07. To naprawdę nie jest takie skomplikowane...
~Słówko od Dolly~
Hej słoneczka! Zanim przejdziemy do dalszej części fanfika, chciałabym Wam coś pokazać :D
Szczerbata_Morda, utalentowana użytkowniczka naszego serwera oraz czytelniczka "Morderczej Arystokracji" założyła artbooka, w którym zamieszcza prace wykonane na podstawie rozdziałów <3
Zerknijcie na jej przepiękne prace i okażcie duuuużo miłości! :D
https://www.wattpad.com/672415915-mordercza-arystokracja-artbook-arystokrackje
A my wracamy do rozdziału!
- Dolly
_____
- No dobra, a o co chodziło z tym kolesiem? Wiecie, którym...
Westchnęłam przeciągle. To była już druga godzina Obrad i mój mózg powoli przestawał pracować. Siedzieliśmy przy okrągłym stole w naszym morderatorsko-admińskim składzie, a Caton po kolei odhaczał z listy sprawy, które ostatnio przykuły jego uwagę.
Znaczy, nie robił takich list zawsze. Jak na szefcia, miał całkiem luźne podejście do większości spraw, lubił sobie porozmawiać i się pośmiać... Tylko, że ostatnimi czasy problemów nieco nam się namnożyło, więc nawet potencjalne zagrożenia musieliśmy jakoś ograniczyć. No wiecie, lepiej zapobiegać gównoburzom, niż je potem rozwiązywać.
- Gość tak jedzie po moderacji, że to kosmos... - stwierdził VanDer, przeglądając czat dla Zwierząt.
- W ogóle, zacznijmy od tego, za co tam trafił - Alduin przewrócił oczyma, doskonale pamiętając shitstorm stulecia.
- No i twierdzi, że się na niego uwziąłem - Walu wzruszył ramionami, zupełnie nie przejmując się tym osądem. Odkąd dostał posadę boga Zoo, raczej mało rzeczy go ruszało.
Caton zerknął na czat Zwierząt i westchnął ciężko. On chyba też miał powoli dosyć takiego wytężania mózgu, wystarczyło już jak na jedno posiedzenie...
- Bardzo oporny typek... - mruknął. - Nadal uważa, że to jest niesprawiedliwe?
- Jeszcze gdyby okazał odrobinkę wdzięczności... - jęknęłam, uderzając głową w biurko. Siedzący obok mnie Aldu i VanDer spojrzeli w moją stronę... Znaczy, chyba. Nie widziałam, bo właśnie przyglądałam się z bliska powierzchni stołu.
- Co masz na myśli? - szefcio odchylił się w swoim krześle - tego nie musiałam widzieć, usłyszałam charakterystyczne skrzypnięcie oparcia.
- Wypisywał na priv, czy jest jakiś sposób, żeby wyjść szybciej... Wcześniej z nim pisałam, zanim trafił do zoo, a on zaczął mi teraz robić spam, że na to nie zasłużył, że modzi be, że administracja taka a taka...
- Do mnie też pisał - Alduin wzruszył ramionami.
- Nadal chce mojej degradacji - Walu uśmiechnął się beztrosko.
- Ja mu dam degradację... - mruknęłam, czując przypływ wściekłości. Wyprostowałam się, natchniona niczym Konrad. – Za co degradacja? Przecież wiemy o wszystkim!
Coś mi podpowiadało, że tym porywem mogłam nieco ożywić nasze Obrady. Oczywiście modów można lubić lub nie - ale każdy z nas ma uczucia! Nie jesteśmy maszynami... (wybaczcie, część waszych teorii spiskowych właśnie poszła się kochać), botami (teraz to samo zrobiła druga część) a dobre kontakty między sobą nawiązaliśmy dopiero jako morderacja (niedobitki teorii właśnie zostały dobite, nie dziękujcie).
- Co z tego, że czasem pingniemy jedno everyone za dużo? Czy czyni to z nas zbrodniarzy wojennych?
- Cóż... - zaczął Waluigi.
- Ty się nie odzywaj na ten temat, Walu - mruknął Alduin, a Caton parsknął śmiechem.
- Każdy z nas zajmuje się czym innym, ale decyzje podejmujemy razem. A ten gość twierdzi, że od jednej osoby zależy, ile kto dostaje odsiadki!
- No właśnie, przepraszam że przerywam... - VanDer wychylił się zza monitora i zerknął w stronę Catona. - Szefie, ile dać za atencjowanie się na chacie ogólnym?
Caton kliknął coś na swoim pulpicie, pomruczał przez chwilę pod nosem szukając sytuacji, o której mówił VDF, pokiwał do siebie głową i przejrzał na szybko wiadomości. Podrapał się za króliczym uchem, po czym podjął decyzję.
- Pięć lat.
Chłopaki zaczęli się panicznie śmiać, a ja prawie oplułam się swoją herbatką.
- Serio? - VanDer zmrużył oczy powątpiewająco. - To sporo czasu...
- Przemyśli swoje zachowanie - szefcio wzruszył ramionami, przeglądając coś dalej. Po chwili na jego twarzy pojawił się szeroki, promienny uśmiech, jakby właśnie odnalazł dziecka, który mu uciekł z piwnicy. - Ej, a pokazywałem wam jednego fanfika?...
To był ten moment, gdzie Obrady z poważnych i skupionych na konkretnych sprawach stały się bardziej swobodnymi pogaduchami i zacieśnianiem więzi. No chyba nie myśleliście, że nasz zespół jest taki sprawny tylko i wyłącznie dzięki umiejętnościom? Wszystko zaczyna się od współpracy i zaufania! (Zapamiętajcie to, jeśli chcecie wynieść z tego fanfika coś więcej niż tylko śmieszki-heszki i nowy pogląd na serwer. Od czasu do czasu przez czysty przypadek Ciotunia Dolly powie kilka mądrych słów).
No i teraz wyobraźcie sobie: przez kolejne pół godziny siedzieliśmy, wymieniając się fanowską twórczością - możecie mieć pewność, że jeśli Caton jeszcze nie widział tego, co dla niego narysowaliście czy napisaliście, w takich momentach na pewno to do niego dotrze. Docenia trud jaki wkładacie w poświęcone mu arty wszelakiej maści (a to, że wszyscy trochę cringujemy na ship szefa i Dave'a, to zupełnie inna sprawa).
Obradowaliśmy sobie beztrosko o opowiadaniach i rysunkach, aż tu nagle Aldu ni z tego ni z owego wspomniał coś o League of Legends. No i tak się złożyło, że cała reszta towarzystwa (poza Walu, który aktualnie jarał się sytuacją w Zoo) wciągnęło się w pogawędki na temat pozostający gdzieś daleko, daleko poza granicami mojego pojmowania.
Siedzieliście kiedyś na fizyce, chemii albo matmie, mając wrażenie, że zupełnie nic nie rozumiecie, chociaż powinniście znać chociaż podstawy? No, to właśnie czułam się w ten sposób. Próbowałam zrozumieć cokolwiek, jednak pośród całej masy nieznanych mi słówek, byłam w stanie jako tako ogarnąć czym jest "tank". To niezbyt wiele, mając na uwadze fakt, że chłopaki momentalnie odcięli się od świata.
- To może zagramy, szefie? – zaproponował Aldu.
- Dawno nie grałem, nawet nie pamiętam co i jak...
- No to co? Ja też lamię - stwierdził Alduin wzruszając ramionami.
- Każdy lami - stwierdził niewzruszony VanDer. - Czy jest coś lepszego niż wspólne lamienie?
I w czasie, kiedy ja sobie na spokojnie ogarniałam chat główny, a Waluigi cieszył się z panującej w Zoo sytuacji (czyli buntu Zwierząt spowodowanego testem jednego z botów), reszta towarzystwa postanowiła nie przenosić się nigdzie ze swoimi gamerskimi zamiarami. Zamiast tego odpalili sobie LoLa na miejscu, czyli na Obradach.
Właściwie nawet mi to nie przeszkadzało. Fajnie było posłuchać, jak panowie się wkurzają na przeciwników. Wszystko przebiegłoby pomyślnie, gdyby nie kolejny mecz, a właściwie jego początek.
- Nieeee, Alduin, powiedz, że żartujesz! - Caton aż załamał ręce. - Nie mów, że grasz tym dzbanem Yasuo...
- A to źle? - spytał zaskoczony Aldu.
- ...JAK JA NIENAWIDZĘ YASUO.
Pierwszy raz usłyszałam tyle czystej nienawiści w głosie szefcia. Momentalnie ucieszyłam się, że nie jestem na jego czarnej liście ludzi do zamordowania.
- Dlaczego? - VanDer lekko przechylił głowę, patrząc na Catona z zaintrygowaniem.
- On mnie tak irytuje, to chyba najgorsza z wszystkich możliwych postaci... Ta jego tarcza dla przygłupów... No tak go nie lubię...
Aż podniosłam głowę i spojrzałam na anty-yasuowskiego fana. Alduin sprawiał wrażenie, jakby lada moment miał się roześmiać. Zerknął na VanDera.
- A ty kim grasz?
- Swainem - odparł VDF.
- No, chociaż tyle dobrego... - mruknął nasz morderczy towarzysz.
Postanowiłam się już zbierać. Waluigi i tak lada moment miał zniknąć, żeby wykonać parę wyroków na przyszłych niedoszłych zwierzętach, ja natomiast czułam się coraz bardziej niezręcznie. Nawet nie wiedziałam, kim jest Yasuo i czym sobie zasłużył na tak wielką nienawiść! Wiedziałam natomiast, że słowa szefcia wypowiedziane tym tonem będą śniły mi się w moich najczarniejszych koszmarach.
- Dobra chłopaki, ja spadam. Grajcie tu sobie dalej... I tak nie rozumiem waszego demonicznego języka.
- Czyś-czyś - pożegnał się szefcio o dziwo łagodnym głosem. Nie wiem, czy to dlatego, że pogodził się już z negatywnymi odczuciami wobec Yasuo, czy uratował go Swain VanDera.
Kiedy wychodziłam z sali Obrad, mogłabym przysiąc, że usłyszałam, jak szef mówi "to naprawdę nie jest takie skomplikowane". I mówiąc szczerze, do tej pory nie wiem, czy chodziło o moją wzmiankę o języku demonów, czy też raczej o powód nienawiści do biednego Yasuo.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top