dooobra, niech stracę. To pogadajmy jeszcze trochę - stwierdziła dziewczyna.
- Przecież cały czas gadamy - odparłem.
- No tak, ale pogadajmy o czymś konkretnym. Na przykład trochę więcej o twojej przeszłości, jeśli się zgodzisz - powiedziała.
- Dlaczego niby chcesz o tym rozmawiać? - spytałem zaskoczony. Cane wzruszyła ramionami.
- Po prostu mnie to interesuje. Na przykład twoje podróże, mógłbyś powiedzieć, gdzie dokładnie byłeś i co robiłeś - stwierdziła dziewczyna.
- Byłem w wielu miejscach - odparłem.
- Na przykład jakich? - zapytała. Westchnąłem cicho, zdając sobie sprawę, że nie zbędę jej łatwo byle opowiastką.
- W Guard, w Królestwie Wschodu też, ale dość dawno temu, nie licząc tego ostatniego pobytu, wbrew mojej woli. Tak jak mówiłem, tam głównie robiłem jakieś uliczne występy. Byłem też w Verse i w Canetrze - powiedziałem.
- Naprawdę? Wow, i gdzie ci się bardziej podobało? - zapytała Cane.
- W Verse - odparłem od razu.
- Naprawdę? - zdziwiła się dziewczyna. - Przecież tam jest tak poważnie, a przez to cholernie nudno! - zawołała.
- Może i masz rację, ale jest też tam całkiem ładnie, a w Canetrze jest zbyt kolorowo i głośno jak dla mnie. Ludzie tam aż za bardzo lubią się bawić - powiedziałem.
- To mi się tam właśnie podoba! - zawołała Cane.
- Mniej by ci się podobało, gdyby dla zabawy spróbowaliby cię tam jacyś pijani ludzie zakopać w ziemi twierdząc, że jesteś rośliną - odparłem. Cane zaśmiała się cicho.
- No ale nie da się ukryć, że przypominasz roślinę - stwierdziła.
- Dzięki, ty to umiesz człowieka pocieszyć - powiedziałem.
- Drobiazg, polecam się na przyszłość. A tak poza tym to gdzie jeszcze byłeś? - spytała Cane.
- W Vanili, Qures, Milles i Neano - odparłem.
- Wow, naprawdę sporo podróżowałeś - stwierdziła Cane.
- Nie miałem nic innego do roboty, a i też nie mogłem nigdzie zbyt długo zostawać, bo ludzie raczej nie przepadają za istotami, które się od nich tak bardzo różnią jak ja... albo ty - odparłem.
- Coś o tym akurat wiem - stwierdziła cicho Cane. Miałem nawet wrażenie, że trochę posmutniała.
- No cóż, taki już nas los - powiedziałem i posłałem jej przyjazny uśmiech. Ironia losu, gdy ona się cieszy z byle czego to mnie irytuje, a gdy coś ją smuci, to od razu mam ochotę ją pocieszyć - pomyślałem. Sam siebie nie mogłem w tamtej chwili zrozumieć, co mnie wkurzało, bo lubiłem mieć zawsze wszystko pod kontrolą. Cane popatrzyła na mnie z wdzięcznością.
- Wyjątkowi zawsze mają wyjątkowo ciężko wśród szarego, zwykłego tłumu. A byłeś gdzieś jeszcze? - zapytała. Poprawił jej się humor i znów sprawiała wrażenie radosnej. Nie znałem chyba drugiej osoby, której humor zmieniał się tak szybko i niespodziewanie. Jednak teraz nie miałem czasu na myślenie o tym. Musiałem skupić się na czymś innym.
- Cóż, tak, kilka razy odwiedziłem jeszcze jedno miejsce. Królestwo Celestis - odparłem. Cane popatrzyła na mnie zaskoczona.
- Królestwo Celestis? - zapytała.
- Tak.
- Byłeś w Królestwie Celestis?! - zawołała.
- Tak, tak właśnie powiedziałem. A co? - spytałem, nie kryjąc swojego zdziwienia jej zachowaniem. Cane wyglądała na bardzo tym wszystkim przejętą.
- Nie, nic, tylko... co tam konkretnie robiłeś? - spytała. Westchnąłem.
- Pamiętasz, jak opowiedziałem ci swoją historię? - zapytałem. Cane pokiwała lekko głową. - Nie pamiętam swoich rodziców. Nie pamiętam nawet, czy ich miałem. Tak jak mówiłem, wiem jedynie, a przynajmniej wydaje mi się, że wcześniej ktoś się mną opiekował, ale nie pamiętam tego kogoś. To chyba były dwie osoby, ale mogę się mylić. W każdym razie, Celestis to było miejsce, gdzie żyłem na samym początku i przynajmniej tego jestem pewien, bo spędziłem tam kilka lat - wyjaśniłem.
~*~
Nie mogłam w to wszystko uwierzyć. To brzmiało jak jakiś żart, ale wiedziałam, że Joker nie żartowałby ani nie kłamał.
- I to na pewno było Celestis? - spytałam, żeby się upewnić. Joker popatrzył na mnie lekko wkurzony.
- Wiem, gdzie mieszkałem - odparł.
- Dobrze już, dobrze, chciałam się tylko upewnić - powiedziałam.
- A dlaczego tak cię zaskoczyło to, że tam mieszkałem? - spytał Joker. Tego pytania z jego strony się poniekąd obawiałam. - Dlaczego w ogóle do tej pory to ja opowiadałem ciągle o sobie, a ty o sobie nic prawie nie mówiłaś? Może też coś w końcu ciekawego opowiesz? - zapytał. I co ja mu miałam powiedzieć? Nie chciałam go okłamywać, ale też nie mogłam mu wyznać prawdy, wystraszyłby się nas albo znienawidził. No bo co by sobie o nas pomyślał, gdybym mu powiedziała, że Candy i ja też żyliśmy kiedyś w Celestis? Że to był kiedyś nasz dom? Ale ludzi tam nas znienawidzili i zaczęli wykorzystywać, przez co zniszczyliśmy to miejsce. To właśnie miałam mu powiedzieć? Zaraz, zaraz, ale Joker nie mówił nic o zniszczeniu Celestis... - pomyślałam nagle. Następnie spojrzałam wprost na chłopaka i uśmiechnęłam się lekko.
- Jasne, z chęcią opowiem też coś o sobie, tylko najpierw chciałabym zadać ci jeszcze jedno pytanie - powiedziałam.
- No dobra, niech stracę - stwierdził chłopak.
- Ile masz lat? - zapytałam. Joker spojrzał na mnie zaskoczony.
- 438. Prawdopodobnie, tak jak mówiłem, nie jestem pewien, ile miałem lat, gdy zostałem sam, ale chyba jakieś 4 czy 5. Więc teoretycznie mam 437-438 lat - odparł. Poniekąd odetchnęłam z ulgą.
- A jak wygląda teraz Celestis? - spytałam.
- Miało być jedno pytanie - odparł Joker.
- No wiem, ale jestem ciekawa, bo Candy i ja też sporo podróżowaliśmy i byliśmy tam dość dawno temu. To było wtedy... piękne miejsce. Zadbane, ludzie byli dość szczęśliwi, samo królestwo było naprawdę bogate i dobrze zarządzane - powiedziałam. Nie wiem, jakim cudem to wszystko przeszło mi przez usta. Część z tych rzeczy zgadzała się, królestwo naprawdę było piękne i zadbane, dobrze funkcjonowało, a poddani wydawali się być szczęśliwi, jednak to wszystko to było tylko przykrywką. Pod tym skrywało się prawdziwe zepsucie. Celestis było pięknym miejscem, ale ludzie, którzy nim zarządzali, byli zepsuci do szpiku kości. Nie od początku, kiedyś władcy byli...Byli dobrzy. Ale ich następcy...byli okropni. Całkowicie źli i zepsuci. Nienawidziłam ich z całego serca za to, co zrobili mi i mojemu bratu, a przez to gardziłam też ich poddanymi, którzy byli tak zapatrzeni w swoich władców. Tak samo smoki, uważały, że ludzie popełniają błędy, ale my, jako ich opiekunowie, powinniśmy im stale wybaczać i wskazywać dobrą drogę. Innymi słowy, mieliśmy dać sobą pomiatać. Tak strasznie nienawidziłam tamtych dni, gdy musiałam z uśmiechem na twarzy im służyć, a oni potrafili tylko kłócić się między sobą nawzajem i nienawidzić się. Dlaczego więc Candy i ja mieliśmy zachowywać się inaczej? Skoro chcieli z nas zrobić posłusznych im morderców, postanowiliśmy stać się mordercami, ale za to zniszczyć ich doszczętnie.
- W takim razie musielibyście być w Celestis naprawdę dawno temu - powiedział Joker.
- To znaczy?
- Królestwo, które ja pamiętam, wyglądało zupełnie inaczej. Było biedne, ludzie tam głodowali, byli skłonni zabijać dla kawałka chleba czy kropli wody. Władza nie potrafiła nad tym zapanować, bo podobno po tajemniczym zniknięciu niemal całego rodu królewskiego, wszyscy jedynie kłócili się, kto powinien objąć po nich władzę. Królestwo przechodziło z rąk do rąk, a poddanymi nikt się nie interesował, musieli radzić sobie sami. To był naprawdę przykry widok, bratobójcze walki, intrygi, kłamstwa, wszechobecna obłuda. Słyszałem jakieś historie o tym, że Celestis było kiedyś znacznie piękniejszym miejscem, ale trudno było w nie wierzyć, widząc przed oczami to wszystko, o czym mówiłem. Ale skoro nawet ty to potwierdzasz, to chyba rzeczywiście musiało tak być. Ciekawi mnie jedynie, co takiego się stało, że wspaniałe Celestis tak podupadło. Wiesz coś może o tym? - spytał Joker. Jego opis tego miasta mimo wszystko wywołał u mnie pewnego rodzaju radość... Wciąż miałam żal do ludzi, którzy nas skrzywdzili. Wiedziałam, że to już nie oni żyją w Celestis. Ale to byli ich potomkowie, więc mimo to czułam szczęście wynikające z ich cierpienia. Po co ja w ogóle poruszałam ten temat? - pomyślałam, choć poniekąd znałam odpowiedź. Chciałam Jokerowi opowiedzieć co nieco o mnie i o Candy'm, nie zdradzając przy tym zbyt wiele drastycznych szczegółów. Poza tym, sam o to pytał.
- Nie, nie mam pojęcia, co się stało - odparłam cicho.
- Szkoda, byłem tego ciekaw. Ale to musiało być w takim razie coś strasznego, skoro zniknął prawie cały królewski ród - stwierdził Joker.
- Pewnie tak. A wracając do twojego pytanie, Candy i ja odwiedziliśmy też inne miejsca - powiedziałam. Następnie wymieniłam kilka królestw, w których byliśmy, niektóre z nich pokrywały się z miejscami, które odwiedził Joker, na przykład Verse i Canetra. Zaczęliśmy rozmawiać o tych miejscach, porównując nasze opinie na ich temat i wrażenia, jakie na nas zrobiły, więc, na szczęście, odeszliśmy od tematu nieszczęsnego Celestis.
~*~
- Lily była dla wszystkich miła, ale dla mnie potrafiła być czasem naprawdę wredna - powiedziałem. Dziewczyna popatrzyła na mnie z lekkim zdziwieniem.
- Naprawdę? - spytała.
- Naprawdę - odparłem. Wciąż ledwo mogłem opanować swoją radość. Znów, tak jak wczoraj, byłem w jej pokoju i jak gdyby nigdy nic siedziałem obok niej na jej łóżku, opierając się o wezgłowie. Wyglądało na to, że Lily naprawdę coraz bardziej mi ufała.
- Na przykład co takiego robiła? - spytała dziewczyna. Uśmiechnąłem się lekko.
- Zawsze potrafiła idealnie wykorzystać to, że ją kocham. Mogła omotać sobie mnie wokół palca i kazać zrobić dosłownie wszystko - odparłem.
- To brzmi, jakby była z niej niezła manipulatorka - stwierdziła Lily.
- Nie no, aż tak źle z nią nie było. Ja byłem o wiele gorszy. Kiedyś specjalnie wylałem na nią wiadro niebieskiej farby i powiedziałem, że w niebieskim jej lepiej - powiedziałem. Lily zaśmiała się cicho.
- Naprawdę? I co było dalej? - spytała.
- Nic. Ochrzaniła mnie, a potem poszła to z siebie zmyć. Jak już jej się udało, odnalazła mnie i z pomocą Cane spróbowała się zemścić, ale w ostatecznym rozrachunku to ja wygrałem i to one zostały oblane, tym razem fioletową farbą, którą wcześniej wyczarowały. Wtedy dostałem solidny ochrzan od nich obu, ale warto było. Potem cała nasza trójka uznała to za zabawne i nie miały do mnie większych pretensji. Ale do takiego wniosku doszły dopiero kiedy strzeliły ogromnego, kilkudniowego focha - powiedziałem.
- Miałeś z nimi całkiem ciekawe życie - stwierdziła dziewczyna.
- O tak, na nudę nigdy nie mogłem narzekać. Mam opowiedzieć coś jeszcze? - zapytałem.
- Tak, koniecznie! - zawołała. Tak jak wcześniej nie lubiła rozmów o sobie samej, tak teraz z chęcią słuchała moich opowieści o tej Lily, której nie pamiętała. Liczyłem na to, że to dobry znak. Poopowiadałem jej jeszcze kilka zabawnych historyjek z naszym udziałem, po czym Lily zmorzył sen.
- Mam zostać czy odejść? - spytałem, gdy ona leżała już w łóżku i powoli zasypiała. Dziewczyna otworzyła na chwilę oczy i spojrzała na mnie z uśmiechem.
- Jak wolisz - odparła.
- W takim razie zostanę, jeśli nie masz nic przeciwko - powiedziałem.
- Jeśli nie przeszkadza ci to, że okropnie się wynudzisz, to możesz zostać. Dobrej nocy - odparła dziewczyna.
- Dobrej nocy - powtórzyłem cicho.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top