19. Taś taś, Mackuś!
Słówko od Dolly~
Oj kochani. Ten rozdział jest bardzo długi i zapewne doprowadzi Was do jęków i krzyków ( ͡° ͜ʖ ͡°)
A tak zupełnie serio. WARTO przeczytać :>
Trochę o pokemonach, trochę o nowym morderatorze... I przede wszystkim zwiedzicie wnętrze studni Kimoki ( ͡° ͜ʖ ͡°)
===
Pamiętam jak dziś, kiedy pierwszy raz szef wprowadzał nowych morderatorów w swoje obowiązki. Nauczyłam się wtedy, że narazić się Catonowi już pierwszego dnia jest trudno - a gdybym dokonała tak niesamowitego wyczynu, wpisałabym to sobie do CV. Aldu też doskonale to pamięta, bo po tej akcji przez pół nocy się trząsł, przerażony wrzaskami pierwszych serwerowych ofiar, bezpardonowo zamkniętych w kostiumach.
Ale ale, nie pora na sentymenty i wspominki. Od tamtego czasu zadanie wprowadzania nowych przejęłam ja. I robiłam to przez dłuuuugi, dłuuuugi czas...
Aż do ostatniego naboru.
- Uhm, Aldu?... - zapytałam, podchodząc do jego biurka.
Zainteresowana Aliczii zerknęła w naszym kierunku, wychylając się zza swojego pustynnego monitora. Zapewne próbowała zwęszyć okazję do kolejnych shipów.
- Co jest? – odpowiedział admin pytaniem na pytanie.
- Wprowadzałeś kiedyś nowicjusza?
W oczach tygrysa pojawiły się iskierki zachwytu.
- Jeszcze nie! Ale chyba nie chcesz powiedzieć, że...
- Cóż, przeprowadziłeś nabór - wzruszyłam ramionami. - Logicznym jest, że przypadnie ci zaszczyt ogłoszenia wyników i konsultacji z nowym technikiem. A uwierz mi... nie ma lepszego uczucia niż powiedzenie "Gratulacje, jesteś w zespole, pakuj manatki, przenosisz się na arysto!".
Aldu wesoło klasnął w łapy i je zatarł, jakby przygotowywał się do bojowego zadania. Aliczii z kolei podniosła się z miejsca i wskoczyła do doniczki stojącej na blacie miejsca pracy administratora.
- Chcesz powiedzieć, że już wybraliście kompana do botów?!
- No oczywiście! A ty myślisz, że co robiliśmy z szefem po nocach? - Aldu zrobił taktyczny przewrót oczami.
Dobiegł nas chichot z głębi studni.
- Tiaaa... Teraz to ma sens... - Kaktus pokiwała głową. - Więc, kto to będzie?
- Zaraz go przyprowadzę! - Tygrys podniósł się z miejsca i w radosnych podskokach wyszedł z salonu.
Nie minęło dosłownie dwadzieścia sekund, kiedy tygrys wrócił. Niósł w ramionach... Naszego nowego morderatora, który jakby nie wiedząc co się dzieje, ściskał w rękach swoją nowiusieńką kartę VIP. Rozejrzał się po zebranych, potem po salonie i uśmiechnął się z niedowierzaniem i bezgranicznym szczęściem, gdy dotarło do niego, co się właściwie stało.
- Jestem Pyra - powiedział, patrząc z zaciekawieniem na równie zaciekawiony zespół.
Gdybym miała go opisać w paru słowach, użyłabym określenia "zwykły, normalny użytkownik, któremu dane było zaznać szczęścia". Ciemne włosy, dłuższe na górze, nieco krótsze po bokach. Ubrany był dość normalnie jak na arystokratę - ciemnożółta bluza, ciemne spodnie i sportowe buty. Świeciły przy każdym kroku. W porównaniu z resztą załogi, wyróżniał się normalnością.
- Nie wystraszcie go - poleciłam. Rubel pojawił się tuż za nim.
- No hej! - zaczął, a nowy aż podskoczył.
Strzeliłam facepalma.
- TY JESTEŚ CHŁOPAKIEM?! - wydarła się Kimoki, wyłażąc ze studni.
Strzeliłam facepalma po raz drugi.
- CHŁOPAK?! - Aliczii zbierała szczękę z podłogi.
- No... tak - nowy mod zamrugał, wyraźnie zaskoczony. Ten niewinny wyraz na jego twarzy mówił bardzo wiele. - Jestem boi.
- No wybacz, ten nick... - zaczęła Vanish.
Eh. Dla mnie raczej nie było niczym zaskakującym, że Pyra był osobnikiem płci męskiej. Z dwóch prostych powodów. Po pierwsze - nigdy nie należy oceniać płci po nicku. I po drugie, miałam kiedyś kumpla, którego wszyscy nazywali "Pyra", więc nie obca była mi taka ksywka w stosunku do faceta.
- Przed nami bardzo dużo pracy... - Aldu rozwinął listę i pokazał naszemu nowemu technikowi parę priorytetowych zadań. - Na tę resztę nie patrz. Najpierw musimy ogarnąć to... TO... i to...
- Pokecord? - zapytał zaintrygowany. - Umiem w to. Dajcie mi chwilę, zamówię pokemony i...
- Na razie się rozgość... - zaczęłam z uśmiechem. - Zobacz, jak tutaj wszystko działa, Alduin zapewne już cię wprowadził. Mam nadzieję, że będzie nam się miło współpracowało!
Tygrys spoważniał i spojrzał tępo w ścianę, jakby właśnie miał przed oczyma flashbacki z Wietnamu.
- Pamiętam kiedy ostatni raz to powiedziałaś i... - zaczął.
- OJ TAM OJ TAM - przerwałam szybko.
Pewne rzeczy powinny pozostać przeszłością.
===
- Słuchajcie, złożyłem już zamówienie na Pokemony... - powiedział Pyra niepewnie.
- Wow, szybki jesteś, Kartofelku - zauważyła Kimoki.
- Hmmm no dobra, trzeba zrobić nowy kanał i wprowadzić parę ustaleń... - powiedziałam cicho, choć musiałam przyznać: nie spodziewałam się nowych zmian aż tak wcześnie. Tym bardziej, że szefowi mógł umknąć ping z powiadomieniem, a nie byłam pewna, czy o tym wiedział. No i ostatnio Discord robił różne śmieszne rzeczy.
Wszystko przebiegło bez większych komplikacji. Pyra zadomowił się już w swoim mini-warsztacie obok pustyni Aliczii i siedział właśnie na stosie ziemniaków, doglądając ostatnich ustaleń.
- Wszystko gotowe? - zapytał Aldu.
- Na to wygląda... - Pyra pokiwał głową i przejrzał wszystko jeszcze raz. - To co, zaczynamy?
- Jop - mruknęłam, modląc się, żeby wszystko się udało.
Klatki, w których siedziały stworki, otworzyły się. Pokemony rozejrzały się, wyszły ze swoich kojców... a potem z prędkością ponadświetlną rozbiegły się nie tylko na swoim czacie, ale również innych, co momentalnie spowodowało zachwyt (i konsternację) użytkowników. Ich okrzyki radości słychać było aż na Arysto. W pewnym momencie Pyra zauważył pewną nieprawidłowość.
- Zwierzęta... - zauważył.
My też to dostrzegliśmy. Chcieliśmy, żeby pokemony były aktywne i w zoo, ale coś poszło nie po naszej myśli...
- Dobra - technik podniósł się i chwycił leżący przy nim laptop. - Sekundka roboty. Zaraz się tym zajmę i...
I w tym momencie wydarzyło się coś, czego żadne z nas nie mogło pojąć rozumem. Ze studni wyłoniła się wielka, czarna macka, oplotła się wokół nowego moda i nim Kimoki zdążyła powiedzieć "ZOSTAW!", chłopak został wciągnięty w otchłań. Widziałam ten rozpaczliwy uśmiech na jego twarzy i niewielkie łezki w kącikach oczu. Aldu zamrugał kilka razy, Vanish chwyciła się za głowę a Rubluś zbladł niczym fabryka papieru.
- Co? - zapytał tygrys, patrząc tępo na studnię. Zagubiony Growlithe właśnie wskoczył mu na głowę.
Powoli podeszłam do studni i spojrzałam w głąb. Ciemność. Nieprzenikniona w dodatku.
- No to mamy problem... - powiedziałam cicho.
Usłyszałam, jak otwierają się drzwi, za którymi znajdowały się nasze pokoje. Zadrżałam.
- No hej... Dlaczego po naszym salonie biegają pokemony i czemu nic o tym nie wiem?
Odwróciłam się powoli w stronę szefa. Caton przyglądał się właśnie, jak grupka piszczących, przypominających duszki stworków wykonuje pod sufitem ewolucje. Skitty atakowała kwadratowego kaktusa, a Rilou taplał się beztrosko w sadzawce Alduina. Czy to coś to zmutowana rybka koi czy jednak Magikarp?...
- To nasz mniejszy problem... - powiedziałam, nie patrząc mu w oczy. Podeszłam do magicznej szafy, wyjęłam ze środka uprząż oraz liny i zaczęłam zapinać ją w pasie.
- No to może ktoś mi to łaskawie wyjaśni?
Szefo zaczynał się wkurzać. Bardzo niedobrze.
- Więc... - zaczęłam szybko, zanim ktokolwiek coś powiedział. - Od paru miesięcy ludzie prosili o dodanie bota z pokemonami. Najpierw chcieliśmy go tylko przetestować, ale potem bardzo nam się ten pomysł spodobał. W pewnym momencie Discord postanowił dopuścić zwierzaki na chat z pokemonami i Pyra miał to naprawić, ale Mackuś go porwał. Bez niego nie ogarniemy naszego pokemoniastego problemu.
- No pięknie! Cudownie! Czysta samowolka, pogratulować... Czyli rozumiem że pojawił się jakiś błąd i... Czekaj... Mackuś? - Caton nagle urwał swój przepełniony złością wywód i zrobił minę, jakby właśnie wdepnął w niespodziankę po Skitty.
A no tak. Wdepnął.
To jednak nie było w tej chwili istotne.
- Szefie, nie ma innego wyjścia. Idę odbić Ziemniączka z rąk... macek... tego czegoś. Kim, ty też idziesz.
- Ja? - zapytała zaskoczona i dałabym sobie rękę uciąć, że zadrżała.
- Tak, ty! To twoja studnia! Będziesz wskazywać mi drogę, nie mam zamiaru zabłądzić i natknąć się na pozostałości... e... "herbacianego przyjęcia".
Caton przez chwilę nad czymś kontemplował. Już byłam gotowa, aby zejść w ciemną paszczę nieprzebitej światłem otchłani, gdy szefo pstryknął palcami.
- Zdecydowałem. Idę z wami.
- CO?! - wyrwało się Aldu.
- CO?! - krzyknął Rubel, pojawiając się nie wiadomo skąd.
- Eee... Wiesz, że ta wyprawa pewnie będzie przypominać jedną wielką lekcję wychowania do życia w rodzinie, szefie? - Kimoki nagle przybrała kolor rangi Wyjadacza.
- Dolly idzie i jakoś jej to nie przeszkadza - zauważyła Aliczii.
- A co ma powiedzieć osoba, która pokazywała wam Robaczka?! - zapytałam znacząco.
Zapadła cisza, którą przerwał śmiech dziewczyn. Robaczek był już niemal legendą w salonie, czymś na miarę przekazywanej z pokolenia na pokolenie rodzinnej historyjki. Pokręciłam głową i przełożyłam jedną nogę przez krawędź studni.
- Cóż... - Caton podszedł do szafy, wyjął uprząż podobną do mojej i zaczął się nią opinać. - Pyra to także mój morderator. Członek zespołu. Nie mogę go zostawić na pastwę tego... Mackusia. A poza tym... - Przysięgam, że tak przerażającego uśmiechu nie widziałam jeszcze nigdy. - ... Widziałem w życiu wystarczająco hentai, żeby wiedzieć, czego się spodziewać.
- Jak chcecie... - mruknęła niepocieszona Kimoki i wskoczyła do swojej nory.
Chwila moment, co się stało Kim?! A gdzie przytyki na wiadomy temat?! Czemu tak nagle się zmyła?! Jednak nie mogłam zastanawiać się nad tym dłużej. Liczyła się każda minuta.
Zaczęłam schodzić po wewnętrznej ścianie studni. Nie mam pojęcia czemu była tak śliska i wolałam tego nie wiedzieć. Kilka sekund później dołączył do mnie Caton, który po upewnieniu się, że lina jest mocno przywiązana, zaczął się po niej zsuwać.
- Aldu, Vanish, Aliczii, Rubluś! - zawołałam i czwórka zerknęła w studnię. - Musicie jakoś ogarnąć te pokemony...
- Spoczko! Zawsze chciałem być trenerem! - ucieszył się Aldu, pokazując całe naręcze gotowych do użycia pokeballi. Nawet miał czapkę jak Ash Ketchum.
- Właśnie! Złapiemy je wszystkie! - zapewniła Aliczii, a w jej rękach pojawiła się siatka na motyle.
- I WANNA BE THE VERY BEST!... LIKE NO ONE EVER WAAAAS! - zanuciła Vanish.
- Nie dajcie się mackom! - dodał Rubel.
Westchnęłam i zerknęłam w stronę szefa, który mozolnie schodził coraz niżej. Był w pełni skupiony na zadaniu... I na niemyśleniu o tym, co pokrywa wnętrze studni. Ruszyłam w dół. Ahoj, przygodo??...
===
Widać już było dno. Szef cały czas milczał, co było do niego dość niepodobne. Albo był zły, albo zastanawiał się, czy pozostawiona na powierzchni grupa poradzi sobie z zadaniem. Albo bardzo starał się zignorować podejrzaną wilgoć na ścianach studni.
- Oglądałeś kiedyś horror "Zejście"? - zapytałam, chcąc rozluźnić atmosferę.
- Nie. O czym to?
- Grotołazi znajdują sobie jaskinię i do niej schodzą a potem wyjście się zawala i okazuje się że w tunelach mieszkają krwiożercze potwory! - powiedziałam na jednym wydechu.
- Super. Intrygujące - mruknął Caton.
Wreszcie postawiliśmy stopy na stałym gruncie. Miałam szczerą nadzieję, że Aldu nas wciągnie, jak już zakończymy misję. Wspinanie się po tych śliskich kamieniach było ponad moje możliwości. Wolałam nie wiedzieć, jak Kim tego dokonuje w takim tempie.
Teraz, kiedy już dotarliśmy na dół, mogliśmy się rozejrzeć.
Wielkie łóżko. Standard. Stół do... e... herbatki. Razem z różową... zastawą. W ciekawe... wzorki. Uhm. Trzy wejścia do czegoś, co wyglądało jak tunele... Ściany oblepione plakatami półnagiego (i nie tylko półnagiego) Severusa Snape'a. No i...
- No nie wierzę...
Szef podszedł do małego ołtarzyka, na którym widniał... zapewne on. W bardzo ciekawej pozie. Bez cenzury w wiadomym miejscu. Dlaczego ktoś narysował to na pudełku po pizzy, pozostawało zagadką. Tak samo jak to, dlaczego ktoś napisał obok "dzieła" "TOXIC LOVE TOXIC LOVE". Po chwili stałam obok szefa, zerkając to na jego minę pełną najczystszego zdegustowania i szoku, to na legendarny ołtarzyk.
- Nie martw się, szefciu - powiedziałam, klepiąc go pocieszająco po ramieniu. - To całkowicie normalne.
- I jak ja mam pozostać tym samym morderczym Catonem, kiedy ludzie robią mi.. TAKIE rzeczy?!
Przewróciłam oczami.
- No nie wiem, zamorduj kogoś - rzuciłam ironicznie.
Caton spojrzał na mnie z najprawdziwszym zdumieniem.
- Właściwie to... mam taki zamiar.
Przysięgam. Gdybym w tym momencie coś piła, zakrztusiłabym się i umarła na miejscu. Ponieważ jednak nic nie piłam, potknęłam się o własne nogi, prawie przewracając ołtarzyk. Dlaczego powiedział to takim tonem, jakby miał zamiar poderżnąć gardło pierwszej napotkanej osobie?! Czyżby wreszcie Kimoki przegięła pałę?!
- Że niby ja przepraszam bardzo CO?! - wyrwało mi się. - Szefciu, ja tylko żartowałam!
Caton westchnął, poprawił bluzę i lekko pokiwał głową na boki.
- Jest taki ktoś, kto mnie wkurzył. Robi za moimi plecami dziwne rzeczy. Morduje dużo za dużo. Bez... Wyrafinowania.
O, super, czyli nasz szefo postanowił pozbyć się swojej konkurencji. Skłamałabym mówiąc, że się nie uśmiechnęłam - od razu pomyślałam o Davie. No, ale z drugiej strony nawet tak wkurzającemu imbecylowi jak fioletowy nie życzyłam spotkania z nożem wkurzonego Catona.
- No we no, nie zabijaj go! Upoluj sobie nie wiem, jakąś wiewiórkę czy Pikachu, ale daj spokój bakłażanowi, bo podejrzewam że to o niego chodzi... W każdym razie nie wiem czy na pewno... Poza nim jedyną osobą psychopatyczną osobą z twojego otoczenia jestem ja, i tylko wobec Obiego, ale na pewno nie zabijam. Te wszystkie ciała na strychu to wcale nie moja robota, w ogóle.
Szef nie odpowiedział. Podniosłam się z ziemi, otrzepałam z kurzu i skierowałam kroki do jednego z tuneli. Zanim jednak weszłam do środka, usłyszałam jakże cudowne dźwięki wiertarki. Podniosłam telefon na wysokość oczu. Na ekranie wyświetlił się kontakt opisany jako Mroczny. Od jakiegoś czasu wspomniany użytkownik zachowywał się wręcz przyzwoicie - musiałam przyznać sama przed sobą, że nie robił wielkich problemów z nieobecności modów czy ich nieco spóźnionych interwencji, choć wiedziałam że go to frustruje. Raz kozie śmierć. Odebrałam połączenie, ignorując pytające spojrzenie szefa.
- No co jest, Mroczny? - zapytałam.
Oczywiście, nikt nie spodziewał się videochatu. Mroczny mruknął poirytowany.
- No wreszcie! Od godziny próbuję się skontaktować... Na waszym miejscu...
- Ekhm - Caton pojawił się w zasięgu pola widzenia Mrocznego.
- Eee... - użytkownik na moment zapomniał języka w gębie. Chociaż może to dlatego, że dostrzegł plakat z sugestywnie uśmiechniętym Snapem. - Więc... Są jakieś problemy z pokemonami. Na różnych czatach. I zwierzaki też mają do nich dostęp.
- Tyle już wiemy. Dałeś znać modom gdzie konkretnie? - zapytałam, czując jak zbierają się nade mną czarne chmury.
- No... Nie.
- TO ZACZNIJ ICH PINGOWAĆ JA CIĘ BARDZO PIĘKNIE PROSZĘ - w moim głosie zdecydowanie było słychać capslock.
Rozłączyłam się i schowałam szmatfona. Caton szczęśliwie nie skomentował tej krótkiej wymiany zdań, choć czułam na sobie jego wzrok. Spojrzałam w głąb tunelu i pstryknęłam palcami. Kamienie nieskończoności rozjaśniły otchłań pięknym, tęczowym blaskiem godnym jednorożca. Kiedyś mi mówili, że jestem radosna i milutka jak jednorożec. Ta, chyba jak koń dzikiego gonu ze sztyletem na łbie.
Anyway, zrobiłam parę kroków i zerknęłam za siebie.
- Szefie, idziesz czy nie?
Caton ruszył za mną, mamrocząc coś pod nosem. Z plątaniny słów wyłapałam "krwawe morderstwo", "pieprzony ołtarzyk", "cringe", "ziemniaki" i "czemu do jasnej cholery w studni mieszka potwór z mackami, już prędzej spodziewałbym się Samary".
Krocząc przed siebie z mruczącym bluzgi szefciem za sobą, wcale nie czułam się komfortowo. Nie wiedziałam co zastanę na końcu tunelu. Póki co natykaliśmy się jedynie na więcej tuneli.
- Głęboko... - mruknął Caton.
- I wilgotno... - westchnęłam.
- Całkiem ciasno...
Ponieważ rozmowa zaczęła brzmieć dwuznacznie, przypomniałam sobie o pewnym istotnym szczególe.
- Ej szefie... Gdzie jest Kimoki?
Mój towarzysz zatrzymał się w pół kroku. Spojrzał na mnie i lekko przekrzywił głowę. Gdyby nie światło z mojego kasku, te jaśniejące oczy byłyby doprawdy przerażające. Nic dziwnego, że nawiedzał koszmary niektórych osób... Nie moje. W moich zawsze pojawiała się Kim. I czasem Aliczii. Ewentualnie Mackuś.
W każdym razie.
Kimoki nie było z nami. A miała nam robić za przewodnika. Gdzie ona była, do jasnej ciasnej?!
Po przejściu paru metrów o coś się potknęłam. Super, widocznie dane mi dzisiaj było spotkać się z podłogą bliżej niż jeden raz. A przecież nie miałam na nogach tych śliskich butów! Zaraz zaraz... Śliskie buty... Ślisko...
- Chyba wiem gdzie musimy iść! - rzuciłam odkrywczo.
- No?
- Za śladami tego... Uhm... Mokrego.
Caton westchnął ciężko i schował twarz w dłoniach.
- To się nie dzieje naprawdę... - wymamrotał.
- Wygląda na to, że jednak dzieje - odparłam twardo.
Podniosłam się z ziemi po raz drugi tego dnia. Kontynuowaliśmy wędrówkę, aż dotarliśmy do rozwidlenia. Rzeczywiście, na ścianach po lewej stronie widać było ślady bliżej nieokreślonej mazi.
- Ja nie chcę... - jęknął Caton. - Mam lepsze rzeczy do roboty. Yuri za mną tęskni... Toy Chica pewnie też...
- To czemu tu przyszedłeś, przecież mogłam iść sama i to wszystko bym załatwiła.
- Bo chcę zobaczyć tego Mackusia z bliska. Tylko nie chcę, żeby on mnie z bliska zobaczył.
Zapadła cisza.
- Idziemy - postanowiłam. - Jak wrócimy, od razu idziesz do swojego pokoju i będziesz nicnierobił.
- Kim ty jesteś, że mówisz do mnie tym tonem? - oburzył się Caton.
Zerknęłam za siebie. Widziałam w jego oczach te niebezpieczne ogniki i miałam świadomość, że zaraz będzie piekło.
- Kimś, kto martwi się o twoje zdrowie psychiczne.
- Jestem seryjnym mordercą, myślisz że zdrowie psychiczne to coś czym się przejmuję?
- O, patrz, majtki.
- ...dobra, jednak mam resztki zdrowia psychicznego. I sam zaczynam się o nie martwić.
Dobry Jeżu Anaszpanie. Gdyby nie ten kawałek różowej, koronkowej bielizny leżący na ziemi, byłabym równie żywa co córka Henry'ego.
Poszliśmy tropem stringów. Minęliśmy już różowe, zielone, czerwono-fioletowo-czarne... Potem pojawiły się coraz wymyślniejsze elementy, takie jak fikuśne biustonosze z prześwitami, siateczkowe pończoszki, samotna niebieska podwiązka wyglądająca przerażająco znajomo, gorset bez miseczek, skórzane majciochy z dziurą... Dobrzy bogowie, czemu tego jest aż tyle i czemu wiem jak to wszystko nazwać?! Kiedy ten fanfik stał się AŻ TAK zboczony?!
Sytuacji nie poprawiał fakt, że po właścicielce studni nadal nie było ani widu ani słychu, tak samo jak po Pyrze. Na ścianach za to pojawiało się coraz więcej mokrych śladów, przez co miałam minę jak przy wizji Clockera całującego się z Erenem. Mimowolnie moje myśli stawały się coraz bardziej kosmate, w dodatku szefcio milczał, jakby właśnie rozważał, w którym momencie skręcić mi kark. A uwierzcie mi, jego milczenie jest przerażające. Mimowolnie przeleciały mnie ciary.
- Co? - mruknęłam, czując jego wzrok na plecach. Zerknęłam za siebie.
Caton usilnie starał się patrzeć w jakiś punkt przed sobą, ignorując wszelkie ciekawe znaleziska, jakie pojawiały się pod naszymi stopami. Właśnie nadepnęłam na kawałki sznurka, które chyba kiedyś był stringami.
- Nic - odparł szef, nie patrząc na mnie.
- WITAJCIE!!
Zza zakrętu wypadła Kimoki. Miała na sobie... Zresztą nieważne. Grunt, że bardzo powoli moja dłoń powędrowała ku mej twarzy. Zasłoniłam sobie oczy.
- Kim. Trzymasz w ręku szpicrutę - zauważył szef.
- Kim. Czemu.
To nie pytanie padło z moich ust.
- Wyczułam skupisko bardzo ciekawych myśli i tak sobie pomyślałam, że to pewnie wy! I miałam rację! - powiedziała radośnie morderatorka. - A to... To na Mackusia. Żeby się lepiej słuchał.
- Dobra, prowadź - zarządził szef.
- Spróbuję jakoś zignorować to, co masz na sobie - mruknęłam, starając się patrzeć wszędzie, tylko nie na nią.
- A właśnie, Dolly! Nie wiem, czy zauważyłaś, ale w mijanych przez was zbiorach była twoja...
- Zauważyłamilepiejniechtotamzostanie - powiedziałam szybko.
Bogowie. Niech ta wędrówka wreszcie się skończy.
===
Kim prowadziła, za nią szłam ja, Caton wlókł się za nami dziwnie milczący. Właściwie wcale się nie dziwiłam... Nie codziennie człowiek uświadamia sobie, jak bardzo skrzywiony jest czyjś umysł. W pewnym momencie rozdzwonił się mój telefon - po raz drugi tego dnia. Zerknęłam na wyświetlacz. Rubel.
- Masz zasięg w tych tunelach? - zdziwił się szef.
- A co, jakoś muszę się łączyć ze światem zewnętrznym! - żachnęła się Kimoki i skrzyżowała ramiona.
- Daj na videochat, Dolly.
Na ekranie telefonu pojawił się mój brat. Jak zwykle trzymał komórkę pod nieciekawym kątem... Chociaż dzięki temu mieliśmy obraz na to, co dzieje się za nim. A widziałam płomienie.
- Rubluś? Co tam się dzieje? - zapytałam niepewnie.
- O, to nic takiego! - morderator machnął ręką. - Dzwonię z pytaniem, kiedy wrócicie?
- Jesteśmy w trakcie polowania. Naprawdę, zaczynam się martwić tym co widzę - powiedziałam chłodno. - Czy to ogień?
- Co? A, to! - mój bro roześmiał się niezręcznie. - Tym się nie przejmuj, Aldu już gasi... Uciekł nam Charmelion, skubany trochę się zestresował i...
- HEJ HEJ! - Aldu pomachał w naszą stronę. Na tygrysim łbie tkwił strażacki kask, a on sam trzymał w rękach Squirtla i dusząc go jak piszczącą zabawkę nakierowywał strumień wody na pożar. - Wszystko pod kontrolą!
- Nie przejmujcie się niczym! - Aliczii pojawiła się w kadrze.
Tuż za nią czaiła się Cacnea. Morderatorka uśmiechała się szeroko i trzymała na odległość trawiastego pokemona, blokując go stopą.
- Nie jest aż tak źle!
Kątem oka zauważyłam, jak Caton załamuje ręce.
- Spokojnie, poradzą sobie - mruknęłam w jego stronę.
- ALDUUU! SKITTY MNIE BIJE!
Vanish właśnie przebiegła przez salon, a tuż za nią biegł pokemon-kot, próbując uderzyć ją ogonem.
- Growlithe! Atak! - krzyknął Alduin. Po chwili agresywnego pokemona zaatakował czworonożny piesko... Cosiek.
Bogowie, błagam, niech on nie zionie ogniem.
- Wszystko pod kontrolą! - zapewnił Rubel.
- No dobra... - westchnęłam. - Niedługo będziemy. Bez odbioru.
Miałam już dość. Sądząc po minie szefa - on też. Tylko Kimoki wydawała się w swoim żywiole i radośnie hasała korytarzami, podskakując wesoło, jakby właśnie przeżywała miłość swojego życia.
- Taś taś, Mackuś! - krzyczała wesoło.
Oczywiście odpowiadała jej cisza. Wreszcie, po półgodzinnych poszukiwaniach, dotarliśmy do końca tunelu. Ten, dla odmiany, nie kończył się ślepą uliczką ani nie prowadził do głównego pomieszczenia studni. Ktoś (czy też bardziej: coś) zrobiło tu sobie legowisko. Legowisko z siana, błota i całej sterty bielizny.
Pyra siedział pod ścianą, na malutkim różowym krzesełku, przy równie malutkim różowym stole, a przed nim stała malutka różowa filiżaneczka. Drugą malutką różową filiżaneczkę trzymała jedna z macek... I dwanaście pozostałych też takie trzymało.
- Mackuś! - krzyknęła Kim uszczęśliwiona i podbiegła do tentaclowej plątaniny, która zaczynała się i kończyła nie wiadomo gdzie. Właściwie potwór wyglądał, jakby składał się JEDYNIE z macek, a to tym bardziej mnie przeraziło.
Zerknęłam na szefa. Kolory odeszły z jego twarzy bardziej, niż kiedykolwiek dane mi było ujrzeć. Wpatrywał się w monstrum z mieszanką przerażenia i chorobliwej fascynacji, jaka zwykle pojawia się na obliczu naukowca, stykającego się pierwszy raz z niesamowitym okazem.
Miałam nadzieję, że nie będzie chciał jakkolwiek sklasyfikować Mackusia. Niektórych rzeczy chyba lepiej nie wiedzieć.
- Ziemniączku! - krzyknęłam, robiąc krok w stronę morderatora. Jedna z macek wystrzeliła w moją stronę. Z piskiem uniknęłam jej chwytu.
- Mackuś, jak ty traktujesz gości?! - oburzyła się Kimoki i zaczęła okładać mackę szpicrutą. - Niedobry, niedobry!
To jednak tylko rozsierdziło potwora. Próbowałam przypomnieć sobie coś, cokolwiek, co mogłoby mi pomóc w walce z niecodzienną bestią. Caton miał bardzo ponurą minę, jakby zastanawiał się, czy się wtrącić, czy też może lepiej nie ryzykować. Czemu te macki były takie śliskie?! I wtedy wpadłam na pomysł.
Wiecie, co działa na wilgoć? Sól. A wiecie, czego nie lubią ślimaki? Soli. Dlaczego porównałam macki do ślimaków? Nie wiem. To jednak nie przeszkodziło mi w materializacji pięknej solniczki, wypełnionej cudnie drobnymi, białymi kryształkami. Moja nadzieja.
- Ty się lepiej ze mną nie pieprz, bo ci przysolę! - krzyknęłam do potwora. To nic, że podniósł mi się lekko pasek cringu.
Szefcio jęknął i nie musiałam się odwrócić żeby wiedzieć, że strzelił facepalma. I jednocześnie się uśmiechnął.
Sam Mackuś chyba nie uwierzył w moje groźby, bo dwie macki wystrzeliły w moją stronę. Bez wahania zaczęłam machać solniczką na prawo i lewo, śpiewając przy tym jakże słynną piosenkę Gracjana Roztockiego.
- Soooli, soooli, jeszcze trochę sooooli, soli soli soli....
Zaczęłam się zastanawiać, czy Mackuś nie jest demonem. W końcu na nie też działa ta podstawowa przyprawa. Podeszłam do Pyry bez większych komplikacji, chwyciłam go za rękę, pomogłam wstać i kierując w stronę wyjścia (nadal soląc sobie drogę) doprowadziłam morderatora do szefa. No i wtedy odwróciłam się plecami do bestii, bo czemu nie. Parę rzeczy stało się jednocześnie.
Po pierwsze, upuściłam solniczkę.
Po drugie, Mackuś się wkurzył na Kimoki i złapał ją w jedną z macek.
Po trzecie, zaatakował również mnie, oplatając w pasie i zaciągając do swojej nory.
Po czwarte, szefcio się wkurzył i zaczął krzyczeć do potwora coś o wyjściu na powierzchnię, przeplatając to groźbami karalnymi i kwiecistymi epitetami.
I po piąte, zadzwonił mój telefon. Po raz KOLEJNY.
- WEŹ SIĘ WSTRZYMAJ, DOBRA? - wrzasnęłam na Mackusia. Wisząc jakieś dwa metry nad ziemią, spokojnie sięgnęłam po komórkę i włączyłam videochat. Arya.
- Hej Dolly, jak już nie będziesz zajęta to... - zaczęła, po czym zamrugała szybko. - Czy to macki??
- Nie pytaj - westchnęłam. - O co chodzi?
- Ah tak. Weź jutro przyjdź do redakcji, sądzę że powinnaś pogadać z Obim...
- Wziąć zestaw dłut?
- TYLKO NIE TO!! - usłyszałam głos Obiego po drugiej stronie ekranu.
- Jasne! - Arya uśmiechnęła się nieco sadystycznie.
Odpowiedziałam jej tym samym. Macki zaczęły niespokojnie drżeć, co tylko mnie sfrustrowało. Spojrzałam w skłębione odnóża, gdzie - jak przypuszczałam - zaczynał się potwór.
- PRZESTAŃ NA MOMENT! Ja ci nie przeszkadzam, jak gadasz przez telefon, no nie?!
Mackuś się zawahał, po czym skinął mackami, zgadzając się ze mną.
- No, więc właśnie! Trochę kultury...
Spojrzałam na ekran. Arya otworzyła pysk i widocznie chciała o coś zapytać, jednak jej nie pozwoliłam.
- A jak tam Geralt? Nie daje się we znaki?
- Coś ty... - wilczyca przewróciła oczyma. - Aldu przysłał tu swojego Incineroara, żeby w razie wu pomógł nam we wszystkim. Geralt chyba go polubił, bo co chwilę wyciąga rączki w jego stronę...
- No to nie mam się czym przejmować. A jak tam ogólnie, dajecie radę?
- No, sama spójrz.
Moim oczom ukazał się ład i porządek, jakiego dawno nie widziałam. Cały zespół siedział przy stole, gdzie toczyli debaty na temat newsów i artykułów. Kartki poukładane w równe stosiki, ołówki wetknięte za ucho, no po prostu marzenie! Gdybym ujrzała to na zdjęciu, uznałabym to za fotomontaż. I tak powoli zastanawiałam się, czy to czasem nie greenscreen.
- No, skoro tak, to do zobaczenia niedługo! - powiedziałam radośnie i rozłączyłam się.
O dziwo, przez ten cały czas Mackuś cierpliwie czekał.
- Dobra, koniec tej zabawy - warknęłam do potwora.
- Mowy nie ma! Ja tu zostaję! - oburzyła się Kimoki. - To mój Mackuś, muszę go odpowiednio wytresować!
- Jak tam chcesz... - mruknęłam.
Skierowałam spojrzenie na lekko spanikowanego Pyrę. Kulił się z przerażenia, bo szefo dostał jakiegoś rage'u i darł się na bestię tak, że pewnie słychać go było w salonie arystokracji. Jego oczy płonęły wściekłością, w dłoni błysnął nóż, a on sam zaczął iść w stronę monstrum z morderczymi intencjami. No, gdyby w ten sposób załatwił Dave'a, to nawet bym przyklasnęła.
Caton dopadł jednej z macek i zaczął ją dźgać nożem. Widocznie frustracja i brak morderczej aktywności w końcu znalazła ujście. Krew zmieszana z jakąś czarną mazią i białawym śluzem tryskała na wszystkie strony, a sam szef wyglądał, jakby nie miał zamiaru przestać. Nagle bestia się poruszyła, spomiędzy macek wyłoniła się... Głowa. Monstrum otworzyło ślepia...
Ślepia z anime???
Mackuś zamrugał, a w jego wielkich zielonych oczętach okolonych rzęsami długimi jak w reklamach mascary, zalśniły łzy. Otworzył usta i usłyszeliśmy piskliwy głosik, który zdecydowanie nie powinien należeć do tak przerażającego stwora.
- IIIII! YAMETEEEE~ TY BRUTALU! - krzyknął Mackuś. - Już nie będę taki kawaii~! Moja biedna, śliczna macka, wiesz ile czasu zajmuje regeneracja?!
Szef zaprzestał swego morderczego działania i wpatrywał się w potwora z miną, jakby właśnie odkrył, gdzie jeszcze (oprócz rękawów) można chować karty.
- No, to niezły plot twist - skomentowała Kimoki, opierając się ramionami o mackę. W jednej ręce trzymała popcorn.
- Co - wymamrotał szef.
- Co??? - jęknął Pyra tonem, jakby ta sytuacja była ponad jego możliwości.
- CO? - usłyszeliśmy głos Aliczii.
- Wypuść je - powiedział wreszcie szefcio, zbyt cicho jak na niego. Widocznie jeszcze nie wyszedł z szoku.
- NIE MOGLIŚCIE TAK OD RAZU, BAAAAKA~?? - zapytał potwór, po czym się rozpłakał.
- A... Ale...
- Nie mogliście od razu poprosić? Jesteście nieuprzejmi!
Westchnęłam ciężko.
- Postaw nas. I już nigdy nie po(d)rywaj żadnego z modów, bo słono za to zapłacisz - warknęłam.
- Ty też nie jesteś kawaii! - stwierdził Mackuś. - Takie delikatne nee-chan powinny być miłe i kochane, a ty taka nie jesteś!
- Po pierwsze, san, ty kupo macek. Jestem jedną ze starszych osób na tym serwerze więc trochę szacunku! Po drugie, napraw szefowi postrzeganie tej sytuacji, bo inaczej będę musiała zrobić facetów w czerni i wymazać wszystkim pamięć. I po trzecie, jestem kawaii. Ale bardziej yandere kawaii.
Mackuś zadrżał i postawił mnie na ziemi.
- Ya...yandere? - zapytał z przerażeniem w głosie. - Już nie tknę twojego senpaia, błagam, nie rób mi krzywdy! GOMENE, CATON-SAN!
Ta sytuacja zaczęła robić się patowa. Zaraz weźmiecie mnie za jakiegoś mangozjeba (to nic, że przeczytałam w życiu dużo za dużo mang i obejrzałam setki anime... Ale shhh. Im mniej wiecie, tym lepiej śpicie).
- Dolly... O czym to coś mówi? - zapytał Caton, patrząc na mnie co najmniej tak, jakbym przemówiła językiem demonów.
- Nie przejmuj się, szefie - powiedziałam, podchodząc bliżej. - Naprawdę nie chcesz wiedzieć.
- Tsundere to taka jakby Natsuki, nie? - zapytał filozoficznie. - Ale yandere to chyba było już wcześniej coś...
- Nie wnikaj, proszę - powiedziałam spokojnie. - Ważne, że Mackuś się mnie boi, a tylko o to mi chodziło. Jak tam, Pyra? Wszystko gra?
Morderator pokiwał głową. Chyba nie był w stanie powiedzieć nic więcej, bo drżał i miałam wrażenie, że lada moment będzie oglądał podłogę z bliska.
- Wracajmy - zarządziłam.
Cała nasza ekipa zaczęła iść w stronę wyjścia. Szliśmy w milczeniu, próbując przetrawić to, co się właśnie stało. Byliśmy już prawie u celu, kiedy sobie o czymś przypomniałam.
- Kim, czemu zniknęłaś, kiedy zeszliśmy do studni? - zapytałam.
- Musiałam tu... posprzątać - powiedziała z uśmiechem.
Wolałam nie wiedzieć, co się za tym kryło.
===
POWIERZCHNIA, NARESZCIE!
Kiedy tylko postawiłam stopy na znajomym mi parkiecie, obejrzałam sobie podłogę z bliska po raz trzeci. Tym razem jednak z własnej nieprzymuszonej woli - musiałam ją ucałować, tak bardzo stęskniłam się za światem nadziemnym. Znaczy, nawet jeśli mówimy o notabene piwnicy.
- Szefie, a ty dokąd idziesz? - zapytałam zaciekawiona.
Lekko odwrócił się w moją stronę i spojrzał na mnie z tym morderczym błyskiem w oku. Coś podobnego widziałam, gdy zaatakował Mackusia. Rozejrzał się po salonie, każdemu z morderatorów posyłając podobne spojrzenie. Nieuodpornieni na błysk szaleństwa reagowali różnie: Aldu na przykład po prostu się wzdrygnął, ale taka Aliczii widocznie zadrżała i wróciła do roboty, chowając się za ekranem komputera.
- Miałem bardzo dużo czasu na przemyślenia. Mam... Porachunki do wyrównania. A ten tu czego?
Osamotniony Gastly podleciał do Catona i z chichotem zaczął nad nim krążyć. Szefo jednak nie mógł się go pozbyć w żaden sposób, więc po prostu westchnął, pokręcił głową i ruszył w stronę drzwi - pokemon oczywiście za nim.
I wyszedł.
A nowy towarzysz przeniknął przez drzwi.
Miałam szczerą nadzieję, że te porachunki dotyczyły Dave'a. ALE ALE. Pora na zajęcie się serwerem!
- PYRA! - gdy emocje opadły, wszyscy rzucili się na morderatora, jakby obawiali się, że był już stracony. Prawdopodobnie mieli już go za martwego...
- Musisz nam pomóc z tymi pokemonami, Kartofelku! - głos Vanish brzmiał żałośnie.
Jej różowe włosy były potargane, spojrzenie mętne a nogi lekko się pod nią uginały. Po salonie walały się pokeballe, a podejrzewałam że podobnie wyglądało na innych czatach. Wszyscy wrócili do swoich zajęć. Jakoś nie mogłam oderwać wzroku od nielicznych pokemonów, które kręciły się po salonie... Skitty był prawie przywiązany do nogi Vanish i chodził za nią krok w krok - podobnie było z Aliczii i Cacneą. Nad Rublusiem, który właśnie coś grzebał przy stercie metalu z kiedyś-czołgu, latał Shuppet. Nawet do Kimoki dokleił się osamotniony Sentret. W towarzystwie Aldu z kolei widziałam Rilou i Growlithe'a - a przecież gdzieś jeszcze był Incineroar, który zajmował się Geraltem. A, no i nie można zapominać o Minccino, który dreptał za Pyrą, odkąd ten wyszedł ze studni.
Westchnęłam, jak to przeważnie robię w tym fanfiku.
- Raport - mruknęłam, siadając ciężko na kanapie.
Tygrys do mnie podszedł i zgrabnym ruchem łapek rozwinął pergamin. Nie mam pojęcia od kiedy spisywanie wszystkiego w tak staroświecki sposób przyjęło się w arystokracji, jednak miało to swój urok. Nigdy nie było wiadomo, ile tekstu się na nim znajduje. Tym razem miałam nadzieję, że będzie krótko, zwięźle i na temat.
- Wywaliliśmy pokecorda - powiedział administrator. - Z początku próbowaliśmy sami coś ogarnąć, ale bot dostał świra. Zostawił parę pokemonów, które namieszały w rangach i ustawieniach...
- O cię panie... - jęknęłam.
- Ale spokojnie! Wszystko ładnie opanowaliśmy, przynajmniej większość. Kanał do pokemonów nadal istnieje, ale nikt nie ma tam wstępu. Grupka Gengarów jakimś cudem wystraszyła nam Pana Biznesmena, przez co kasyno też dostało zawiechy. Ukradli też trochę kasy, ale już zostali złapani.
- Super - mruknęłam.
- Nie wiemy czy ich działania nie zaszkodzą na dłuższą metę, ale z tego co wytropiliśmy... - tutaj Aldu zrobił przerwę, aby spojrzeć na Rubla, Aliczii i Vanish - podobne rzeczy dzieją się na wszelkich innych serwerach. Wydaje nam się, że to zwykły błąd Discorda.
- No dobra - powiedziałam, nieco uspokojona. - Czyli niczym nie muszę się martwić?
- Niczym! - dumny z siebie tygrys wyprostował się i wypiął do przodu pierś. - Wszystko opanowane! Wszelkie błędy będziemy niwelować na bieżąco. Ale to już nie jest winą naszą, botów czy serwera.
- Będę musiała sobie pogadać z bogami Discorda... - mruknęłam. - Przydałoby się złożyć im coś w ofierze...
Podniosłam się, chcąc odwiedzić Aryę w redakcji, jednak na drodze stanął mi niewielki pokemon. Przypominał nieśmiałego człowieczka w zdecydowanie za dużym kasku, co w jakiś dziwny sposób skojarzyło mi się z Żołnierzem z Team Fortress 2.
- Fajnie - mruknęłam, a stworek podskoczył, gdy się do niego nachyliłam. - Czyli ja też dostałam własnego pomagiera. Bomba.
Ralts usiadł mi na ramieniu. Podniosłam się z godnością, przeciągnęłam i ruszyłam w stronę wyjścia.
Najpierw macki, teraz pokemony. Ciekawe, co będzie dalej?
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top