13. Sen

~2 tygodnie później~

Jedz! Jedz! Jedz! Musisz jeść, jak nie dla siebie, to dla dziecka, dość, że już wczoraj mało co zjadłaś - myślałam, starając się wmusić w siebie kolejną porcję zupy, którą sobie wyczarowałam. Uznałam, że to najłatwiej będzie mi przełknąć, choć sama nie wiedziałam do końca nawet, co dodałam do tej zupy, ale chyba głównie jakieś warzywa. Starałam się przy tym nie dać po sobie poznać jak źle się czułam, żeby nikogo tym nie martwić. Tak więc walczyłam ze swoim żołądkiem, siedząc w rogu pokoju i przyglądając się Cane, która tłumaczyła Jokerowi wszystko na temat cyrkowych sztuczek, dlaczego są takie ekstra, jak się wykonuje poszczególnie z nich i ile dają radości. Nawet z tej odległości słyszałam dokładnie, jak mówi o tym z ekscytacją. Byliśmy właśnie razem w tym pokoju, w którym uczyli mnie ich kiedyś. Nie miałam pojęcia, gdzie zniknął Candy, ale wkrótce to przestało być moim zmartwieniem, bo również się tutaj zjawił. Niestety, na moje nieszczęście, rozejrzał się po pokoju i gdy tylko nasze spojrzenia się spotkały, ruszył w moją stronę, a to oznaczyło, że muszę się lepiej przyłożyć do udawania dobrego humoru.

- Nie wyglądasz najlepiej. Dlaczego nie jesz? - spytał z troską. I na tym koniec mojego "lepszego udawania". Jak widać, on też dość łatwo potrafił mnie przejrzeć, zupełnie jak Joker. Miałam tylko nadzieję, że jego też uda mi się szybko przekonać, że nic mi przecież nie jest. Ja jestem tak kiepska w udawaniu, czy oni tak dobrze mnie znają? - pomyślałam.

- Jem - odparłam i zupełnie jakbym chciała to udowodnić, wzięłam do ust łyżkę zupy, ignorując swoje mdłości. Sądziłam, że to przekona Candy'ego i da mi spokój, ale nie tak łatwo było się go pozbyć. Błazen usiadł obok mnie.

- Nie nudzi ci się? Oni tam gadają, a ty tutaj siedzisz całkiem sama - powiedział Candy.

- Nie, całkiem fajnie mi się siedzi i ich słucha z daleka. Może jednak coś sobie przypomnę - odparłam. I nagle mnie olśniło. Jak mogłam o tym zapomnieć? Przecież to było dla mnie tak ważne, jestem idiotką - pomyślałam, zła na samą siebie. - Candy, chciałabym cię o coś zapytać - dodałam.

- Tak?

- Opowiesz mi więcej o tych moich przyjaciołach z królestwa Guard, którzy mnie znienawidzili przez to całe zamieszanie? Dlaczego tak się stało? Dlaczego mnie nienawidzą? Zrobiłam coś złego? - spytałam. Po minie błazna widziałam, że nie za bardzo miał ochotę mi odpowiadać, ale ja musiałam to wiedzieć. Musiałam, inaczej bym chyba zwariowała.

- Dlaczego pytasz o to tak nagle? - zapytał.

- Chciałam cię o to zapytać już wcześniej, ale zapomniałam. A więc? Co dokładnie się stało? I kim byli ci ludzie? Jak mieli na imię? - odparłam. Candy popatrzył na mnie niepewnie, po czym westchnął i zaczął mi o nich opowiadać.

- Mówiłaś nam, że odnalazłaś w lesie chłopca. Miał na imię Leonald. Pomogłaś mu, potem odnaleźliście jego dom. To był książę Guard i gdyby nie ty, prawdopodobnie nie przeżyłby sam w tym lesie i nigdy by się nie odnalazł. Zostałaś na królewskim dworze i mu pomagałaś, a potem wszystkim jego potomkom. Pełniłaś rolę opiekunki do królewskich dzieci i doradczyni władcy. Namalowali nawet twój portret razem z królem, który był tym chłopcem kiedyś przez ciebie uratowanym. Teraz królestwem rządziła królowa Adele, wdowa, z tego, co wiem. Miała czwórkę dzieci, w kolejności od najstarszego do najmłodszego to byliby: Aleksander, teraz ma coś koło 18 lat, Maximilian, miałby 14, Aurora w wieku 7 lat i Christopher, 3 lata. Mniej więcej, bo nie wiem, kiedy które z nich ma urodziny, a widziałaś ich ostatnio w tamtym roku. Poza tym, Max nie żyje - powiedział Candy. Aż tylu informacji się nie spodziewałam, potrzebowałam więc chwili, aby wszystko przetrawić.

- A mąż Adele? - spytałam.

- Nie wiem, co chciałabyś o nim wiedzieć, ale nie mówiłaś o nim za wiele, zginął w trakcie jakichś walk jeszcze zanim poznałaś nas i miał miejsce cały ten cyrk - wyjaśnił Candy.

- A Max? Dlaczego on nie żyje? - zapytałam. Nie wiedziałam dlaczego, ale mimo, że nie pamiętałam tego chłopca, strasznie przejęłam się wiadomością o jego śmierci.

- Zabił go jeden z żołnierzy Juana. Tylko tyle wiem - powiedział Candy, a ja czułam, jak na zmianę robi mi się zimno i gorąco. Jemu nie podobało się mówienie mi o tym, mi z jakiegoś powodu nie podobało się słuchanie o tych rzeczach, jednak musiałam się wszystkiego dowiedzieć, nie mogłam żyć z czarną dziurą w pamięci.

- Dlaczego oni mnie znienawidzili? - w końcu zadałam pytanie, które najbardziej mnie dręczyło. Z jakiegoś powodu ze strachem wyczekiwałam odpowiedzi na nie, bałam się tego, czego mogłam się dowiedzieć.

~*~

Candy, jak nikt inny wiesz, jak źle wpływa na Lily kłamstwo. Ale ona nie pozostawia ci innego wyjścia, przecież nie możesz jeszcze jej powiedzieć prawdy... Nie możesz... - gorączkowo myślałem nad jakimkolwiek wyjściem z tej sytuacji. Tak się cieszyłem, że ona już nie interesuje się tą swoją "rodziną", a tu proszę, znowu powrót do nich. Ale wtedy mnie olśniło, istniała jeszcze jedna opcja. Sporo ryzykowałem, ale zdecydowałem się właśnie tak to rozegrać.

- Znienawidzili cię, bo zaczęłaś się zadawać ze mną i z Cane, a poza tym, Juan dodatkowo nakłamał im na twój temat - zacząłem.

- Znienawidzili mnie, bo poznałam was? I co takiego powiedział im o mnie ten cały Juan? - spytała dziewczyna. Westchnąłem.

- Nie masz nawet pojęcia, jak się poznaliśmy. A ja nie mogę ci o tym opowiedzieć, jeszcze nie. Przepraszam. To dlatego, że poznaliśmy się w... bardzo złych okolicznościach. Jeśli sobie tego nie przypomnisz, opowiem ci to, obiecuję, ale proszę, jeszcze nie teraz, dobrze? - odparłem. Liczyłem na to, że to wystarczy. Błagałem w myślach wszystkie znane mi bóstwa, żeby tylko Lily nie wypytywała o nic więcej, ale żeby jednocześnie nie straciła do mnie zaufania.

- Jak to? Jakie "bardzo złe okoliczności"? Dlaczego nie chcesz mi powiedzieć? - zapytała, wyraźnie poddenerwowana Lily. Cholera, nie chciałem jej denerwować, teraz muszę ją jakoś uspokoić - pomyślałem.

- Avenida, to naprawdę trudne. Stało się wtedy coś okropnego. Ja zrobiłem coś okropnego, ale ty mi to wybaczyłaś. Przez to, co zrobiłem, twoi przyjaciele znienawidzili mnie i Cane, a Juan przekonał ich, że ty też jesteś w stanie dopuścić się tak złych rzeczy, skoro zaczęłaś się z nami zadawać. Ja... Boże, co ja wygaduję! - zawołałem zrozpaczony i zakryłem twarz dłońmi. Ostatecznie przekreśliłem wszystkie swoje szanse u Lily, przecież ona, nawet nie wiedząc, że kiedyś zabijałem ludzi, będzie na mnie teraz patrzeć jak na osobę, która robi tak złe rzeczy, że aż strach o nich mówić i przez którą straciła swoich przyjaciół. Debilu, trzeba było skłamać, zmienić jakoś temat rozmowy, uciec przed tym, a w ostateczności przyłożyć czymś jej w głowę, żeby zapomniała w ogóle, że chciała o tym z tobą mówić, a ty wybrałeś najgorszą z opcji! Teraz ona cię będzie miała za potwora, mimo że nie wie, co wcześniej robiłeś! - pomyślałem ze złością. Wtem poczułem czyjąś rękę na ramieniu. Wyprostowałem się i ze zdziwieniem popatrzyłem na Lily, która z kolei patrzyła na mnie z troską.

- Dobrze, skoro nie chcesz o tym mówić, nie musisz. Widocznie masz dobry powód ku temu. Nie chcę, żebyś się przeze mnie z tym męczył, więc może lepiej na razie o tym zapomnijmy. Tylko obiecaj mi, że jeśli nie wróci mi pamięć, to mi opowiesz - powiedziała dziewczyna. Ja sam widziałem, jak wiele ją to kosztuje. Chciała poznać przeszłość, Cane i ja byliśmy jej jedynymi źródłami informacji, a teraz ja tych informacji jej odmawiałem. I to z z powodu swoich egoistycznych pobudek, bo bałem się, że ją stracę. Ale jednak, mimo to, dla Lily liczyło się jak zwykle to, aby wszyscy dookoła niej byli szczęśliwi, nie ona sama. Zawsze mówiłem, że przesadza, że powinna myśleć teraz bardziej o sobie i swoim szczęściu, a nie stale martwić się o innych, a teraz sam wykorzystywałem tą jej cechę. Czułem się z tym okropnie, ale jednocześnie wiedziałem, że nie mogę inaczej. Nie mogę powiedzieć jej prawdy, a w każdym razie nie teraz. Kiwnąłem lekko głową, patrząc na nią. Ona była naprawdę niesamowita.

- Obiecuję, że tak zrobię - powiedziałem. Ona w odpowiedzi uśmiechnęła się lekko, a mój wzrok mimowolnie powędrował do małej miski wypełnionej prawdopodobnie już zimną zupą. - Miałem rację, nie jesz. Dlaczego? - spytałem, spoglądając z powrotem na nią. Lily wzruszyła ramionami.

- Nie byłam aż tak głodna - odparła, a ja jej uwierzyłem i więcej już nic nie mówiłem na temat jedzenia.

~*~

Zaszyłam się w swoim pokoju, ale dość szybko znalazł mnie tutaj Joker.

- A ty co tu tak sama siedzisz, co? - spytał z uśmiechem, podchodząc do łóżka, na którym siedziałam, w samym jego rogu, przy wezgłowiu. Podniosłam na niego swoje zmęczone oczy. Joker natychmiast spoważniał. - Coś ci się stało? - spytał z troską.

- Znowu źle się czuję - wyjaśniłam.

- To znaczy? Co dokładnie ci dolega? - spytał. Usiadł naprzeciwko mnie na łóżku.

- Nie wiem. Nic. Wszystko. Niedobrze mi, kręci mi się w głowie. I chce mi się spać. Czy to normalne? - spytałam.

- Nie znam się na tym jakoś specjalnie dobrze, ale wydaje mi się, że to może być skutek ciąży. Może mogę coś dla ciebie zrobić? - spytał. Popatrzyłam na niego i pokręciłam lekko głową.

- Rozmawiałam dziś z Candy'm - sama nie wiem dlaczego to powiedziałam, skoro nawet mnie nie pytał. No i ostatecznie nie było w tym jeszcze nic dziwnego, codziennie rozmawiałam z Candy'm. Może dlatego mu to powiedziałam, bo był moim przyjacielem, a ja musiałam podzielić się z kimś tym wszystkim?

- Naprawdę? O czym? - spytał. Chwilę później, bez pytania, usiadł obok mnie, opierając się plecami o wezgłowie łóżka. W gruncie rzeczy cieszyła mnie jego obecność, wcześniej chciałam być sama, ale teraz, z nim, było mi znacznie lepiej.

- O tych moich przyjaciołach. Pamiętasz, tych z tego królestwa - wyjaśniłam.

- Tak, pamiętam, i co? Dowiedziałaś się czegoś nowego? - zapytał.

- Można tak powiedzieć - odparłam, po czym streściłam mu pokrótce naszą rozmowę. Zawahałam się przy fragmencie o tym, dlaczego mnie nienawidzili. Co prawda Candy nie mówił, że nie mogę o tym nikomu wspominać, coś jednak podpowiadało mi, że nie powinnam. Jednak Joker to nadal był mój przyjaciel, opowiedziałam mu więc całą historię, łącznie z tym, co ja o tym wszystkim myślę. Błazen skrzywił się ze złością.

- Jak to "nie chciał ci powiedzieć"? Powinnaś go mimo wszystko wypytać, chodzi w końcu o TWOJĄ przeszłość! Dlaczego nie chciał ci zdradzić powodu, przez który cię znienawidzili? Tych okoliczności, w których się poznaliście? Coś chce przed tobą ukryć? Co? Od początku czułem, że lepiej im nie ufać - powiedział Joker. W taki oto sposób wrócił stary, podejrzliwy Joker, zastępując tego wesołego i przyjaznego, którego poznałam w ośrodku i którego znów miałam okazję widzieć przez ostatnich kilka dni.

- Nie wiem. Ale, wiesz, czuję, że nie powinnam się o to aż tak martwić. Skoro nie miałam z tym problemu wcześniej, dlaczego miałabym mieć problem teraz? - zapytałam.

- Skoro tak, to jeżeli wcześniej nie miałaś z tym problemu, dlaczego on ci teraz nie powiedział, o co chodzi? - zapytał Joker.

- Może z troski o mnie? Widziałam, że mówienie o tym sprawia mu wiele smutku i trudności i nie jest łatwe. Może bał się, że ja zniosłabym to jeszcze gorzej? Wystarczająco źle zareagowałam już chyba na wieść o śmierci Maxa i męża Adele. Nie znam...Nie pamiętam kompletnie tych ludzi, a jednak zabolała mnie wieść o ich śmierci - powiedziałam. Joker nic nie odpowiedział, zamilkł na dłuższą chwilę.

- Niechętnie to przyznaję, ale możesz mieć rację - powiedział wreszcie.

- Sam więc widzisz. Nie oceniaj po pozorach i nie bądź zbyt pochopny w swojej ocenie - odparłam. Joker popatrzył na mnie.

- Jak zwykle masz rację. Jesteś naprawdę mądra, Avenida - powiedział, po czym uśmiechnął się lekko.

- Dziękuję - odparłam, odwzajemniając uśmiech, choć ledwo miałam na to siły. Joker przyjrzał mi się uważnie.

- Powinnaś się przespać - stwierdził.

- Chyba masz rację - odparłam. Czułam się naprawdę zmęczona, choć nic szczególnego tego dnia nie zrobiłam. Błazen zszedł z łóżka, podczas gdy ja zaczęłam wsuwać się pod kołdrę.

- Po drzemce na pewno poczujesz się lepiej - powiedział, pomagając mi się szczelnie okryć.

- Dziękuję - powiedziałam, uśmiechając się do niego z wdzięcznością.

- Drobiazg. Mam iść czy zostać? Mogę zostać, w razie gdybyś poczuła się gorzej - powiedział. Nie potrzebowałam dużo czasu do namysłu.

- Zostań - odparłam. Joker usiadł posłusznie na krześle obok mojego łóżka, a ja zamknęłam oczy, a niewiele później musiałam zasnąć.

~*~

Poczułam, jak łóżka ugina się pod dodatkowym ciężarem. Byłam pewna, że to Joker, choć nie miałam pojęcia, czego mógł chcieć i co planował zrobić. W każdym razie, objął mnie od tyłu i położył swoją dłoń na moim brzuchu, a ja od razu poczułam się lepiej, bezpieczniej. Potem poczułam, że się do mnie przysunął. Poczułam się, jakby były we mnie naraz dwie osobowości, dwie różne Avenidy. Jednej było tak przyjemnie, druga zaś starała się uprzytomnić mi, że powinnam jak najszybciej wyplątać się z ramiom przyjaciela. Nie posłuchałam do końca żadnej, tylko odwróciłam się do Jokera, ale z nadal zamkniętymi oczami.

- Joker, co ty wyprawiasz, chyba nie chce ci się spać, prawda? - spytałam z uśmiechem na ustach, po czym otworzyłam powoli oczu.

- Joker? - zapytała leżąca obok mnie osoba, z dość mocnym zaskoczeniem słyszanym w głosie. Poczułam, jak oddech mi przyspiesza, nie wiedziałam, co zaraz zrobię, usiądę, wstanę, zacznę krzyczeć, popłaczę się? Na razie jednak nie zrobiłam nic z tych rzeczy, podczas gdy Candy przysunął się do mnie jeszcze bardziej i nasze usta zetknęły się ze sobą. Najpierw delikatnie, ledwo się dotykały, ale błazen szybko pogłębił pocałunek, stał się o wiele bardziej natarczywy i intensywny.

Zupełnie nie wiedziałam, jak mam się zachować, chyba automatycznie zaczęłam powtarzać ruchy Candy'ego, więc wychodziło na to, że to nie on całuje mnie, lecz MY się całujeMY. Do tego wszystkiego rozchyliłam nieopatrznie usta, a Candy to wykorzystał, najpierw przejechał swoim językiem po mojej dolnej wardze, a potem jeszcze bardziej pogłębił nasz pocałunek.

To było tak nierealne i działo się tak szybko, że sama nie wiedziałam właściwie, co powinnam zrobić, jak zareagować. Candy zaś wydawał się wiedzieć doskonale, co robi i co zamierza zrobić. Jedną ręką dotknął mojej twarzy, a potem zjechał nią niżej, na szyję, podczas gdy drugą miał cały czas na mojej talii i jeździł nią od góry do dołu po moim ciele. Położyłam swoje dłonie na jego klatce piersiowej, sama nie wiedząc, czy chcę go właściwie odepchnąć, czy chwycić za ubranie i przyciągnąć do siebie? Candy, Candy... On tu jest, my...my się całujemy, a jak zaraz dojdzie do czegoś więcej? - myślałam przerażona, jednocześnie miałam niejasne przeczucie, że to nie jest pierwszy raz. Nagle Candy odsunął się ode mnie gwałtownie, podniósł się i w ułamku sekundy znalazł się nade mną. Ręce miał po bokach mojej głowy i przyglądał mi się uważnie, z czymś dziwnym w oczach, czego nie umiałam, albo raczej nie chciałam nazywać. Pożądanie? - pomyślałam niepewnie. Wzrok Candy'ego błądził po całym moim ciele, aż napotkał moje oczy, po czym błazen uśmiechnął się do mnie w sposób nieco przerażający.

- Oczywiście, że już to robiliśmy, jak inaczej spłodzilibyśmy dziecko? Dziecko mordercy - powiedział, po czym chwycił mnie za bluzkę i zaczął nią szarpać. Byłam pewna, że zaraz mi ją rozerwie.

~*~

Kiedy otworzyłam oczy, zobaczyłam nad sobą twarz Jokera. Wyprostowałam się tak szybko, że błazen ledwo zdążył ode mnie odskoczyć, inaczej zderzylibyśmy się głowami.

- Avenida, wszystko dobrze? Zaczęłaś się strasznie rzucać przez sen i coś mamrotałaś, więc postanowiłem cię obudzić. Coś się stało? Coś ci się śniło? - spytał z troską Joker. Popatrzyłam na niego, a potem rozejrzałam się po pokoju. Powoli docierało do mnie, gdzie jestem i że to był tylko sen. Ale jaki dokładnie? - pomyślałam. Następnie popatrzyłam z powrotem na Jokera.

- Tak, chyba coś mi się śniło - odparłam.

- Ale co takiego? - zapytał z przejęciem.

- Nie wiem. Nie pamiętam. Ale chyba byłeś tam ty i Candy, i oczywiście ja. Byliśmy chyba w tym pokoju - odparłam, rozglądając się ponownie po pomieszczeniu. Nagle ogarnęło mnie jakieś dziwne uczucie. Silne przeświadczenie, że kiedyś chyba musiałam spędzać tu z Candy'm dużo czasu. Jak przez mgłę coś widziałam, jakieś wspomnienie, chyba jak on i ja leżymy razem na łóżku, zasypiam w jego objęciach. To wspomnienie było takie niewyraźnie i bardzo ulotne, ale byłam pewna, że jest prawdziwe. To chyba był jakiś dowód na to, że Candy'ego i mnie rzeczywiście coś łączyło. Ale o tym wolałam nie wspominać Jokerowi. - Muszę sobie przypomnieć - wyszeptała cicho.

- Co takiego? - spytał Joker, pochylając się nieco w moją stronę. Widać nie dosłyszał tego, co powiedziałam.

- Muszę sobie przypomnieć mój sen - powtórzyłam. Z jakiegoś powodu byłam przekonana, że muszę to zrobić, tylko jak? Może dobrze byłoby zacząć od rozmowy z Candy'm? - pomyślałam. Na myśl jednak, że miałabym z nim rozmawiać o tak intymnych sprawach, cała ochota na poznanie mojego snu mi przeszła. Może i z dnia na dzień miałam coraz większą pewność, że coś nas wcześniej łączyło, mogłam już być właściwie pewna, że byliśmy kiedyś razem, ale to nie znaczyło, że miałam siły na taką rozmowę. Potrzebowałam chwili, żeby się uspokoić. - Położę się jeszcze - powiedziałam po paru chwilach do Jokera. On pokiwał tylko głową i zszedł z łóżka, dzięki czemu ja mogłam się z powrotem wygodnie ułożyć. Nie chciałam spać, jednak nadal byłam zmęczona i wbrew swojej woli, zasnęłam. Na szczęście tym razem już nic mi się nie śniło.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top