52
Już następnego dnia w okolicach południa dostał wiadomość od drugiego zabójcy. Mieli spotkać się w nocy. Został podany dokładny adres ich przyszłego spotkania. Zdziwiło go trochę, że było to miejsce, w którym on zabił Arthura Browna, a potem w tym miejscu Charles znalazł jego zapalniczkę. Czyżby wszystko miało skończyć się tam, gdzie się zaczęło? Vasillas nie zniszczył mu życia, więc teraz ten drugi morderca chciał to zrobić?
Dziwnie spokojny był po otrzymaniu wiadomości. W końcu wszystko miało się wyjaśnić i właśnie tej nocy jeden z zabójców miał umrzeć z rąk drugiego.
Nie spodziewał się, że to on miał przeżyć. W sumie nie miał powodu do życia. Czuł, że stracił Charlesa już nieodwracalnie, choć nie do końca wiedział skąd to przeczucie. Nie miał siły starać się go odzyskać, więc tak naprawdę dalsza egzystencja nie miała na razie zbyt wielkiego sensu dla niego. Chociaż uważał to za głupie. Użalał się nad sobą, bo pokłócił się z Vasillasem, żałosne.
Przez chwilę nawet chciał powiadomić Charlesa o jego spotkaniu z drugim zabójcą w momencie wyjazdu i nie podając mu szczegółów. Miał małą potrzebę rozmowy z detektywem albo chociaż napisania do niego. Co miał poradzić na to, że jego własne serce go zdradziło i za wszelką cenę chciało do tego przeklętego detektywa? Mógł sobie wmawiać, że wcale za nim nie tęsknił, że nie chciał go już znać, ale prawda była nieco inna.
W końcu zdecydował, że nie powie mu nic. Charles mógłby chcieć go powstrzymać, a on chciał rozwiązać tę sprawę bez względu na cenę, którą będzie musiał zapłacić, aby to osiągnąć. Gdyby do niego napisał byłoby lepiej, ale Vasillas i tak próbowałby go znaleźć i zatrzymać, a on nie mógłby znieść myśli, że mogłoby mu się coś stać przez to. Jedynie napisał krótki list pożegnalny do niego, oddał go w ręce Marthy, która miała go doręczyć do detektywa, gdyby on sam nie wrócił tu do jutra.
Jakie to uczucie iść właściwie na śmierć i mieć tego pełną świadomość, ale nie chcieć się cofnąć, pomimo takiej możliwości? Otóż dość ciekawe. Czuł się spokojny, właściwie nie miał niezałatwionych spraw. Jedynie trochę martwił się co będzie z Charlesem, ale tę kwestię odrobinę uregulował w swoim liście do niego. Vasillas dostał tam jego aktualny adres, mógł przeszukać jego dom, znaleźć dowody na jego winę i dostarczyć je na policję, aby zapewnić sobie stabilną przyszłość.
Martha zamartwiała się i chciała zatrzymać go w domu za wszelką cenę, bo miała złe przeczucia. Wiedziała, że Will i Charles się pokłócili, a teraz Moore chciał wyjść gdzieś w nocy i dał jej ten list, który miała przekazać detektywowi, gdyby jej pan nie wrócił. Czy zamierzał nie wrócić? Może planował się zabić? Martwiła się, że chłopak mógł chcieć targnąć się na swoje życie z powodu kłótni z Vasillasem.
- Chcesz się zabić, prawda?! - krzyknęła prawie płacząc, gdy on już wychodził. To skutecznie go zatrzymało. Spojrzał na nią.
- Nie. - odparł spokojnie.
- Nie kłam, dziecko. Jeżeli nie chcesz wróci ze względu na mnie, wróć ze względu na niego. To tylko kłótnia, pogodzicie się niedługo.
- Wrócę, pani Martho. Obiecuję. Nie zamierzam się zabić, niech pani będzie spokojna.
- Czy to wyjście ma związek z tą sprawą z morderstwami? Ostatnio się tym zajmowałeś.
- Tak.
- Uważaj na siebie, dziecko.
Na pożegnanie przytulił ją. Była aktualnie jedną z najcenniejszych osób w jego życiu. Czasem była dla niego praktycznie jak matka, wspierała go i zawsze była przy nim. Teraz przypomniał sobie, że jeszcze ma dla kogo żyć. Jeśli nie dla Charlesa, to właśnie dla niej.
~♧~
Na miejsce przybył wcześniej, ale spodziewał się, że jego przeciwnik też mógł na to wpaść. Dlatego uważnie i po cichu chodził po budynku trzymając pistolet, dodatkowo przy pasie na biodrach miał dwa sztylety.
Cisza panowała tutaj niezwykła, jakby cały świat zatrzymał się nagle w oczekiwaniu na ich konfrontację. Jedynym źródłem światła było to pochodzące z księżyca, który choć nie w pełni dawał dość sporo oświetlenia.
Kilka metrów od siebie usłyszał cichy dźwięk. Ewidentnie ktoś tu już był i chyba próbował iść w jego stronę. Zatrzymał się w cieniu i czekał. Tętno zaczęło mu przyspieszać. Teraz dopiero zaczynał odczuwać lekki strach z powodu całej tej sytuacji.
Osoba zbliżała się do niego, choć nadal pozostawała ukryta w ciemności. Zaczynał się trochę niecierpliwić, chciał mieć to już za sobą bez względu na rozstrzygnięcie tej konfrontacji, byleby tylko już to zakończyć i nie ciągnąć tej gry dłużej.
Pierwsze co zobaczył, to ręką wyciągnięta w jego stronę i palce trzymające pistolet wymierzony w jego kierunku. Osoba pozostawała w ciemności jakieś dwa metry od niego, więc nie mógł wiedzieć kto to.
Sam mierzył bronią w stronę tej osoby. Zrobił krok w przód, żeby pokazać, że on też ma pistolet wymierzony w swojego wroga i nie zawaha się go użyć.
Doznał szoku, gdy ta osoba zrobiła krok do przodu i wyszła z ciemności. Jego serce zatrzymało się na chwilę, po czym zaczęło morderczy bieg jakby właśnie toczyło walkę o przetrwanie.
Wszystko tylko nie to. Nie.
~♧~
Przybywam z dobrą wiadomością. Otóż, jeszcze wczoraj ta historia zamykała się w 59 rozdziałach, ale udało mi się napisać jeszcze jeden...
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top