31
Zgodnie z obietnicą Will dzwonił do niego rano i wieczorem. Zwykle o stałych porach. Charles wyczekiwał godziny 8 rano i 7 wieczorem, bo właśnie wtedy odbierał telefon od swojego kochanka. Czasem zdarzało się, że Moore spóźnił się trochę, ale gdy już udawało mu się zadzwonić od razu wyjaśniał swoją wcześniejszą nieobecność. Vasillas zwykle w takich sytuacjach obawiał się, że Will go zdradzał, chociaż tak do końca nawet nie byli w związku. Starał się mu ufać i nie myśleć o tym, że jego ukochany mógłby spędzać czas z kim innym, że ktoś inny mógłby z nim... Nie. Próbował za wszelką cenę nie myśleć o tym. W prawdzie Moore nie był jego własnością i mógł robić co chciał, ale bolało go to, że ten mógłby mieć kogoś innego. Naprawdę zaczynał wariować bez niego.
Wrócił nawet do pracy. Ogólnie jego zachowanie się trochę zmieniło. Teraz przynajmniej już nie zachowywał się jak szaleniec, chociaż znając powody jego powrotu można by myśleć, że ma obsesję na punkcie pewnej osoby. Wszystko dlatego, żeby odnaleźć Willa. Wrócił bowiem, aby wykorzystywać swoje stanowisko i dostępne informacje, żeby dowiedzieć się, gdzie wyjechał Moore. Starał się nie wzbudzać podejrzeń, ale pewne osoby i tak zaczęły plotkować, że Charles zakochał się i to dlatego chodzi w głową w chmurach. Ewidentnie jego uczucia były zbyt bardzo widoczne, nie potrafił ich dobrze ukrywać. Dodatkowo próbował dowiedzieć się czegoś o tym drugim mordercy. Sądził, że gdyby go znalazł i zamknął, może Moore szybciej by wrócił i byłby wtedy bezpieczny, mogliby w końcu być razem.
Niestety William okazał się dobrym i godnym przeciwnikiem. Umiał się doskonale ukrywać. Nawet mając wszelkie dostępne środki oraz informacje, Charles nie potrafił ustalić celu jego podróży, ani nawet określić drogi, którą jechał i środka transportu. Złościł się na siebie z powodu swojej bezradności. Podczas rozmów telefonicznych z nim, próbował wydobyć od niego jakieś informacje, ale Moore naprawdę się pilnował i nie zdradzał nic w tej kwestii. Charles zaczął tracić nadzieję na to, że znajdzie go kiedykolwiek, jeżeli William mu na to nie pozwoli. Mimo przeszkód nie poddawał się. Czasem załamywał się, twierdził, że ma dość i mówił, że już nie zamierza go szukać, a potem odbierał od niego telefon, przez co po rozmowie wstępowała w niego nowa energia i wola walki.
~♧~
Zdążył minąć ponad tydzień, a właściwie to już prawie dwa, brakowało jeszcze tylko jednego dnia. Will nie zamierzał wracać. Zadomowił się w nowym miejscu, było mu tu dość dobrze i przyjemnie, chociaż każdego dnia myślał o Charlesie, trochę tęsknił za nim, chciał wrócić, przytulić go, pocałować, ale był zbyt uparty w swoich działaniach. Nadal uważał, że tak będzie lepiej dla jego kochanka. Naprawdę chciał dla niego jak najlepiej i liczył na to, że ten go nigdy nie znajdzie. Z drugiej jednak strony, gdzieś w głębi serca chciał, żeby to się stało, żeby Vasillas przyjechał do niego. Dzwonił do niego nie dlatego, że ten go o to prosił. Dzwonił, bo sam tego chciał, pragnął chociaż słyszeć go przez chwilę, skoro nie mógł z nim być. Próbował temu zaprzeczać, ale tęsknił. Tak przeklęcie brakowało mu obecności Charlesa, za bardzo się do niego przyzwyczaił. Wiedział, że zbyt długo nie wytrzyma już. Z każdym dniem coraz bardziej chciał spakować się i wrócić. Raz nawet zaczął realizować ten plan, ale szybko z niego zrezygnował.
Nastała godzina wyczekiwana zawsze przez nich obu. Był już wieczór, a właściwie prawie godzina 19. Nie czekał aż zegar wybije równą godzinę, postanowił zadzwonić wcześniej. Usiadł na kanapie przy kominku w swoim niewielkim salonie. Wziął telefon ze stojącej obok szafki i wykręcił odpowiedni numer. Czekał chwilę, aż ktoś odbierze.
- Tak? - spytał kobiecy głos ze słuchawki.
- Czy jest pan Vasillas? - zapytał. Nie poznał kobiety po głosie, a przynajmniej nie do końca. Domyślał się, że mogła to być Rosalia. No chyba, że... Charles miał kochankę...
- Niestety. Nie ma go w domu.
- A kiedy wróci?
- Uciekł pan, a teraz chce pan znać takie informacje? - teraz był już prawie pewien, że to Rosa.
Martwił się, że Charlesowi mogło coś się stać, przecież on nigdy nie przegapił rozmowy z nim. Szczerze niepokoił się o niego, a jego serce zaczęło bić szybciej. Vasillas mógł być jeszcze w pracy albo naprawdę coś mu się stało i przez to nie wrócił jeszcze, ewentualnie... był z kimś, znalazł sobie kogoś innego. To była najgorsza opcja. Aż poczuł ukłucie zazdrości w sercu.
- Proszę mi powiedzieć, czy nic mu się nie stało. - powiedział błagalnie wręcz.
- Nie. Pan Charles był tu wcześniej i powiedział, że idzie na spotkanie z kimś. Chyba znalazł sobie nowego kochanka. - zaśmiała się cicho.
- Kłamie pani...
- Nie. Naprawdę pan Charles wyszedł się z kimś spotkać i powiedział, że nie wróci na noc.
Słuchawka wypadła mu z ręki. Czuł rozrywający ból w piersi. Sam tego chciał, sam namawiał Charlesa do zapomnienia o nim, a teraz co? Vasillas kogoś miał, a on jak głupi siedział tu i cierpiał. Kiedy stał się taki słaby i głupi? Jak mógł sobie pozwolić na jakiekolwiek uczucia względem kogokolwiek?
- Jest tam pan? - usłyszał, ale nic nie odpowiadał. Nie był w stanie. Dziewczyna rozłączyła się w końcu.
Przez chwilę siedział tak w ciszy. Wpatrywał się w ciemną przestrzeń przed sobą. Sam tego chciał, więc jakim prawem teraz rozpaczał, gdy Charles odnalazł szczęście u boku kogoś innego? To była tylko i wyłącznie jego wina, wiedział o tym, ale to nadal bolało. Vasillas obiecywał mu, że będzie czekał, ale ile można czekać? Ile czasu można tęsknić za jedną osobą? Wiedział, że kiedyś nastąpi ten moment, ale nie był na to przygotowany. Nie teraz.
Postanowił zastosować się do własnych rad i żyć dalej. Wiedział, że to nie było takie łatwe i nie sądził, że da radę. Wyszedł na zewnątrz...
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top