Rozdział 45

-Tutaj!-zawołałem, stając na środku polany. Następnie rozłożyłem ręce i zakręciłem się wkoło.-To jest idealne miejsce-dodałem.

-Dobrze, że szanowny szef, dowódca i nasz główny strateg wyraził swoją aprobatę-stwierdziła Cane.

-Beze mnie w ogóle byście się nie odnalazły tutaj i nie zorganizowały-odparłem.

-Dzięki ci, nasz wybawco-powiedziała Lily, po czym podeszła do nas, przewracając oczami.

-Czy mi się wydaje, czy ja wyczułem sarkazm?-spytałem, po czym złapałem dziewczynę za rękę i pociągnąłem jeszcze bliżej do siebie. Zaskoczona Lily zdążyła tylko cicho krzyknąć i już była przy mnie.-Nie wolno ci się śmiać z własnego chłopaka-powiedziałem z powagą, ale chwilę później uśmiechnąłem się lekko.-A tobie z brata-dodałem, spoglądając z powrotem z powagą na Cane.

-Jesteś błaznem, z ciebie nie da się nie śmiać, idioto-odparła moja siostra. Westchnąłem.

-Chcesz wrócić do naszej dyskusji?-spytałem.

-O nie, nie, nie, wy sobie możecie chcieć, ale ja nie mam najmniejszej ochoty do niej wracać-wtrąciła Lily.

-Dobrze, dobrze...mamo. To ja jak zwykle wyczaruje nam tutaj najlepsze ognisko na świecie, wy zajmijcie się spaniem, znaczy spaniem Lily, a potem spotykamy się na kolacji-powiedziała moja siostra, po czym odeszła od nas. Ja po chwili skierowałem się w przeciwnym kierunku, ciągnąc Lily za sobą.

-Wreszcie sami! Choć przez chwilę!-zawołałem.

-A tobie znowu o co chodzi?-zapytała Lily, a w jej głosie słychać było szczere rozbawienie.

-Nic, po prostu stęskniłem się za tym-odparłem, po czym przystanąłem. Odwróciłem się i przyciągnąłem ją ku sobie, tak, że na mnie wpadła. Zamknąłem ją w uścisku, a chwilę później pocałowałem. Delikatnie, ale już po chwili tej pieszczoty zacząłem go pogłębiać.

Lily zarzuciła mi ręce na kark, a potem wplotła je w moje włosy. Uwielbiałem to, kiedy się tak nimi bawiła. Objąłem ją w talii i przycisnąłem do siebie, jednocześnie pozwoliłem sobie przejechać językiem po dolnej wardze Lily. W odpowiedzi na ten gest dziewczyna rozchyliła bardziej usta, a ja to wykorzystałem, stopniowo, ale zdecydowanie pogłębiając pocałunek. Potem znów wróciłem do delikatnego całowania, raz po raz przygryzając delikatnie jej wargi. W końcu odsunąłem się od niej, zobaczyłem ją, jej rozświetlone oczy, pełne miłości, MIŁOŚCI DO MNIE!

I jej spojrzenie, z którego bez pytania się mogłem wyczytać, że jej też się to podobało. Ale nie chciałem, żeby przypadkiem za szybko jej się znudziło.  Przyjemności należy doznawać powoli, aby trwała długo.-Chodź. Pójdziemy załatwić to...-nie zdołałem dokończyć, bo Lily podeszła z powrotem do mnie i złożyła na moich ustach krótki pocałunek.

-...moje miejsce do spania-powiedziała, odsuwając się ode mnie. Potem minęła mnie i poszła przodem. Szybko ogarnęliśmy ten namiot i wróciliśmy do Cane. Tak naprawdę z wszystkim tym z łatwością poradziłaby sobie jedna osoba, ale potrzebowaliśmy tej chwili sam na sam, tej bliskości.

-Nareszcie, zakochane gołąbeczki! Już myślałam, że coś wam się stało!-zawołała na nasz widok Cane.

-Nie przesadzaj, nie było nas przez chwilę-odparłem.

-Długą chwilę-stwierdziła moja siostra.

-Nie wyobrażaj sobie za dużo. Poza tym, trzeba jeszcze sprawdzić okolicę, czy jest bezpiecznie-powiedziałem.

-Możesz wprost powiedzieć, że jeszcze wam mało i chcecie trochę pobyć sam na sam-stwierdziła Cane.

-Ale naprawdę przydałoby się sprawdzić okolicę-odparłem.

-Więc może wam pomogę?-zasugerowała Cane.

-A kto będzie w tym czasie pilnował naszego "obozu"?-zapytałem.

-Mówiłam, to tylko tani pretekst-odparła dziewczyna.

-Mów, co chcesz. Lily, chodźmy-powiedziałem i ruszyłem, ciągnąc za sobą milczącą do tej pory dziewczynę. Swoją dziewczynę. Na szczęście bez oporów pozwoliła mi się poprowadzić.

-Naprawdę chcesz sprawdzić teren, czy to był rzeczywiście tylko pretekst?-zapytała Lily, kiedy już weszliśmy do lasu.

-A czy to ważne?-odparłem. Przystanąłem na chwilę i odwróciłem się w jej stronę.

-A nie? To chyba bardzo ważne, czy troszczysz się o nasze bezpieczeństwo, czy kierują tobą egoistyczne pobu...-nie dokończyła, bo pociągnąłem ją do siebie i pocałowałem.

-Przestań! Nie możesz tak robić! Nie słuchasz mnie!-zawołała oburzona, jednak z uśmiechem, kiedy już się od niej odsunąłem.

-Dlaczego? Ja to lubię robić. Lubie się z tobą całować. A ty?-spytałem. Lily najwidoczniej nie spodziewała się takiego pytania.

-Ty to dopiero...walisz prosto z mostu-powiedziała cicho.

-Po prostu nie chcę, żeby między nami były jakiekolwiek niedomówienia, niejasności lub wątpliwości. Chcę móc ci powiedzieć wszystko, nawet takie rzeczy. I chcę, żebyś wiedziała, że ty też możesz wszystko powiedzieć mi. Wszystkie swoje marzenia i obawy, których nie znam-odparłem. Lily patrzyła na mnie zaskoczona. Przez chwilę między nami panowała cisza.

-Ja też...też lubię się z tobą całować-powiedziała po chwili cicho, po czym przytuliła się do mnie. Objąłem ją i przycisnąłem do siebie. Lubiłem czuć jej ciało, tak blisko swojego. Prawie jak byśmy stanowili jedność...

-Mamy teraz tyle na głowie...-zaczęła Lily, odsuwając się ode mnie.-Niechętnie to mówię, ale chciałabym nacieszyć się tobą...i Cane. Bez żadnych zmartwień i bez myślenia o tym...

-...co będzie później. Jasne, rozumiem. Szczerze mówiąc, też tak chciałem zrobić. Cieszmy się chwilą i skupmy na swoim obecnym zadaniu-odparłem.

-A właśnie, skoro mowa o obecnym zadaniu-zaczęła dziewczyna, a ja przysłuchiwałem jej się z uwagą.-...to mamy przecież sprawdzić teren, a nie się obściskiwać-dodała, krzyżując ręce. Następnie ruszyła pewnym krokiem przed siebie.

-Ale potem, jak już sprawdzimy, to się jeszcze trochę poobściskujemy?!-zawołałem, ruszając za nią.-Prawda? Prawda?!-dodałem. Lily zaśmiała się, jednak minę miała dość niepewna.

-Sama nie wiem, dziwnie się z tym czuję-powiedziała.

-Z czym?-zdziwiłem się.

-Z tym, co robimy, co jest między nami...-odparła Lily.

-Chyba wiem, o co ci chodzi-powiedziałem, a dziewczyna popatrzyła na mnie uważnie.-Nie masz doświadczenia i dlatego obawiasz się tego wszystkiego, bo to jest coś intymnego, a do tego całkowicie nowego dla ciebie-dodałem. Lily uciekła spojrzeniem w bok.

~*~

Rozgryzł mnie z łatwością. I to z jaką łatwością. To, co było między nami, bardzo mi się podobało, jednocześnie jednak bałam się tego i za każdym czułam poczucie winy, że pozwalam sobie na odrobinę szczęścia, kiedy moi bliscy...Nawet nie wiedziałam, co się z nimi stało.

-Zgadłem?-spytał Candy. Nie byłam w stanie na niego spojrzeć.

-Może-powiedziałam, starając się brzmieć obojętnie.

-Czyli zgadłem. A przynajmniej w części. Chyba że martwi cię coś jeszcze?-zapytał błazen. Przełamałam się i popatrzyłam na niego.

-Nie-odparłam po chwili.

-Zawahałaś się. Czyli próbujesz mnie okłamać, co wychodzi ci dość nieudolnie-odparł Candy. Cholera, czemu ze mnie taki nieudolny kłamca?-pomyślałam załamana.

-Wcale nie.

-Wcale tak. Mów, o co chodzi?-zapytał błazen. Kiedy nie doczekał się odpowiedzi, złapał mnie za rękę i zmusił, żebym się zatrzymała. Następnie ujął mnie pod brodę i sprawił, że musiałam popatrzeć mu prosto w oczy.-O co chodzi?-powtórzył. Od tonu jego głosu aż przeszedł mnie dreszcz, ale nie nieprzyjemny. Wręcz przeciwnie, jednak coś nie pozwalało mi mu ot tak odpowiedzieć.-Możesz mi zaufać. Chodzi o coś związanego z naszym zadaniem? O nasz cel? O nas? O mnie i o Cane? O twoją rodzinę? A może o coś jeszcze innego?-spytał z troską.

Kiedy tak mówił, jakby się bał o mnie, nie byłam w stanie mu się oprzeć. Bardzo chciałam mu całkowicie zaufać, brakowało mi takiego kogoś, z kim mogłabym być tak blisko. Teraz już nie bałam się Candy'ego, ale czy mogłam mu aż tak zaufać? Wzięłam głęboki wdech.

-Martwię się, że kiedy ja tutaj jestem w miarę szczęśliwa, z tobą i Cane, moi bliscy...-nie byłam w stanie dokończyć, głos mi się załamał.

-Czyli męczy cię poczucie winy. Zupełnie bezpodstawnie. Robisz dla swoich bliskich wszystko, co możesz. Większość dawno by się poddała, ale nie ty. Nie wiesz, co z nimi się dzieje, jednak to nie znaczy, że ty masz się z tego powodu na siłę zamartwiać. Pokutować. Robisz co w twojej mocy, żeby im pomóc, co jeszcze miałabyś zrobić?-zapytał Candy. Byłam mu wdzięczna za to, że sam nienawidzi ludzi, moją rodzinę uważa za tak samo złą, jak wszystkich innych, ale mimo to pociesza mnie. I właściwie to ma chyba rację.

-Dziękuję. Jesteś kochany-powiedziałam cicho.

-I jedyny w swoim rodzaju, więcej takiego bóstwa jak ja nie spotkasz-powiedział. Następnie złożył na moich ustach krótki pocałunek, a potem odsunął się ode mnie i pociągnął za sobą. Bądź co bądź, mieliśmy zadanie i trzeba było je wykonać. Sprawdziliśmy okolicę, choć tak naprawdę to wyglądało bardziej, jak byśmy sobie po prostu spacerowali, trzymając się za ręce. Bliskość Candy'ego wiele mi dawała, kiedyś nawet nie pomyślałabym, że mogłoby tak być. Życie jednak lubi zaskakiwać.

~*~

-Wygląda na to, że jest czysto. Świetnie, mamy spokój-powiedziałam, idąc powoli obok błazna.

-Świetnie-powtórzył po mnie cicho.

-Teraz tylko wrócić, coś zjeść...Cane pewnie umiera z nudów-stwierdziłam.

-Całą noc zapewne będzie mi biadolić, jak to musiała na nas czekać przez wieczność-odparł chłopak.

-A ty będziesz musiał to dzielnie znosić w imieniu naszej dwójki-dodałam.

-Podczas gdy ty będziesz smacznie spać-stwierdził Candy. Tak właśnie wyglądała nasza rozmowa w drodze powrotnej, jednak w pewnej chwili stało się coś nieoczekiwanego. Błazen, niedaleko naszego obozu, przyciągnął mnie do siebie i mocno objął drugą ręką w talii.-Ostatni raz, zanim znowu będę musiał się hamować-powiedział, po czym pocałował mnie. Nim zdążyłam pomyśleć, niemal automatycznie, zaczęłam odwzajemniać pocałunek, który chwilę później Candy przerwał, schodząc niżej.

-C-candy...-powiedziałam cicho, podczas gdy on całował mnie po szyi. Krzyknęłam cicho, kiedy w odpowiedzi błazen lekko mnie ugryzł. Zacisnęłam mocniej dłoń na jego ramieniu. Następnie poczułam, jak popycha mnie do tyłu. Wpadłam na drzewo, a on przysunął się do mnie, uniemożliwiając mi w ten sposób wykonanie jakiegokolwiek większego ruchu. Jedną dłoń miałam dalej mocno zaciśniętą na jego ramieniu, drugą oparłam o jego klatkę piersiową.

Nim zdołałam coś więcej powiedzieć, Candy zaczął mnie dalej całować, najpierw złożył krótki, ale intensywny pocałunek na moich ustach, cały czas składając na mojej skórze delikatnie pocałunki, przesunął się na policzek, a dalej w okolicę ucha. Nie byłam w stanie nic powiedzieć, mogłam tak tylko stać i pozwalać mu na to wszystko, ewentualnie odwzajemniać pieszczoty. Candy jedną rękę miał opartą o pień drzewa obok mojej głowy, później przeniósł ją na moje ramię, a jeszcze później zsunął ją powoli niżej, aż do mojej talii.

Drugą dotykał mnie tam od samego początku. Zaczął całować mnie po szyi, jego język zataczał na mojej skórze delikatne kółka, raz po raz przygryzał ją bardzo lekko zębami. Westchnęłam cicho parę razy, kiedy poczułam, jak jego ręka zakrada się pod moją bluzkę. Położył ją na moim brzuchu, delikatnie przesuwając ją po nim. Znowu cicho westchnęłam, prosto w jego usta, bo właśnie przeniósł się i zaczął mnie znowu w nie całować. Przeniósł swoją dłoń z mojego brzucha na plecy. Candy przesunął się i zniżył tak, aby móc wyszeptać prosto do mojego ucha:

-Jesteś taka...-szepnął cicho i delikatnie przygryzł mi płatek ucha.

-Jaka?-zapytałam, bojąc się jednocześnie, dokąd to wszystko zmierza. Znów, tak jak tyle razy wcześniej, część mnie bała się, a część chciała więcej. Z tą różnicą, że teraz nie bałam się już samego Candy'ego, tylko bardziej siebie. A dokładniej tego, na co mogę mu pozwolić pod wpływem impulsu. To było na swój sposób przerażające, że tak na mnie działał, ale jednocześnie też...chyba...pociągające.

-Kochana, dobra, piękna, pociągająca, słodka, bezbronna, czysta...mam wymieniać dalej?-spytał cicho błazen, po czym znowu zaatakował moje usta.

-To nie fair, mówisz mi coś takiego, a potem nie pozwalasz w żaden sposób zareagować, nic powiedzieć-stwierdziłam, kiedy błazen się ode mnie odsunął.

-Tak bywa. Jeśli chcesz ze mną być, musisz się do tego wszystkiego przyzwyczaić-powiedział Candy.

-W takim razie muszę się zastanowić, czy na pewno się na to zgadzam-odparłam.

-No wiesz? Tu już nie ma nad czym się zastanawiać-odparł.

-Właściwie to...-zaczęłam.

-Mam rację. Jak zawsze-powiedział i uśmiechnął się. Popatrzyłam na niego uważnie. Dalej czułam na skórze jego przyjemny dotyk, skóra zdawała się palić żywym ogniem tam, gdzie mnie dotykał lub całował, ale to nie było wcale nieprzyjemne uczucie. Stał tak, patrzył na mnie równie uważnie, ale z miłością i troską, z oddaniem. Nigdy wcześniej nie widziałam tego u niego. Wcześniej patrzył na mnie z kpiną lub ewentualnie jak na ciastko, które chętnie by zjadł, ale to się zmieniło. Kiedy? I dlaczego nie zauważyłam tego wcześniej? Poza tym, nie tylko on się zmienił, ja także.

-Kocham cię-szepnęłam cicho, a potem oparłam głowę o jego klatkę piersiową. Candy wysunął swoją dłoń spod mojej bluzki.

-Kocham cię-powiedział, przytulając mnie do siebie. Nie wiem, jak i kiedy w końcu się od siebie oderwaliśmy i wróciliśmy do niezbyt zadowolonej Cane. Na szczęście ona nie chowała długo urazy. Zjedliśmy razem kolację, jak zwykle śmialiśmy się, żartowaliśmy, potem spędziliśmy razem jeszcze chwilę czasu i zdecydowałam się pójść spać.

Candy oczywiście odprowadził mnie, aby, jak on to ujął "odprawić odpowiedni rytuał pożegnalny, abym miała jak najmilsze sny", co sprowadzało się do tego, że jeszcze wiele czasu minęło, zanim w końcu wypuścił mnie ze swoich objęć, abym mogła iść spać. Ale wcale na to nie narzekam, gdybym mogła, zatrzymałabym czas, aby móc spędzić w ramionach Candy'ego o wiele więcej czasu niż to było możliwe.

~*~

-Oooo, nareszcie wróciłeś? A już myślałam, że w końcu między wami doszło do czegoś więcej i będę musiała znaleźć sobie jakieś ciekawe zajęcie na dłuższy czas-powiedziała Cane na mój widok.

-Przestań-odparłem, siadając obok niej.

-No co? Teraz to tylko czekać...-Cane nie dokończyła, ale uśmiechnęła się szeroko.

-A podobno to ja jestem bardziej zboczony i myślę tylko o jednym.

-Bo tak jest-odparła moja siostra.

-Śmiem wątpić.

-Wątpić to sobie możesz, ja swoje wiem-powiedziała Cane.

-Będziemy tak tutaj całą noc siedzieć?-zapytałem.

-Nawet ciebie już to nudzi?-spytała moja siostra.

-Jak widać...

-Moglibyśmy sprawdzić jeszcze raz, czy okolica jest...czysta-odparła.

-Jasne, a kto zostanie wtedy z Lily?-zapytałem.

-Racja, przecież ona teraz śpi i jakby nie patrzeć, jest bezbronna. Trochę mi jej żal, bo nie dość, że musi odpoczywać, a my nie, to jeszcze takie koszmary ją dręczą-odparła Cane.

-Co racja, to racja. Gdyby tylko można było zrobić coś, żeby to zmienić...-odparłem.

-Może kiedyś uda nam się jej pomóc...Zwłaszcza ty masz szansę, jako jej "ukochany"-powiedziała z uśmiechem moja siostra.

-Nie rób sobie z nas żartów!-zawołałem, dając jej przy tym kuksańca w bok.

-Aua! Damski bokser!-zawołała, odsuwając się ode mnie. Zachichotałem cicho, rozbawiony jej reakcją.-Jak ja ci zaraz oddam, to się nie pozbierasz-dodała.

-Czekam. Pokaż, na co cię stać-odparłem.

-Chcesz się bić?

-A ty?

-Nie odpowiadaj pytaniem na pytanie, poza tym moje było pierwsze-odparła Cane, krzyżując ręce. Przewróciłem oczami.

-Nie pruj się tak, bo ci nitki nie starczy-powiedziałem z uśmiechem.

-O moją nitkę się nie martw, na swoją lepiej uważaj-stwierdziła Cane. Potem znowu się do mnie przysunęła.-Wiesz, tak serio, to fajnie, że ty i Lily jesteście razem. Naprawdę ją lubię i nie miałabym nic przeciwko, gdyby została z nami-dodała.

-Musiałabyś na stałe zrezygnować z zabijania-odparłem.

-Albo przekonalibyśmy ją, że to nic złego-stwierdziła moja siostra.

-Mówmy o rzeczach możliwych-powiedziałem.

-Moglibyśmy też wrócić do zabijania i ukrywać to przed nią-kontynuowała Cane.

-Powiedziałem: możliwych-odparłem.

-No tak, ty byś jej już więcej nie okłamał...Szczerze mówiąc, ja też wolałabym tego nie robić. Ale, może to głupie, jednak mam nadzieję, że to wszystko dobrze się skończy-powiedziała Cane.

-Też mam taką nadzieję-odparłem, po czym odszukałem ręką jakiś patyk i zacząłem nim rysować w ziemi. Podczas całej nocy mieliśmy masę czasu, aby przedyskutować wszystkie nasze obawy, nadzieje, ale też żeby trochę pożartować, jak zawsze, kiedy staraliśmy się jakoś zabić czas w trakcie oczekiwania na Lily.

~*~

-Długo jej nie ma-stwierdziła Cane.

-Może była bardzo zmęczona? Ale pójdę zobaczyć, co z nią-odparłem i ruszyłem w stronę namiotu, w którym spała Lily.

-Ok, ja się zajmę śniadaniem-odpowiedziała niechętnie moja siostra, jednak nie zwracałem już na to za bardzo uwagi. Kiedy znalazłem się na miejscu, kucnąłem, otwierając namiot, a potem go nieco rozchyliłem. Lily nadal spała, jak gdyby nigdy nic, więc, niewiele myśląc, wszedłem do środka.

Usiadłem na kolanach obok niej i przyjrzałem się jej. Rzadko miałem okazję obserwować ją, kiedy śpi. Przypomniała mi się ta noc, którą spędziliśmy razem, kiedy Lily zasnęła z głową na moich kolanach. To było tak niedawno, a wydaje się, że minęły wieki. Teraz dziewczyna sprawiała równie urocze wrażenie jak wtedy. Jej fioletowe włosy rozsypały się wokół jej głowy, jedną rękę miała pod głową, druga leżała niedbale obok. Lily spała na boku, twarzą w moją stronę. Nagle wpadł mi do głowy pomysł, nie myślałem nawet chwili, tylko od razu przystąpiłem do wykonywania go.

Przesunąłem się nieco, po czym powoli położyłem się obok niej. Na początku tylko się jej przypatrywałem, nie chciałem jej przypadkiem obudzić. Wyglądała tak uroczo, kiedy spała... Taka piękna, taka pociągająca... Sam nie wiem, jakim cudem jestem w stanie się pohamować, to chyba rzeczywiście miłość.

Nie wytrzymałem, przysunąłem się do niej i delikatnie ją objąłem. Lily poruszyła się lekko, a ja zamarłem. Nic więcej się jednak nie stało, więc odetchnąłem z ulgą. Mogłem choć przez chwilę znów cieszyć się jej bliskością. Nie mogłem co prawda zasnąć, ale powoli przysunąłem się tak blisko do niej, jak to tylko było możliwe, po czym zamknąłem oczy, aby lepiej skupić się na naszych zsynchronizowanych oddechach.

~*~

Powoli otworzyłam oczy. Jednocześnie spojrzałam nieco w górę i zdałam sobie sprawę, że ktoś mnie dotyka. Zobaczyłam obok siebie Candy'ego! Na początku byłam tak zaskoczona, że zastygłam w bezruchu, dopiero po chwili się od niego odsunęłam. W tej samej chwili błazen otworzył oczy.

-Wstałaś już?-spytał.

-Co ty tutaj robisz?-zapytałam w tym samym czasie. Candy, ku mojemu zaskoczeniu, przysunął się bliżej mnie i mocniej objął, co trochę mnie zaniepokoiło.

-Przyszedłem cię obudzić-odparł.

-Aha, więc dlaczego zamiast tego ze mną spałeś? I jak długo tutaj byłeś?-zapytałam. Sięgnęłam dłonią do jego ręki, chwyciłam ją i zabrałam ze swojej talii.

-Po pierwsze, to nie spałem, bo wiesz, że nie mogę. Skoro spałaś tak słodko, to postanowiłem sobie z tobą poleżeć, chyba nie masz mi tego za złe? I jestem tutaj od kilku minut-odparł Candy. Najwidoczniej dla niego w tym wszystkim nie było niczego dziwnego.

-Ale skoro przyszedłeś mnie obudzić, to powinieneś to zrobić, a nie kłaść się ze mną!-zawołałam.

-Ale mówię przecież, wyglądałaś tak słodko!-odparł błazen.

-Dość, wychodzę stąd!-zawołałam, po czym wstałam i, nie zważając na protesty Candy'ego, wyszłam jak najszybciej z namiotu. On po chwili zrobił to samo.

-Co się stało? Jesteś zła?-zapytał, podchodząc do mnie.

-A jak ty byś się czuł, jakbym ci nagle wlazła do łóżka?!-zawołałam.

-Ja akurat nie miałbym nic przeciwko-powiedział błazen. Miał rację, nie pomyślałam, że on w pewnych kwestiach postrzega świat zdecydowanie inaczej niż ja.

-A ja tak! Ja...-zacięłam się, bo nie wiedziałam, co właściwie chcę dalej powiedzieć.

-Przepraszam-powiedział w tej samej chwili Candy. Spojrzałam na niego. Wyglądał, jakby mówił szczerze.-Nie pomyślałem o tym, że aż tak to ci się nie spodoba. Po prostu przypomniała mi się tamta noc, którą spędziliśmy razem. Podobało mi się wtedy i nie mogłem się powstrzymać, chciałem powtórzyć to, zrobić coś podobnego, sam nie wiem, jak na to wpadłem...-błazen zaczął się dość nieskładnie tłumaczyć. Westchnęłam.

-Cicho-powiedziałam, podchodząc do niego. Najpierw położyłam mu palec na ustach, a potem się do niego przytuliłam.

-Po prostu nie przywykłam, że kiedy się budzę, to w moim łóżku jest ktoś jeszcze oprócz mnie-powiedziałam. Candy objął mnie.

-Rozumiem. Ale w takim razie musisz przyznać, że pomijając fakt, iż była to zaskakująca niespodzianka, to przyjemna, prawda?-spytał błazen.

-Zamknij się już, kochany idioto-odparłam, uśmiechając się.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top