12. Jak to, do diabła, wyjaśnisz?

~Słówko od Dolly
Hejoszki :D Rozdział na rozluźnienie - w następnym pojawi się parę... ciekawych sytuacji, które miały miejsce na kanale Role Play :3
A póki co, cieszcie się szefciem, morderacją oraz... Davem, którego i w przyszłości nie powinno zabraknąć :D
Dolly <3
===

Kojarzycie Dave'a? Musicie go kojarzyć - w końcu to najlepszy kumpel Catona. Co prawda ostatnio nie czuje się zbyt dobrze, ale powinniście wiedzieć, że lubi się kręcić w głównej części biura szefa. Zwykle to on zamiata pod dywan (albo wciska do kostiumu) sprawy, które mogą być niewygodne po wyjściu na dzienne światło.

Z perspektywy modów jest bardziej jak woźny.

Jednak ja wiem, że ma jedno zadanie – a jest nim pilnowanie dziecków. No, i pozbywanie się zwłok, gdy akurat morderacja ma ręce pełne roboty.

So, kontakty Dave - modzi są ograniczone do minimum. Nie ma takiej siły, która zmusiłaby mnie do wejścia z nim w konwersację składającą się z więcej niż trzech zdań (głównie dlatego, że za każdym razem martwię się, iż wypadną mu zęby gdy otworzy usta).

No i ogarnijcie sytuację: chwilka przed północą. Siedzimy sobie całym składem w naszych piżamkach i kigurumi, pod kocykami, w puchatych papciach (przynajmniej ja), przeglądamy memy i różne takie luźniejsze serwerowe sprawuszki, aż tu nagle JEBS!

DRZWI OTWIERAJĄ SIĘ Z HUKIEM! KTOŚ WBIEGA DO ŚRODKA! Widzę tylko fioletową smugę przecinającą pokój! VanDer zakłada hełm! Aldu ostrzy pazury! Kimoki i Vanish piszczą i krzyczą i biegają w kółko, aż się zderzają i upadają na podłogę!

- Czy ty masz pojęcie, która godzina? – zapytałam przybysza poirytowana, próbując przekrzyczeć VanDera, który wlazł do czołgu i wystawił karabin przez właz, krzycząc coś o ataku Azjatów. - Po kiego grzyba wbijasz tu jak Diabeł Tasmański?

- CZY CIĘ PAN CATON OPUŚCIŁ?! - zapytał Alduin. Właściwie w tych paru słowach wyraził wszystko, o czym każdy pomyślał.
Yep, tą fioletową smugą był Dave. Boy oh boy, wkurzony jak sto pisiont.
- Pozwólcie, że zapytam... Kto kręcił się po tamtej części piwnicy?! - zapytał ostro.

Dziewczyny spojrzały na siebie, VanDer wychylił się z zainteresowaniem z czołgu, a my z Aldu westchnęliśmy ciężko...

- Dave... Czy ty chcesz nam powiedzieć, że znowu nie dopilnowałeś dzieciaków? - zapytałam nieco znudzona.

- Może wypuścił Toy Chicę... Po raz kolejny - Papa Tygrys powiedział do mnie półgębkiem, szturchając łokciem w bok.

- Co? Nikogo nie wypuściłem! To ostatnio to był wypadek! – odparł Dave, próbując ukryć zmieszanie. - Może to któraś z nowych wypuściła bachory?

Kimoki i Vanish ponownie po sobie spojrzały.

- Ej, ale wy tak na serio? - zapytała Vanish. - Naprawdę szefcio trzyma w piwnicy dzieci?

- "Tamta" część piwnicy? - oczy Kimoki zalśniły ekscytacją. - ...Chciałabym odkryć tajemnice szefa! Może ma tam jakiś specjalny pokój do specjalnych rzeczy, jak na przykład...

- Składzik militariów! - wyrwał się szybko VanDer, nie pozwalając dziewczynie za bardzo zagłębiać się w jej kosmate wizje.

Podniosłam się z kanapy, poprawiłam swój szary szlafrok z mysimi uszkami, przywdziałam wąsate kapcie i zerknęłam na Dave'a z politowaniem. Pokiwałam głową, ziewnęłam parę razy i lekko zmarszczyłam brwi.

- A gdzie jest Caton, tak swoją drogą? - zapytałam, próbując nieco się rozgrzać przed wyprawą w nieznane.

- Ponoć chciał się spotkać z Czarodziejem i razem mieli grać w LoLa... - Dave nieco się, hehe, ożywił, widząc, iż ktoś mu pomoże. – Ale nie wiem czy jest w gabinecie.

- No to idziemy... - zarządziłam, sunąc w stronę drzwi.

Odwróciłam się jeszcze i spojrzałam na cwane miny Vanish i Kimoki. Doskonale zdawałam sobie sprawę z tego, że pewnie będą chciały iść ze mną, jednak do tamtej części piwnicy moderacja wchodzić nie może. Znaczy... może. Jeśli ma skłonności masochistyczne.

- Aldu... - zaczęłam, ale ponieważ ostatnio zaczęliśmy rozumieć się telepatycznie, nie musiałam kończyć. Pokiwał głową, machnął puchatą łapką i ukradkiem wskazał na dziewczyny.

Nie żeby coś, ale nie uśmiechało się nam ogłaszać żałoby na serwerze, bo laski postanowiły zagłębić się w miejsca, które powinny pozostać nieodkryte.

- VanDer, a ty?... - zerknęłam na VDF, ale on zasalutował kluczem francuskim.

- Ja się tutaj zajmę upgrade'owaniem komend, mam już parę pomysłów, więc...

- A, no to się nie martwię - stwierdziłam.

- Bez obaw! - Aldu wstał z kanapy i podszedł do VanDera, po czym dość mocno klepnął go w plecy. - Ja i Protista zajmiemy się wszystkim!

- Mówiłem ci już, jestem czystej krwi Protossem, nie "protistą"...

- Idziemy? - zapytał Dave, nim chłopaki zaczęli się rozkręcać. Skinęłam głową i wyszliśmy na zewnątrz - miałam tylko nadzieję, że żeńska część morderacji nie wykorzysta przepychanki, by pójść za nami.


===

Oczywiście, aby przejść do "tej" części piwnicy, trzeba wejść do gabinetu Catona. Dave był spięty i coś do siebie mamrotał, natomiast ja chciałam po prostu złapać dzieci, których nie dopilnował i wrócić do salonu arystokracji. A gdybyście zastanawiali się, czemu Dave nie mógł zająć się tym sam - serio myślicie, że ktoś z aparycją przegniłego truposza wzbudzi zaufanie dziesięciolatków?

- Oby Catona nie było w środku, oby Catona nie było w środku... - Dave skrzyżował palce, a ja pchnęłam drzwi.

No, niestety, szefcio BYŁ w środku. Siedział w szlafroku ze złotymi króliczymi uszkami i akurat skończył mecz w LoLu, ale szykował się na kolejny. Ponieważ jednak zobaczył mnie i Dave'a (co było, swoją drogą, bardzo niecodziennym widokiem, bo doskonale wiedział że nasze relacje są chłodne jak zwłoki w kanapie w salonie arystokracji), zmrużył oczy i zmierzył nas niezbyt ufnie.

- Dolly? Wszystko w porządku?

- Bez obaw, to nie czas na streaming – odparłam z lekkim uśmiechem, na co szef dyskretnie odetchnął. Momentalnie jego niepokój został zastąpiony podejrzliwością.

- No to co się dzieje?

Wzruszyłam ramionami, średnio przejmując się jego niebezpiecznym tonem. To nie ja spierdzieliłam jedyne zadanie, które mi powierzono.

- Dave musi pokazać mi coś w piwnicy, bo będę o tym pisać w fanfiku - odparłam, ziewając. - Przepraszam, to nie był mój pomysł.

- Jak to, piszesz coś w fanfiku, ale to nie twój pomysł? – szefcio lekko się skrzywił.

- Sprawa Dave'a - wskazałam na niego kciukiem. - Gdyby nie jego durna prośba, siedziałabym w tym momencie pod kocykiem i zajmowała się pilnowaniem serwera.

Caton skrzywił się z niezadowoleniem, patrząc w stronę fioletowego. Westchnął w ten swój charakterystyczny sposób i podparł skroń ręką.

- Znowu nie dopilnowałeś dziecków? - zapytał szef z dozą irytacji i niedowierzania w głosie.

- Czy to jest takie oczywiste?! Mam to wypisane na czole czy co?! - sfrustrowany Dave schował dłonie w kieszenie swoich fioletowych jeansów.

- I co, jak to, do diabła, wyjaśnisz tym razem?!

- Eee... kosmici?

- ...Kosmici. - Caton aż załamał ręce. - Przecież to było twoje JEDYNE zadanie! Widzisz te wiszące za mną noże?! Zaraz się okaże, że jednak nie służą tylko do dekoracji...

- Szefie, nie stresuj się - powiedziałam. - Złość piękności szkodzi...

- A ty za bardzo nie masz czym szastać - mruknął Dave, patrząc w kierunku szefa.

Postanowiłam się zmyć, zanim dojdzie do rękoczynów. Dlatego niepostrzeżenie podeszłam do drzwi ku najniebezpieczniejszej części piwnicy i weszłam do środka, przy okazji omijając szybującego w powietrzu sztyletu.

Z racji tego, że nie chcę jeszcze umrzeć, nie opiszę co dokładnie widziałam w poplamionych krwią, nieco przybrudzonych korytarzach. Szłam niespiesznie, nawołując dzieciaki i mając szczerą nadzieję, że chłopaki na górze się nie pozabijają.

Grupa dziesięciolatków musiała się schować w którymś z pomieszczeń, więc nie zapowiadało się na to, żebym szybko wyszła. Nieco zirytowana otworzyłam pierwsze lepsze drzwi...

I je zamknęłam. Nie musicie wiedzieć, co ujrzałam. I tak macie już wystarczająco zniszczoną psychikę.

Mając nadzieję, że już nie natrafię na takie widoki, postanowiłam szukać dalej.


===


Dzieciaki znalazłam po jakiejś godzinie. Skryły się w jednym z pomieszczeń na kostiumy, a odszukałam je, bo pokłóciły się o Robloxa. Cztery małpiszony prawie się ze sobą pobiły, ale w porę je uspokoiłam. Zapanowanie nad nimi okazało się nieco trudniejsze niż powinno być - ale w końcu czego się spodziewałam? (Chyba nie myśleliście, że Caton poluje na grzeczne dzieciaki?)

Najspokojniejszą dziewczynkę, która próbowała przekupić szefa nudesami (oczywiście nie wiedząc, czym ów „nudes" jest), zaprowadziłam do celi za rękę. Tuż za nami szła trójka chłopców, dzięki którym poznałam wszystkie obowiązki admina, dowiedziałam się co sądzą o Catonie i modach, a także z przykrością stwierdziłam, że w moim słowniku jest zbyt mało przekleństw i wyzwisk. Cieszyłam się, że mieli specjalne smycze, bo miałam pewność iż nie uciekną.

Po dwóch bójkach, pięciu groźbach śmiercią (ze strony dzieciaków) i próbą podstawienia mi nogi, udało nam się dotrzeć do celi małych potworów. Wsadziłam ich do środka, poleciłam grzecznie spać, a potem dostrzegłam w zamku klucz. Zamknęłam te gnidy i wyszłam, odprowadzona dźwiękami, które słyszałam tylko w Zoo i w delikatniejszym wydaniu.
Tak więc wyszłam na zewnątrz, zatrzasnęłam za sobą drzwi i zerknęłam w stronę biurka szefa. Caton praktycznie przysypiał, ale spróbował się wyprostować, jak tylko mnie zobaczył. Machnęłam ręką, żeby dał sobie spokój.

- Udało się? - zapytał.

- No a jak... Dave zostawił klucz w zamku, a dzieciaki wyszły, schowały się w jednym pokoju i... i tyle właściwie. Znalazłam je, bo się zaczęły kłócić. Nie mam pojęcia jak nad nimi panujesz, ale byłam bardzo blisko poderżnięcia im gardeł...

- Mam nadzieję, że tego nie zrobiłaś... - nawet będąc zmęczonym, szefcio umiał brzmieć groźnie. - To są moje pokemony i już potrafią zrobić parę sztuczek...

W normalnych okolicznościach zapewne nawiązałabym nieco dłuższą rozmowę, ale po godzinie użerania się z czwórką dzieciaków miałam ochotę wrócić do arystokracji i wsadzić kogoś do Zoo. Dlatego roześmiałam się krótko, zamiast komentować ich tresurę.

Skierowałam swoje kroki ku wyjściu z gabinetu, kiedy usłyszałam, jak Caton coś mówi.

- Dolly? Umówmy się, że to, co mogłaś zobaczyć na dole, zostanie między nami... - szefcio zrobił nieokreślony ruch dłonią. - Nie mówię o tych... dzieckach...

- A co, jest tam coś ciekawego? Nic niezwykłego nie widziałam - odparłam, puszczając oczko. - Także ten tego, ja się powoli zmywam... Branoc szefie, nie siedź za długo i się wyśpij.

- No, czyś-czyś... I dzięki.

Wyszłam, gotowa na spotkanie z ludźmi w arysto. Po drodze spotkałam Dave'a, który zmierzył mnie urażonym spojrzeniem. Byłam zdziwiona, że się do mnie nie odezwał, ale po chwili zorientowałam się, że pewnie trudno jest mu mówić ze zwichniętą szczęką (nie, nie chciałam wnikać za co oberwał w twarz, ale musiał naprawdę przegiąć).

Otworzyłam drzwi salonu i weszłam do środka, nie przejmując się krzykami i śmiechami. Z tego co widziałam, Kimoki i Vanish popijały remnant i rozmawiały z ludźmi na voice chacie. Planowały jakieś wspólne śpiewanie czy coś... Aldu i VanDer siedzieli natomiast na kanapach, co jakiś czas się przekomarzając, a ja rzuciłam się na swoje poprzednie miejsce.

- I jak było, Dolly? - zapytał Aldu.

Wydałam z siebie dźwięk umierającego wieloryba.

- Poznałam parę nowych wyzwisk... Uwierzcie mi, to, co się dzieje w zoo to pikuś z tym, co przeżyłam przez tę godzinę.

- Gwałty? - zapytała Kimoki z uśmiechem.

- Jedenastolatka, próbująca wyjść z piwnicy za nudesy... Gościu, który nauczył się podpindalać innych... Dziesięciolatki chwalące się długością przyrodzenia... – odparłam. – Cieszmy się, że te małe pokraki nie biegają po czatach wolno...

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top