8

Kolejny dzień na szczęście był lepszy. Przynajmniej deszcz już nie padał, ale dalej było zimno. Czego się spodziewać, przecież była jesień. Will nienawidził tej pory roku. Nie lubił też zimy. Wiosna mu odpowiadała. Nie było ani za zimno, ani za ciepło, przynajmniej jego zdaniem. W lato było trochę zbyt gorąco, chociaż w tym miejscu i tak było dość dobrze. W jego rodzinnym mieście pora letnia była o wiele gorętsza. Tutaj pogoda chyba przez cały roku była pochmurna, z niewielkimi wyjątkami. Bał się jednak jak bardzo zimno może tu być podczas zimy... Chyba jednym z jego hobby było narzekanie na pogodę, ale przynajmniej się nie nudził, gdy prowadził te jakże cudowne rozmowy ze sobą na ten temat.

Dziś też musiał iść do pracy. Zwykle jego robota polegał na chodzeniu po mieście i szukaniu jakichś informacji, ale ostatnio szef potrzebował go w biurze. Tym razem chociaż nie musiał prowadzić żadnego nudnego wywiadu, jakże go to cieszyło. Musiał tylko pójść do pracy, posiedzieć tam kilka godzin, zrobić co trzeba i wrócić.

Kiedy wracał do domu, zaczepił go jakiś mały chłopak. Wyszedł z powozu i dalej szedł przez park w stronę swojego miejsca zamieszkania. Dzieciak podbiegł do niego. Kojarzył go. Młody mieszkał w pobliżu, był synem sprzedawcy w pobliskim sklepie. Tylko dlaczego to dziecko jest tu o tej porze? Czyżby było aż tak odważne i nie bało się zabójcy?

- Mam dla pana wiadomość. - oznajmił dzieciak i podał mu jakąś złożoną kartkę.

- Od kogo? - wziął list i przyjrzał się kartce.

- Taki miły pan. Mówił, że jest z policji.

Dał dzieciakowi trochę pieniędzy za dostarczenie wiadomości. Charles - bo to na pewno od niego - pewnie i tak już mu zapłacił, ale to nie było ważne. Niech dzieciak ma na jakieś słodycze czy cokolwiek.

Rozwinął list i przejrzał wiadomość. Nie mylił się. Istotnie była od Charlesa. Detektyw prosił go o kolejne spotkanie. Chciał, żeby znów spotkali się wieczorem w bibliotece.

Zastanawiało go skąd Vasillas wiedział o której godzinie go zastać? Bez wątpienia musiał coś wiedzieć na ten temat. Przecież nie dał komuś tak po prostu, o przypadkowej porze tej wiadomości. A może naprawdę go śledził? Jasne, że mu nie ufał całkowicie, spodziewał się tego. Tylko pytanie, ile o nim wiedział? Wiadomość musiał przekazać chłopakowi niedawno, bo przecież nie dałby mu tego rano, wtedy miałby mniej pewności, że list zostanie dostarczony. Może był teraz w pobliżu? Tylko, jeśli był w pobliżu, czy nie mógł osobiście mu o tym powiedzieć? To wszystko było podejrzane. Musiało w tym tkwić coś więcej i za wszelką cenę musiał się dowiedzieć wszystkiego. Co do jednego miał pewność, Charles musiał wiedzieć na jego temat dość sporo. Być może znał już wszystkie szczegóły... Zdecydowanie coś było nie tak z tym facetem i postanowił się mu lepiej przyjrzeć. Dobrze jest wiedzieć o swoich wrogach jak najwięcej...

Z drugiej strony, może to tylko on był po prostu zbyt podejrzliwy. Miał swoje powody, to prawda, ale czasem jego zachowanie zdawało się być obsesją, jakiegoś rodzaju chorobą psychiczną. Wręcz we wszystkim doszukiwał się podstępu i nie wierzył w niczyją dobroć, czy bezinteresowność. Większość osób uważał za swoich przeciwników, kogoś, kto jedynie chce go zniszczyć.

~♧~

Obaj znaleźli się o wyznaczonej porze w wyznaczonym miejscu. Ich rozmowa po raz kolejny dotyczyła sprawy zabójstw. Tym razem na warsztat poszedł Edward Boyle. Jego sprawa była podobna do poprzednich - zabójstwo poprzez cios nożem w serce. Nie było tu zbyt wiele do rozmowy. Być może to była tylko wymówka do spotkania? W końcu mogli omówić wszystkie sprawy na raz, ale Charles wolał omawiać jedną na dzień. Podobno tak mógł lepiej przyjrzeć się każdej z nich z osobna. Will jednak podejrzewał coraz bardziej, że kryło się za tym coś całkiem innego. Jakoś zachowanie detektywa wydawało mu się nie być do końca normalne. Co jeśli ten był mordercą i obrał sobie właśnie jego za kolejny cel? To byłoby bardzo opłacalne, pracować w policji, mieć dostęp do wielu informacji, ułatwiałoby zabijanie... Musiał być bardziej ostrożny. Jeśli jego podejrzenia okażą się prawdą, był w wielkim niebezpieczeństwie.

Następnego wieczoru odbyli kolejne spotkanie. Omawiali jak na razie ostatni przypadek zabójstwa. Will miał nadzieję, że to będzie ich ostatnie spotkanie jak na razie, że będzie mógł w spokoju rozważyć całą tą sytuację i w końcu być z daleka od tego podejrzanego detektywa. Był prawie pewien, że teraz będzie miał spokój od niego, bo skończy się powód ich spotkań.

Tym razem ofiarą był niejaki Hans Waley, który został zabity kilka dni wcześniej. Na ten temat było chyba najmniej informacji. Była to aktualnie najświeższa sprawa i Will nie wiedział o niej prawie nic. Charles wcale nie był lepiej doinformowany. Widocznie sama policja nie wiedziała zbyt wiele albo też wiedział więcej, ale nie zdradzał tego. Zdawał sobie sprawę z nieszczerości tej relacji.

Charles przed rozdzielniem się, poprosił go o kolejne spotkanie. Tym razem miało się odbyć za dwa dni od momentu aktualnego. Wyjaśnił to tym, że musi wyjechać na jeden dzień. Moore'a zastanawiało dlaczego się mu tłumaczył, przecież nie musiał dawać usprawiedliwienia, tylko wskazać termin spotkania i tyle.

Spotkać się mieli w niedziele w południe. Obaj nie mieli wtedy pracy, więc nie była to zła pora na spotkanie i rozmowę. Will nie do końca rozumiał sens tego. W końcu opowiedział mu już o wszystkich sprawach, nie wiedział co jeszcze miałby mu powiedzieć, ale zgodził się, był tym zbyt zaciekawiony, żeby odmówić. Mieli spotkać się w parku. Jakoś nie sądził, że ten zamierzał go tak po prostu zabić. Zważywszy na miejsce i czas spotkania, mogłoby ich widzieć zbyt dużo osób. Chociaż... może był zbyt pewny siebie w tej sytuacji. Przecież wszystko było możliwe.

Jaki był powód i co mieli robić dowiedział się dopiero w dzień spotkania. Charles od razu zabrał go na miejsce ostatniego zabójstwa. Coraz bardziej mu się to nie podobało.

Tam dokładnie przyjrzeli się miejscu zbrodni. Nie znaleźli żadnych nowych śladów, nie ustalili nic nowego. Zgodzili się jedynie w kwestii, że sprawca doskonale zacierał wszelkie ślady. Obaj uważali, że raczej nie była to robota tamtego mordercy. Bardziej skłaniali się ku opcji, że był to jednorazowy przypadek, być może zemsta. Ewentualnie był drugi zabójca...

Chciał po tym wrócić do domu. Pragnął w końcu tak naprawdę odpocząć, w tym momencie chciał być jak najdalej od tego wszystkiego. Cała sytuacja z tym detektywem przyprawiała go o nerwicę, już miał dość nieoczywistości jego intencji. Myślał, że Charles odwiezie go do domu i liczył, że stanie się to jak najszybciej. Detektyw wsiadł z nim do powozu i bez słowa wyjaśnienia ruszyli przed siebie. Willa ciekawiło to coraz bardziej. Po jakimś czasie zauważył, że zmierzają w przeciwnym kierunku niż jego dom, to zaczęło go odrobinę niepokoić i zarazem irytować. Co tym razem kombinował ten nieobliczalny facet?

- Dużo wiesz, choć nie jesteś z policji. - powiedział w końcu Charles - To zadziwiające. Zachowujesz się czasem jak profesjonalny detektyw. Właściwie to w niektórych kwestiach wiesz trochę zbyt dużo.

- Dokąd teraz jedziemy? - zapytał go. Starał się zachowywać jak najbardziej spokojnie i nie dawać po sobie poznać, że ta sytuacja była dla niego conajmniej niekomfortowa.

- Zaraz się dowiesz.

- Wolałbym już wrócić do domu. Jest już późno. Nie chcę wracać w nocy.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top