41

Obaj odwrócili się w tamtą stronę. Charles stał w progu oparty o framugę i ze skrzyżowanymi na piersi ramionami. Nie wyglądał na zadowolonego z przybycia brata, a wręcz patrzył na niego jakby ten mu zawinił. Dominic za to cieszył się na jego widok. Moore jedyny nie wiedział jak się zachować, więc tylko stał w miejscu i obserwował ich.

- Spokojnie Charlie, nawet nie mam zamiaru ci go zabrać. - uniósł ręce w geście obronnym.

- Dom, czy ty zawsze musisz pojawiać się w najmniej odpowiednim momencie?

- Też cię kocham, braciszku. Ja i pan Moore już się trochę poznaliśmy podczas twojej nieobecności. Teraz skoro wiem, że wszystko u ciebie w porządku, mogę was zostawić. Bawcie się dobrze.

Dominic odwrócił się na chwilę w stronę Moore'a i pomachał mu dłonią na pożegnanie. Will nie zdąrzył nawet zareagować, a ten już szedł w stronę  drzwi. Chłopak chciał wyjść, ale Charles nie pozwolił mu.

- Gdzie zamierzasz iść? Nie wrócisz do domu o tej porze.

- Do hotelu? - oznajmił, jakby to było oczywiste - Nie zamierzam być piątym kołem u wozu i wam przeszkadzać.

- Zwariowałeś? Zostajesz tutaj. Wolę mieć cię na głowie niż żebyś znów się w coś wplątał.

- A może pan Moore mnie nie chce? Pomyśl też o nim, w końcu już nie jesteś sam.

Obaj bracia spojrzeli na Willa wyczekująco. Co on miał im powiedzieć? Miał w ogóle coś do dodania w tej sprawie? Co on mógł? Przecież to nie jego dom, więc nie miał prawa decydować.

- Widzisz? - Dominic znów spojrzał na brata - Tak więc jadę.

- Dom, nie rób scen. - naprawdę zaczynał już mieć dość swojego brata - Proszę, choć raz zrób to, co ci karze i nie komplikuj sprawy.

- Zostanę, ale następnym razem uprzedź mnie, że nie jesteś sam. Nie spodziewałem się, że dziś spotkam twojego ukochanego.

- A ja nie spodziewałem się, że tu przyjedziesz tak nagle! - powiedział Charles na swoje usprawiedliwienie.

- Dobra, obaj jesteśmy winni, ale przynajmniej udało mi się go poznać... - cieszył się z tego.

- Idź już. - oznajmił zrezygnowany - Zanieś swoje rzeczy do pokoju, kolacja pewnie zaraz będzie gotowa, nie musisz na nas czekać.

Dopiero po oznajmieniu mu tego, odsunął się i przepuścił go na korytarz. Dominic z uśmieszkiem na twarzy wyszedł, Charles już wiedział, że ten zaraz coś jeszcze odwali, to było pewne jak śmierć.

- Lubię twojego chłopaka! - usłyszeli z korytarza.

- Zabije go kiedyś... - powiedział cicho Charles kręcąc głową ze zrezygnowania.

- Nie jest taki zły.

- Poczekaj jeszcze trochę.

Vasillas podszedł do niego i objął go. Przynajmniej Will był wyrozumiały w stosunku do jego brata, ale wiedział, że zbyt długo to nie potrwa i w końcu nawet on będzie miał dość Dominica. Kochał swojego brata, jednocześnie go nienawidząc. Czasem naprawdę miał ochotę zamordować go, szczególnie ze względu na jego gadulstwo i szczerość aż do bólu.

- Mam nadzieję, że nie był zbyt natrętny.

- Nie. - zaprzeczył Will - Przynajmniej poznałem twojego brata. Może jest dość specyficzny, ale wydaje się być miły.

- Jeżeli nie chcesz, żeby został tu na noc, mogę go wygnać. Nikt nie będzie ci miał tego za złe, a wręcz wszyscy będą ci wdzięczni, wierz mi.

- Właściwie... Charles, muszę ci coś powiedzieć.

Vasillas odsunął go trochę od siebie, żeby móc spojrzeć mu w oczy. Coś czuł, że szykowała się poważniejsza rozmowa, na którą chyba nie był gotowy. Położył dłonie na ramionach Willa. Miał tylko nadzieję, że nie stało się nic poważnego.

- Tak? Tylko nie mów, że znów chcesz mi uciec.

- Nie do końca. Nie chciałem pojechać bez spotkania z tobą, dlatego czekałem, ale... chcę już wrócić do siebie. Nie chcę być tu problemem i przebywać ciągle pod twoim dachem jak pasożyt. Mam swój dom i tam powinienem być.

- Rozumiem. Jest coś jeszcze?

- Przy okazji zamierzam gdzieś pójść.

- Gdzie, jeżeli mogę wiedzieć. William, zaczynam się martwić.

- Do Larissy...

- Na cmentarz? - Moore jedynie kiwnął głową, a Charles przyciągnął go znów do siebie. Wiedział, że wspomnienia o zamordowanej siostrze nie były dla niego zbyt przyjemne - Jadę z tobą.

- Charles...

- Jeżeli chcesz, nie musisz wracać tu. Możesz potem zostawić mnie i pojechać do siebie, ale przy jej grobie nie powinieneś być sam.

- Dlaczego chcesz ze mną tam jechać?

- William, ty właściwie poznałeś mojego brata, więc pozwól mi chociaż zobaczyć gdzie jest pochowana twoja siostra. Rozumiem, że to dla ciebie ciężkie, ale jestem tu, żeby cię wspierać. Nie musisz podejmować decyzji teraz, najpierw chodźmy na kolacje. Ten szaleniec już pewnie i tak zaczyna podejrzewać, że robimy tu coś, czego nie powinniśmy.



Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top