38. Ratunek czy śmierć?
Dni zlały się w jeden ciąg cierpienia i niedoli. Szpieg, który przekazał informacje, zmarł z powodu odniesionych ran. Najwidoczniej Juan nie potrafił działać tak dobrze, jak uważał. Na całe szczęście to wtedy, kiedy szpieg zdradzał dokładniejszą lokalizację armii Adele, działo się zdecydowanie zbyt wiele.
Adele nie byłaby dobrą królową, gdyby nie myślała i nie planowała kolejnych dziesięciu ruchów na przód, dlatego też już wtedy dojrzewało w niej to, jaką decyzję podejmie w kwestii armii i dalszych działań... Dlatego też tym bardziej skupiła się wtedy tylko na swojej córce i późniejszej akcji, a nie na tym, co mówił szpieg. Wiedziała, że lepiej będzie, jeśli ona sama nie będzie znała lokalizacji pozostałej części swojej armii. Było to ryzykowne posunięcie, bo w razie porażki lub braku pomocy ze strony genyrów, ona, jej rodzina i królestwo nie mieliby już, jak się uratować... Ale zdecydowała się zawierzyć genyrom i wszystko powierzyć im. Kiedy więc kaci Juana przesadzili z torturami na biednym szpiegu, to umierając, zabrał on do grobu ze sobą informacje o tym, gdzie znajdują się pozostali sojusznicy Adele. Cane co prawda podleczyła trochę mężczyznę ostatnim razem, ale na niewiele się to niestety zdało, ponieważ kaci Juana byli naprawdę okrutni i przesadzili...
Okrutni byli również w stosunku do Adele czy jej dzieci, czego kobieta nie mogła znieść. Żałowała, że nie może dać im tego, czego chcą, w zamian za zaprzestanie tych tortur na jej dzieciach... Ale właśnie dlatego nie pozwoliła sobie wtedy słuchać opowieści szpiega. Wiedziała, że nastąpiłby moment, w którym kaci Juana podeszliby ją i zdradziłaby im wszystkie te informacje, gdyby je znała. Ale nie pozwoliła sobie posiąść tej wiedzy, dzięki temu Juan nie mógł już nikogo zmusić do wyjawienia mu potrzebnych informacji.
Adele nie wiedziała nawet, gdzie obecnie znajdują się genyry. Przyznała, że widziała się z nimi, zdradziła lokalizację poprzednich spotkań, ale wiedziała, że ludzie Juana nie znajdą tam już genyrów, bo one z pewnością dawno się ukryły... I działały. Adele była pewna, że działają i nie zostawią ich, Lily im pomoże... Lily oraz Aleksander przybędą im na ratunek.
Kaci Juana wypytywali Adele również o zdolności genyrów i jak im przeciwdziałać, ale tutaj znów, albo naprawdę nie znała odpowiedzi na te pytania, albo zmyślała odnośnie tego, czego ludzie Juana na pewno nie wiedzieli. Chociaż bała się, że w końcu nieodwracalnie skrzywdzą jej dzieci...
W końcu królowa zaczęła dopuszczać do siebie myśl, że być może genyry jednak jej nie pomogą...
W końcu minęło już tyle dni i było tylko coraz gorzej.
W takim cierpieniu dni mijały jak tygodnie i Adele zdawało się, że minęło już naprawdę wiele czasu... Być może była to zemsta genyrów i zostawali Adele samą z jej problemami... Zaczynała powoli dopuszczać do siebie taką myśl, ale tego dnia to się zmieniło...
~*~
Z początku ten dzień zaczął się jak każdy inny. Śniadanie jak z resztek dla psa, potem poranna dawka tortur i przesłuchanie, ale potem coś zaczęło się zmieniać... Przesłuchanie trwało znacznie krócej niż normalnie i urwało się nagle. Adele została odprowadzona do jej celi. Siedziała w ciszy i obserwowała otoczenie, zastanawiając się, co się dzieje... Aż do lochów wpadł jeden z dowódców Juana. Padł rozkaz mobilizacji i dosłownie wszyscy strażnicy z lochów wybiegli, żeby wspomóc swoich towarzyszy w... Właściwie w czym? Adele nie wiedziała, ale nie został naprawdę ani jeden strażnik, więc musiało się dziać coś naprawdę wielkiego i ważnego. Nie traciła czasu, tylko podpełzła do jednej ze ścian, do największej dziury. Ta konkretna kamienna ściana oddzielała jej celę od celi jej dzieci. Adele przełożyła rękę przez dziurę i chwyciła swoje przestraszone, płaczące dzieci za ręce...
- Mamusiu... Co się dzieje... - wychlipała przerażona Aurora.
Adele ścisnęła mocniej jej dłoń.
- To... To nic takiego, kochanie. Zaufaj mamie, to się już wkrótce skończy i więcej nic złego się nie stanie - Adele zaczęła pocieszać swoje dzieci.
~*~
Trudno było określić, ile czasu minęło... Godzina? Może dwie? Albo cztery? Tutaj, w lochach, czas płynął inaczej. Czasami na górze słychać było krzyki, ale mocno wygłuszone przez tony ziemi i skał nad piwnicą. Jednak w pewnym momencie drzwi do lochów otworzyły się z trzaskiem. Adele i jej dzieci aż podskoczyli. Usłyszeli kroki na kamiennych schodach. Adele najpierw zobaczyła niebieskie włosy i strój w świetle lampy naftowej, a potem usłyszała błazeński, rozchichotany głos.
- Przybywam wam na ratunek, próżni, głupi, słabi ludzie! - zakrzyknął błazen, unosząc ponad swoją głową ogromny młot.
W pierwszej reakcji na to wszystko, Adele oraz jej dzieci zaczęli krzyczeć z przerażenia.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top