18. Pozorny Spokój
- Dlaczego powiedziałeś, że zaatakował nas niedźwiedź? - spytała Lily, jak tylko Cane i niezwykle niezadowolony Joker opuścili jej pokój. Popatrzyłem na nią nieco niepewnie. Liczyłem trochę na to, że może zapomniała też o tym, co się tak naprawdę stało...
- Nie chciałem ich aż tak martwić. Wolałem na razie nie mówić, że zaatakowali nas jacyś ludzie. Myślę, że z tym by sobie poradzili znacznie gorzej, zwłaszcza Joker - odparłem. Właściwie to przynajmniej tym razem powiedziałem prawdę.
- Ale kiedyś będzie musiał dowiedzieć się, jak było naprawdę - stwierdziła dziewczyna.
- Jasne, kiedyś mu powiemy. Wiem, że nienawidzisz kłamać, więc nie chciałbym, abyś długo się z tym męczyła. Ale może lepiej nie mówmy nic, dopóki przynajmniej nie wrócisz do siebie w pełni - odparłem.
- Jasne, rozumiem. Ale pewnie długo mi to nie zajmie. To chyba przez całą tą sytuację i to, czego się dowiedziałam, tak zareagowałam - odparła Lily.
- Czyli to przeze mnie - stwierdziłem cicho. Dziewczyna popatrzyła na mnie zaskoczona.
- Co? Nie! Pod żadnym pozorem to nie twoja wina! - zawołała. Podniosła się przy tym do pozycji siedzącej.
- Akurat. Gdybym nie był mordercą, nie byłoby tego wszystkiego - odparłem. Lily zamilkła na chwilę i przybrała nieco smutny wyraz twarzy.
- Mógłbyś... Nie wspominać o tym tak często? Candy, przeszłości nie zmienisz. I to nie twoja wina, że nie jesteś w stanie tego zrobić, nikt z nas nie jest. Ale najważniejsze, że zrozumiałeś swoje błędy i teraz już starasz się ich nie popełniać. Myślę, że to główna cecha, za którą pokochała cię Lily - powiedziała cicho. Mówiła przy tym bardzo spokojnie, ale jednocześnie pewnie, jakby obwieszczała mi oczywistą prawdę. Przez chwilę też patrzyła na mnie równie spokojnie. Jej sylwetka aż emanowała całą tą niewinnością i troskliwością, które tak w niej uwielbiałem. Mimowolnie znów jej zapragnąłem. Równie dobrze mógłbym ją sobie wziąć tu i teraz. Nic nie stoi na przeszkodzie, jeśli tylko zechcę, mogę to zrobić. Nikt nam nie przeszkodzi - pomyślałem. Zaraz jednak pozbyłem się tych myśli, czując do nich odrazę. Za nic w życiu nie chciałbym tak jej skrzywdzić, bez względu na to, jak bardzo jej pragnąłem. Już miałem coś powiedzieć, ale wtedy właśnie Lily przybrała zmartwiony wyraz twarzy i zaczęła mówić coś innego. - Ojeju, przepraszam. Niepotrzebnie o niej wspominałam - stwierdziła. Potrzebowałem chwili, żeby zrozumieć, o co jej chodziło. Następnie uśmiechnąłem się lekko.
- Bez obaw, nie masz za co przepraszać. I wiesz, myślę, że może nawet masz rację. Znając Lily, była w stanie pokochać mnie właśnie za tą cechę - odparłem. Tym razem to ona lekko się uśmiechnęła. Gdy to robiła, wyglądała naprawdę uroczo.
- Wiesz, może to dziwna prośba, zważywszy na obecne okoliczności, ale może mógłbyś mi coś jeszcze o niej opowiedzieć? - spytała cicho, nieco niepewnie, jakby obawiała się, czy może w ogóle o coś takiego prosić.
- Jasne, z chęcią to zrobię. Co jeszcze chciałabyś wiedzieć? - spytałem. Lily wzruszyła ramionami.
- Cokolwiek - odparła. Uśmiechnąłem się po raz kolejny, po czym przesunąłem się i usiadłem obok niej, opierając się przy tym o wezgłowie łóżka.
- Oczywiście. Lily była w gruncie rzeczy bardzo podobna do ciebie. Tak samo jak ty, zawsze martwiła się o to, czy kogoś czymś nie urazi. Ale jednocześnie uwielbiała robić innym żarty, głównie to razem z Cane robiły mi jakieś głupie kawały. Też uwielbiała razem z Cane piec różne słodkości, zamiast je po prostu wyczarowywać. Na to akurat nie narzekałem, w końcu byłem waszym jedynym degustatorem i wszystkie ciasta, ciastka i ciasteczka były dla mnie. Lily była dobra, bardzo troszczyła się o wszystkich, nawet o tych, którzy życzyli jej źle. Ty też taka jesteś. W gruncie rzeczy nie różnisz się tak bardzo od niej, przynajmniej takie mam wrażenie. Poza tym jeszcze, pięknie śpiewała - powiedziałem.
- Śpiewała? A oprócz tego piekła, robiła żarty, troszczyła się o wszystkich... To wszystko jest naprawdę... ciekawe. Opowiesz coś jeszcze ? - spytała dziewczyna.
- Cóż, nie mam pojęcia, co jeszcze mógłbym powiedzieć. O, wiem! Wiesz, co było naszą główną wspólną rozrywką? - spytałem. Lily oczywiście pokręciła głową, ale wyglądała przy tym na nieco zmartwioną.
- Ale chyba nie powiesz mi teraz, że...seks? - zapytała cicho. Słysząc to, od razu zacząłem się śmiać i przez długi czas nie mogłem się uspokoić, podczas gdy Lily przez chwilę przypatrywała mi się zaskoczona w ciszy, po czym spuściła wzrok. Dobra, Candy, ogarnij się, zawstydzasz ją. Choć ten jeden raz jej tego nie rób - pomyślałem. W końcu dałem radę jakoś się uspokoić.
- Wiesz, to poniekąd też, ale mi bardziej chodziło o naszą wspólną rozrywkę, to jest twoją, moją i Cane - wyjaśniłem. Lily popatrzyła na mnie zaskoczona.
- Ja... Wybacz, źle to zrozumiałam. Ależ ja jestem głupia! - zawołała, po czym schowała twarz w dłoniach.
- Ej, ej, nie bądź od razu dla siebie taka krytyczna - powiedziałem. Ponownie się przesunąłem i usiadłem przed nią, po czym chwyciłem ją za dłonie i zabrałem je, odsłaniając przy tym jej twarz. - Nie jesteś głupia, jesteś najmądrzejszą osobą, jaką znam. Może tylko czasem odrobinę zbyt naiwną, ale na pewno nie głupią - dodałem. Ku mojemu zaskoczeniu, lecz i radości, po chwili ciszy Lily uśmiechnęła się lekko.
- To miło, że tak mówisz - stwierdziła po chwili. Niewiele później wróciłem na poprzednie miejsce. Jeszcze trochę czasu spędziłem, opowiadając Lily o niej samej, a po jakimś czasie, Lily zasnęła, opierając się o mnie. Trwało to z kilkanaście minut. Miałem ogromną ochotę ją wtedy objąć, ale nie byłem pewien, czy mogę sobie na to pozwolić. Gdy wreszcie zdecydowałem się zaryzykować, dziewczyna akurat przebudziła się. Stwierdziwszy, że jest już zmęczona, postanowiła uszykować się do snu. Poszła na chwilę do łazienki, a gdy wróciła, położyła się z powrotem do łóżka, z którego ja w tym czasie wstałem.
- Może w takim razie ja zostanę? W razie gdyby znów coś ci się stało? - zasugerowałem. Dziewczyna popatrzyła na mnie lekko zdziwiona.
- Chcesz tutaj zostać? Na jak długo? - spytała. Wzruszyłem ramionami.
- Tak długo jak będzie trzeba - odparłem.
- Nie musisz się tak dla mnie poświęcać - stwierdziła Lily. Dla ciebie zrobiłbym wiele więcej - pomyślałem.
- To żadne poświęcenie, ja i tak nie potrzebuję przecież snu. To jak? - zapytałem.
- No cóż, jeżeli naprawdę chcesz, możesz zostać - odparła po chwili Lily. Słysząc to, szczerze się ucieszyłem. To oznaczało, że ona ufała mi coraz bardziej, pozwalała się coraz bardziej do siebie zbliżyć, mimo tego, czego się o mnie dowiedziała. Lily opatuliła się pierzyną, przez co przypominała trochę fioletowy kokon.
- Dobrej nocy - powiedziała, spoglądając na mnie.
- Dobrych snów - odparłem. Lily uśmiechnęła się delikatnie, co od razu odwzajemniłem, po czym zamknęła oczy, a niewiele później chyba zasnęła.
~*~
Szliśmy obok siebie korytarzami, oddalając się od pokoju Lily. Nagle, gdy znaleźliśmy się w jednym z pomieszczeń, Joker zatrzymał się.
- Nie mogę w to uwierzyć! - zawołał Joker.
- W co? - spytałam.
- W to, że ona się zgodziła, żeby z nią został ten wariat! - odparł chłopak.
- Mój brat to nie wariat! - zawołałam.
- No przepraszam bardzo, ale dziś zachował się nieobliczalnie! - stwierdził, odwracając się w moją stronę.
- On się po prostu martwi o Lily - starałam się jakoś wytłumaczyć zachowanie Candy'ego.
- Ale chyba odrobinę przesadza. Jeżeli on jej coś zrobi, to nie wytrzymam i też mu coś zrobię - powiedział Joker. Szczerze wątpię, abyś był w stanie mu cokolwiek zrobić - pomyślałam mimowolnie, jednak powstrzymałam się przed wypowiedzeniem tych słów na głos.
- Po prostu jest nerwowy - odparłam.
- A co, jeżeli teraz go zdenerwuje Avenida? Ją też zaatakuje? Może użyje na niej którejś swojej mocy? Albo młota? - powiedział Joker.
- Przestań, Candy nie jest taki! Nie zrobiłby jej nic złego! - zawołałam. Joker nic więcej nie powiedział, tylko spojrzał na mnie ze złością, po czym prychnął cicho. A następnie podszedł do miejsca dla widowni i usiadł na najniższej ławce, po czym schował twarz w dłoniach.
- Mam tylko nadzieję, że Avenida wie, co robi, pozwalając mu ze sobą zostać. Naprawdę dziś nie wykazał się inteligencją ani opanowaniem - stwierdził Joker. Podeszłam do niego niepewnie i stanęłam naprzeciwko, a wtedy on odsłonił twarz i spojrzał wprost na mnie. - Nie chodzi mi o mnie, i tak wiedziałem, że ma mnie za wroga i najchętniej dawno by mnie stąd wyrzucił, pewnie gdyby nie wstawiła się ze mną Avenida. Mam gdzieś to, co o mnie myśli i jak mnie traktuje. Martwię się tylko o nią - powiedział.
- Jeżeli nie ufasz Candy'emu, to zaufaj mi. On jej nic nie zrobi, przyrzekam. Znam go jak nikt inny i jestem tego pewna. A tak poza tym, to nie masz się co martwić o swoje miejsce w naszym cyrku. Jeśli Candy kiedykolwiek postanowi cię wyrzucić, to ja stanę po stronie Avenidy. Nawet cię polubiłam - powiedziałam. Joker przez chwilę patrzył na mnie jakby nieco zaskoczony... po czym uśmiechnął się. Na pół smutno, na pół radośnie. Następnie spoważniał i westchnął.
- Przynajmniej z tobą jeszcze jakoś da się dogadać - stwierdził.
- To nie do końca zabrzmiało jak komplement - stwierdziłam. Uśmiechnęłam się przy tym, po czym usiadłam obok niego.
- Wkurza mnie to - powiedział nagle Joker.
- Co konkretnie?
- Cała ta sytuacja, to, że Avenida pozwoliła zostać twojemu bratu, to, że nie wiemy do końca, co jej się stało, to, że nie wiemy, co tam się dzieje. No i ogółem wkurza mnie też po prostu twój brat. Serio, to wszystko jest tak strasznie irytujące - powiedział Joker.
- Dziwny jesteś - stwierdziłem po chwili namysłu. Chłopak spojrzał na mnie zaskoczony.
- Co? Dlaczego? - zdziwił się, spoglądając przy tym na mnie.
- Brzmisz jakbyś był naprawdę wkurzony i masz do tego prawo. Ale jednocześnie mówisz o tym wszystkim z takim spokojem. Candy'emu albo mi uspokojenie się zajęłoby w takiej sytuacji o wiele więcej czasu. Zakładając, że w ogóle bylibyśmy w stanie się opanować. A ty to zrobiłeś z taką łatwością - wyjaśniłam.
- No cóż, taki po prostu jestem. Nie lubię krzyków, wrzasków, niepotrzebnego eksponowania swojej złości. Nigdy nie widziałem w tym sensu, tylko bezsensownie marnuje się czas i energię na pozbawione sensu krzyki i odgrażanie się, podczas gdy lepiej jest na spokojnie pomyśleć o jakimś rozwiązaniu - odparł Joker.
- W sumie całkiem mądra myśl. To wymyśliłeś już jakieś rozwiązanie dla siebie? - spytałam.
- Pracuję nad tym. Na razie mogę wrócić tam i wyciągnąć twojego brata siłą, ale to nie byłoby w moim stylu i tylko zdenerwowałbym Avenidę. Pracuję więc nad planem B - odparł. Mimowolnie zaśmiałam się, podczas gdy Joker spojrzał na mnie nieco zdziwiony.
- Jesteś nie tylko dziwny, ale i zabawny - stwierdziłam.
- I kto to mówi? Dziwaczka - odparł Joker. Jednak ton jego głosu wskazywał, że nie chciał mnie obrazić, tylko był to taki żart, więc znów się uśmiechnęłam. Po chwili jednak zauważyłam, że choć Joker stara się udawać w miarę wesołego, nadal chyba do końca się z tym wszystkim nie pogodził. I stale się zamartwiał, tak jak wcześniej Candy. A ja chciałam jakoś mu pomóc, żeby nie myślał ciągle o tym wszystkim.
- Zróbmy sobie może lepiej kolację. Nie wiem jak ty, ale ja jestem potwornie głodna po całym tym dniu sztuczek! - zawołałam. Na szczęście Joker dał się namówić, choć nie wykazywał zbytniego zaangażowania, ale liczyłam na to, że choć trochę pomoże mu się to oderwać od myślenia o tym wszystkim.
~*~
Znów miałem nieodpartą chęć zrobienia czegoś nie do końca dobrego. Lily zasnęła, oddychała cicho, spokojnie, miarowo, miałem więc pewność. Strasznie chciałem znów się obok niej położyć, tak jak kiedyś, ale jednocześnie coś mnie przed tym powstrzymywało. W końcu nie chciałem znów zdobywać jej podstępem. Część nocy spędziłem, siedząc na krześle obok jej łóżka, potem trochę pospacerowałem po jej pokoju, i tak na zmianę, aż w końcu czas mi jakoś zleciał. W końcu Lily się obudziła. Gdy tylko to zauważyłem, od razu wyprostowałem się na swoim krześle.
- Dzień dobry, jak się spało? - spytałem, uśmiechając się przy tym przyjaźnie. Lily odwzajemniła po chwili mój uśmiech, uznałem to więc za dobry znak.
- Dobrze. A tobie jak się nade mną czuwało? - spytała, siadając.
- Też dobrze. Na szczęście nie musiałem ani razu interweniować - odparłem. W tej samej chwili Lily przeciągnęła się. - To może ty się teraz jakoś odświeżysz, a ja nam przygotuję śniadanie? - zasugerowałem. Dziewczyna spojrzała ponownie na mnie.
- Brzmi nieźle. A gdzie są Joker i Cane? Zjemy chyba z nimi, nie? - spytała.
- Aa...eee.... chcesz zjeść z nimi? Myślałem, że zjemy sami, trzeba byłoby ich szukać i w ogóle - odparłem.
- Spokojnie, nie musisz się martwić, nie będziesz musiał się martwić znalezieniem nas. Sami już się znaleźliśmy - powiedział TEN osobnik. Odwróciłem się z niechęcią w jego stronę. Właśnie wszedł do pokoju, a za nim moja siostra.
- Joker! Cane! Jak miło was widzieć! Jak wam minęła noc? - spytała Lily. Jednocześnie wstała z łóżka, więc ja też wstałem i stanąłem obok niej.
- Nie najgorzej, trochę sobie pogadaliśmy i momentami było nawet ciekawie - odparła Cane.
- A co właściwie tutaj robicie? - zapytałem, podczas gdy Joker podszedł do Lily.
- Postanowiliśmy przyjść i sprawdzić czy z Avenidą wszystko w porządku i czy już wstała. I, jak widać, zdążyliśmy idealnie na czas - powiedział. Nawet na chwilę nie spojrzał przy tym na mnie, cały czas patrzył tylko na Lily i jeszcze się do niej bezczelnie uśmiechał!
- Obchodzicie się ze mną jak z jajkiem - powiedziała dziewczyna.
- W końcu wiele przeszłaś, a wczoraj to nawet przeżyłaś atak niedźwiedzia i zemdlałaś - odparł Joker. Po wypowiedzeniu jego słów Lily widocznie posmutniała. Pewnie przypomniał jej w ten sposób o tym, że go okłamała. - Wszystko w porządku? - zapytał Joker, kładąc swoją dłoń na jej ramieniu. Jak jej zaraz nie przestaniesz dotykać zielona flegmo to na serio cię w końcu ubiję - pomyślałem, ledwo hamując swoją złość.
- Tak, wszystko dobrze. Po prostu znów pomyślałam o tym wszystkim i trochę mi się zrobiło...smutno - odparła cicho dziewczyna.
- Ach, rozumiem. Przepraszam, że ci w takim razie o tym przypomniałem, nie chciałem - powiedział chłopak.
- Daj spokój, to nie twoja wina - odparła Lily. Joker, ku mojemu zaskoczeniu, po chwili uśmiechnął się.
- Nie powinnaś się tak zamartwiać, bo jeszcze to zaszkodzi dziecku - powiedział, po czym dotknął ją delikatnie na ułamek sekundy w czubek nosa. Lily spojrzała na niego zaskoczona, a potem się roześmiała. Tego już było za wiele.
- Nie mieliście jakichś innych ważnych rzeczy do zrobienia? Na przykład śniadania?- spytałem, spoglądając przy tym na Cane. Nie mogła wymyślić czegoś, żeby powstrzymać tą zieloną jaszczurkę przed przyjściem tutaj?
- Śniadanie już zrobiliśmy. Dla wszystkich. Nic innego nie przyszło nam do głowy - odparła Cane, nieudolnie starając się ukryć swoją złość. Czyli wychodziło na to, że Cane próbowała go powstrzymać, ale skończyły się jej możliwości. To mnie tylko bardziej wkurzyło. Czy tego zielonego gamonia cokolwiek jest w stanie powstrzymać? - pomyślałem.
- No dobrze, to ja się tylko szybko ogarnę i zaraz do was dołączę - powiedziała Lily.
- Świetnie, to ja tu na ciebie zaczekam, a ty i Candy możecie już iść, zaprowadzisz go na miejsce - powiedział Joker, zwracając się do Cane. Lily stwierdziła, że to dobry pomysł, a ja w tamtej chwili nie mogłem wymyślić żadnego sensownego powodu, żeby udaremnić mu jego plan zostania sam na sam z Lily. Ostatecznie więc musiałem opuścić jej pokój razem z Cane.
- Naprawdę nie mogłaś go jakoś zatrzymać? - spytałem, gdy tylko oddaliliśmy się na tyle, aby móc swobodnie rozmawiać.
- Zrobiłam wszystko, co mogłam! - odparła.
- Najwidoczniej to było nadal za mało - stwierdziłem.
- To już nie moja wina. Poza tym ty też nie jesteś idealny - powiedziała, krzyżując przy tym ręce.
- Co? Co masz przez to na myśli? - zdziwiłem się.
- A to, że powinieneś trochę odpuścić Jokerowi! On też się tylko martwi o Lily, a ze swoim ostatnim zachowaniem przesadziłeś! - zawołała.
- Ja przesadziłem?! To niech mi się frajer nie wpierdala pomiędzy mnie i moją dziewczynę, to może będę dla niego odrobinę milszy. Na przykład dam mu spokój i pozwolę na stałe zamieszkać w budzie dla psa przed naszym cyrkiem. Nawet załatwię mu zielony łańcuch, będzie mu pasował - odparłem, nie kryjąc swojej złości.
- Candy! - zawołała oburzona Cane.
- No co?
- Naprawdę przesadzasz! Myślałam, że w końcu coś zrozumiałeś, że postarasz się przynajmniej jakoś znieść jego obecność, ale ty sprawiłeś mu ból i wprost z niego zaszydziłeś! - odparła Cane.
- Wybacz, ale moja tolerancja ma swoje granice. Nie zamierzam stale być dla niego miłym ani znosić go, nawet jeśli miałbym robić to dla Lily! To ponad moje granice akceptacji! - stwierdziłem.
- Mógłbyś się postarać i być choć odrobinę bardziej miłym dla Jokera nie z powodu Lily, ale z powody samego Jokera. I swojego. Ta cała nienawiść tylko niszczy cię od środka, a gdybyś przez chwilę przestał skupiać się tylko na pomiataniu nim, może zauważyłbyś, że da się z nim dogadać? - odparła Cane.
- Ojej, widzę, że Joker znalazł sobie teraz nowego sojusznika oprócz Avenidy. Myślałem, że skurwiel przekabaci na swoją stronę moją dziewczynę, ale, jak widać, zrobił to też z moją siostrą. A byłem pewien, że akurat na swoją bliźniaczkę zawsze mogę liczyć - powiedziałem zdenerwowany.
- Przestań! Przestań tak mówić! Wiesz, że na mnie zawsze możesz liczyć, bez względu na wszystko! I nikt by tego nie zmienił! Jak mogłeś w ogóle coś takiego powiedzieć?! - zawołała wściekła Cane. Chwilę później jednak zatrzymała się, a gdy ja zrobiłem to samo i odwróciłem się w jej stronę, spostrzegłem, że płacze. Od razu zrobiło mi się trochę głupio. Ostatecznie nie uważałem, żebym powiedział coś nie tak, ale mogłem to zrobić łagodniej.
- Ej no weź, nie becz, siostrzyczko - powiedziałem, kierując się w jej stronę. Chciałem ją objąć i przytulić tak jak ostatnio ona mnie, ale Cane cofnęła się.
- Zostaw mnie! Czy dla ciebie liczy się jeszcze coś oprócz Lily?! Bo jak na razie troszczysz się tylko o nią, martwisz się tylko o nią i myślisz tylko o niej, a ja ci jestem potrzebna jedynie do tego, aby ułatwić ci wyeliminowanie Jokera i zbliżenie się do niej! A myślałam, że skoro jestem twoją siostrą, to też coś dla ciebie znaczę. Ale widocznie ty uznajesz za wyjątkowych i godnych uwagi tylko Lily i siebie, a cała reszta, czyli ludzie, Joker, ja, nic dla ciebie nie znaczy! - zawołała.
- Ale o co ci właściwie teraz chodzi? - spytałem. Zupełnie już nie mogłem jej zrozumieć. Ani tego, kiedy z tematu Jokera przeskoczyliśmy na rozmowę o naszych relacjach i o tym, jak ja ją traktuję.
- O nic mi nie chodzi. Po prostu... Daj mi spokój - stwierdziła, po czym spróbowała mnie minąć. Udaremniłem jej to jednak, chwytając ją za rękę.
- Przepraszam, jeżeli przeze mnie poczułaś się pominięta i nieważna. Może źle to wszystko ująłem, ale przecież wiesz, że często gadam coś bez sensu pod wpływem emocji. No i jesteś w końcu moją wkurwiającą siostrą bliźniaczką, bez której nie wiem jak bym sobie poradził i którą kocham. Więc powiedz mi, co takiego zrobiłem źle? - spytałem. Cane przez chwilę przypatrywała mi się niepewnie, wreszcie jednak wręcz rzuciła się na mnie i objęła mnie.
- Ty debilu! - zawołała przy tym. To tylko ostatecznie utwierdziło mnie w tym, że nie rozumiem kobiet. - Pomyślałeś choć raz o tym, że ja też już mam tego dość? Stalę muszę pilnować, żebyście ty i Joker nie skoczyli sobie do gardeł. Mnie też to już wykańcza! Nie mógłbyś naprawdę postarać się choć trochę opanować tej swojej nienawiści względem niego? Dla Lily? Dla mnie? Dla Jokera? Albo chociaż dla samego siebie? - spytała.
- Mogę się postarać... dla ciebie - odparłem, odwzajemniając uścisk. Staliśmy tak przez chwilę i dopiero po tym poszliśmy do pomieszczenia, w którym czekało na nas śniadanie.
~*~
- No nareszcie, już się bałem, że coś ci się tam stało i zastanawiałem się, czy nie wbić do środka i tego nie sprawdzić! - zawołałem, gdy tylko Avenida wyszła z łazienki. Dziewczyna uśmiechnęła się lekko, ja zaś wstałem z jej łóżka, na którym do tej pory siedziałem i podszedłem do niej.
- Dobrze w takim razie, że tego nie zrobiłeś, jeszcze zobaczyłbyś mnie w negliżu albo coś - odparła. To nie byłby chyba zły widok - pomyślałem, ale w porę powstrzymałem się przed wypowiedzeniem tych słów na głos.
- No to miałaś szczęście, że tego nie zrobiłem - odparłem, uśmiechając się przy tym lekko dla niepoznaki, aby Avenida nie mogła w żaden sposób domyśleć się, o czym właśnie pomyślałem. Ona jednak na szczęście tylko odwzajemniła mój uśmiech.
- Chodźmy lepiej na to śniadanie - odparła. Ruszyła w stronę drzwi, ale zatrzymałem ją jeszcze, chwyciwszy ją za rękę.
- Poczekaj! - zawołałem, podczas gdy ona spojrzała na mnie zaskoczona.
- Co się stało? - spytała.
- Nic, tylko... Chciałem się upewnić, czy na pewno nic ci nie jest. Wiesz, wczoraj, kiedy zemdlałaś... Można powiedzieć, że Candy trochę... spanikował? W każdym razie, chyba dość mocno się tym przejął. Aż za bardzo i trochę mu, moim zdaniem, odbiło - powiedziałem.
- Jeżeli pytasz o to, czy Candy nic mi nie zrobił, to nie, nic mi nie zrobił. Właściwie to całkiem miło spędziliśmy czas. Poprosiłam go, żeby opowiedział mi trochę o Lily, a potem poszłam spać. I nic więcej się nie działo, ani ze mną, ani z nim, chyba że coś miało miejsce gdy spałam i o tym nie wiem. Ale gdyby stało się coś poważnego, to raczej bym się obudziła. Tak więc było wszystko dobrze i nie musisz się aż tak o mnie martwić, mój obrońco - odparła Avenida.
- Muszę. A tak poza tym, skoro z tobą wszystko dobrze, to z dzieckiem też? - spytałem. Dziewczyna popatrzyła na mnie nieco zaskoczona, po czym położyła sobie dłoń na brzuchu.
- Myślę, że...chyba tak - odparła nieco niepewnie.
- To dobrze - odparłem. W tej samej chwili Avenida opuściła swoją rękę.
- Dziwi mnie tylko, że prawie nic jeszcze po mnie nie widać, nie licząc mojego zachowania, że tak to ujmę - stwierdziła.
- Wiesz, masz jeszcze pewnie sporo czasu - odparłem.
- Pewnie tak... - stwierdziła Avenida, zamyślając się na chwilę. - Chodźmy już może lepiej na to śniadanie! - dodała następnie, uśmiechając się przy tym lekko. Chcąc nie chcąc musiałem zaakceptować fakt, że skończył się mój czas, który mogłem spędzić z nią sam na sam.
~*~
Po śniadaniu, które minęło nam w zadziwiająco spokojnej, ale i dziwnej atmosferze, każdy znalazł sobie jakieś zajęcie. Najpierw zaczęliśmy trochę ze sobą rozmawiać, potem Cane zaczęła rysować, Joker co chwila jej przeszkadzał, zabierając jej kartki albo przybory do rysowania, a Candy trochę jeszcze poopowiadał mi o Lily i o jego ulubionym hobby, którym ostatecznie na szczęście nie okazał się być seks ani zabijanie, tylko sztuczki cyrkowe, zwłaszcza te na trapezie, co było właściwie oczywiste. Ten dzień mijał nam zadziwiająco spokojnie, choć mnie nadal trochę męczyła myśl, że musiałam okłamywać Jokera. No i nadal nie mogłam pozbyć się z głowy tego obrazu, jak Candy dosłownie masakruje tych wszystkich ludzi swoim młotem. Wiedziałam, że byli niebezpieczni i zrobił to dla mnie oraz dla siebie, ale nadal samo wspomnienie o tym wszystkim na swój sposób mnie przerażało.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top