43

Charles uparł się, że z nim pojedzie i nic nie było w stanie wpłynąć na zmianę jego zdania. Chciał być przy Willu, chciał go wspierać. Poza tym, przynajmniej nie musiał zostawać ze swoim szalonym bratem, ten po poznaniu jego chłopaka pewnie teraz będzie wypytywał o wszytko, a on nie wiedział ile mógł mu powiedzieć i czy dałby radę nie zdradzić czegoś ważnego na temat Moore'a.

Po drodze zatrzymali się, żeby móc kupić znicz i jakieś kwiaty na grób Larissy. Charles oczywiście, ku niezadowoleniu Willa, sponsorował wszystko. Moore miał ochotę zamordować go na miejscu, przecież miał swoje pieniądze i mógł płacić za siebie, zdecydowanie wolał pozostać niezależny i nie być na utrzymaniu Vasillasa.

Na miejsce zaprowadził ich Will, w końcu tylko on z tej dwójki znał drogę. Charles posłusznie podążał za swoim chłopakiem, patrząc ze zmartwieniem na niego. Zdawał sobie sprawę, że Larissa była dla niego ważna, a widok jej grobu na pewno musiał być nieprzyjemny dla jej brata. On sam też nie za bardzo lubił odwiedzać grobów swoich rodziców, bo to przypominało mu o zamachu na ich rodzinę. W jego głowie odżywały wspomnienia z tego dnia, widział palący się budynek, z którego jemu i Dominicowi cudem udało się uciec. Miał poczucie winy, że to akurat on przeżył, a nie oni. Winił się, że nie udało mu się ich uratować. Podejrzewał, że Will czuł się podobnie w związku ze śmiercią siostry.

Na cmentarzu nie było prawie nikogo oprócz nich. Z powodu chłodu i ciemności niewiele osób wychodziło z domu, a dodatkowo pozostawał strach przed mordercą. Dla nich to było nawet lepiej w tym momencie, brak świadków im sprzyjał.

Mijali wiele grobów. Wiele różnych zniczy paliło się na płytach nagrobków, ozdabiały też je różnokolorowe wieńce i kwiaty. Niektóre z miejsc pochówku były zadbane, inne wyglądały na zapomniane. Być może brak palących się zniczy na grobie, nie znaczył od razu, że spoczywała tu osoba zapomniana przez żywych, ale ten widok wywoływał melancholię i przypominał o przemijalności życia, jego kruchości oraz o fakcie, że kiedyś umrą wszyscy, którzy cię znali i już nikt nie zapali znicza na twoim grobie. Zostanie tylko ciemność.

Kiedy już znaleźli się przy właściwym nagrobku, Charles położył kupione wcześniej kwiaty, a Will zapalił znicz i odstawił go na płycie. Było tam kilka innych zniczy, już wypalonych, a także wieniec ze sztucznych, pomarańczowych i żółtych kwiatów. Vasillas podejrzewał, że to wszystko było przyniesienie przez jego partnera, gdy odwiedzał ją tu wcześniej.

- Chcesz zostać chwilę sam? - zapytał Charles patrząc na Willa z troską.

- Nie musisz iść.

Detektyw stanął obok niego i objął go ramieniem. W ten sposób chciał okazać mu choć trochę wsparcia, być dla niego oparciem w tej chwili.

- Witaj, moja szwagierko. - zaczął Vasillas patrząc na grób - Mam nadzieję, że nie masz mi za złe spotykania się z twoim bratem. Chciałbym cię poznać, ale na razie wolę zostać tu i zaopiekować się Willem. Jeżeli możesz mnie usłyszeć, wiedz, że kocham go i o niego zadbam.

Moore patrzył na niego z lekkim uśmiechem. Czy jego ukochany właśnie próbował rozmawiać z duchem jego siostry? To było dość urocze. Dodatkowo nazwał ją swoją szwagierką i deklarował miłość do brata zmarłej. Wtedy stwierdził, że jednak on i Dominik nie byli tak różni jak się wydawało.

- Jak myślisz, byłaby zadowolona z tego związku? - Charles nieoczekiwanie spojrzał na Willa i zadał mu to pytanie.

- Może... Była dobrą dziewczyną i wspaniałą siostrą. Wyjechała razem ze mną od rodziców, żebym nie musiał słuchać ich ciągłego narzekania. Od początku mnie nie kochali, a ją traktowali jak lalkę, była im potrzebna, bo była piękna i chcieli wydać ją bogato za mąż. Po przyjeździe znalazłem pracę, ustatkowałem się. Mieszkaliśmy oddzielnie, ale często spędzaliśmy czas razem. Sporo mi pomagała. Sama marzyła o byciu aktorką, ale zaniedbywała siebie, żeby pomagać mi. Byłem wtedy głupi, zbyt mało czasu jej poświęcałem, a potem... pozwoliłem jej umrzeć. - patrzył przed siebie i nie zamierzał odwracać wzroku w stronę swojego towarzysza, bo wiedział, że z oczu mogą polecieć mu łzy, a w takim stanie nie chciał się mu pokazywać.

- Will, to nie twoja wina. Nie możesz ciągle żyć przeszłością. Ciesz się tym, co masz teraz, bo potem znów będziesz żałował. Ona na pewno chciałaby, żebyś był szczęśliwy. Żyj, jeżeli nie dla mnie albo dla siebie, to dla niej. A teraz wracajmy już, bo zaraz mi się tu przeziębisz.

Charles pociągnął go za sobą. Nie zamierzał zostawiać go tutaj w takim stanie. Dalszy jego pobyt przy grobie siostry był zbędny i tylko pogorszyłby stan psychiczny Willa albo nawet i jego zdrowie fizyczne z powodu zimna, a on wolał temu zapobiec.

- Charles, wiesz, że z tobą nie wrócę? - zapytał, gdy powoli kierowali się do wyjścia z cmentarza. Szli obok siebie, ale nie trzymali się za dłonie ani nic, jedynie szli stykając się ramionami.

- Spodziewałem się tego. A ty wiesz, że zawsze mogę upozorować porwanie? - uśmiechnął się na ten pomysł - Nie wiem czy zostawienie cię teraz samego, to dobry pomysł.

- Charles, nic mi nie jest. - oznajmił stanowczo - Nie jestem dzieckiem, dam sobie radę.

- Już raz widziałem ciebie chcącego się zabić i więcej nie chcę.

Jakoś nie poruszyło go to. Tak, chciał się zabić, bo uważał, że jego miłość nie jest odwzajemniona, a on był na straconej pozycji i popełniał błędy, które mogły doprowadzić go w ręce policji, a wolał zabić się sam niż zostać uwięzionym i skazanym. Wtedy nie wyobrażał sobie związku z detektywem i wydawało mu się to absurdem, ale teraz trochę się zmieniło. Nie chciał ranić Charlesa swoim zachowaniem, a z pewnością na razie nie zamierzał umierać. Teraz chciał dowiedzieć się o tym drugim mordercy i jakoś rozwiązać tę sprawę, a potem mógł nawet wyjść za Vasillasa...

- W porządku? - dopytał detektyw.

- Tak. Chcę wrócić do domu i odpocząć. Muszę też załatwić kilka spraw jutro rano.

- Aż tak bardzo nie chcesz ze mną być? - Charles zrobił smutną minę.

- Przecież wiesz, że to nie tak. - obdarzył go chłodnym spojrzeniem.

- Jak chcesz.

Zatrzymali się przy powozie Charlesa. Julian czekał cierpliwie i starał się nie zwracać na nich uwagi, gdy rozmawiali, udawał, że wcale go tu nie było. Próbował dać im choć trochę prywatności.

- Dasz sobie radę? - Vasillas położył dłonie na ramionach Willa.

- Tak. - dawno nikt się o niego aż tak nie martwił, więc już zaczynało go to trochę drażnić, ale starał się zrozumieć Charlesa - Możesz spokojnie wrócić do brata.

- Na pewno?

- Charles, zadzwonię do ciebie, gdy tylko wrócę do domu, a jutro znów się spotkamy.

- Nie miałeś czegoś załatwiać?

- Rano. - oznajmił mu już lekko zirytowanym głosem - Przecież cały dzień nie będę tego robił. Wieczór mam wolny, więc przyjadę.

- W takim razie będę czekał. - pocałował Willa w czoło. Na nic więcej się aktualnie nie odważył, nie w tym miejscu, dodatkowo brał pod uwagę to, że tutaj mogłoby to być niekomfortowe dla Willa, bo w końcu, ktoś mógłby ich zauważyć. Potem odwrócił się i zaczął iść bliżej powozu.

- Vasillas. - odezwał się Will. - Czekaj.

Charles zatrzymał się i z powrotem zwrócił w jego stronę. Wpatrywał się w niego ze zmarszczonymi brwiami, czekał na jego reakcję. Will podszedł do niego. Jego obojętna mina była niepokojąca, tym bardziej, że przecież był mordercą. Zatrzymał się zaraz przed Vasillasem i przyciągnął go do pocałunku. Takie rozwiązanie jak najbardziej detektywowi odpowiadało.

- Panie Moore. - oparł czoło o to należące do Willa - Jaki pan niewyżyty.

Nie odpowiedział mu na to, jedynie odwrócił się do niego plecami i zaczął iść chodnikiem. Raz tylko spojrzał na Charlesa i życzył mu bezpiecznego powrotu i dobrej nocy. Tym razem chociaż miał lekki uśmiech na twarzy.

Tymczasem Vasillas jeszcze przez chwilę stał w miejscu i obserwował oddalającego się Willa. Patrzył na niego z uśmieszkiem. Jak na razie wszystko szło dobrze. W końcu, Moore wrócił tu z nim, dodatkowo tak naprawdę byli już razem i jeszcze Dominic poznał chłopaka swojego brata. Chociaż to ostatnie nie było czymś zbyt przyjemnym, ale w każdym razie kiedyś musiało to nastąpić, a im wcześniej, tym lepiej, prawda?

~♧~

Nuuudy. Z niecierpliwością czekam aż opublikuję dalsze rozdziały...

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top