18. "Parkiet" - Mordercze Porządki - Part 2

Słówko od Dolly~

Zgodnie z obietnicą - część druga. Chyba nawet lepsza niż poprzednia :'D
W tym rozdziale gościnnie występuje @Alurya1109, która zgodziła się napisać fragmencik :3

Zabijecie mnie nawet bardziej.

...Enjoy.

===

Po tym jak ustaliliśmy już, że w salonie arystokracji mamy osobną strefę klimatyczną dla ciepłolubnych, czołg pozostał tylko wspomnieniem a Kimoki może przesuwać studnię gdzie jej się żywnie podoba, przeszliśmy do ustawiania naszych stanowisk pracy tak, jak bogowie przykazali. Czyli w równym rządku. Gdzie początek tego rządku wyznaczało biurko Aliczii, bo stało na piasku, ale blisko końca jej osobistej pustyni.

Aldu przesunął kanapy w jeden kąt, robiąc swoistą przestrzeń na ploty i odpoczynek. Ponieważ szefcio jakoś w połowie naszych działań przeniósł się na jedną z nich, oczywiście Kimoki podniosła mebel razem z Catonem, bo czemu nie. W dodatku jedną ręką.

Poza tym zrobił sobie swój wygodny kącik w typowo japońskim stylu. Teraz zamiast ciszy w tle słychać było delikatny szum wody i stukanie bambusowego kijka, stukającego o kamień. Urocze niewielkie źródełko otoczone było kamyczkami i drzewkami bonsai, a Alduin kończył właśnie rozwieszać swój hamak między bambusowymi trzcinami. Z radości aż machał ogonem w takt jakiejś wschodniej muzyczki, która z jakichś niewiadomych powodów kojarzyła mi się z tygrysami.

- Właściwie to powinniśmy jeszcze mieć swoje pokoje... Znaczy wiecie, żeby mieć od razu połączenie z salonem - zauważyłam, przypominając sobie te wszystkie sytuacje, kiedy biegałam w szlafroku po czatach, żeby tylko dotrzeć do arysto.

Caton złączył dłonie, potarł je, rozłożył, pomachał palcami i pokazał mukę. Szczęście w nieszczęściu nikt jej nie zauważył. Ja też nie. W ogóle.

Obok drzwi wejściowych pojawiły się drugie, w kolorze lila. Dla tych, którzy nie rozróżniają kolorów, jasno fioletowy.

- Dolly, powiedz magiczne zaklęcie - poradził.

- Eee... Badabim, badabum? - zaproponowałam niepewnie.

- Tadam, macie skrót do waszych pokojów.

Morderatorzy momentalnie przerwali wszystko, co robili. Zebrali się wokół mnie, bo stałam najbliżej tych niepokojąco fioletowych drzwi. Miałam jakieś takie dziwne wrażenie, że kiedy tylko je otworzę, ujrzę jakieś puste pomieszczenie czy coś... Prawie jak uczucie deja vu.

- Na co czekasz? - zapytał zaintrygowany tygrys.

- A co, jeśli za nimi jest jakieś piekło czy cuś? - zapytałam.

- Heh, no bez przesaaady - Caton machnął ręką lekceważąco. - Do Zoo bym was nie wysyłał.

Drżącą ręką chwyciłam za klamkę.

Korytarz. Dość długi. Oto, co czaiło się za drzwiami. Po obu stronach znajdowały się po cztery pary kolejnych, niebieskich i czerwonych. Na wprost znajdowały się ciemnofioletowe. Dopiero po chwili zorientowałam się, że na każdych wiszą złote tabliczki.

- Na co czekacie? - szefcio pojawił się za nami. - Śmiało!

Już nawet nie chciałam pytać, jakim cudem teleportował cały korytarz i dziewięć pomieszczeń, tym bardziej że z układu piwnic wynikało jasno, że wchodził na sąsiadujące z naszym salonem pomieszczenia techniczne. Aliczii podeszła do pierwszych drzwi po lewej.

- To chyba mój... - powiedziała cicho i weszła do środka.

Oprócz standardowego wyposażenia zauważyliśmy wielkie, profesjonalne biurko, przy którym piętrzyły się karteczki, notatniki a także całkiem elegancka maszyna do pisania. Przy nogach łóżka ustawiona była podłużna donica, w której rosły różnego rodzaju niewielkie kaktusy. A obok doniczki stała urocza, zielona konewka z wesołą buźką Sansa.

- Pokój naprzeciw Aliczii jest na razie pusty. Tam będzie przesiadywał nasz technik - wyjaśnił szefcio, opierając się o framugę. Uśmiechał się z ukontentowaniem, co było podbudowującym widokiem. - Idźcie dalej.

- Aliczii, mam pokój obok ciebie! - zachwyciła się Vanish i otworzyła niebieskie wrota.

Pomieszczenie wypełnione było meblami w odcieniach różu. Na ścianach wisiały plakaty z Overwatcha, głównie z Genjim. Vanish upadła na kolana i otworzyła usta, dostrzegając profesjonalny zestaw do grania ustawiony naprzeciwko łóżka. W normalnych okolicznościach ten sprzęt kosztowałby mnóstwo pinionszków.

- Będę mogła grać! - powiedziała zachwycona.

- Hej, Vanish! Zgadnij, naprzeciw kogo mieszkasz! - krzyknęła Kimoki.

Odwróciliśmy się w jej stronę. Otworzyła z rozmachem drzwi... I zaraz potem je zamknęła. Jedyne, co zdążyliśmy dostrzec, to mnóstwo czerwieni.

- He... hehehehehe... - powiedziała, rumieniąc się jak pomidor w reklamie Pudliszek. - Chodźmy dalej.

Obok Vanish znajdowały się drzwi do pokoju Rubla.

Kiedy morderator wszedł do środka, ujrzeliśmy całe mnóstwo narzędzi, metalowych części i różnego rodzaju śrubek. Właściwie to Rubluś dostał ni mniej, ni więcej, tylko warsztat z wstawionym łóżkiem. Ale był zdecydowanie przeszczęśliwy.

Co natomiast zastanowiło mnie dość znacząco, to kolejne niebieskie drzwi. Mogłam mieć na koniec z matmy dwóję, a maturę zdaną tylko na trzydzieści cztery procent, ale umiałam w liczenie na tyle dobrze, aby wiedzieć, że skończyli się modzi. Zerknęłam na złotą tabliczkę i spojrzałam na Catona z niedowierzaniem.

- No chyba żartujesz...

- Gdzieżbym śmiał... - odparł, krzyżując ramiona.

Otworzyłam ostatnie niebieskie drzwi i stanęłam na kolorowej wykładzinie w zwierzaczki. Całe pomieszczenie wypełnione było pluszowymi zabawkami, drewnianymi mieczami (i nie drewnianymi również) oraz wszelkiego rodzaju zabawkami. Pod ścianą stało łóżko, nad którym ktoś wymalował wiedźmiński symbol wilka.

- Geralt ma swój pokój?? - zapytała Kimoki, rozglądając się z zaciekawieniem.

- No w końcu jest VIPem - Caton wzruszył ramionami.

- SZEFIE JAKIE TO UROCZE Z TWOJEJ STRONY! - Alduin objął szefcia ramionami i porwany radością podniósł go do góry. W jego tygrysich oczętach lśniły łzy wzruszenia.

Szef udał, że wcale nie czuje prawie połamanych żeber.

- No, już dobrze, dobrze... Postaw mnie - zarządził.

Tygrys wykonał polecenie nieco speszony.

- Ostatnie drzwi po lewej stronie są moje - zauważył Aldu. Otworzył czerwone przejście i stanął jak wryty.

Japońskie klimaty. Półki wypełnione mangami i visual novelkami, które tylko czekały aż ktoś w nie zagra. W dodatku wielkie, wygodnie wyglądające łóżko... Coś, co tygryski lubią najbardziej.

- Czyli ten po prawej należy do mnie - mruknęłam do siebie.

Tak jak poprzednio wszyscy gromadzili się za właścicielami pokojów, tak teraz wszyscy zgromadzili się za mną.

Stanowisko do rzeźbienia w drewnie i kolekcja dłut. Cała masa długopisów rozdzielonych kolorystycznie w różnych pudełkach. Do tego niewielki notebook, zapewne stworzony do pisania. O bogowie, ja chyba śnię! Poza tym... Caton chyba nie wiedział, co robiłam w wolnym czasie?... Znaczy te przybory do rysowania i pisania jeszcze mogłam jakoś wyjaśnić, ale tych lipowych klocków gotowych, by zatopić w nie ostrza, nie mogłam objąć logicznie.

Czy ja właśnie opisałam osiem różnych pokoi? Wow, wyraz "drzwi" musiał chyba powtórzyć się stanowczo zbyt wiele razy. Tak samo jak "pokój". Powinniście być jednak szczęśliwi, że nie biorę przykładu z typowych wattpadowych pisarek i nie wstawiam zdjęć. Anyway!

Pamiętacie jak na początku wspomniałam, że na końcu korytarza widniały ciemnofioletowe drzwi (ugh, znowu to słowo)? Puściłam morderację przodem, sama lekko obejrzałam się przez ramię. Dostrzegłam, że na złotej tabliczce wyryte zostały ozdobne litery. Tak, to była komnata Catona. Ale chyba lepiej nie wiedzieć, co tam się kryło. Jeszcze natrafilibyśmy na jakieś wymyślne narzędzia tortur.

W każdym razie!

Po tym, jak wróciliśmy do głównej części salonu, posprzątaliśmy wszelkie walające się śmieci. Laptopy wylądowały na stoliku między kanapami, podobnie jak kubki i stos kolorowych czasopism takich jak Bravo, Glamour, Charaktery i CKM. Udałam, że nie wiem czyje są te CKMy. Zamiast tego skupiłam się na ogarnianiu podłogi.

Nie wyglądała ona najszczęśliwiej. VanDer i Aldu przeprowadzali swoje Arysto Fame MMA, więc nierzadko coś im wyciekało. A to krew, a to olej, a to łzy przegranego... Tak właściwie to VD często uwalał coś smarem czy innymi wydzielinami. Czemu ja na to nie zwróciłam uwagi wcześniej?! Próbując agresywnie wyszorować plamę po łzach Protossa, cieszyłam się że nikt nie bił się z Kimoki.

- Dolly, opanuj swoje myśli - powiedział Aldu ze śmiechem.

Wyobraziłam sobie Kimoki na rakiecie.

- Wiesz, że mnie to nie rusza? - zapytał, oczywiście uchachany od ucha do ucha.

Wyobraziłam sobie Kimoki na dwóch rakietach.

- Nope, nadal nic.

Przypomniałam sobie o tym śnie, który Kimoki opowiadała rano po wyjściu ze studni.

- Ten kaliber też mi nic nie robi, Dolly...

Pomyślałam o złamaniu otwartym.

- NO DOBRA, JUŻ NIE BĘDĘ! MOJE OCZY!

Szach mat, telepatio.

Muszę jednak przyznać, że te zmiany zaczęły nam wychodzić na dobre. Wszyscy byli jacyś spokojniejsi i bardziej radośni, od kiedy zrobiliśmy porządek w moderacji. Wprowadzenie dwóch nowych osób (właściwie trzech) i wyrzucenie jednej (a właściwie dwóch) od razu przełożyło się na jakość naszej pracy.

Wreszcie byliśmy wolni. Kiedy VanDer do nas dołączył, nikt nie spodziewał się, że pod maską Protossa kryje się prawdziwie toksyczny gość, który chce współczucia ze wszystkich stron. Powoli wysysał z nas energię życiową i chęć do działania, choć w swej ocenie nie robił nic złego. Spotkaliście kiedyś wampira energetycznego? Przebywając z takimi osobami czujecie, jak powoli i niespiesznie ulatuje z Was energia i znika w niebycie, a Wy nie marzycie o niczym innym, jak tylko powrocie do domu, jedzeniu i zawinięciu się w kocyk, aby zrobić ludzko-kocykowe burrito. No, to tak właśnie działał nasz ex-mod.

Ale ale, nie mam zamiaru rozpisywać się o tym jakże przykrym wydarzeniu! Poświęcenie mu akapitu to i tak zbyt wiele - bo przecież nie o nim jest historia! Wróćmy więc do głównego wątku.

Nowe pomysły, szybsze działanie, czystsza atmosfera... Tak teraz przedstawiała się sytuacja. Chociaż to ostatnie po części było zasługą Aliczii, psikającej na lewo i prawo odświeżaczem powietrza.

Jeżu Anaszpanie. Najpierw porządki w składzie, potem w salonie... Zaraz wszyscy sobie zrobią nowe fryzury.

Aldu odwrócił się w moją stronę.

- Ej Dolly, mówiłem ci że idę dziś do fryzjera?

O właśnie.

Szefcio rozejrzał się po naszym salonie, pokiwał z aprobatą głową i powiedział coś pod nosem.

- Co? - zapytała podekscytowana Vanish.

- Co? - zapytała Kimoki, rozmyślając o jakimś chorym zakładzie.

- Co? - zapytała Aliczii, bo to właśnie zrobiłaby w swoim fanfiku.

- Parkiet -powiedział Caton. - Parkiet się nam przyda.

- Zrozumiałam "proszek" - westchnęła smutno pierwsza.

- Zrozumiałam "paring" - powiedziała cicho druga.

- Co? - zapytała trzecia.

Caton zrobił bezgłośnego facepalma, jednak nie byłby sobą, gdyby nie zrobił tego profesjonalnie. Tak więc zamiast po prostu orzec dezaprobatę, westchnął w ten swój charakterystyczny sposób.

- EHHhhh.

O, właśnie taki.

- Czyli... Chcesz mi powiedzieć, że od dwóch godzin zmywam krew, smar i łzy tak... niepotrzebnie? - Zapytałam cicho.

- Właściwie... - zaczął szefcio.

- Tak, robisz to zupełnie bez celu, bo ta wykładzina jest brudna, stara, przetarta w wieku miejscach i nie przyda się już do niczego - powiedziała Vanish z rozbrajającą szczerością.

- Ja ją wezmę! - ucieszył się Rubel. - Nie ma za co, sis.

Caton pstryknął i cała wykładzina zniknęła. Zamiast niej pojawił się całkiem przyjemny parkiet, lśniący jak psu jajca.

- No, to pora go wypróbować... - powiedziałam, podnosząc się z kolan. - Kto tańczy?

Odpowiedziała mi cisza i dźwięk świerszczy.

- A masz te śliskie buty? - Aldu prawie umierał ze śmiechu.

A ja z zażenowania, kiedy sobie przypomniałam o tych nieszczęsnych butach. Długa historia, w której występuje osiemnastka, wódka, wypolerowana podłoga i moje cudowne adidasy.

- Częste granie w Just Dance'a zalicza się do tańca? - zapytała Aliczii, lekko przekrzywiając głowę.

Wzruszyłam ramionami.

- Chyba tak...

- No to super! Idę nam znaleźć jakąś fajną muzyczkę!

Po tych słowach zaczęła buszować w czeluściach internetu. Chwila, od kiedy my mamy stanowisko do muzyki? Skąd tu się wzięła ta kula dyskotekowa? I maszynka do robienia dymu? No i te wielgachne głośniki?!

- A ty, Vanish? - zapytałam, obserwując kątem oka kolorowe światełka.

- Kiedyś tańczyłam jakieś pięć lat, ale musiałam zrezygnować przez problemy ze zdrowiem... - powiedziała z jakąś taką dziwną nostalgią w głosie. - Fajno było, jeździliśmy za granicę i w ogóle... A, no i w planach mam zapisać się na taniec towarzyski.

- Perfecto. Kimoki?

- Nie mam ochoty na tańce, pasuję - powiedziała spokojnie, po czym wróciła do studni.

I tak wiedziałam, że podgląda.

Wszyscy zaczęli się przygotowywać na tę mini imprezkę. Właściwie, miał to być po prostu jeden taniec, żeby wypróbować parkiet, ale wyszło jak zawsze. Nawet się nie zdziwiłam, gdy Aldu zrobił z biurka (które oficjalnie stało wolne, aby szef mógł przy nim pracować w razie wu) mini barek. Butelki remnant stały na nim w równym rządku, tak samo jakieś kolorowe soczki i inne badziewia. Nasz tygrys zdecydowanie miał zadatki na baristę.

- Rubel, ty zawsze mówisz, że nie tańczysz... - zaczęłam.

- Bo nie tańczę! - odparł twardo.

- Albo zatańczysz, albo wypijesz remnant, ty cholerny abstynencie...

- No dobra...

Super. Teraz mieliśmy ekipę do tańcowania. Aliczii bawiła się w roli DJ'a, skądś wytrzasnęła nawet mikser i mikrofon, i ustawiła wszystko na swojej pustyni. Ponieważ jednak w salonie arystokracji różne rzeczy pojawiały się i znikały dzisiaj dość często, nie zadawałam już więcej pytań.

Dziewczyny jakoś dziwnie szybko wystroiły się jak szczury na otwarcie kanału - wchodziły do szafy i wychodziły w całkiem przyjemnych dla oka sukienkach. Aldu poprosił mnie, żebym przy pomocy kamieni nieskończoności wypstrykała mu i Rublowi jakieś takie w miarę eleganckie garniaki. Szefcio gdzieś zniknął, więc początek tańców rozkręciliśmy sami: Aldu z Vanish, Aliczii z Rublem i ja z Kimoki, bo czemu nie?

Parkiet widocznie się sprawdzał, brakowało mi jednak jeszcze czegoś, a właściwie kogoś... No i wreszcie go dostrzegłam!

- Jak wszyscy, to wszyscy - mruknęłam do siebie.

Spojrzałam w stronę szefa, który właśnie sączył jaegera. Wcale mnie nie zdziwił wybór akurat tego alkoholu - wszyscy wiedzą, że najlepszy jaegermeister to ten z RedBullem. Uśmiechnęłam się promiennie i ignorując przerażone spojrzenia reszty towarzystwa (a także szepty Aliczii...), podeszłam do niego.

Caton zmierzył mnie wzrokiem pełnym... Nie wiem czego. Uznajmy że było to bardzo mroczne spojrzenie typu "mój wzrok cię spopieli". Co to tam dla mnie!

A tak serio, bałam się jak sarenka przed zderzeniem z tirem.

- A ty szefie, zatańczysz? - zapytałam radośnie.

- Ona to zrobiła, Kim, ona to zrobiła! - Kaktus właśnie dawała Kimoki sójkę w bok.

Biedny bok Kimoki.

- Mhm... - mruknął Caton. - Wpierw trzeba zadbać o odpowiednią atmosferę i warunki...

- JA TYM SIĘ ZAJMĘ! - krzyknęła Vanish, po czym wyłączyła światło i włączyła jeden reflektor, wskazujący środek parkietu.

- Ja załatwiam muzykę! - Oznajmiła Aliczii.

O zgrozo. Co ja właśnie zrobiłam.

- ... Jestem w szlafroku i papciach - zauważył Caton.

- NO WŁAŚNIE! NIE POZWOLĘ NA TO! - wyrwał się Alduin i zabrał mi z głowy Kask Nieskończoności, po czym zaczął pstrykać palcami jak opętany.

Robił to tak długo, aż w końcu szefcio miał na sobie czarno-złoty garniak.

- NO! - krzyknął ukontentowany. - Teraz możesz iść w tany, szefciu!

- EHHhhhh... - Caton podniósł się raczej średnio zadowolony ze swojego miejsca.

- Zaczekajcie! Wstrzymać konie! Dolly nie pasuje! - przerwała Aliczii, cała drżąc.

Miałam wrażenie, że zaraz wybuchnie. Dobrzy bogowie, ja chciałam tylko zatańczyć, a oni jakieś dzikie teorie organizują...

Nim się obejrzałam, kobieca część morderacji wepchnęła mnie do szafy. Zamknęły drzwi, potrząsnęły meblem i wyciągnęły mnie ze środka.

- No, teraz wyglądasz jak milion złotych! - ucieszyła się Vanish.

Chwila moment, dlaczego miałam na sobie fioletową kieckę?! I szpilki?! Przecież ja się w tym zabiję! Bogowie, ściągnijcie to ze mnie, jeszcze Dave pomyśli że mu miejsce zajęłam...

- I cyk! - powiedział radośnie Alduin, wpinając mi we włosy złoty kwiatek.

Przysięgam, jeśli ten badyl przedstawi mi się jako Flowey...

- Szefie, ta dam! Możecie tańczyć! - krzyknęła Kimoki, praktycznie wypychając mnie na środek parkietu.

Posłałam jej najbardziej mordercze spojrzenie, jakie byłam w stanie. Gdzieś z tyłu mojej głowy pojawiła się myśl o nieudanej studniówce, jaką miałam przed pięciu laty, i tak jakoś stwierdziłam, że chyba najwyższy czas zatańczyć tak, jak chciałam. Modliłam się w duchu, żeby Aliczii nie włączyła żadnego rzewnego disco polo w wykonaniu Zenka Martyniuka.

Tak, znam takie.

Caton poprawił garniak, zerknął w stronę morderatorek, a gdy te pokazały kciuki w górę, wszedł w krąg światła. Prezentował się nad wyraz dostojnie, z poważną miną i raczej łagodnym spojrzeniem. No pięknie, już sobie wyobrażałam co za dzikie sceny pojawią się w najbliższych fanfikach... A raczej nie wyobrażałam, bo Aldu nadal miał zdolność telepatii.

- Dolly - zaczął Caton, podając mi dłoń.

- Szefie - lekko dygnęłam i podałam mu rękę.

- AAAAAAWWWW - wydarła się Kimoki, na co Alduin pacnął ją w głowę Puchatą Łapką Wpierdollu.

Zanim Aliczii puściła muzykę, szefcio dyskretnie nachylił się w moją stronę.

- Mam nadzieję, że to nie jest żaden głupi zakład Kim?

- Ja mam nadzieję że to nie będzie fanfiction-fuel - odparłam.

- MAM! - krzyknęła Aliczii zwycięsko i puściła muzykę.

Znałam tę piosenkę aż za dobrze. I miałam ochotę zamordować Kaktusa. Bo oto właśnie z głośników rozległo się "Dance With The Dragon" zespołu Dark Sarah. Co ciekawe, Caton też chyba to rozpoznał.

- Po wszystkim zmusimy ją do tańczenia Despacito - szepnął, kładąc mi dłoń na talii.

- I "Kochanego Fandomu" - dodałam, kładąc mu dłoń na ramieniu.

Dobrzy bogowie, żeby tylko nie nadepnąć szefowi na nogę.

Przez te prawie sześć minut tańca ciągle miałam w głowie jedną myśl: jak najlepiej dogryźć temu małemu tłumowi morderatorów, którzy ewidentnie do czegoś dążyli? I z tego co widziałam, Caton musiał mieć podobne myśli. Prawie słyszałam te trybiki, kręcące się w jego umyśle z szybkością godną biegu jeża Sonica.

Nagle Aldu pstryknął. Z sufitu posypał się czerwony brokat... To cholerstwo było wszędzie: w moich włosach, na naszych ubraniach, pod nogami, zaraz chyba zacznę się tym krztusić... Momentalnie poczułam żądzę mordu. Z tego co widziałam, szefcio również podzielał moje zdanie. Uśmiechnęliśmy się do siebie morderczo, nie przerywając tańca. Pawlowicz byłaby dumna, że utrzymywaliśmy ramę.

- Despacito to stanowczo za mało - szepnęłam z uśmiechem.

- Gangnam Style dziesięć godzin - mruknął szefcio.

- Kaczuchy - odparowałam.

- Gdzie tam, nawet nie chcę tego na swoim parkiecie...

Taniec jak taniec, ale szefcio zdecydowanie pokazał klasę. O dziwo nie potknęłam się ani razu, nawet gdy udało nam się wykonać jakąś ewolucję wymagającą więcej niż podskoku. Zbliżaliśmy się już do końca piosenki, ale czułam, że muszę uzyskać odpowiedź na pewne pytanie...

- Czemu chciałeś założyć parkiet? - zapytałam szeptem.
- Bo krew z niego lepiej schodzi.
Dobrze wiedzieć.

I jakoś w tym momencie szef przyuważył, że Kimoki to komuś relacjonuje. Szybciej niż zdążyłam zareagować rozwiązał buta i robiąc zgrabny wykop nogą w przód rzucił nim, trafiając morderatorkę w czoło. Telefon wypadł jej z rąk.

Z reguły oszczędzam czytelnikom "porywających" opisów, zwłaszcza kiedy piszę z perspektywy pierwszej osoby. Tak się jednak złożyło, że skoro Kimoki pokazywała wszystko - jak się okazało - Aryi na żywo - postanowiłam oddać jej głos. Na pewno powie Wam coś, co Was porwie bardziej.

Oto Twoje show, Arya. Opowiadaj, jak to było.

===

"Dzięki Dolly za jakże duże pole do popisu.

Był to jak zwykle dzień, w którym siedziałam w swoim małym gabinecie w redakcji. Rozdawałam mailowo zadania swoim podopiecznym co mają zrobić na najbliższy Caton Flash. Siedziałam z rozmysłem co zadać Kokosowi i nagle zadzwoniła Kimoki.

- Hej! Mam dla ciebie coś ekstra! - uśmiechnęła się w stronę kamerki.

Do moich uszu doszła melodia muzyki oraz Pstrykanie Alduina. Słyszałam zgrzyt jego pazurów.

- Hola hola, ale redakcja.. - jęknęłam i Kim weszła mi w zdanie.

- Redakcja poczeka! To coś przez co zrobi Ci się.. wilgotno.. Nawet na języku - przerzuciła kamerkę telefonu na tylni aparat i aż mnie zamroczyło.

Dolly? Caton? Taniec? Nie czekaj.. To.. To musi mi się śnić. Uszczypnęłam się w ramię i zaskomlałam.

- To.. Czekaj.. Oni tańczą! - otworzyłam pysk najszerzej jak się da.

I tak. Zrobiło mi się wilgotno, że aż musiałam włączyć wiatraczek. Podobny do tego co stoi na biurku ochroniarza.

Dolly.. No po prostu to była piękność! Te kształty w fioletowej kiecce i szpilki. Czy ja właśnie śliniłam się do Dolly? Wytarłam ręką pysk i przyjrzałam się Catonowi. Garnitur, buty i ten wzrok do Dolly. Nie wiem czy moje oczy mnie zawodziły czy Kim postanowiła mnie zarazić shipem wobec Dolly i Szefcia, ale chyba właśnie patrzył na nią jak wilk na sarnę.

Wzięłam swój kubeczek z słomką i wodą, i tak piłam, że nie zauważyłam jak słomka wydaje charakterystyczne odgłosy ciumkania. Dolly i Caton byli na siebie wpatrzeni, że nie widzieli wzroku Aliczi z Kimoki, Vanish i mną. Aldu pstryknął palcami i jakimś cudem na tańczącą parę opadł czerwony brokat. Lalka się uśmiechała zabójczo wraz z Szefem, ale jakby też nie widzieli świata poza sobą. Kimoki chciała się wydrzeć, ale Aliczi wepchnęła jej mały kaktus bez kolców.

W pewnym momencie Caton zauważył kamerkę, płynnym ruchem stopą zdjął buta i wraz z zgrabnym krokiem w przód wyrzucił buta w Kim i telefon.

- No niee! - krzyknęłam zła na to co się stało, a nagrywająca syknęła z bólu.

Po chwili słyszałam tylko szum zerwanego połączenia, a ja siedziałam z otwartym pyskiem w monitor.

- Pani Naczelna? - wszedł Kokos.

- Aha?

- Masz dla mnie zadanie?

- Aha...

- A dasz mi je mailem?

- Ahaaa...

- Arya? – zapytał wystraszony Kokos. – Czy wszystko w porządku?

- Tak tak – Po chwili otrząsnęłam się i zerknęłam na chłopaka – Coś jeszcze?

- Nie Szefowo – Po chwili wyszedł zostawiając mnie samą sobie z dziwnym wyrazem na pysku.

Po 15 minutach dostałam wiadomość od Dolly.

"ARYAAA. Musimy pogadać jak skończysz pracę. Do zobaczenia w moim pokoju"

- Jasne – odpowiedziałam tylko.

A to, co się działo później, to zupełnie inna historia."

===

Tak to jest jak nagle ktoś zarazi się shipem i pisze fragment fanfika, heh. Dzięki, Arya, za ten gościnny występ - mam nadzieję, że ogon i łapy już Cię nie bolą.

Moja kolej.

Caton nie przerwał tańca, co już w ogóle mnie zaskoczyło.

- Dobrze ci się tańczy bez buta? - zapytałam zszokowana.

- Mam Skarpetę Cienia, ona daje mi barierę ochronną. Dobrze ci się tańczy?

No nie no, teraz to już w ogóle będę musiała zbierać szczękę z podłogi. Czemu moja studniówka nie mogła wyglądać w ten sposób?! Czemu nikt mnie wtedy nie pytał, czy dobrze mi się tańczy?! Chociaż właściwie powinnam się zastanawiać, czemu nikt nie chciał ze mną tańczyć w ogóle...

- No... tak - powiedziałam zgodnie z prawdą.

- Zwykle nie tańczę, ale wiesz... Raz na jakiś czas mogę zrobić wyjątek. Kolejny taniec zatańczmy już do czegoś, co sami wybierzemy. A potem zmusimy resztę do tańczenia tańców z Fortnite'a - powiedział szefcio i przetańcowaliśmy z oświetlonej sceny, w razie gdyby Kimoki pozbierała się zbyt szybko.

Tym sposobem parkiet został oficjalnie sprawdzony i ochrzczony. Tak. Kimoki mogłaby nawet opowiedzieć, czy był wystarczająco wygodny.

Także ten. Kocham moją ekipę. I nasz nowy salon arystokracji, gdzie jest dużo miejsca. I ten... wygodny parkiet.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top