28

Tak naprawdę spodziewał się, że Willa może już nie być, gdy się obudzi. Moore może odrobinę mu ufał, ale to nie zmieniało ich sytuacji. Domyślał się, że teraz trudno będzie się mu z nim spotkać. Może i Will go kochał, ale jakie znaczenie miały uczucia, gdy w grę wchodziło życie?

Czuł się trochę samotny i zawiedziony, kiedy się obudził, a jego już przy nim nie było. Moore zawsze to robił, za każdym razem uciekał. Charles chciał, żeby ten w pełni mu zaufał i został z nim. Niestety nie mógł wiedzieć, co dzieje się w głowie Willa. Mimo, że nie popierał tego, że Moore zabijał ludzi, był w stanie go zrozumieć. Sam też mściłby się za swoją rodzinę.

Tym razem był mądrzejszy. Nie miał nadziei na to, że Will jest gdzieś w domu. Od razu zaczął szukać jakiejś wiadomości od niego. Miał nadzieję, że chociaż zostawił mu jakiś list. Nie mylił się, na szafce przy łóżku znalazł złożoną kartkę. Wziął ją i zaczął czytać zawartość listu.

Jestem głupcem błądzącym w ciemności. Nie wiem czy dobrze robię, ale może tak będzie dla nas lepiej. Dzięki temu nie sprawię ci żadnych kłopotów, jedynie mogę Ci dać tęsknotę. Zachowuje się jak tchórz, ale tu już nie chodzi tylko o mnie, bardziej martwi mnie to, że ktoś się dowie, że ktoś oskarży Ciebie o pomaganie mi. Też chcę zapewnić Ci bezpieczeństwo, a będąc u twojego boku nie mogę Ci tego dać. Wiem, że lepiej byłoby gdybyś o mnie zapomniał, gdybyś przestał mnie kochać, ale nie chcę, żeby to się stało. Jestem egoistą, mordercą zakochanym w detektywie. Wczoraj nie miałem odwagi powiedzieć Ci tego wprost, ale chcę żebyś wiedział. Charles, kocham Cię. Być może jeszcze kiedyś się spotkamy, być może mnie nie poznasz, może znajdziesz sobie kogoś lepszego, a wtedy usłyszysz o mnie po raz ostatni. Na razie zamierzam żyć w ukryciu, z dala od tego miasta, ale kiedyś tu wrócę. Nie liczę na to, że będziesz na mnie czekał, ale obiecuję wrócić.

Na zawsze
tylko Twój
W.J.M.

Te słowa przyprawiły go o szybsze bicie serca. Will uciekł, znów to zrobił, ale też wyznał mu miłość. Tak naprawdę to myślał tylko o tym wyznaniu, nie liczyło się, że chłopak być może był już gdzieś daleko, bo teraz już wiedział, że jego miłość była odwzajemniona. Musiał tylko go odnaleźć, a potem będą mogli żyć razem. Dla niego mógłby nawet wyjechać gdzieś daleko, zostawić to wszystko i udać się z Moore'em do jakiegoś odległego, spokojnego miejsca.

Mimo, że jego Williama tu nie było, uśmiechał się, jakby ten był obok niego. W końcu miał kartkę, którą Moore niedawno trzymał w swoich dłoniach; kartkę, na którą były przelane myśli chłopaka i jego wyznanie.

Cieszył się jak wariat tylko z powodu tej jednej kartki, a dokładnie z jednego zdania. 'Charles, kocham cię.' Te trzy wyrazy zrobiły z niego szaleńca. Nie myślał racjonalnie. Chciał znaleźć Willa jak najszybciej i usłyszeć te słowa z jego ust, chciał go pocałować, a nawet mógłby paść do jego stóp i dać mu wszystko, czego tamten będzie chciał. Niestety najpierw musiał go znaleźć, a to raczej do łatwych nie będzie należało.

Naszykował się jak najszybciej i wybiegł w pośpiechu z pokoju. W dłoni nadal ściskał list i nie zamierzał go zostawić, ta kartka była dla niego teraz świętością. Zbiegł na dół, zaczął szukać Rosalię. Gdy ją zawołał, dziewczyna wyszła z kuchni i zatrzymała się przed nim.

- Dzień dobry. - powiedziała dziwnie na niego patrząc. Nie rozumiała z czego się tak cieszył, skoro Will znów mu uciekł.

- Dzień dobry, Rosa! - uścisnął ją, a ona coraz bardziej podejrzewała u niego szaleństwo.

- Coś się stało? - spytała zaniepokojona.

- Tak. Rosalio, William mnie kocha!

- Czyżby? - nie była ani trochę tego pewna, ale próbowała uwierzyć - Pan William wyszedł niedawno. Powiedział, że musi wyjechać. Obiecał dzwonić. Jeżeli kocha, to dlaczego znów uciekł?

- Nieważne, Rosalio, nieważne. Znajdę go.

- Jest pan pewien?

- Tak. Kiedyś na pewno go odnajdę.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top